MISJA 19 - CZARNY SPISEK
„Porażka jest jedynie szansą na to, aby zacząć jeszcze raz — inteligentniej."
Jean Paul
Sylvia pokręciła głową. Jej usta pomalowane na krwistą czerwień bezdźwięcznie odpowiedziały surowe „nie". Naruto jednak nie wyglądał na zdziwionego, raczej jakby się tego spodziewał po kobiecie.
— Rozumiem — orzekł. — Czyli planujemy się przyszykować?
— Dokładnie. Tym razem go nie oszczędzę — podkreśliła Sylvia. — Pamiętasz jaka była umowa, prawda? Miał się nie wtrącać.
— Rozumiem — powtórzył Naruto beznamiętnie. — Teraz zresztą to nie ma znaczenia.
Przez chwilę zapadła krótka cisza. Alvarez w tym czasie studiowała oblicze Uzumakiego, jakby nie mogła się nadziwić.
— Zaskakujesz mnie — podsumowała — zdajesz się w ogóle już nie przywiązany do Uchihy. Gdzie podziało się to twoje zaangażowanie? Przecież to jego wybrałeś, nie powinieneś być bardziej...
— Jaki? — zakpił Naruto.
— Emocjonalnie przywiązany. — Sylvia wzruszyła ramionami, przyjmując od kelnera kolejny kieliszek wina. Znowu piła, rozkoszując się smakiem alkoholu. Pomagało na nagłe zestresowanie, chociaż teraz zdawało się być jedynie mrzonką. Alvarez przemyślała sobie tę drobną komplikację w postaci Pantery i doszła do wniosku, że niepotrzebnie panikowała. Zniszczyła go i zrobi to ponownie.
— W tym momencie najważniejszy jest pendrive — stwierdził otwarcie Naruto. — A Uchiha może mi pokrzyżować plany.
— Och, no tak.
***
Czarna furgonetka stanęła przy jednym, dość luksusowym domu. Światła paliły się w nim, przez co Sasuke mógł mieć pewność, że w środku są jakieś osoby. Karin, siedząca za kierownicą, także zdawała się być tego świadom, bo skinęła mu głową. Sui zaś oparty ramionami o ich dwa siedzenia, wychylał się z uśmiechem.
— To może być zabawne — wyznał. — Ale na pewno tutaj się kryje?
— Z tego, co wiem z akt, tak — odpowiedział na jego wątpliwości Skorpion. Ostatecznie po tym cała trójka w ciemnych rękawiczkach i luksusowych płaszczach wybyła z samochodu i ruszyła w kierunku budowli. Przeszli przez ogródek w mroku nocy bez skradania, chociaż ich kroki zdawały się płynne i dziwnie ciche.
Stanęli przed głównymi drzwiami i weszli do wewnątrz. To znaczy on z Karin, bo Sui wszedł przymkniętym oknem. Od razu wyciągnęli też spluwy.
Kobieta z dzieckiem na rękach zamarła w salonie. Niemowlę właśnie w tym momencie przestało płakać, również patrząc na trójkę, ubranych na czarno gości, którzy mieli przy ustach ciemne słuchawki. Wydawali się wyglądać surrealistycznie, niczym postacie z filmu akcji, ale w tej chwili kobieta poczuła, że serce jej zamiera z przerażenia. Dodatkowo dźwięk wiadomości, lecących w telewizorze, tylko jeszcze potęgował to uczucie strachu. Słowa zlewały się w jej uszach i nawet nie mogła zrozumieć, co reporter mówił.
Wtedy jednak rozległy się czyjeś kroki na schodach. Źrenice kobiety się poszerzyły, chciała krzyknąć, ale nie potrafiła tego zrobić.
Gdy Neji Hyuuga zeszedł na dół, cała trójka nadal stała nieporuszona, mierząc w jego żonę i dziecko.
— Co...? — nie dokończył pytania. Zastygł na ostatnim stopniu. Oszacował sytuacje w mgnieniu oka i już chciał chwycić do wazonu, gdzie przetrzymywał własną spluwę, ale powstrzymał go głos bruneta.
— Nie próbuj sztuczek, szczególnie, że jak widzę, wyszedłeś z wprawy — mruknął Sasuke sucho. — Wystarczy jeden zły ruch, a wiesz jak to się skończy. Moi ludzie zresztą też nie lubią gwałtownych ruchów.
Uchiha nagle schował lufę, odwracając się w stronę Nejiego. Sui i Karin jednak nie uczynili tego, wcale na niego nie patrząc, a na kobietę, która niespodziewanie zaczęła szlochać pod nosem cicho, ale jednak słyszalnie.
— Nie cieszysz się, że nas widzisz? — zapytał Sasuke. — Co? Mam uwierzyć, że nie wiesz, co się stało? Dziwi mnie tylko jedno... dlaczego na ciebie nie zapolowali? A może wcale to nie takie dziwne, skoro teraz jesteś człowiekiem rządu?
