MISJA 25 - UKRYTE ZNACZENIA

Dobra, Kochani - jeszcze przed nami trzy rozdziały, mam nadzieję, równie długie. Ten przebił długością wszystkie pozostałe, ale było to konieczne. Na razie niesprawdzany.

Poza tym trzymam kciuki, byście wszystko zrozumieli. Ba! Żebyście nawet wracali do początku trzeciej części z sentymentu i dostrzegali te drobne niuanse. Mam nadzieję, że ten rozdział przejdzie do historii. Bóg mi świadkiem, że to, ile miesięcy myślałam nad fabułą, było przerażające. Chciałam dopiąć to wszystko na ostatni guzik. Po tym rozdziale, czekam na komentarze, czy mi się to udało ;)

Pamiętajcie, że nic nie motywuje mnie tak, jak Wasze opinie <3

PS Jesteście zdrowi i cali? Ja jestem osobiście przerażona postępowaniem tej całej epidemii, a słysząc kornowairus aż mi się niedobrze robi :/// A jak tam z tym u Was?

„Zdrada zdrady nie jest zdradą"

Leopold R. Nowak


Parasol ogrodowy nad ich głowami lekko drżał, przy nasilających się podmuchach wiatru, który jednak sprowadzał ciepłe, a nie zimne powietrze. Dlatego cień, pomimo wszystko, nie dawał zbyt wiele ulgi. Ale lepiej było nie wybrzydzać, bo gdyby spytać szarowłosego o zdanie, co było lepsze — wystawienie ciała na strugi promieni słonecznych, czy skrycie się pod parawanem — druga opcja wydawała się być najrozważniejszym wyborem. Dla jego bladego ciała zdecydowanie również korzystniejszym.

Musiał jednak przyznać, że trwanie na tej przeklętej wyspie, sprawiło, że mimowolnie się opalił. Jego skóra mrowiła mniej, niż na początku przybycia i już zdążyła nabrać brudnego odcienia. Ignorował jednak ten fakt, jak wiele innych mniej istotnych rzeczy.

Na przykład marudzenia kobiety przed sobą.

Owa kobieta, wysoka, mierząca może z metr osiemdziesiąt, właśnie poprawiała się na leżaku, wciąż wlepiając wzrok w ekran tabletu, który trzymała w jednej ręce. W drugiej natomiast drinka. I może dla kogoś z oddali mogła wyglądać zarazem uwodzicielsko i niewinnie w skąpym dwuczęściowym stroju kąpielowym, tak dla niego, gdy patrzył na szczupłą sylwetkę oraz obfite piersi, przypominała niebezpieczną, przyczajoną lwicę. Dostrzegał mięśnie i blizny, których przeciętni ludzie nie zauważali, ponadto wiedział, że zamyślony wyraz twarzy mógł oznaczać zupełnie co innego, niż zadumanie. Na przykład chęć poderżnięcia mu gardła.

— Naprawdę te drinki są kurewsko słabe — mruknęła ponownie, gdy przechyliła szklankę i wypiła cały, kolorowy płyn. Puste naczynie potem odłożyła na biały stoliczek obok, machinalnie biorąc kolejny, napełniony do pełna kieliszek. Stała tam ich cała masa, aczkolwiek część była opróżniona. Wiedział przez to, że niedługo przyjdzie mu zamówić kolejną partię, by usatysfakcjonować aktualnego zwierzaczka. — Nudno mi. Może jakiś masaż, co sądzisz?

— Nie — westchnął cicho, gdy obróciła się do niego swoim lepszym profilem. Lewym.

— Och, naprawdę pasują ci te nowe ciuszki.

Nie musiał być mistrzem sarkazmu, by go wychwycić w tym ociekającym szyderstwem zdaniu. Kobieta robiła wszystko, żeby uprzykrzyć mu życie. Niemniej, po przygodach w pieprznej dżungli, było mało rzeczy i osób, które mogły wyrwać go z udawanego spokoju. Był niczym głaz, nieporuszony i twardy. Chociaż, zdecydowanie, czasami ta czerwona żyłka na czole pulsowała mu mocniej.

