MISJA 08 - ZŁY WARIANT
Witajcie, Kochani <3333 Dzisiaj byłam na nadgodzinach, znaczy nie nadgodzinach, bo odrabialiśmy przez święta dzień... w każdym razie cudem napisałam rozdział. Przypuszczałam, że będę zbyt zmęczona, by cokolwiek nabazgrać, ale wyjątkowo dopadła mnie wena :D Cieszcie się więc :P No i jak zwykle — życzę miłego czytania ^^
„Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa"
Paulo Coelho
W pomieszczeniu rozbrzmiał kobiecy głos automatu, oznajmiający płynnie, że połączenie zostało zakończone. Potem zapanowała głęboka cisza, w której mężczyzna, siedzący na krześle obrotowym, się zatracił. Jego powieki zmrużyły się, a twarz stężała, muskana nitkami cieni. Zasłonięte kotary powodowały półmrok, który jedyna lampka biurowa nie niwelowała całkowicie. Szarość zawładnęła wnętrzem i zdecydowanie nie chciała teraz odejść. W całej tej aurze zaś wyczuć można było dziwne napięcie. I chociaż żadne słowa jak dotąd nie padły, oblicze Węża zdradzało więcej niż słowa. A przynajmniej dla Kakashiego, kiedy zerkał na te kościste, wyniosłe lico.
Hatake przystawał oparty o ścianę w gabinecie Orochimaru i obserwował szefa w skupieniu, nie pozwalając ani na sekundę spuścić go z oczu. Skłamałby również, gdyby powiedział, że to nie sprawiało mu przyjemności. Po ostatnich wydarzeniach, czuł błogą satysfakcję.
— Niedługo Tsunade przybędzie — powiadomił mimochodem szefa, wydmuchując z ust dym.
Mimo że ten wyglądał na nieobecnego, w istocie nie tracił kontaktu z rzeczywistością, dlatego teraz lewy kącik ust prześmiewczo uniósł się do góry. Orochimaru miał to do siebie, że nie tracił gardy, o czym Hatake czasami zapominał. Teraz też popełnił błąd, ale nie było to tak bardzo niespotykane — mina Orochimaru zawsze przypominała minę szaleńca. Niekiedy mogło się zapomnieć, że Węża nazywano znakomitym aktorem. A może jednak nie należał do nich? Hatake w sumie nie do końca był przekonany, czy Orochimaru całkowicie grał popaprańca, czy tylko udawał.
— Piesek królowej puszczony ze smyczy — szepnął Orochimaru dziwnym trafem na tyle głośno, aby nie ominęło to Hatake. — Szkoda, że nie zdaje sobie sprawy, iż wciąż jest tylko psem.
— Wykonuję jedynie rozkazy — odpowiedział szarowłosy, niezbyt przejęty opinią drugiego agenta. — O czym dobrze wiesz.
— Obserwując mnie, nic nie zyskasz — westchnął Orochimaru, ostatecznie obracając się w stronę mężczyzny. Poprawił przy tym swoje długie, jak zawsze nieskazitelnie wyglądające włosy z godną podziwu precyzją. Hatake wiedział, że te dłonie, które jeszcze przed chwilą czule muskały długie pasma, zadały więcej śmierci niż ktokolwiek by zliczył. — Jestem grzeczny.
— Potulne węże są groźniejsze niż te, które ostrzegają przed ukoszeniem — dodał Hatake szorstko, po części odnosząc się o porównaniu do psa. — A w twoim wypadku wątpię, żebym się mylił.
— Och — mruknął Orochimaru z uśmiechem — schlebiasz mi, Hatake. Chociaż zawsze byłeś bystry, to trzeba ci przyznać...
Uśmiech Orochimaru tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Jego spojrzenie pociemniało, nadając mu groźnego wyrazu. Nawet Kakashi zamarł z papierosem w ustach, drugą ręką odruchowo sięgając do kieszeni spodni, gdzie trwała lufa. Zrobił to nie dlatego, że się bał, ale z zaskoczenia. Wiedział, że Orochimaru to nie byle kto i czasami było lepiej go nie drażnić. Gdy z kolei przejawiał nienaturalne zachowania, tym bardziej trzeba było zważać na własne życie.
— Odłóżmy animozję na później... — oświadczył niespodziewanie Wąż, zdumiewając tym samego Hatake. — Mam bardzo złe przeczucia. Zresztą słyszałeś naszą rozmowę... pytanie, które mnie nurtuję, to dlaczego Rosjanie wiedzieli gdzie Drużyna Siódma będzie?
