22
Pov. Niemcy
-Tak? A może to twój ojciec coś ukrywa?!!?!?!! - usłyszałem z kuchni
Gadka przez telefon Rzeszy wydaje się być trochę podejrzana... Najlepiej się nie ujawniać. Nie powinien podsłuchiwać, jednak coś mówi mi, że dzięki temu będę mógł dowiedzieć się czegoś nowego...
-ten "pokój"... Wiedziałeś o jego istnieniu! Wiedziałeś o wszystkim, jednak nic nie robiłeś! - znów krzyknął Rzesza - co? Jaki pokój? A ten w przeklętym domu, w którym teraz mieszkam! Ten w piwnicy!
Zaraz, czy chodzi mu o sekretny pokój w piwnicy?
-co robisz? - przyszedł lichtenstein
-ciszej! - uciszyłem go - stój tu i się nie ujawniaj
Dzieciak nie odpowiedział, tylko stanął za ścianą na korytarzu obok mnie.
-nie gadaj! To przez twojego ojca. Mogłeś go zmienić, miał obsesję na twoim punkcie i by się zmienił... - znów usłyszałem do Rzeszy - gówno prawda! Ron nie był niczemu winny!
Po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk informujący o tym, że albo ojciec, albo rozmówca się rozłączył. Po chwili Rzesza skierował swój wzrok na mnie, przez co niemal dostałem zawału. Lichtenstein zwiał do piwnicy drzwiami, które znajdują się pod schodami na górę jakby wiedział, że mu też się dostanie. Ja natomiast stałem w szoku.
-Deutschland! - ojciec krzyknął - kto pozwalał ci podsłuchiwać?
-nikt - odpowiedziałem - po prostu usłyszałem coś o poko- ugryzłem się w język na końcu ze stresu. On nie miał widzieć, że wiem...
-o pokoju w piwnicy? - spytał się - czyli wiesz...
-ja poprostu szukałem wyjaśnienia pewnej sprawy... W sensie dlaczego byłeś taki obojętny w stosunku do Ron'a?
-to nie powinno cię obchodzić dzieciaku - odpowiedział - zejdź mi z drogi
-chcę wyjaśnień - przesunąłem się, uniemożliwiając mu wyjście z kuchni - to odbija się na twoim humorze, przez co każdy ma ciebie dość.
-jak śmiesz tak mówić do swojego- niemal wybuchnął złością, jednak po chwili się opanował - dobra, chodź usiądź. Wyjaśnię. Tylko nie rozmawiaj z Austrią jak wróci od sąsiadów i z dzieciakiem. I z psem
Tak, jakby pies mógł mnie zrozumieć...
Usiadłem na krześle naprzeciwko Rzeszy. Czy teraz dostanę wyjaśnień? Znając go pewnie ograniczy się do minimum informacji stosując taką technikę komunikacji żebym odczuł, że to wszystko.
-tak więc może i wiesz, ale ten dom nie jest przypadkowym wyborem - zaczął - ta legenda o właścicielach opuszczających ten dom ze strachem przez duchy to bujda wymyślona przez mojego ojca, który wcześniej tu mieszkał. Zabił parę osób w tamtym pokoju w piwnicy. Za jego zachowanie obwiniałem przez długi czas Ron'a, ponieważ mój ojciec go nienawidził, lecz niedawno wpadłem na trop, że to nie on tak go zmienił.
-więc kto...? - spytałem się
-taki jeden, nie znasz - odpowiedział - to wszystko, co powinieneś wiedzieć. Teraz spadaj.
Tak jak mówił powróciłem do swojego pokoju. Właściwie to niewiele wiem o dziadku, Rzesza zawsze niechętnie o nim wspominał. Właściwie to nigdy go nawet nie widziałem. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że był aż tak okropny...
Wciąż czuję, że nie dostałem wszystkich informacji, jednak Rzesza jest niczym mina lądowa... Staniesz w złym miejscu, to wybuchnie. Wybuchnie złością.
