MISJA 14 - SZACH I MAT

Wybaczcie za błędy, które w tym rozdziale mogą się pojawić, bo jeszcze nie był sprawdzany :P Jak przeczytacie polecam posłuchać wtedy piosenkę podlinkowaną u góry.

"Czasem historię fałszują od razu ci, którzy ją tworzą"

Wiesław Brudziński

— Mogę odejść? — zapytał spokojnie, wyczuwając palcami zimny pistolet.

Sylvia wydawała się zaskoczona.

— A ktoś ci broni? I tak już jest późna pora, więc czas zakończyć te przyjęcie — stwierdziła, jakby do siebie. Sasuke zgromił ją spojrzeniem. Ona z kolei odparła ten natarczywy wzrok z uśmiechem. Poprzednia namiętność całkowicie się pomiędzy nimi ulotniła. Pozostał jedynie respekt. I to dziwne napięcie, jakby dwie pantery czaiły się do ataku.

Sasuke wolno, nieufnie się podniósł. Czuł pot na plecach, gdy się wycofywał, po czym wkroczył w tłum, chcąc odszukać tylko dwie, znaczące dla niego osoby. Z niemalże ulgą zobaczył blond czuprynę, a potem różową. Skierował się w tamtą stronę.

Cała trójka zdawała się być rozjuszona, chociaż nie dali tego poznać otoczeniu. Sasuke mimo tego odnalazł zaniepokojenie w ich skupionych oczach.

— Wie kim jesteśmy — szepnął w ich stronę, kiedy się spotkali. Bez słów, jakby na cichy znak, ruszyli w stronę wyjścia. Nie rozglądali się na boki przy tym, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, chociaż i tak pewnym było, że są obserwowani.

— Będą zapewne zamknięte na automat — mruknął Naruto, gdy byli już kilka kroków przed nimi. W pierwszym planie wcale nie mieli na siebie nawzajem napotkać, ale ten plan okazał się być od początku fiaskiem. Puzzle zdawały się sypać i tym razem nie oni prowadzili w tej grze.

Pomimo słów Naruto, Sakura nacisnęła na klamkę, ignorując także ochroniarzy, którzy na nich spoglądali. Trudno było powiedzieć, czy przymierzają się do ataku, czy nie. Jednak nie rzucili się na Drużynę Siódmą, nawet gdy drzwi ustąpiły.

Trwała noc, ale paliły się lampy, oświetlając parking. To w tam od razu ruszyli, odnajdując auto Naruto.

— Jakim cudem były otwarte? — zapytał Uchiha, wsiadając do środka. On na miejscu kierowcy, Naruto obok niego, a Sakura z tyłu. Jej tęczówki kierowały się w stronę posiadłości, jakby się spodziewała, że wszyscy osobnicy na przyjęciu za nimi podążą z bronią w rękach.

— Zhakowałam system — wyznała. Sasuke w międzyczasie odpalił samochód dodatkowym kluczykiem, który miał przy sobie. Silnik zawarczał, co naprawdę zaskoczyło bruneta, ale wyjątkowo pozytywnie. To naprawdę było zdumiewające, że tak puścili ich wolno.

Teraz jednak nie pragnął nad tym rozmyślać. Zrobi to później, a przynajmniej tak sobie tłumaczył, gdy z piskiem opon ruszył przez ogród Sylvii, aż do bramy. Sakura, co dostrzegł w przednim lusterku, właśnie zdjęła klamrę z włosów, rozpuszczając je. W jej rękach jednak zalśniło coś jeszcze. Nacisnęła to ustrojstwo, a brama przed nimi się otwarła.

Sasuke dziękował w duchu za Haruno, ponieważ już przymierzał się do wjechania w tę metalowe pręty. Tego zaś mogli nie przeżyć.

Na ulicach trwał niebywały tłok, ale Sasuke się tym nie przejmował, gazując i wymijając kolejne samochody. Takim sposobem niemal po dziesięciu minutach znaleźli się przed swoim hotelem. A raczej przy hotelu, w którym rezydował Naruto z Sakurą.

— Idę z wami — zaznaczył Sasuke.