Natomiast triumfalny błysk w oczach kobiety oznaczał, że jednak zdołała odczytać jego myśli. I tym samym wychwycić lekkie zirytowanie. Cóż, znali się przecież nie od dziś, więc wiedziała najlepiej gdzie uderzyć, by zabolało. A jego piętą achillesową, zdecydowanie, było ubranie służbowe, z którym nie lubił się rozstawać. Tak teraz, odziany w spodenki khaki udekorowane obrazami jebanych palm, oraz biały T-shirt, najlepiej zdawał sobie sprawę, że przyczajony obok, niczym dobry żołnierz na służbie, wygląda jak matoł. Faktycznie trwał na służbie, ale te przeklęte ciuchy przyprawiały go o ciarki na tyle, iż rozpraszał się, gdy spojrzenia mijanych ludzi lądowały na nim, gdy przechodzący zerkali z plaży na taras.

Zapewne wyróżniał się, ponieważ z maski, osłaniającej pół twarzy, nie zrezygnował. Zmienił ją z czarnej na białą, ale i tak wydawał się surrealistycznym obiektem, gdy stał tak o wielu godzin, gotowy do ewentualnego wyciągnięcia broni. Nawet dla cywila musiał wyglądać na podejrzanego typa, lecz nie dbał o to. Tym razem nie bardzo przejmował się, że zwraca na siebie uwagę, ponieważ w tym miejscu mogli czuć się w miarę bezpiecznie. A turyści na plaży byli niegroźni, co osądziło jego niezawodne oko.

Lata praktyki powodowały, że wystarczyło jedno zerknięcie, by wiedzieć kto nie pasował do otoczenia. Tutaj wszystkie puzzle były na miejscu. A przynajmniej do tej pory i liczył, że dobra passa ich nie opuści.

Właśnie w tym momencie, gdy o tym pomyślał, w kieszeni zaczął wibrować mu smartfon. Sięgnął po niego, zauważając, że kobiece ciało nagle stężało. Blondynka z zaintrygowaniem na niego spojrzała, gdy przykładał urządzenie do ucha.

— Witaj, Kakashi — rozbrzmiał głos po drugiej stronie. Wydawał się być rozbawiony. — Dawno się nie słyszeliśmy, co tam słychać u mojej żonki? Podoba jej się nasz drugi miesiąc miodowy?

Hatake odruchowo zerknął na zszokowaną kobietę, która musiała dosłyszeć kilka słów za dużo. Miała przez chwilę rozwarte usta, ale potem zamknęła je, mrużąc przy okazji powieki. Kakashi zachował spokój, choć przypuszczał, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

— Próbowała mnie zabić sto czterdzieści sze... — Odchylił się, gdy szklanka niemal musnęła jego lica i rozbiła się z hukiem o podłogę. — Siedem razy.

— I przeżyłeś, gratuluję — obwieścił Orochimaru ze słyszalnym uśmiechem. Nagle jednak jego głos stał się surowszy niż wcześniej. Wystąpiła w nim też powaga. — Daj mi ją do telefonu.

Kakashi zastosował się do polecenia. Nie lubił Węża i miał ochotę rzucić jakąś kąśliwą uwagę, acz powstrzymał się, uznając, że to nie czas, ani miejsce na tego typu rzeczy.

Kobieta przyjęła smartfona, odkładając tablet na stół. Wstała i podeszła do barierki tarasu, tak, by Kakashi nie mógł zobaczyć jej twarzy. Długie włosy poruszyły się na wietrze, przysłaniając pobladłe oblicze.

— Cześć, Su.

— Myślałam, że nie żyjesz — stwierdziła sucho. W jej głosie nie było skruchy, zamiast tego wystąpiła pogarda, oskarżenie.

— Czasami myślenie ci nie wychodzi, kochanie — mruknął Orochimaru. — Wolę, gdy robisz inne...

