11

Pov. Niemcy

Wcześniej jak zwykle wstałem i zjadłem "na szybkiego" jakieś śniadanie, ubrałem się, spakowałem plecak i wyszedłem do szkoły. Dzień jak zwykle, więc nie spodziewałem się, że znów natknę się na jedną osobę. Tym bardziej, że ostatnio dawno go nie widziałem.

-Hej! Co tam u ciebie? - spytałem się

-ah... - odpowiedział typ -źle. Wciąż nie mogę odnaleźć swojego psa... Myśl, że może nie żyć...

-wiesz, bo ostatnio mój chło... To znaczy sąsiad, a właściwie przyjaciel znalazł pewnego psa. Nie był zachipowany ani nie miał żadnych zawieszek, obroży itp... podejrzewałem, że pies może być Twój, gdyż wyglądał tak samo, jednak nie mogłem nigdzie cię znaleźć..

-wiesz, bo ja tydzień temu wyprowadziłem się stąd. Teraz to miejsce będzie tylko wspomnieniem, w tym Filipiny... Dziś jestem jeszcze z rodzicami po coś i zostałem wysłany po coś. Mieszkam teraz w bloku, gdyż właściciel domku który moi rodzice wynajmowali oznajmił, że nikomu tego domku już nie chce wynajmować. W bloku jest małe podwórze i to wspólne, a w dodatku rzadko ktoś jest teraz w domu, więc... I tak niestety musiałbym go oddać. Tym bardziej, że... - zawiesił się.

Ten typ to Indonezja. Chodzi do tej samej szkoły co ja i Polen, ale do innej klasy z tego co mi wiadomo. Filipiny to jego przyjaciel. Często się widywaliśmy, gadaliśmy, jednak nigdy nie wymieniliśmy się danymi kontaktowymi.

-właściciel bloków nie pozwala trzymać zwierząt? - spytałem się

-pozwala, ale tylko małe gryzonie lub rybki, mrówki, patyczaki...

-a Filipiny nie mógłby zająć się psem?

-nie - odpowiedział - on ma bardzo lękliwego kota, który jest po operacji. A co z tym psem... Nie planujecie go oddać? Czym go karmi? Wychodzi z nim?

-Mój sąsiad nie planuje go oddać, chodzi ze mną do klasy i często z nim wychodzi. Poza tym dostaje karmę "wiejska zagroda"

-nie ma ta karma zbóż? - przerwał

-nie - odpowiedziałem

-to dobrze, gdyż po zbożu on ma... No... Gazy. A po odpadach z rzeźni nazywanych "produktami pochodzenia zwierzęcego" biegunkę i wymioty. A tak w ogóle to jak go nazwaliście?

-Dynamit - odparłem, podając imię stworzenia

-Oryginalnie moja Babcia nazwała go Murzyn, ale reagował na to imię tylko, gdy to ona wypowiadała te słowa. On umie wiele komend, jest posłuszny, jednak ma słabość do rzeczy, które da radę rozerwać zębami, czyli na przykład stare materace dla dzieci lub poduszki, więc należy uważać. Myślę, że mogę twojemu znajomemu zostawić go w opiece, jednak obiecaj... Będziesz mi mówić, co u niego.

-będę, obiecuję. Podasz swój numer telefonu?

I tak wymieniliśmy się numerami telefonu, lecz po chwili chłopak musiał wracać, gdyż jego rodzice do niego zadzwonili. Pożegnał się ze swoim charakterystycznym uśmiechem na twarzy, a po chwili się odwrócił i odszedł. Dynamit... Od początku skojarzyłem tego psa z jego psem, jednak nie mogłem nigdzie go odnaleźć. Teraz wiem, dlaczego. Przeprowadzka...

***

-jak myślisz, czy Yuri i Jimi będą razem!??!! A może Yuri będzie z Tamurą?

-nie wiem... - odpowiedziałem. Nawet nie wiem, o czym ona mówi, lecz zgaduję, że to jakieś postacie z mang.

