27

Pov Niemcy

Czasem myślę, co by było gdybym dostał pozytywną odpowiedź od Polski... Ja naprawdę nie wiem dlaczego tak wyszło, po prostu...

-Niemcy, wyjdziesz z tej łazienki?!? Ktoś od piętnastu minut próbuje się do ciebie dodzwonić!!!!! - usłyszałem. No tak, Austria.

Szybko wcisnąłem przycisk spłuczki na kiblu, by następnie umyć ręce i wyjść z wspomnianego pomieszczenia. Dopiero teraz do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka telefonu. Szybko pobiegłem do swojego pokoju i zamykając drzwi chwyciłem telefon, by ujrzeć nieznany numer na wyświetlaczu. Postanowiłem odebrać.

-Halo? - odezwałem się

-SIEMA STARY!! DZIŚ NA ÓSMĄ JEST MOJA IMPREZA URODZINOWA, OBECNOŚĆ OBOWIĄZKOWA!! - usłyszałem dziwnie m znajomy głos...

-Zaraz, kto dzwoni? - spytałem się trochę zdezorientowany.

-Serio stary nie kojarzysz mnie?!?! Ameryka, twój super kolega z klasy!

Ah, Ameryka... Ta...

-Nie wiem, czy przyjdę - odpowiedziałem.

-Nie musisz przynosić niczego drogiego, wystarczy jakieś niemieckie co nie co...  No wiesz, alkohol! Poza tym, zaraz prześlę ci adres - odparł i krótko po tym rozłączył się.

W sumie to czemu by nie iść... W końcu będzie darmowy alkohol. A to dobry pomysł, by zapomnieć o Polsce...

Jest dopiero 18:30.jak wyjdę o 19 to powinno być ok.

By zabić czas, postanowiłem poczytać sobie mahwę z gatunku 'yaoi' poleconą kiedyś przez Polskę.

I tak się zaczytałem, że nie zauważyłem gdy czas w telefonie zmienił się o 50 minut, tym samym pokazując godzinę "19:20" na wyświetlaczu.

"no nie, spóźnię się..." - pomyślałem i szybko spakowałem co musiałem i wybiegłem z domu... W sumie nie ma po co biegać bo tylko bardziej się zmęczę. Do domu Ameryki trochę jest drogi...

Oczywiście musiałem iść na pieszo, gdyż nie ma tam żadnego autobusu. Droga zajęła mi 50 minut... To dość dużo. I oczywiście się spóźniłem.

Gdy byłem już na miejscu, ujrzałem dość duży dom na dużej działce. Trochę niepewnie zadzwoniłem dzwonkiem i postanowiłem poczekać pod drzwiami. Nie musiałem czekać długo, gdyż po chwili wspomniane drzwi otworzyły się i w drzwiach ukazał się nie kto inny jak solenizant, wraz z głośną muzyką dobiegającą z środka budynku.

-Siema stary! - usłyszałem - co tak późno?

-Zo późno wyszedłem z domu - przyznałem się, podając mu torbę z 'prezentem' - Tu mam to, o co prosiłeś.

-Świetnie! - krzyknął, odbierając- Wchodź do środka.

Tak jak powiedział, wszedłem do środka. Chłopak potem zamknął drzwi na klucz i poszedł do jakiegoś nieznanego mi pomieszczenia.

Łatwo było zauważyć, że cała ta "impreza" odbywała się w dość dużym pokoju gościnnym.

-Są już wszyscy?!? - usłyszałem Kanadę, brata Ameryki

-Nie, jeszcze nie ma jednego! - ktoś krzyknął, zbliżając się do Kanady i o czymś rozmawiając.

W pomieszczeniu ujrzałem parę znajomych twarzy, w tym Japonię.

-Hej - przywitałem się - nie mówiłaś, że będziesz.

-Ty też nie - odpowiedziała

-Właściwie... - zamyśliłem się trochę - zapomniałem ci powiedzieć.

-Ostatnio dużo o czymś myślisz... - odpowiedziała.

