7
Pov. Niemcy
-jest już 22, idziemy! - krzyknął Polen. Wcześniej rozmyśliłem się twierdząc, że "nie znam" Rosji. No bo nie znam.
-ale ja nie chcę... Możemy spędzić sami ten dzień... A poza tym ojciec nie wpuści psa do domu i ten ze strachu ucieknie pod samochód... - próbowałem zachęcić go do sylwestra w domu
-to ja z nim porozmawiam. Nasz pies będzie na ten czas w domu. Idziemy!
-a mój ojciec? I twój...
-Ron też będzie. No już, idź może nakłoń Rzeszę.
-ale on się nie zgodzi...
-gówno prawda - odpowiedział - idź, albo ja to zrobię.
W końcu się poddałem i poszedłem porozmawiać z Rzeszą.
-vater... - zacząłem, gdy zobaczyłem ojca siedzącego w kuchni
-hm? - odpowiedział, patrząc się na mnie
-ja i Polen idziemy na sylwestra do jego kolegi Rosji, idziesz z nami?
Rzesza zamyślił się na chwilę.
-Rosja? - spytał się - kto to?
-nie wiem. Pójdę po Polen'a.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem i po chwili przyprowadziłem do kuchni swojego chłopaka.
-Rzesza chce wiedzieć, kim jest Rosja - szepnąłem mu do ucha.
-no to... Rosja to syn ZSRR, taki mój kolega. Mieszka niedaleko i ogólnie robi fajne imprezy. To...
-ZSRR? - Rzesza przerwał
-tak - odpowiedział Polen - to jak?
-mogę iść - zgodził się Rzesza
***
-ty pukasz - powiedziałem, gdy staliśmy przed drzwiami do domu Rosji. Już jest prawie 23.
Po chwili drzwi się otworzyły, ukazując wysokiego niczym wieżowiec chłopaka ubranego w czarną bluzę marki Adidas i taką czapkę, jak się zwała... O, uszanka.
Polen wyglądał na zdziwionego.
-Rosja, ty trzeźwy?
-a jak, miałbym przed 24 zakończyć zabawę? - odpowiedział "Rosja"
-no, w zeszłym roku... - chciał odpowiedzieć Polen, ale Rosja mu przerwał:
-dobra, zamknij się i wchodź. Oprócz nas i mojej rodziny jest tu Ameryka z kanadą, Japonia i... Chyba tyle. A, i bym zapomniał. Macie coś?
-nie - Polen odpowiedział, gdy weszliśmy
-co? Czemu?
-dzwoniłem do ciebie. Powiedziałeś, żebym niczego nie przynosił.
-aha..
-Hej Niemcy i Polska! - znikąd nagle zjawiła się Japonia.
-hej - przywitaliśmy się w tym samym czasie.
-jak coś to mój ojciec jest w kuchni - poinformował Rzeszę Rosja. Ten nie odpowiedział tylko zaczął iść gdzieś, w stronę kuchni chyba, nie wiem.
-dobra, chodźcie do salonu - zaczął Rosja - a tak w ogóle to czekaj... - zawiesił wzrok na mnie, a następnie zaczął się śmiać
-co jest? - spytałem się nie wiedząc, o co chodzi
-nic stary - nadal się śmiał - po prostu przypomniało mi się coś... Nie ważne.
Poszliśmy do salonu, witając się z Ameryką i Kanadą. Po chwili Japonia zasugerowała:
-ej, zagramy w butelkę?
Ja i Polen spojrzeliśmy się na siebie.
-tak! - wszyscy oprócz mnie powiedzieli w tym samym czasie (nie licząc Rzeszy i ZSRR, ich to gdzieś wywiało. I Ron'a w sumie też)
Tak więc ustawiliśmy się w koło. A właściwie usiedliśmy. Rosja wyjął skądś jakąś butelkę po "cytrynówce" wypitej przed imprezą i zaczął kręcić. Wypadło na Kanadę.
-pytanie czy wyzwanie? - spytał się Rosja
-wyzwanie - odpowiedział niemal od razu śmiale Kanada.
-taa? Zrób dziesięć przysiadów... Nie. Piętnaście - Rosja się uśmiechnął. Mina chłopaka o imieniu "Kanada" w ułamku sekundy się zmieniła na mniej optymistyczną. Ledwo zrobił te przysiady, dysząc i sięgając po jakieś picie. Po chwili wrócił do koła i zakręcił. Wypadło na Polen'a.
-hmmm... - uśmiechnął się - muszę poprawić sobie humor po tym okropnym wysiłku. Pytanie czy wyzwanie?
-pytanie... - odpowiedział niepewnie młodszy
-ok, w takim razie KoGo KoChAsZ?