Wyszli z wozu pewnym krokiem, nie wahając się nawet przez chwilę. Musieli zabrać walizki i znikać, taki był plan, który nawet nie musieli wygłaszać na głos. Było to oczywiste dla każdego z nich, po całym tym przedstawieniu, które na ich oczach rozegrano.

Sasuke rozejrzał się po psutej, ciemnej ulicy. Ruszył przez pasy z partnerami. Jego myśli szalały i chyba od dawna umysł nie pracowały z taką siłą. Czuł się jak w amoku, nawet gdy przekroczyli próg hotelu, przywitali się niezbyt wylewnie z recepcjonistką i skierowali się do pokoju na parterze. Sasuke stanął w progu z maską na twarzy. Patrzył jak Sakura oraz Naruto precyzyjnie pakują swoje rzeczy do walizki. Haruno jednak zaprzestała tej czynności, zerkając na ekran otwartego laptopa. Po raz pierwszy na jej licu dojrzał prawdziwe przerażenie.

***

To, co się stało, było piekłem w samym sobie. Karin słyszała z góry dobiegające krzyki i strzały. Rozprawiali się z każdym, a ona cudem prześlizgnęła się ze łzami w oczach na sam dół swojej siedziby. Czekała w kącie aż się zjawią i ją też wykończą. Długie minuty mijały, a Karin oddychała spazmatycznie, zerkając co rusz na jeden z komputerów.

Przymknęła oczy. Wzięła kolejny głęboki oddech. Wydech. Na drżących niczym galareta nogach powstała i prawie że w zwolnionym tempie dostała się do niego. Przycisnęła guzik, który uruchomił sprzęt.

— Cholera, pospiesz się — zaklęła cicho, ocierając płynące łzy. Skupiła się, tak, jak jeszcze nigdy. Może nie była tak dobra jak Haruno, ale jednak należała do działu informatyków. I zaraz po niej oraz Yamanaki stała na podium ze zdolnościami hakerskimi. Rozciągnęła palce, nie miała długich godzin na przedarcie się przez wytworzoną zaporę, ale mogła chociaż na sekundę. Tak, na sekundę odblokować możliwość kontaktów. Tylko na pieprzoną, cholerną sekundę!

Klikanie klawiszy stało się głośne, choć nie tak jak hałasy, wciąż dobiegające z wyższych pięter. Karin jednak teraz była we własnym świecie, gdzie panował spokój oraz cisza... W końcu jednak uśmiechnęła się, kiedy ujrzała zielony napis, który potwierdził przepływ informacji. Potem znowu zaświecił się na czerwono, a wtedy Karin odwróciła się.

I zamarła. Spluwa była skierowana w jej stronę.

***

— Co się stało? — To Naruto zapytał, uprzedzając w tym względzie Uchihę. Sakura wstała i zatrzasnęła laptopa, będąc bledsza niż wcześniej.

— Zabili wszystkich — powiedziała głucho. — Agencja nie istnieje.

Nie czekała na reakcje towarzyszy. Wznowiła pakowanie. Sasuke poczuł w gardle gulę, ale przełknął ją. Udał, że tej informacji jeszcze nie przetrawił. Zresztą po części mogło to być prawdziwe. Jak miał to zrozumieć? Wszyscy nie żyli, jakim sposobem? Czy właśnie o to pytała Alvarez? Czy to miała na myśli?

— Rusz się, do cholery, Uchiha — warknęła Sakura, stanąwszy tuż przed nim. Blokował drzwi, a oni już spakowani, chcieli wyjść. Sasuke więc odsunął się i także skierował się do korytarza. A potem do recepcji.

— Alvarez miała spotkać się tej nocy z informatorem, widzieliście go? — zapytał Sasuke, nie zatrzymując się jednak. To mu nie dawało spokoju, może gdyby znaleźli tego kogoś to... To co, Uchiha? Prychnął sam do siebie w myślach. Co to miało zmienić? — Czyżby się z nim nie spotkała?

— To ja nim byłem.