Kakashi nie zastanawiał się długo. Odpowiedź w jego głowie powstała nim Orochimaru go o to zapytał.
— Albo mają nas na podglądzie, albo znów mamy kreta — zawyrokował już opanowany Hatake. Ręka niepozornie mu opadła, a on zaciągnął się nikotyną. Wrócił do swojej nonszalanckiej, znudzonej pozy. — Obie opcje nie są...
— Ciekawe — dokończył Orochimaru. — Chociaż tak naprawdę nie o to pytam. Jeśli wykluczymy drugą możliwość, najbardziej prawdopodobne jest, że obserwują naszych agentów odkąd wpadli do Hiszpanii. To znaczy jednak, że mają ku temu powód. Spodziewali się ich tam, chcieli usunąć... Dlaczego, Hatake? I skąd w takim razie wzięli informacje?
— Myślisz, że to nie jest powiązane z Alvarez?
— Sądzę, że jest i w tym problem.
***
Naruto siedział z Sakurą przy stoliku. Karty z daniami trzymali w dłoniach przez znaczne minuty, jakby nie mogli się zdecydować, co chcą zamówić. Kelner w międzyczasie podszedł trzykrotnie, za każdym razem mając firmowy uśmiech i niezachwiany spokój na twarzy. Odnosił się do nich z nadmierną uprzejmością, mimo że nieustannie go odprawiali.
Sakura przechyliła głowę, palcem zahaczając o słuchawkę. Jej złote kolczyki poruszyły się przy tym ruchu, ale zaraz potem zastygły, gdy szepnęła:
— Posprzątane?
To pytanie wbrew pozorom nie było skierowane do blondyna, z którym siedziała. Nic więc dziwnego, że to nie on odpowiedział.
— Na błysk — prychnął z nadmierną arogancją i zarazem chłodem brunet. Siedział przy osobnym stoliku i był tyłem odwrócony do swych partnerów. Nie zmienił pozycji ku nim ani razu, dźwięk w słuchawce był czysty, więc nie musiał tego robić, choćby instynktownie. Poza tym Sasuke został tak przeszkolony, że potrafił przewidzieć ruchy Sakury lub Naruto. A przynajmniej w jakimś stopniu. Nikt przecież nie był niezawodny, prawda? Szczególnie, gdy miało się do czynienia z Naruto, który należał do nieobliczalnych zabójców.
— Jesteś cały? — szepnął niby obojętnie Uzumaki. Sasuke uśmiechnął się na to — nie kupił tej udawanej beznamiętności. Szczególnie, że to on był w niej ekspertem.
— Wszystkie... narządy mam całe i bardzo sprawne — odparł Uchiha z chrypką w głosie. Dwuznaczność na pewno została zrozumiana i wyłapana przez blondyna. Taki zresztą był jego zamiar. Możliwe, że trochę przesadził, bowiem na linii znajdowała się wciąż Sakura, ale nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia. Po nocy był zirytowany, a na złość i nadmierne ciśnienie najlepiej odreagowywał ostrym seksem. Teraz musiał niestety utrzymywać celibat, co wcale nie podnosiło go na duchu. Przynajmniej chociaż na tyle mógł sobie pozwolić — flirt, o którym tylko oni obaj wiedzieli.
— Alvarez będzie zadowolona — stwierdził zadziornie Uzumaki. Potem jednak zszedł z tego luźnego tonu, zdradzając skupienie i zmianę atmosfery. Sakura również w tym momencie chrząknęła sucho.
— Wieczorem rozpocznie się rzeź — zakpił nie zbyt miło Naruto, nawiązując do misji, którą mieli do wykonania. — Dwa wieczory w posiadłości Sylvii i mam szczerą nadzieję, że my nie będziemy musieli zaliczyć obu przyjęć. Szczególnie po naszych nocnych doświadczeniach...
— Prawdopodobnie był jakiś wyciek zleceniodawcy, że przybędziemy — dodała Sakura, racjonalnie podchodząc do całego zdarzenia. — Mogli pytać w hotelach o dziwnych amerykanów, bo nie wierzę, że Orochimaru zdradziłby rządowi kogo dokładnie przyśle. Chociaż to naprawdę niepokojące, że odnaleźli nas tak szybko...