— Chcę rozwodu — oświadczyła. — W tempie natychmiastowym.

— O ile wiem — zaczął rozbawiony Wąż — mówiłaś, że będę martwy, jak go zażądasz.

— O ile wiem, już martwy byłeś — skwitowała nadal lodowato. — Pisząc pieprzony list, nie mogłeś pokusić się o dopisek, że nie leżysz w grobie? Tusz ci się skończył, czy pieprzony kutas zmniejszył?

— Mój prawnik twierdzi, że skoro oddycham, to prędzej mi do żywego, niż martwego. I nie, to nie kwestia perspektywy, Su.

— Nie masz prawnika — syknęła.

— To nieistotny szczegół. Do naprawy, rzecz można. — Mogła sobie wyobrazić jak właśnie wzruszył nonszalancko ramionami. Pieprzony drań.

— Jak wrócę z tych przeklętych Bahamów, to na twoim, choćby połamanym stole, leżeć będą cholerne papiery rozwodo...

— Niestety, Su — przerwał jej. — Obiecałaś mi przed ołtarzem miłość aż po grób. Co to dla ciebie oznacza, moja piękna? Że, gdy wracam do żywych, niczym Edward ze Zmierzchu, to musisz rozłożyć przede mną nóżki, Bello i powiedzieć jak cholernie tęskniłaś.

— Zabiję cię — przyrzekła.

— Nie wątpię, ale na to jeszcze przyjdzie czas.... Teraz z kolei mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż nasze problemy miłosne. Chyba się ze mną zgodzisz, Su...?

Niestety, musiała się zgodzić.

***

Śmierdziało tu szczynami, wymiotami i krwią. Ta mieszanka przypominała odór na wpół martwego, poćwiartowanego człowieka, więc nie dziwota, że powodowała mdłości. Mimo tego mężczyzna nie zawahał się, przekraczając prób z beznamiętnym wyrazem twarzy. Za nim wkroczyli pozostali dwaj mężczyźni. Kisame oraz Kankuro zmarszczyli nosy, ale oprócz tego również zachowali złudny spokój.

W odróżnieniu od Uchihy przystanęli kilka kroków dalej, obserwując jak ten przyklęka przy krześle. Dziewczyna na nim wyglądała na nieprzytomną, ale poruszyła się, kiedy poczuła zimne ostrze, przecinające więzy. Sasuke z początku przypuszczał, że nie wiedziała, co się dzieje, jednak po tym, jak odgarnął jej posklejane włosy z twarzy, dostrzegł niebieskie tęczówki, które, choć z trudem, odnalazły jego oczy.

Kamienna mina mężczyzna nic nie zdradziła, gdy chwycił za wystający nóż z nogi Yamanaki. Ta rana się już paprała i zapewne stanowiła nieziemskie utrapienie, ale Ino nie drgnęła, pozwalając by bez skrupułów wyciągnął stalowe ostrze. Następnie odrzucił je w bok.

Stal uderzyła o beton, niemal dosięgając butów Kisame. Alfa zerknął na narzędzie i skrzywił się mimowolnie.

— Obrzydlistwo — powiedział, zauważając skrawek skóry na srebrzystej krawędzi. — Nie oszczędzali cię, księżniczko.

Wszystkie więzy opadły. Ciało Ino, uwięzione tyle czasu w tej samej pozycji, było bezwładne, więc Sasuke spodziewał się, że nie utrzyma się samo w pionie. Dlatego przygotowany na to, po prostu chwycił kobietę, niczym szmacianą lalkę, przytrzymując na miejscu. Jej chudą, oszpeconą cięciami oraz tatuażami rękę, przełożył sobie przez ramię.

— Jeśli zamierzasz.... powie.... dzieć — zaczęła niemrawo Ymanaka — że... pieczna... t... o... łożę.

— Co mówi? — Kankuro wyglądał na zafascynowanego, że tak pokiereszowana laska nie dość, że jeszcze żyje, to potrafi coś z siebie wydusić.