Czasami śmierć bywała zbyt prosta; nie było krzyków, ani walki. Nie szło zatrzymać czas, a jedynie można było poczuć oplatające cię zaskoczenie, tak silne, że niemal miażdżące. Śmierć bowiem przychodziła niespodziewanie, zabierała szybko, nie pytając o pozwolenie i odchodziła bez pożegnania. Mówiła tylko marne: jeszcze tu wrócę.

Sasuke usłyszał jedynie przytłumiony huk, który jednak dźwięcznie rozbrzmiał w jego uszach. Nie miał chwili by zareagować, choć jego wzrok natychmiast podążył najpierw na pistolet, a potem na dłoń, która go trzymała. Ta dłoń była mu aż nadto znana.

Potem zaś popatrzył na Haruno. Jej ciało okryła plama krwi na lewej piersi. Dotknęła się w to miejsce, całkowicie brudząc rękawiczki. Potem z szokiem upadła. Już martwa. Sasuke w tym momencie wydawało się, że to żart.

Ale nim nie był, ponieważ zaraz potem Naruto strzelił ponownie. W jego nogę. Ból przeszył ciało Sasukę i upadł. Nie krzyknął, nie powiedział nic, tylko patrzył na oddalającą się sylwetkę. Pomyślał, że mógł sięgnąć do własnej broni, ale właśnie wtedy recepcjonistka wyciągnęła spluwę, a do środka weszło kilku innych, uzbrojonych facetów.

Sasuke z trudem zrozumiał, że czekali na Naruto.

— Pospiesz się — mruknął jeden do niego po rosyjsku. A Naruto odkrzyknął, że ma zważać na słowa, bo Sylvii się to nie spodoba. Po ciele Sasuke rozlało się rozgoryczenie, zmieszane z poczuciem zdrady, nienawiści i bezradności.

Doczołgał się do martwego ciała przyjaciółki, kiedy tylko faceci zniknęli, a recepcjonistka z powrotem siadła do jakieś książki, jakby wcale nie widziała ani jego, ani tego trupa. Zapewne też nie spodziewała się, że Sasuke strzeli do niej ze swojej broni chwilę potem. Bez cienia współczucia.

Zatopił dłoń w różowych włosach czule, choć na licu widać było jedynie niespotykanie zimno.

***

Padał śnieg. Ino zagasiła papierosa, stwierdzając, że Syberia w ogóle nie przypadła jej do gustu.

— Przynajmniej mogliśmy ją pochować, niewielu ma takie szczęście — powiedziała, wkładając dłonie do płaszcza.

Sasuke wciąż stał nad niedawno zakopanym grobem bez ruchu. Patrzył się w próżnie, jego oczy ciemniały z każdą sekundą.

— Chociaż tyle mogłem zrobić — przyznał.

Zapanowała między nimi cisza, choć nie niekomfortowa. Oboje trwali we własnych myślach, ale zdecydowanie w równie nieprzyjemnych. Płatki śniegu wtenczas wplatały się pomiędzy ich włosy, czasami także topiąc się na srogich twarzach.

— Co tak właściwie cię z nią łączyło? — rzuciła nagle Ino, przerywając to milczenie.

— Nie wiesz? — zdziwił się Sasuke, unosząc brew ku górze. — Wychowaliśmy się razem, razem też pracowaliśmy, póki nie wyjechaliśmy do Afaganistanu, gdzie ją wystawiłem pięciu zawodowcom. Cała, pieprzona historia.

— Dlatego cię nienawidziła — domyśliła się Ino. — Ale dlaczego to zrobiłeś?

— By stała się samodzielna — odparł Sasuke sucho.

Yamanaka nie spodziewała się takiej szczerości, ale zdecydowanie nie zamierzała tego wypominać Uchisze. Nie teraz i nie po tym wszystkim, co ich spotkało. Nawet po kilku dniach nie potrafiła sama na spokojnie tego roztrząsnąć.

— Jaki masz teraz plan? — zapytała odruchowo, wiedząc, że ich drogi będą musiały się rozejść. Aktualnie nigdzie nie było bezpiecznie, tym bardziej w Syberii.

— Odszukam Lisa i zabiję.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ TOMU TRZECIEGO

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top