-heeeeeeej - usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju
-czego? - odpowiedziałem nawet nie odwracając się. To Lichtenstein.
-o czym rozmawialiście? Coś ci zrobił?
-nie - odpowiedziałem. Lichtenstein wyglądał na zaskoczonego - odpowiedział mi na nurtujące mnie od momentu przeprowadzki pytanie.
-co? Jakie? - dzieciak wszedł do środka zamykając drzwi - chodzi o ducha z pokoju tortur?
-nie - odpowiedziałem - przez przypadek powiedziałem, że wiem o istnieniu tego pokoju. Rzesza powiedział mi, że ten dom nie jest przypadkowym wyborem, jeśli chodzi o przeprowadzkę.
Po chwili opowiedziałem Lichtenstein'owi wszytko, co przekazał mi ojciec. Lichtenstein wyglądał teraz na jeszcze bardziej zszokowanego.
-to dziadek był mordercą? - spytał się, gdy już wszystko mu opowiedziałem
-tak - przyznałem. Po chwili zadzwonił telefon Lichtenstein'a, z muzyczką "brawl Stars brawl stars zadymiarze".
-o, to nieznany numer - odpowiedział, a następnie odebrał - tak? Ooo, naprawdę? Nie wierzę! Oczywiście, już podaję adres e-mail. [email protected]
-dobrze, dzięki! - rozlaczył się po chwili - nie uwierzysz!!!
-co? - spytałem się
-tydzień temu z Luksemburg'iem brałem udział w internetowym losowaniu od lotto i można było wygrać 25.000 zł za symboliczną złotówkę!
-no i? Jak głosowałeś, skoro nie masz karty kredytowej i nawet osiemnastu lat? - spytałem się
-skorzystałem z karty Luksemburg'a, a to z wiekiem on załatwił. I dzwonili, że zająłem trzecie miejsce! Za pierwsze miejsce było 25.000 zł, za drugie 10.000 zł, a za trzecie 3.000 zł!
-pokaż tę stronę, może to oszustwo - powiedziałem, nie wierząc. W odpowiedzi lichtenstein wpisał coś na telefonie, a następnie podał mi swój telefon ze stroną internetową lotto. I to oryginalną!
-co zrobisz z nagrodą? - spytałem się
-jak to co? - odpowiedział - prześlą na kartę Luksemburg'a, on wypłaci i podzielimy się na pół
-aha - odpowiedziałem. Tak w ogóle to jak ten Luksemburg ma kartę debetową, skoro nie ma nawet trzynastu lat?
***
Pov. Lichtenstein
-ej, ten gościu wydaje mi się podejrzany - stwierdził Luksemburg
-hmm... Zaraz, czy to nie ten zaginiony dzieciak, o którym mówili a telewizji!? - przerwałem
Tydzień temu ogłosili na FB, że taka jedna dziewczynka w naszym wieku została porwana.
-czekaj... - Luksemburg się zamyślił.
Właśnie teraz lecimy dronem po okolicy ryzykując przyłapaniem przez policję. W końcu nie można lecieć dronem z kamerą po mieście i obserwować ludzi.
-znaleźli ją? - spytał się, przypominając sobie sprawę sprzed tygodnia - godzinę temu widziałem post na facebook'u sprzed trzech godzin, że wciąż poszukują jej
-może to sprawca? W ogóle to jesteś pewien, że to nie ktoś podobny?
Dronem dość ciężko jest ujrzeć, kto jest w aucie z przyciemnionymi szybami...
-nie wiem. Skontaktuję się z rodziną, by się upewnić.
Tak jak powiedział wszedł na profil Facebook kogoś z rodziny zaginionej i zadzwonił. Okazało się, że nie znaleźli jej jeszcze. Chłopak podał ulicę, na której stał stary, fioletowy van z napisem "free candy", gdzie znaleźliśmy zaginioną. Później szybko zadzwonił na policję...