— To był kartel rosyjski, tym bardziej niespotykane — przyznał Sasuke, a Naruto potaknął. Cała trójka zdawała się mieć wątpliwości, co do tego wszystkiego. To już nie była zabawa, gdyby nie byli tak dobrzy, nie siedzieliby właśnie w restauracji. Nie chodziło o to, że mafia rosyjska wyróżniała się w uśmiercaniu przeciwników, ale o zaskoczenie, którym się posłużyli. To mogło zaważyć na ich zwycięstwie, mimo że nie byli tak umiejętnie przeszkoleni jak płatni zabójcy to nadal stanowili wyzwanie.
A Drużyna Siódma obawiała się tak naprawdę nie kartelu, ale o wiele gorszych przeciwników — rosyjskich agentów. Wnioski, że kartel wiedział o ich przybyciu i prawdopodobnie ich zdemaskował, skłaniały także do przemyśleń, czy czasem wszyscy nie będą powiadomieni o tym fakcie. Stawiało to całą misję w nieciekawym świetle — Drużyna Siódma mogła wejść do rezydencji Alvarez i nigdy stamtąd nie wróci, jeśli była na świeczniku.
Naruto niespodziewanie zaśmiał się.
— Zabiliśmy samego Madarę, wykiwaliśmy jego poplecznika, a teraz tchórzymy na misji rangi C? Chyba nie boicie się wyzwań?
— Nie mamy pojęcia z czym tak naprawdę się mierzymy. Powinniśmy najpierw wybadać teren... ale nie mamy czasu, o dziewiątej rozpoczyna się całe przedstawienie — chłodno zrelacjonowała Sakura, zakładając nogę na nogę i odsłaniając kawałek uda. Tylko niewielki milimetr opaski z nożami można było dostrzec na wycięciu czerwonej sukni. Gdyby ktoś spojrzał na zgrabne, umięśnione nogi, pomyślałby, że to jedynie pończocha.
Uzumaki wymienił z nią spojrzenie.
— Więc będzie jeszcze ciekawiej. Nie powiecie mi przecież, że nie lubicie adrenaliny?
— Zdrową adrenalinę — podroczył się z nim Sasuke, chociaż tak naprawdę wiedział, że Naruto trafił w punkt. Adrenalina i igranie ze śmiercią były ich piętą achillesową. Ryzyko stanowiło ich drugie, trzecie i czwarte imię. Zazwyczaj jednak wiedzieli w jakie bagno się mieszają, teraz zaś na oczach mieli klapki. Tak jakby znaleźli się nie na tej planszy szachów, co powinni. I tak... szczerze mówiąc, to na pewien sposób pobudzało Uchihę. Miał również świadomość, że Naruto wyjątkowo się to nagle spodobało. Jakby próbował pokazać, że są lepsi niż reszta z tej branży. Z tymże nie musiał tego udowadniać, byli lepsi. Sakura, znając jej bystry umysł i chęć zbierania informacji, także ulegała właśnie pokusie.
Rzeczywiście dzieliło ich wiele, charaktery, wygląd, sposób zabijania. Jednak niezaprzeczalnie mieli podobny zawód i ulubione zabawki, ale przede wszystkim — równie mocno pożądali niebezpieczeństwa. Choćby wzbraniali się przed tym stwierdzeniem, właśnie taka była prawda. I Sasuke nie był głupcem, by nie przyznać tego przed samym sobą.
Tym bardziej odchylił się na krześle i podniósł do góry rękę, wzywając bezczelnym gestem kelnera. Ten natychmiast podszedł, kłaniając się nisko. Zapytał po hiszpańsku czy coś podać, a Sasuke z amerykańskim akcentem zamówił alkohol i jakąś śmieszną przekąskę do tego. Nikt nie przypuszczał nawet, że ten przystojny, dobrze ubrany mężczyzna pod spodniami trzyma spluwę z tłumikiem, a amerykański akcent jest jedynie przykrywką. Po hiszpańsku Sasuke mówił tak wybitnie jak w każdym języku. A ten rozbrajający uśmiech, który tak naprawdę był oszczędnym wykrzywieniem warg, wcale nie posyłał w stronę jednej z seksownych kelnerek, ale w kierunku odbicia w szybie restauracji. Konkretnie odbicia Naruto Uzumakiego, który również odwzajemnił ten palący, pożądliwy wzrok. Ani na chwilę także go nie przerwał.
— O cokolwiek toczy się gra, zgarniemy całą pulę — stwierdził Sasuke, mrużąc powieki.
— Tak, całą pulę — powtórzył Naruto z niemniejszym zaangażowaniem.
— Zgadzam się, chłopcy — mruknęła Sakura, prychając na samą myśl, o tych sukinsynach, których uśmierci przy okazji. Tak, ta wizja zdawała się być coraz bardziej namacalna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top