— Jeśli zamierza powiedzieć, że jest już bezpieczna, to mu przyłoży — zamiast Uchihy odpowiedział Kisame, wyginając oszczędnie kącik ust. Bezbłędnie potrafił czytać z ruchu warg, więc nie stanowiło to dla niego trudności. Pomyślał też, że nie musiała się obawiać, bo przecież to nie było w stylu Uchihy. W stylu Uchihy było co innego...

Sasuke zmrużył oczy i przybliżył twarz bliżej oblicza Ino. Z tej odległości, choć wzrok trochę się jej zamazywał, to i tak mogła dostrzec brud oraz krwiaki na tym przystojnym, zimnym licu.

— Cie... s... że... — szepnęła. Ostatnie słowa były na tyle cisze, iż niemal niesłyszalne.

— Cieszę się, że nie tylko ja wyglądam jak gówno — przetłumaczył Alfa, chociaż dla Uchihy nie było to koniecznie. Również rozumiał.

— Mam pewne dane — zaczął surowo Uchiha, ignorując wcześniejsze zdanie Yamanaki. — Próbowali je rozszyfrować od sześciu miesięcy. Moje pytanie, ile ci to zajmie?

Błękitne tęczówki ścierały się z tymi ciemnymi. W pewnym momencie usta Ino drgnęły.

— Jeśli to to, o czym myślę — powiedział Kisame odruchowo, patrząc na poruszające się usta Ymanaki.

— Ile? — zaciekawił się Kankuro.

— Trzy dni — obwieścił z zadowoleniem Uchiha, uprzedzając Alfę.

***

Za oknem oprócz wciąż nikle unoszącego się dymu, można było ujrzeć również białe niebo, które uświadamiało, że noc była już za nimi. Ponadto, gdy wzrok kierowało się na dół, to w tej szarej powłoce poruszali się jacyś ludzie, wyglądający niczym zapracowane mrówki. Sasuke mignęła żółta taśma, którą otoczyli całą posiadłość. Służby działały przez te godziny pełną parą, pamiętając o każdym szczególe. Musieli posprzątać przecież cały ten bałagan i wmówić ludziom, że trwały cholerne prace remontowe.

Sasuke już więcej nie poświęcał temu uwagi. Obrócił się na pięcie i obejrzał na osoby w pomieszczeniu. Zerknął na obandażowaną Ino, która trwała na krześle, przy Skorpionie, opierającym się z kolei o ścianę. Potem przeniósł wzrok na Kisame, niemal znudzonego, stojącego przy drzwiach i niedbale obracającego pistolet między zręcznymi palcami. Alfa, prawie że w zwolnionym tempie, odwzajemnił natarczywe spojrzenie, którym go obdarzył Uchiha. Brunet dostrzegł w oczach strzelcach nieskrywane zaintrygowanie, ale też lekkie rozbawienie.

Nie przejmując się tym, podążył oczyma dalej, zainteresowanie lokując na bawiącym się kukiełką Lalkarzu, który siedział na przekrzywionym stole. Mężczyzna gwałtownie wyszczerzył się. Sasuke jednak niezbyt tym przejęty, powędrował spojrzeniem na Alvarez, która, wciąż usadowiona na fotelu, była równie przerażona, co wcześniej.

A potem popatrzył na Orochimaru. Ten nie zdawał się zauważać jego wzroku na sobie, chociaż Uchiha mógł przysiąc, że go wyczuwał.

— Wszyscy w tym pomieszczeniu po części rozumieją, albo rozumieli — tu zawiesił oko na Yamanace — to, co się wydarzyło. Każdy z was miał fragment wiedzy, która zaprowadziła nas do tego punktu. Ale tylko jedna osoba zrozumiała to szybciej niż inne.

— Tą osobą jestem ja — dodał Wąż, nie spuszczając uwagi z Alvarez. — I to mnie od początku powinnaś się bać, słoneczko. Tak, zrozumiałem, co ma się zdarzyć, choć, nie ukrywam, ze znaczącym opóźnieniem.