Pov. Polska
-łap! - krzyknąłem. Pies radośnie zaczął biec za patykiem, którego przypadkowo rzuciłem do rzeki. I jak można było się domyśleć, pies również wskoczył do rzeki. Jednak niestety nie przyniósł patyka, gdyż nie wiedział, gdzie on spadł.
Po chwili usłyszałem szczekanie nie należące do Dynamit'a.
-Niemcy! - krzyknąłem i szybko odwróciłem się, zakładając bluzę. Mam nadzieję, że nie widział moich skrzydeł...
-O, Polen - odpowiedział - nie spodziewałem się ciebie tutaj
Zaraz za nim biegł Hugo, duży owczarek niemiecki. Na jego widok Dynamit wyszedł z wody i zaczął biec do niego, machając ogonem. Po chwili obydwa psy zetknęły ze sobą nosy, a następnie Hugo zaczął biec szybko w stronę drzewa, gdzie znajduje się moja huśtawka. Jak można było się domyślić, Dynamit zaczął go gonić, szczekając.
-ładnie wyglądasz - zaczął rozmowę Niemcy
-wyglądam tak, jak zawsze - odpowiedziałem - co w tym niezwykłego?
-a to, że wyglądasz jak anioł, gdy masz skrzydła - powiedział, a następnie mnie objął i przytulił. Moja twarz zalała się rumieńcem. Jednak widział...
-mogę je zobaczyć? - spytał się, patrząc mi się w oczy.
-musisz? - spytałem się niepewnie
-widziałem już cię bez dolnych ciuchów, dlaczego nie mogę zobaczyć twoich skrzydeł?
-to nie jest coś, co każdemu pokazuję - odpowiedziałem - wolę, aby nikt nie wiedział, że je mam. Mogę kiedy indziej?
Zanim Niemcy zdążył odpowiedzieć, pocałowałem go w usta, by nie mógł się sprzeciwić. Jak można było się domyślić znając jego zboczoną naturę, odwzajemnił pocałunek pogłębiając go, językiem eksplorując wnętrze moich ust. W pewnym momencie niespodziewanie ścisnął mój pośladek, przez co jęknąłem w jego usta. Natychmiast przerwałem pocałunek i zawstydzony spojrzałem w dół.
-coś się stało? - spytał się - dlaczego przerwałeś?
-po prostu ja... - próbowałem się wytłumaczyć - dlaczego to zrobiłeś?
-co zrobiłem? - uśmiechnął się. On robi to specjalnie...
-już nic - odpowiedziałem - gdzie są psy?
-psy? - rozejrzał się - psy!
Hugo i Dynamit wyglądali, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Nigdzie nie było słychać szczekania, nigdzie nie było widać ich. Nie chciałbym znowu zgubić mojego...
-Hugo! - zawołał Niemcy. Brak odpowiedzi
-Dynamit! - zawołałem po chwili. Znów brak odpowiedzi. Zaraz, to coś w oddali...?
Po chwili zdałem sobie sprawę, że to mój pies biegnie w moją stronę, a za nim Hugo, trzymając patyk w zębach. Gdy owczarej przybiegł wystarczająco blisko, raptownie zaczął gryźć patyk, niemal mieląc go zębami na papkę.
-Hugo, zostaw to! - krzyknął Niemcy. Pies oczywiście nie chciał tego oddać. Zaśmiałem się.
-nie słucha się? - zagadałem
-mowi to typ, który nawet palca nie kiwnął, by jakiegokolwiek psa czegoś nauczyć tylko zamiast tego wziął nauczonego z ulicy - odpowiedział - to żeś powiedział
-no weź już - odpowiedziałem - bądź milszy
-milszy? - odpowiedział, przysuwając się - to co ty na to?
Po chwili Niemcy popchnął mnie lekko, przez co straciłem równowagę i upadłem na trawę. Chłopak wykorzystał to, by zająć się moimi ustami, a następnie szyją... Całe szczęście, że nikt poza nami tu nie chodzi.
***
Zbliżamy się niestety do końca tej książki...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top