— Czego chcesz? — zapytał spokojnie Neji. — Nie mam z tym nic wspólnego, a żyję, jak już sam wspomniałeś, tylko dlatego, że nie mogą otwarcie mnie tknąć, szczególnie, że teoretycznie nigdy nie byłem w K.O.N.O.H.A.
— Informacji chcę — wyjaśnił Uchiha. — I twoich wspomnień. Czarny Spisek coś ci mówi?
Hyuuga drgnął.
— No, co? — zaśmiał się oschle Sasuke, mrużąc oczy. — Nie mów, że nie pamiętasz? To wasza rodzina pomagała Madarze przy tamtej sprawie.
— Niczego nie udowodniono — odparł Hyuuga.
Sasuke podszedł do niego na niebezpieczną odległość.
— Nigdy nie udowodniono — przyznał mu — ale to nie znaczy, że tak nie było. Wszyscy domyślali się, że to Madara. Ale nie był sam, musiał mieć sprzymierzeńców...
— Słuchaj — mruknął Neji — może faktycznie to prawda. Ale byłem zbyt mały, żeby... pamiętać. Nie odpowiadam także za poczynania moich wujów, ani Hinaty... Ja wtedy nie wiedziałem, że... że to Madara jest jej przybranym ojcem. Nawet nigdy nie miałem przyjemności go zobaczyć. Zresztą nie rozumiem, po co chcesz to odgrzebywać.
— Po to — powiedział Sasuke — ponieważ to powtórka z rozrywki. Czarny Spisek, każdy o nim wiedział, po dziś dzień nikt o nim nie mówił. Czym był? Planem wymordowania wszystkich agentów, ale wtedy się nie powiódł. Zdrajcy agencji, mimo tego, nie zostali wyłapani, a przecież jacyś agenci musieli w to być zamieszani. Nie brzmi znajomo?
— Chodzi o to — mówił dalej Uchiha — że wtedy się nie powiódł, ale teraz tak. Ktoś pokierował tak wszystkimi, że wymordował praktycznie każdego z agencji, a to oznacza, że wcześniej musiał być zamieszany w oryginalny Czarny Spisek. Dlatego potrzebuję wiedzieć, kto był głównie przyjacielem twego wujostwa. Z kim się zadawali?
Neji westchnął.
— Nie wiem, jeśli bym wiedział, zapewne też by mnie usunięto, tak jak wujów. Mimo że byli zaplątani w Czarny Spisek, wiedzieli za dużo i Madara ich wymordował. A przynajmniej tyle sam wywnioskowałem. Zapewne w ogóle Czarny Spisek powstał dlatego, że agenci się zbuntowali. Madara to wykorzystał. Nie chcieli być już marionetkami, ale i tak się nimi stali w jego rękach. Podobno cały ten bajzel się posypał przez Orochimaru, który po łańcuchu doszedł, jacy młodsi agenci zdradzili. Przeciąć sieć, a Madara zaczął się niepokoić, że go powiążą oficjalnie, a to mogłoby mu przysporzyć problemów. Wykończył więc pozostałych, których nie odkryto. W tym moją rodzinę.
— Rozumiem dlaczego Hinatę nie zabił, ale ciebie? — zainteresował się Uchiha.
— Też się nad tym zastanawiałem, ale ostatecznie stwierdziłem, że w sumie wcale mnie nie oszczędził. Spodziewał się, że bez opieki zginę, jednak sam przetrwałem. Wujowie nauczyli mnie tego i owego, czego zapewne Madara nie wiedział. Tyle w temacie. Nie znam innych szczegółów, nie wiem...
— Karin — mruknął dźwięcznie Uchiha — czy to potwierdza twoje podejrzenia?
— Tak — odparła zadowolona.
Sui i Skorpion gwałtownie odwrócili się i ruszyli do wyjścia. Sasuke też nie był w tyle, zerkając na zegar na ścianie. Pomyślał, że mają lekkie opóźnienie. Neji musiał być na podglądzie, skoro pracował dla rządu i Sasuke wcale się nie zdziwił, gdy czarne samochody z piskiem opon przywitały ich na wstępie.
Nie pozwolił sobie na zawahanie. Razem z partnerami precyzyjnie strzelił w opony. Nim zaparkowali, większość aut uderzyła w słupy. Nie zamierzał zabijać agentów, mimo że ci nie mieli tak łaskawych zamiarów jak oni. Z tymże Sasuke wiedział, że nie wolno było drażnić jeszcze bardziej rządu. Zresztą cała ta sytuacja wynikała jedynie z faktu, że zostali rozszyfrowani przez wroga, a rząd bał się, iż jakieś informacje z ich współpracy wyciekną. „W umowie o pracę" Sasuke miał świadomość, co się znajdowało.
Jednak, choć nie chciał zabić żadnego z tych wymoczków, nie oszczędzał się, gdy kilku wysiadło i rzuciło się na niego. Sasuke zmiażdżył im kości, a potem ruszył z Suiem i Karin do swojej furgonetki. Ci także mieli przyjemność wyprowadzić kilka płynnych ciosów, więc teraz zadowoleni prędko odjechali z miejsca zdarzenia.