— Żeby to wszystko pojąć, trzeba cofnąć się osiem miesięcy wcześniej. — Głęboki, dosadny głos Uchihy przyprawiał o dreszcze. — Bowiem początek naszej przygody zaczął się na ślubie, od tego momentu zaczęliśmy błądzić po omacku. Staliśmy się marionetkami w rękach Lisa. Nawet ty, Alvarez.

Kobieta drgnęła. Ale nic nie powiedziała, jedynie prychając pod nosem.

— Tamtego dnia, gdy Orochimaru tańczył ze swoją nową żoną, zobaczył kogoś. Z początku wspominając tamten wieczór, myślałem, że zdziwił go widok mnie i Uzumakiego, ale w końcu doszedłem do innych wniosków. Wcale nie patrzył na mnie — skwitował, na co Wąż potaknął.

— Nie, nie na was — przyznał.

— Zdziwienie Węża miało przyczynę zgoła inną. Mianowicie — kontynuował — była to dziewczyna, która przysłoniła mi widok. Pojawia się jednak pytanie kolejne — dlaczego był zdziwiony? Aby to wyjaśnić, musimy podążyć do kolejnych wydarzeń ... Niejaki Dan Sato — Sasuke zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, wspominając tamte chwile — niespodziewanie odnowił kontakt z Tsuande, swoją byłą. I właśnie, słowo klucz... niespodziewanie. Gdybyśmy wzięli to pod lupę, widzimy efekt domina. W tym samym czasie dodatkowo Uzumaki wyjeżdża, ze względu na pogrzeb przyjaciela. Ja likwiduję Sato, bo staje się utrapieniem dla Węża. Po tym fakcie, wymieniam krótką rozmowę z Orochimaru i pada jedno zdanie, niby nieznaczące, ale zwraca moją uwagę. Orochimaru żartuje, że „jeśli znowu trup nie wstanie zza grobu, jesteśmy bezpieczni." Powiedział, dokładnie tak... znowu.

Dlaczego tak to uformował? Proste. Bo ktoś, kto miał być martwy, nie był.

W każdym razie Naruto powraca. Tak naprawdę nie odwiedził grobu przyjaciela, o czym miałem się nigdy nie dowiedzieć, ponieważ byłem zbyt zajęty Sato w tym czasie, by podejrzewać cokolwiek. I tak, to on wysłał Dana na Tsunade, mając pełną świadomość, że Orochimaru wyznaczy zaufanego zabójcę do pozbycia się niechcianego problemu. Nie było wątpliwości, że to ja nim będę, skoro sprawa ma być cicha i szybka.

Co w tym jednak czasie robi?

Spotyka się z kurierem Alvarez, który przedstawia mu propozycje. Naruto nie jest zaskoczony, już wcześniej się z nimi kontaktował, wiedział więc, co od niego będą wymagać. Zgadza się. Pendrive jest dla niego najważniejszy. By go dostać, musi więc zniszczyć firmę, przede wszystkim Orochimaru, Yamanakę i Karin. Takie są wymogi, i choć brzmi to jak misja niemożliwa, znaczącym podpunktem, który przeważa nad jego zwycięstwem jest to, że nie działa sam. Suigetsu przywrócony do pełni służb i pojawiający się w agencji, nie jest przypadkiem.

Wtedy dostajemy wytyczne od rządu. To idealna okazja dla Lisa, ponieważ nie wiemy, że osobą, z którą spotkać ma się Alvarez, to on. Nowo powołana Drużyna Siódma wylatuje do Hiszpanii, jeszcze nie wiedząc, co się będzie tam działo. Naruto ma na wszystko oko i wdrąża swój plan w życie. Suigetsu, działając pod jego rządami, analizuje i powoli wpuszcza trutkę do klatki ze szczurami.