Po chwili ktoś z innego pomieszczenia krzyknął jej imię, przez co pobiegła w stronę głosu zostawiając mnie sameto. Jako iż nie umiem tańczyć ani nic w tym stylu, postanowiłem usiąść na kanapie i wziąć sobie jedno piwo z zgrzewki, słuchając amerykańskiej muzyki w tle.

***

-Jest! - ktoś krzyknął, gapiąc się przez okno. Po chwili Ameryka pobiegł do drzwi wyjściowych i z uśmiechem na twarzy otworzył je kluczem. Po tym wszystkim wpuścił bardzo spóźnionego gościa, którym okazał się być... Polska?!

-Hej wszystkim, trochę się spóźniłem... - zaczął - ale to nic. Wszystkiego najlepszego.

Po wypowiedzeniu tych słów wręczył coś Ameryce i zaczął iść w stronę pokoju, w którym się znajduję. Nie chciałbym psuć mu humoru swoją obecnością, lecz zaraz będziemy zapewne śpiewać te klasyczne 'sto lat', więc i tak będzie mnie widział.

Po chwili każdy ustawił się w 'kole' i zaczęli śpiewać. Oczywiście przed tym Kanada zapalił świeczki na torcie przy użyciu jakiejś słabej zapalarki.

"Sto lat Sto lat niech  żyje żyje nam..."

I tak dalej.

Po tym wszystkim solenizant pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki, by po chwili usłyszeć oklaski.

-Dobra, koniec z tym - powiedział - Czas rozpocząć imprezę!

Każdy wziął sobie kawałek tortu pokrojonego przez Amerykę na talerz, by następnie go zjeść. Wciąż czułem na sobie wzrok polski, jednak tak jakby... Unika mnie?

-Co sądzisz o torcie? - Ameryka podszedł do Polski i się spytał, mając na myśli tort

-Nie jest zły - odpowiedział nl

-Super. Jak możesz to za pięć minut chodź na górę, mam ci coś do powiedzenia.

Po usłyszeniu tych słów omal się nie oplułem tortem. On zabiera go gdzieś?

Dobra może nie każdy jest gejem tylko czekającym na to by mu coś zrobić,  lecz... Nie lubię, gdy on tak kręci się blisko Polski. chciałbym mieć go tylko dla siebie...

Właściwie to poszedłem tutaj po to, by o nim zapomnieć... Więc czemu o nim myślę? Nic mu się nie stanie.

Powinienem dobrze się bawić tak jak inni, przy muzyce. Zgaduję, że Ameryka puścił jakiś mix muzyki na YouTube, gdyż teraz leci "all I ever wanted", a to nie do końca jego styl muzyki z tego co wiem. Tekst tej piosenki trochę opisuje moje myśli co do Polski, a szczególnie "And everyday you're in my head, I want to have you in my bed".

W każdym razie...

-Ej, to nie twój brat? - niespodziewanie usłyszałem głos Japonii

-Zaraz, co? - spytałem się zaskoczony - Austria? Nic mi nie mówił o tym, że będzie.

-No wiesz... - dziewczyna znów spojrzała się za mnie - tak jakby, to nie Austria.

-Co, jak to?

-Spójrz za siebie w okno.

Zrobiłem to, co dziewczyna kazała. Odwróciłem się w stronę znajdującego się za mną okna, jednak niczego nie znalazłem.

-nie ma tam niczego - odparłem - chodzi ci o lichtenstein'a?

-Tak! - odpowiedziała - był tam przed chwilą, gapił się niemal przyklejony do szyby z jakimś osobnikiem w jego wieku.

-Luxemburg... - odpowiedziałem - dobra. Ja teraz nie będę go szukać, lecz jak go zobaczysz to zrób zdjęcie. Pogadam z nim w domu.

-Dobra - odpowiedziała, podchodząc do kogoś kogo nie znam. W tym momencie minęła tamta piosenka i zaczęła się jakaś mi nieznana. Odłożyłem pusty talerz po torcie na stół i spojrzałem się w stronę dawnego miejsca Polski. Nie ma go... No to tamten gdzieś go wziął.