Polen się zawiesił, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
-nikogo lol - odpowiedział swobodnie - nikogo stąd, nikogo z naszej szkoły, nikogo z tego miasta
-aha - odpowiedział zaskoczony Kanada. Ciekawe czy domyślił się, że wypytywany przez niego chłopak skłamał.
Później wypadło na chłopaka w okularach, zwanego... Chyba Ameryką.
***
-hau hau... Woof? - usłyszałem szczekanie psa, który do mnie przybiegł.
Powietrze mimo późnej godziny nie było zbyt zimne. Prawdę mówiąc jestem jednym z nielicznych trzeźwych osób na imprezie po 1 rano. Co do fajerwerek... Nawalali dwadzieścia minut, później ucichło. Nikt z osób w tym domu nie puszczał fajerwerek, gdyż każdy oprócz mnie był choć troszkę po alkoholu. A ja? Też trochę później wypiłem, lecz wcześniej nie chciałem puszczać gdyż... Nie chce stracić ręki. Takie rzeczy nie dla mnie.
Pogłaskałem psinę po głowie. O dziwo nie szczekał już, nie warczał ani nie wykazywał oznak złości mową ciała. Wcześniej aż do godziny 00:50 był w domu, gdyż fajerwerki to ogromny stres dla psa. W środowisku naturalnym takie głośne dźwięki nie występują, ani takie kolorowe "efekty" na niebie. Zwierzę nie znając źródła tego dźwięku po prostu się go boi tak jak niektórzy z nas, np. gdy coś będzie słuchać w innym pokoju po trzeciej w nocy.
-hej, co porabiasz? - usłyszałem nagle głos, dobrze mi znany. Aż za dobrze...
-głaskam psa. Muszę trochę ochłonąć. - odpowiedziałem.
-oh... - chłopak w swetrze usiadł obok mnie na schodach, które znajdowały się przed drzwiami na dworzu - kocham cię.
Rozejrzałem się, może ze stresu, po okolicy wypatrując Japonii lub innego debila w krzakach lub oknie, jednak nikogo takiego nie znalazłem.
-Ja ciebie też - odpowiedziałem naturalnie
Po chwili Pole przybliżył się do mnie i złączył nasze usta w pocałunku. Było czuć od niego alkohol, i to aż za bardzo... Jednak odwzajemniłem pocałunek, spragniony uczuć.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Niemcy... - zaczął - jestem już gotowy. Chcę to robić, teraz. Rosja ma wolny pokój...
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, o co mu chodzi.
-Nie! - przerwałem
-dlaczego? Przecież chciałeś...
-ale teraz nie chcę. Takie rzeczy jak wytrzeźwiejesz.
-ale ja nie jestem pijany - odpowiedział
-jesteś.
Po chwili usłyszałem otwarcie drzwi.
-zachowuj się normalnie - szepnąłem mu do ucha, a następnie odwróciłem się w stronę Rosji, który usiadł obok nas.
-co robicie? - spytał się
Polen już chciał coś powiedzieć, jednak uciszyłem go wzrokiem
-siedzimy. Muszę trochę ochłonąć po tym wszystkim a on... - zetknąłem na mojego chłopaka - przyplątał się tu i nie chce odejść.
-cóż, tak to bywa na moich imprezach - Rusek się zaśmiał, a następnie przybliżył się do mojego ucha - czyżby nie wypił za dużo?
-Nie jestem pijany! - przerwał Polen
-jesteś - odpowiedział Rusek. I w tym momencie dwoje nawalonych osób zaczęło się kłócić o to, czy są nawaleni.
-przestańcie! - krzyknąłem po paru minutach
-co tam? - nagle z domu do nas wyszedł wyszedł Ameryka
-ucisz ich, błagam... - odpowiedziałem
-oh...
Ameryka na luzie podszedł do Rosji, a po chwili go pocałował przez chwilę sprawiając, że w mig i Rosja, i Polen się uciszyli. Po chwili znów wszedł do domu, rzucając tylko:
-bez obaw, zapomni do jutra.
-no, to ja idę. Przypomniał mi się cydr*, który ukryłem pod płytką na podłodze w kuchni - odpowiedział Rosja zmieszany
-WIEDZIAŁEM, ŻE TO TY ZABRAŁEŚ MÓJ CYDR! ZABIJĘ CIĘ!- nagle znikąd odezwał się Ukraina, biegnąc w stronę Rosji z podwórza. Jak długo tam stał? Mam nadzieję, że nie widział i nie słyszał wszystkiego, gdy byłem sam na sam z Polen'em...
***
Ten rozdział miał być wczoraj, lecz nie miałam czasu go napisać...
Jak wam minął sylwester?
*Cydr - rodzaj alkoholu z jabłkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top