Gdy Drużyna Siódma przylatuje, zostaje niemal natychmiast zaatakowana przez rosyjską mafię. Skąd wiedzą, gdzie rezydujemy? Uzumaki sam ich na nas nasyła, by odwrócić uwagę od tego, że znika. Haruno mówi, że wybiega za napastnikami na zewnątrz. Zapewne po to, by tak naprawdę spotykać się ponownie z kurierem i zrelacjonować mu wszystkie kroki, ku uspokojeniu Alvarez.

W międzyczasie zaczyna się wybijanie pionków agencji. Z początku Hozuki tylko bada sytuacje, czasami dodając kilka złotych myśli, które mają zaniepokoić słuchaczy. Mówi, że oplata sobie Karin wokół palca, ale tak naprawdę ciekawi go, dlaczego jest na liście osób do likwidacji. Potem czyta akta, ale nie te, które należą do zastrzeżonych, a z których dowiadujemy się, że jest jedną z byłych uczennic Węża.

W końcu rozpoczyna się główny akt. Bal jest decydującym spektaklem. Odcięci od świata, nie wiemy, że powoli wybijają naszych.

Orochimaru zaczyna zastanawiać się, dlaczego ktoś ponownie poluje na jego ludzi. Przypomina sobie Czarny Spisek, łączy fakty i już wie, że to nie skończy się dobrze. Nie ma za wiele czasu, wszystko stawia na jedną kartę, musi przegrać, by wygrać.

Ten plan jest szybki, ale skuteczny. Przygotowuje sobie scenę do odwetu. Najpierw dzwoni do Itachiego, który już wcześniej zrozumiał, że Czarny Spisek się zaczął. I choć Orochimaru pragnie zachować go przy życiu, obaj wiedzą, że jest na to za późno. A jeśli przeżyje — zrobią z niego roślinkę, przede wszystkim jednak zaczną mnie nim szantażować. Dlatego Itachi — głos Uchihy na moment zamiera — sam się zabija. Nie mogą dopuścić, aby Pantera miała jakikolwiek opory przed dokonaniem zemsty. Jestem główną nadzieją na zmienienie wyników w tej grze.

Itachi, jeszcze przed naciśnięciem spustu, wybiera znany sobie numer. To nie tylko jego pomysł, ale również Orochimaru. Kisame ma chronić Panterę, gdy rząd, bojąc się ujawnienia, zacznie likwidację reszty agentów i ma też połączyć moje drogi z drugim graczem, gdy nastanie odpowiedni czas.

Nie tylko ja jestem głównym czynnikiem w tym wszytskim. Skorpion, który staje po mojej stronie, to także nie zdumiewające zrządzenie losu. Orochimaru chce, by Skorpion wrócił. To jego tajna broń, którą postanawia wykorzystać. Robi to niechętnie, ale nie ma wyboru. Jego byli uczniowie współpracujący razem — tylko oni mogą, po tym bagnie, pokonać Alvarez.

Musi też ochronić własną żonę. Chwilę przed tym, jak Suigetsu dosypuje mu truciznę, sprzymierza się z wrogo nastawionym Hatake. Daje mu list, po czym Kakashi stosuje się do jego poleceń. Atakuje swoja szefową, wykorzystując zaskoczenie. Nieprzytomną zabiera w bezpieczne miejsce.

Wszyscy mają wierzyć, że Wąż nie żyje. Jeśli jedna osoba zwątpi, może nieświadomie zaprzepaścić cały plan, dlatego Orochimaru nie gra pierwszych skrzypiec. Przyczaja się i obserwuje. To się popłaca. Po znacznym czasie.

Jeszcze wcześniej Yamanaka zostaje schwytana. To jest strata, którą musi przełknąć. Wierzy, że i tak zdoła ją ocalić, bowiem wysłanie ją za Drużyną Siódmą dało opóźnienie, które utrzymało ją przy życiu. Do dzisiaj Orochimaru zapewne uważa za cud to, że właśnie Yamanakę wyznaczył do obserwacji.

Tak, cały plan ma luki — czy postąpimy tak, jak uważa? Czy zdołamy odczekać, by rząd nas nie wytępił i wkroczyć do akcji? Czy uda nam się wygrać?