Tak jest, Japonia, dziewczyna z klasy wprost błagała mnie, bym pomógł jej rozwiązać "ligę" z matematyki, czyli zestaw zadań. To nic, że ja również jestem słaby z niej, ale Polen'a nie udało jej się namówić. Ameryki, Singapuru i Finlandii również nie. Są to dobre osoby z matematyki... Chyba jedyne dobre w klasie. I tak o to jestem w jej mieszkaniu.

-nie mieliśmy robić tą ligę? - przerwałem - Nie wiem, kim jest Yuri... - zawiesiłem się - ci pozostali... Albo pozostałe.

-nie czytałeś tego???? Serio???? - zdziwiła się dziewczyna, a następnie pod nos podsunęła mi jakąś mangę.

-co to? - spytałem się, a po chwili otworzyłem gdzieś na początku. Oczy niemal wyleciały mi z orbit...

-nie, dzięki - oddałem Japonii - nie interesują mnie mangi tego typu...

-a co cię interesuje?

-nie wiem, wiele rzeczy, tylko nie to.

-a co lubisz czytać?

Ona chyba nie odpuści...

-znasz taką serię książek o kotach "wojownicy"?

-tak, znam! - krzyknęła, a następnie wskazała na półkę z książkami, gdzie obok mang leżała cała pierwsza seria + nowela graficzna z tej serii.

Następnie przez jakieś dziesięć minut dyskutowaliśmy na temat bohaterów książki, a później przypominając sobie o lidze matematyczne, zaczęliśmy ją rozwiązywać. Gdy skończyliśmy, Japonia zaproponowała, by coś obejrzeć.

***

Pov. Lichtenstein

-jak myślisz, czy jeśli wyjęlibyśmy wszystkie zatopione statki z morza, go czy jego poziom by się zmniejszył? - spytał się Luksemburg

-nie myślałem nad tym... - odpowiedziałem

-a jak komar nas ukąsi to ma nasze dna. A więc jeśli będzie kopulował z komarzycą to czy jego dzieci będą mieć nasze dna?

-nie wiem... - odpowiedziałem

-idąc logicznym tokiem myślenia, to firmy produkujące "gumki", jeśli wiesz o co chodzi, zabijają swoich przyszłych klientów?!?

-weź przestań! - odpowiedziałem - moja głowa zaraz eksploduje. Co to w ogóle za pytania?

-z tik toka - odpowiedział - to są rozkminy. Oglądałem profil takiego typa co nagrywał w jednym filmie po 3 rozkminy i zrobił aż 50 części.

-aha... To może dlatego jesteś taki dziwny - odpowiedziałem

-co? - spytał się

-nic. Właściwie to dlaczego nigdy nie chodzimy do ciebie, tylko zawsze do mnie albo do twojego sekretnego miejsca? - spytałem się

Luksemburg się zawiesił na chwilę.

-do mnie?

-no - odpowiedziałem - musisz mieć fajnie...

-no mam... Skoro tak bardzo chcesz, to chodźmy - odpowiedział niepewnie.

Szkoła to najnudniejsze miejsce świata. Liczymy cyferki, czytamy literki... Bezsens. Umiem już czytać, to po co czytanie przy całej klasie?

Dobrze, że lekcje skończyły się piętnaście minut temu... No, może dwadzieścia. Nie wiem, nie liczyłem. Teraz wracamy razem... Jesteśmy już prawie na tej głównej ulicy, przy której znajdują się nasze domu. Ta ulica zwie się "Amogus"... Nie no, żart. Zwie się inaczej.

-już... Wchodź - moje bezsensowne myśli zostały przerwane przez luksemburg'a, który otworzył furtkę. I tak o to poraz pierwszy znalazłem się na jego podwórzu.

Dom faktycznie był bardzo duży. I działka też. Możnaby tu pomieścić spokojnie dwie rodziny, jak nie trzy.

Luksemburg ostrożnie otworzył drzwi wejściowe, które po chwili otworzyły się bez skrzypienia. Wszedliśmy do środka, a następnie zdjęliśmy buty. Dostałem od luksemburg'a ciepłe kapcie dla gości, a następnie wyszliśmy na duży, śnieżnobiały korytarz z namalowanymi czarnymi motylami w niektórych miejscach i z obrazami na ścianach.

-chodź ciszej - powiedział Luksemburg

-dobra - odpowiedziałem cicho.