Może pogadam z Polską później. A lichtenstein... Ona na serio go widziała? Jakim cudem on by mnie nie dość że odnalazł to jeszcze przeszedł taki kawał drogi, wszedł na teren Ameryki j gapił się przez okno w pokoju pełnym tylu osób? I prawie nikt go by nie zauważył?

Mimo głośnej muzyki i tego gadania jednak zdołałem usłyszeć powiadomieni telefonu. Jak się okazało, to była Japonia. Wysłała mi zdjęcie przez aplikację "friend", I to nie byle jakie zdjęcie, lecz zdjęcie lichtenstein'a na oknie w kuchni.

Ten dzieciak mnie czasem przeraża.

Nagle usłyszałem znajomy głos należący do Polski i.. śmiech? Czy ja w ogóle słyszałem kiedyś jak on się śmiał w moim towarzystwie?

-Tak, było świetnie - odpowiedział, idąc obok solenizanta.

Już tyle wystarczyło, by w mojej głowie natychmiastowo pojawiły się myśli o Polsce. Co on tam z nim robił?

-Nice - odpowiedział jego towarzysz, by po chwili mruknąć coś pod nosem w taki sposób, że muzyka w tle uniemożliwiła mi usłyszenie tego.

Właściwie to niektórzy (w tym Rosja) już byli... Nawaleni. Grupka osób również grała w butelkę i akurat pewien osobnik z mojej klasy został wylosowany. Kanada, brat Ameryki siedział na kanapie i oglądał telewizję razem z jakimś gościem i jakąś dziewczyną. Tymczasem polska? Ujrzałem go wychodzącego na dwór.

Oczywiście gdy wyszedł również podszedłem do drzwi, by następnie je otworzyć i wyjść za nim. Wszyscy wydawali się być zajęci 'imprezą' (która w sumie jest trochę słaba), więc nikt nie zauważy mojego zniknięcia.

-hej - zacząłem, przez co chłopak trochę się wystraszył.

-Co? - odwrócił się - ah, to ty...

-Co u ciebie? - spytałem się - Długo się nie odzywałeś.

-Wiem - odpowiedział - jest ok. Wyszedłem na chwilę by odpocząć od tego wszystkiego, takie przyjęcia nie są dla mnie. Właściwie to przyszedłem tylko dlatego, że Ameryka nalegał.

-Aha... - odpowiedziałem  - w sumie ja też. a tak w ogóle to co on chciał od ciebie wcześniej?

-widziałeś to? No, właściwie to nic konkretnego. Zadał mi tylko pytanie.

-Jakie?

-To sprawa między nim a mną. Co się tak mną interesujesz?

Lekko się przybliżyłem, złapałem za jego ręce i spojrzałem w jego piękne oczy.

-Chyba powinieneś się domyślić.

-Wiesz... - puścił moje ręce odwracając wzrok.

Nagle drzwi od domu się otworzyły.

-Ej, a wy co tam robicie? To jakieś wyznanie miłosne? - Ameryka się zaśmiał, przez co stałem się trochę czerwony. Mam nadzieję, że tego nie widać.

-Chciałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza - wyjaśnił Polska - i spotkałem Niemca. Nic takiego.

I akurat teraz musiał tu zajrzeć... To wszystko denerwuje mnie jeszcze bardziej. Mogłem zostać się w domu.

Polska tylko spojrzał się na mnie i nic nie mówiąc wszedł do budynku by następnie rozmawiać z Ameryką. Coś co powiedział sprawiło, że dobry humor solenizanta trochę minął. Po chwili pożegnał się i zaczął iść w stronę furtki.

-Wracam już do domu. Źle się czuję - wyjaśnił i wyszedł.

Zirytowany wszedłem do budynku mijając najwyraźniej czekającego na mnie Amerykę. Po co w ogóle tutaj przychodziłem? Same nudy.

***

Dawno nie było rozdziału, lecz to dlatego że nie miałam zbytnio motywacji by to dokończyć. Rozdział ten nie wyszedł tak jak chciałam, lecz mam nadzieję, że nie jest aż tak zły.

28.07.2023

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top