Wie, z kim ma do czynienia. Tak, jak powiedziałem, stawia wszystko na jedną kartę.

Kiedy łączę fakty? Pół roku rozmyślam o poczynaniach Naruto, chociaż nadal nie wiem, na czym mu zależało w tym wszystkim. Co z danymi, dlaczego tak postąpił? Dlaczego Alvarez chciała nas wybić? Co takiego się odegrało na naszych oczach? Tyle pytań, ale w końcu doszedłem do części odpowiedzi. Zrozumiałem motywy Naruto, zrozumiałem, co może być na tym pendrive'ie. Dalej jednak nie rozumiałem postaci Alvarez, ale w końcu pojawienie się Skorpiona mi to uświadomiło. Bo ona, w odróżnieniu ode mnie zrozumiała, gdy tylko Suigetsu skierował na nią swoją spluwę. Co taka niewinna informatyczka mogła zrobić, by zasłużyć sobie na śmierć z ręki głównego oprawcy? Przecież nikomu nie nadepnęła na odcisk. Idźmy jednak dalej... skoro nikomu nic nie zrobiła, kto by cierpiał na jej śmierci? Oczywiście Orochimaru, ale niewiele osób wiedziało, że niegdyś była jego ulubionym pupilkiem. W takim razie to musi to być ktoś, kto znał jej przeszłość i nienawidził jej całym sercem.

I w końcu nastąpiło olśnienie. Anko Mitarashi. Ta Anko, którą Orochimaru odprawił po tym, jak dokonał się prawdziwy Czarny Spisek, w którym, tak, brała chętny udział. Zapewne widziała nawet śmierci moich rodziców, czy Uzumakich. Nie udowodniono jej winy, ale Wąż wiedział. Wiedział, że jej ręce były splugawione krwią innych agentów, a ona sprzymierzyła się z Madarą.

Zniszczył jej karierę agenta i wybrał nową, o wiele lat młodszą uczennicę. Skorpiona. Jednakże ona także zaczęła się od niego oddalać ze względu na swoje problemy. Orochimaru, nauczony na błędach, nie naciskał, a dał jej wybór, nim zrobiła coś, czego mogła żałować. Skorpion odszedł, a na jego miejscu pojawiła się Ino Yamanaka, następnie dołączyłem ja.

Anko wiedziała o naszym istnieniu. Przyczaiła się w Hiszpanii, przybrała tożsamość córki premiera, która zapewne już wąchała kwiatki od spodku, Sylvię Alvrarez. Nie próżnowała przez następne lata, obserwowała rozwój agencji, czerpała informacje z brudnych źródeł o uczniach Orochimaru, którymi ją zastąpił. Nieodwzajemniona miłość ojcowska może być naprawdę zabójczym czynnikiem.

Tak... czekała, na tyle długo, by w końcu jednak dostać idealną okazję. Usłyszała o pendrive'ie, którego wykradziono, a który skrywał informacje rządu. Dostała go, jeszcze wtedy nie mając wiedzy, że okaże się tak ważny. Potem jednak agent, który stał za kradzieżą, powiedział, co zawiera i w głowie Alvarez zrodził się plan. Plan, by w końcu wykończyć i samego Orochimaru, i jego pupilków. Zemsta miała się w końcu dokonać.

Skontaktowała się z Lisem, jeszcze przed ślubem Orochimaru i Tsunade. Potem złożyła propozycje, uwzględniając w niej, że wszyscy muszą zginąć, inaczej Uzumaki nie dostanie tego, czego pragnie.

Lis nie miał wyboru. Alvarez nie chciała słyszeć o negocjacjach, ale Naruto zapewne powiedział, że dla mnie gorszym losem będzie życie w piekle, niż śmierć. Takim sposobem tylko ja przeżyłem. Teoretycznie.

