7
Jakiś czas później
Pov. Polska
Oficjalnie jutro jadę na tę 'wycieczkę' w góry. Tak jest. I co najlepsze, Niemcy też jedzie... Ale z drugiej strony najgorsze jest to, że 'Północny' z klasy Niemca będzie jechał. No niestety. Z tego wszystkiego prawie bym zapomniał...
-proszę pani, mogę do toalety? - odezwał się Szwecja z końca sali
-dobra, leć - odpowiedziała od niechcenia nauczycielka
-Ja też mogę? - odezwał się Norwegia, gdy Szwecja wstał z ławki. Wspomniany niebieski chłopak z żółtym krzyżem stanął przed drzwiami od sali na dźwięk słów swojego kolegi.
-nie, wy dwaj to nie najlepsze połączenie. Poczekasz, aż on wróci - odpowiedziała Norwegii nauczycielka. Zrezygnowany Szwecja westchnął i wyszedł z sali pod podejrzanym wzrokiem nauczycielki.
Z nudów spojrzałem na zegar. Nie działa. Jak zawsze... I prawie bym zasnął, gdyby nagle nie głośne szeleszczenie paczki od chipsów. Każdy od razu odwrócił się w stronę źródła dźwięku, a nauczycielka przemierzyła podejrzanym wzrokiem Nauru siedzącego z tyłu z ręką w plecaku.
-Nauru - zaczęła nauczycielka - mówię ci już 69 raz w tym roku, żebyś nie jadł na lekcji. A dopiero marzec! Żarty sobie robisz? Wciąż się dziwię, dlaczego nie wstawiłam ci uwagi. A może w sumie powinnam, by uczcić "wyjątkową" liczbę moich upomnień?
Przez ten cały czas Nauru siedział zamyślony z kamienną twarzą. Nauczycielka uśmiechnęła się tylko i zaczęła klikać coś w komputerze. Po chwili z oka Nauru poleciała pojedyncza łza gdy nauczycielka oznajmiła, że już wstawiła uwagę. Cóż, mógł nie jeść. I na nic argumenty, że "był głodny", gdyż za pięć minut dzwonek. Sprawdzałem na telefonie.
Po chwili znów drzwi się otworzyły i wleciał Szwecja. Nauczycielka gestem ręki posłała Norwegię tam, gdzie chciał iść (czyli do toalety) i zajęła się swoimi sprawami, by następnie oznajmić 'malutką i łatwiutką' pracę domową. Po tym wszystkim wrócił Norwegia i zadzwonił dzwonek.
-NARESZCIE, WOLNE! - krzyknął Szwecja.
-weź się zamknij - wtrącił się Dania
-obydwaj się zamknijcie i się spakujcie, bo muszę salę zamknąć - odezwała się nauczycielka. Już więcej nikt się nie odezwał, tylko zgodnie z poleceniem nauczycielki spakowali się i wyszli, włącznie ze mną.
Już wiedziałem, kto będzie czekał na mnie. Kończy o tej samej godzinie co ja...
A tak w ogóle to dlaczego tak mu zależy na przebywaniu z takim kimś jak ja? Z kimś, kto ogólnie boi się przebywać z nieznajomymi, woli przebywać sam...
-Widzę, że czekałeś - usłyszałem
-ah, tak, tak... - odpowiedziałem - noo... Nie wiem, idziemy na stację?
-a może przejdziemy się gdzieś, no nie wiem... Np. do kina? Na pewno puszczają teraz coś fajnego - zaproponował
-a co to, randka jakaś? - skomentowałem znudzony. Nie lubię takich wyjść.
-nie, no co ty - odpowiedział lekko zakłopotany - to źle, że chcę gdzieś wyjść z przyjacielem?
"Przyjacielem"?
-nieee, ale... - próbowałem się wymigać - muszę wyjść z psem niedługo. Jest nauczony na jedną godzinę-
-nie może pies poczekać?
Stałem jeszcze przez chwilę próbując wymyślić jakąś wymówkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy, aż w końcu z rezygnacji powiedziałem:
-Dobra...
***
-Było fajnie, co nie? - stwierdził uśmiechnięty, nadzwyczajnie rozpromieniony Niemiec po wyjściu z kina
-no - odpowiedziałem. Co prawda film nie był zły, ale już zaczyna robić się ciemno, a ja o tej porze zwykle leżę w łóżku i czytam coś lub gram w coś na telefonie...
-chodźmy na pociąg - stwierdziłem - jest niedaleko.
-no, wiem - odpowiedział - dobra, to idziemy.
Przez całą naszą drogę Niemcy był dość wesoły. Z czego tak się cieszył????
-ej, a tak właściwie to co sprawiło, że masz taki dobry humor? - nie wytrzymałem i się zapytałem
-a wiesz... - zawiesił się - to, że z tobą wyszedłem do tego kina... I ogólnie film był dobry, ładna pogoda...
-ładna? - spojrzałem się na niebo - zaczyna kropić!
Po chwili przyspieszyliśmy i w końcu znaleźliśmy się na nieszczęsnej stacji. Mam miesięczny bilet, więc nie jest najgorzej. Niemcy też ma.
-Ej, patrz! - zaczepił mnie, wskazując na tablicę wyświetlającą nazwy pociągów i stacje wraz z godziną - opóźnienie!
Półgodzinne opóźnienie. Świetnie. A miał być za pięć minut...
-no to teraz trzydzieści pięć minut czekania - odpowiedziałem - w tej ulewie... Ja idę na dworzec, pięć minut przed pociągiem wyjdę.
-ja też - odpowiedział, podążając za mną
O czymś tam przez ten czas rozmawialiśmy, aż w końcu ten nieszczęsny zielony pociąg przyjechał. Od razu wsiadłem razem z Niemcem i w dojechaliśmy do swoich stacji. W drodze do domu wciąż o nim myślałem...
Zasypiając wciąż zastanawiałem się, co z tą wycieczką. Z kim będę miał pokój? Na pewno będą trzyosobowe, jak w tamtym roku... Ile będziemy tak w ogóle tam jechać?
***
Znów rozdział krótki, ale postarałam się wycisnąć z siebie resztki weny... Cóż, przynajmniej jakiś jest :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top