— Do czego była ta rozmowa o Czarnym Spisku? — spytał Suigetsu, gdy wjechali na pustą drogę. Wysiedli i zmieni samochód na srebrnego mercedesa. Tym razem Uchiha zaczął prowadzić. Nadal nie odpowiedział niewtajemniczonemu mężczyźnie. I nie zamierzał tego zrobić.
***
Sasuke, chociaż nie przyznał tego na głos, był zadowolony, że ma przy sobie Skorpiona. To mu dużo ułatwiało, szczególnie, że dzięki niemu przedarli się przez granicę Ameryki niezauważeni. A gdy przejeżdżali, po ukazaniu sfałszowanych zezwoleń ich rządu, Sasuke pomyślał nawet o Hatake, który sam był Amerykaninem, jak mu wspominał Naruto. Teraz jednak, po spotkaniu z Nejim, przedarli się równie niezauważeni do Berlina. Tutaj Uchiha miał równie dużo wspomnień, niekoniecznie nieprzyjemnych. Dlatego to go irytowało jeszcze bardziej.
— Więc tutaj znajdziemy twoją znajomą? — spytał Sui, marszcząc brwi w zamyśleniu, na tylnym siedzeniu.
— Tak, ale najpierw coś zjemy — potwierdził Sasuke, zatrzymując się przy jakieś niedrogiej restauracji. Nie, żeby nie było ich stań, ale nie miał ochoty teraz pławić się w jakimkolwiek luksusie, a poza tym musieli pozostań niezauważeni w miarę możliwości.
***
— Powróciłeś z martwych — mruknęła kobieta, odwracając się do niego powoli. — Mogłabym powiedzieć, że to naprawdę, kurewsko, zabawne, ale po naszym ostatnim spotkaniu, jakoś nie mam ochoty się śmiać.
Susuke siedział nonszalancko na fotelu, gdy kobieta stała za blatem kuchennego stołu. Jedną z dłoni miała ułożoną pod blatem i macała spluwę. Sasuke nawet nie mrugnął, chociaż wiedział, co knuje. Szczególnie, że wzrok Suia, który stał za nią i dyszał jej w kark, był iście oczywisty. Skorpion zaś strzelił z boku, ale nie w kobietę. Dzielił ją cal od kuli, która utkwiła w szafce. Mimo tego blondwłosa ani drgnęła, przyzwyczajona zapewne do takich rzeczy. Sasuke stwierdził, że miło, gdy pewne rzeczy się nie zmieniają. Chociaż pamiętał, że przy ostatnim razie miała czarną perukę, której teraz zabrakło.
— Gdzie w ogóle masz swoje dziewczynki i...?
— Lepiej nie kończ — ostrzegł Sasuke. — Teraz to nie jest ważne.
— A co jest? Mieliście się nie pokazywać po ostatniej akcji, gdzie udostępniłam wam ludzi. Taka była umowa.
— Gówno chyba znaczyła jednak — dodała zirytowana. — Zamierzasz znowu mieszać do tego mojego młodszego brata?
— Nie, nie tym razem — zaprzeczył nonszalancko brunet. — Gaara jest bezpieczny. Chcę tylko drugiego.
— Drugiego? — Temari uśmiechnęła się szeroko i z błyskiem w oku. — Zapomniałeś chyba, że rozmawiasz z głową mafii. Nie oddam ci go, choćbym miała tu sczeznąć.
— Potrzebuję ludzi — przyznał Sasuke niezrażony. — Wiem, że ostatnio... nie mieliśmy zbyt dobrych kontaktów, ale wiem, że twój drugi brat lubi adrenalinę. Gdy zbieraliśmy dane na temat twojej rodzinki, dowiedzieliśmy się, że masz nie tylko przyrodniego, nieświadomego braciszka, ale też... jak to się mówi... weterana wojennego?
— Podobno nie jesteście też w zażyłych stosunkach, więc... — Sasuke rozłożył ręce. — Wystarczy, że podasz namiary, tylko tyle.
Temari westchnęła, odsunęła dłoń od lufy i zamiast tego chwyciła butelkę, stojącej w pobliżu wódki. Odkręciła ją i przechyliła, biorąc solidnego łyka.
— Pamiętasz jak wspominałam o swoich mężach? — zapytała retorycznie. — Gdybyś był jednym z nich, już leżałbyś przede mną martwy.
— Boa dusiciel? — zapytał beznamiętnie Sasuke. Temari mimo wszystko uśmiechnęła się w porozumieniu.
— Skąd wiedziałeś? — zakpiła, po czym spoważniała. — Trzy przecznice jest bar, nie klub Tem, inny bar. Pytaj w nim o niejakiego Lalkarza. A gdy nie będzie chciał rozmawiać, powiedz, że siostrzyczka pozdrawia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top