Myślała, że Orochimaru padł od trucizny i to był najgorszy błąd, który popełniła. Nie chciała się z nim konfrontować, bo do dzisiaj ma do niego respekt, ale i tak chciała coś mu udowodnić. Dlatego wystosowała to, w czym on sam był niegdyś najlepszy. Jestem pewien, że świadomość, iż zabije go jego własną bronią była cudownym uczuciem — mrukną Uchiha, a na co Alvarez zgrzytnęła zębami. — Ale, jak widać, ulotnym. Bowiem przez lata Orochimaru dawkował w siebie solidne dawki trucizn, by się na nie uodpornić, czego, oczywiście, nie wiedziała.

Wróćmy jednak do Lisa, którego tak pruderyjnie wykorzystała Alvarez. Myślała, że nim manipuluje, ale on przyparty do muru wiedział, co zrobić, by się na niej odegrać.

Zdawał sobie sprawę, że Alvarez ma dostatecznie wyszkolonych ludzi. Miał też świadomość, iż ta wcale nie zamierza dać mu tych danych. Wykorzysta go, a gdy się jej znudzi — zabije. Dlatego pozostawił mnie przy życiu. Przekalkulował, że we furii rozgromię Alvarez, bo on, samotnie pośród tylu agentów, nie mógł tego uczynić. Był na uwięzi i liczył, że po niego wrócę.

Ale niestety nie wszystko poszło tak, jak sobie ułożył, ponieważ nie przybyłem na jego wezwanie, a sam go odnalazłem. Za szybko. Pokrzyżowałem mu szyki — spece Alvarez nie rozszyfrowali jeszcze danych. Sylvia nie chciała mu ich dawać, ale była ciekawa czy faktycznie znajdzie to, co jej powiedziano, więc po kryjomu faktycznie grzebała w danych. I to wiedział Naruto. Wiedział też, że prędzej czy później ja ją zabiję.

I tak, dobrze myślicie — Lis się mną posłużył, by osiągnąć własny cel. Oto morał tej pieprzonej, zawiłej historii.

Uchiha zamilkł. Zacisnął pięści z całej siły, ale zaraz potem ochłonął. Uśmiechnął się również zimno do siebie. Gdy się do nich odwrócił, miał idealną, gładką i beznamiętną maskę obojętności na twarzy.

Nagle Kankuro, siedzący wciąż na stole, chrząknął, zwracając na siebie uwagę zebranych. Nawet cholerna Alvarez uniosła brew do góry w zaciekawieniu.

— A co z tą laską, która pojawiła się na ślubie? — zapytał. — Może nie byłem na bieżąco w tych wydarzeniach, ale niezmiernie mnie to, kurwa, ciekawi. I ten cholerny Suigetsu, gdzie to bydle teraz jest?

— Zapewne z Lisem — dodała ze suchym śmiechem Karin. — Na podglądzie. Sasuke chciał mieć go na oku, więc mnie do tego wynajął. Wiedział, że od początku spiskował z Uzumakim i przy pierwszej okazji znowu zdradzi.

— A ta dziewczyna? — raz jeszcze zapytał Lalkarz, kierując wzrok na zamyślonego Uchihę.

Czarne oczyska błysnęły złowrogo w jego stronę.

— To była Hana Inuzuka. — Wbrew oczekiwaniu donośny głos, rozwiewający wątpliwości, należał do samego Orochimaru. — Powiedziałem, że wyszła zza grobu, bo ostatni raz widziałem ją na pogrzebie brata. Myślałem, że nie żyje i, jak przypuszczam, to właśnie jest powód zdrady Lisa.

— Na pendrive'ie znajdziemy informacje nie tylko dotyczące aktywnych, jak i byłych agentów. Przede wszystkim uzyskamy wiedzę, gdzie przetrzymują Kibę Inuzukę, agenta sto dwadzieścia siedem, którego straciliśmy w Rijdzie, a który — jak wynika z tego, co zostało powiedziane — jest przetrzymywany w niewoli — dodał na pozór znudzony Wąż. — Rządowi często zdarza się nie powiadamiać o takich nieistotnych szczegółach.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top