32
- dlaczego mnie tu trzymasz skoro, porwałeś mnie dla twojego ojca? - zapytałam, a uścisk od razu zelżał. Wkurzyłam go?
- bo nie jestem takim potworem żeby skazać cię na to co on ma ci do zafundowania. Zrozum, gdybym ja cię nie porwał on by to zrobił - wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie. Teraz pojawiła mi się kolejna niejasność.
- jesteś liderem mafii, co cię tak naszło na litość?
- liderem mafi - zaśmiał się - nikt jeszcze tego tak nie określił - wywróciłam oczami dając mu znak, że nadal czekam na odpowiedź - nie mam pojęcia, dobra?! Miałem cię do niego zawieść w ciągu trzech dni od porwania, ale coś mi nie pozwoliło. Czas upłynął i było za późno, została tylko wojna z ojcem - zajęło mi moment żeby zrozumieć co właśnie do mnie powiedział.
- chcesz mi powiedzieć, że poszedłeś na wojne z własnym ojcem z powodu obcej ci dziewczyny?
- mówię ci, że nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło - nie odpowiedziało to jednak na moje pytanie. Zacisnęłam z frustracji dłonie za poduszcze. Czuję do niego coraz większą sympatię mimo, że rozum podpowiada mi inaczej.
- mogę iść do siebie? - zapytałam po chwili ciszy. Brunet tylko mruknął i przycisnął mnie do siebie bardziej.
- nie...-przerwał na chwilę- no dobra... dzisiaj ci daruje - puścił mnie. Ochoczo podniosłam się z łóżka opuszczając kryjówkę szatana.
Będąc już w pokoju spojrzałam przez okno. Dwa poruszające się światła na niebie przykuły moją uwagę. Przyglądałam się im przez moment dopóki nie zorientowałam się co to jest...
- nie...- powiedziałam do siebie i wybiegłam z pokoju, dotarcie sypialni Przemka nie zajęło mi więcej sekund. Brunet leżał z oczami już ma wpół zamkniętymi. Rozbudził go jednak dźwięk drzwi odbijających się od ściany.
- jednak wróciłaś? - przeciągnął się.
- Przemek! - wskoczyłam mu na łóżko co spowodowało jego śmiech, lecz mi nie było do śmiechu- on po mnie leci! Błagam cię nie oddaj mnie w jego wstrętne łapy - zaczęłam się trząść a po chwili całą twarz miałam zalaną łzami.
- kto leci? - brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- twój ojciec! - wzięłam głęboki wdech- wyjżyj przez okno - oparłam dłonie o kołdrę próbując złapać oddech z coraz większym trudem. Brunet wstał i podszedł do okna. Usłyszałam tylko jak przeklina po czym wybiega z pokoju. Po chwili wrócił siadając ma łóżku przede mną.
- spokojnie, oddychaj - położył swoje dłonie na moich policzkach- dobrze że zauważyłaś w porę, nikt cię nie zabierze, oddychaj głęboko - próbował mnie uspokoić podczas kiedy ja dalej cała się trzęsłam. Po chwili do środka wparował Adam z kilkoma innymi ludźmi.
- Gosia muszę cię stąd zabrać, nie jesteś tu bezpieczna - Adam wyciągnął w moją stronę rękę. Spojrzałam na Przemka który kiwnął głową zgadzając się bym z nim poszła. Złapałam rękę bruneta który pociągnął mnie w stronę drzwi. Kiedy wychodziliśmy obejrzałam się za siebie. Przemek siedział na łóżku spokojnie i się do mnie uśmiechał.
Drzwi zamknęły mi się przed oczami urywając mój kontakt wzrokowy z Przemkiem. Adam pociągnął mnie do piwnicy, nie miałam zamiaru się szarpać bo z jakiegoś powodu mu ufałam. Wolałam być tu niż z prawdziwym Diablo.
- słuchaj mnie uważnie - Adam posadził mnie na ziemi - nie wychodz stąd puki ktoś po ciebie nie przyjdzie. Wszystko będzie dobrze - pogłaskał moje ramię i wybiegł zamykając za sobą drzwi.
___________________________________________
UWAGA! Jednak żyje 🥳
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top