Nie wiem dlaczego mamy być cicho, w końcu to jego dom, ale nie wnikam. Po chwili wszedliśmy po schodach pokrytych dywanem, aby następnie znaleźć się na niedużym korytarzu na dole. Po chwili podeszliśmy pod drewniane drzwi, które Luksemburg otworzył kluczem.

Wszedłem do środka rozglądając się dookoła. Jego pokój był chyba ze dwa razy większy od mojego, w dodatku miał większy telewizor, balkon i więcej zabawek, w tym garaż samochodowy hotwheels! One potrafią kosztować nawet powyżej 400zł! Pewnie dostał od kogoś jako prezent, gdyż wnioskując z jego opowieści raczej nie daliby mu tego rodzice. Na podłodze był elegancki dywan mający jednocześnie udawać jezdnię, a na ścianie nad łóżkiem...

-wow! - krzyknąłem zaintrygowany niesamowitym malunkiem 3d superauta Lamborghini Aventator. Wszystko wygląda bardzo realistycznie i w dodatku tak, jakby samochód przejeżdżał przez dziurę w ścianę, dostając się do tego pokoju!

-Chodzi ci o to? To...

-Gadaj, kto to namalował! Też chcę! - odezwałem się

-Mój dziadek to namalował. Dziadek miał naprawdę talent do rysowania i malowania, potrafił realistycznie namalować niemal każdy samochód... Wciąż mam zeszyty z jego rysunkami, w tym te z rysunkami aut, ale... Już go nie ma ze mną.

-nie ma? - spytałem się. Chyba nie chodzi o...

-nie żyje - odpowiedział - od roku... Ale nie rozmawiajmy o smutnych rzeczach, skupmy się na pozytywach.

-ok, jasne - odpowiedziałem po chwili - a mógłbym zobaczyć jego rysunki?

-są w gablocie w pokoju wystawowym, nie mam klucza. Musiałbym prosić rodziców... Możemy później?

-no dobra - odpowiedziałem - to co robimy?

-coś na pewno - odpowiedział, a następnie wyszedł na balkon - chodź!

Poszedłem za nim, a moim oczom ukazała się... Zjeżdżalnia! Na podwórze!

-wow! - krzyknąłem

-Kto ostatni ten zgniłe jajo! - krzyknął, a następnie zjechał na dół. Po chwili zrobiłem to samo, zjeżdżając na dół. Luksemburg zwinnie skoczył na końcu nie wywalając się, jednak ja...

Tak, wywaliłem się. Po chwili oczywiście mój przyjaciel zaczął się śmiać.

-nie śmiej się! - krzyknąłem - nie myślałem, że można się tak rozpędzić... A tak w ogóle tam dalej też jest wasze? - spytałem się, wskazując na ogrodzoną działkę dalej, z furtką od strony działki luksemburg'a

-tak - odpowiedział - ale ja nie mogę tam chodzić. Chodź, idziemy coś zrobić w pokoju, tylko postaraj się znów iść cicho, by nie zwrócić uwagi rodziców...

Dlaczego tak bardzo zależy mu na tym, aby jego rodzice się o niczym nie dowiedzieli? Nie rozumiem....

Ale zaraz... Skoro jego dom jest tu, to gdzie byliśmy wcześniej, gdy "uciekaliśmy" z domu?

-ej, Luksemburg...

-no, co? - odpowiedział

-skoro tu jest twój dom, to gdzie byliśmy, gdy chcieliśmy uciec z domu?

-uciec z domu? Czekaj... A, dobra, wiem. Byliśmy w domku na jednej z działek rodziców.

-dlaczego nie zaprowadziłeś mnie do swojego "prawdziwego" domu? - spytałem się

-wiesz... Nie chciałem, byś był moim przyjacielem tylko ze względu na moje bogactwo... A raczej bogactwo moich rodziców. Absolutnie nie myślałem, że lecisz na pieniądze, ale...

-jest okej - przerwałem - nie jestem z tobą teraz dla pieniędzy, lecz dla ciebie. Po prostu - uśmiechnąłem się. - przyjaciele na zawsze?

-przyjaciele na zawsze - odpowiedział z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top