MISJA 07 - PIONKI NA PLANSZY

Naprawdę wzięłam się za pisanie. Może dlatego, że we wtorek już idę do pracy i zapewne już nie będę miała na to tyle czasu, co przez te dwa tygodnie ;) Ciszę się jednak, że chociaż trochę nadrobiłam i na chwilę obecną wierzę, że uda mi się w tym roku skończyć wszystkie aktualne opowiadania, ba!, nawet zacząć kolejne - bo głównie chodzi o to, że mam masę projektów w głowie... 


"Niekiedy lepiej, że kwiaty nie pachną intencjami ofiarodawcy."

Aleksander Kumor

Spojrzenie Uchihy zmętniało, gdy badał jednego z zabitych. Chyba nie doszedł jeszcze do siebie tak szybko, jak myślał. Sugerowały to te wciąż pojawiające się mroczki przed oczyma. I nadmierna frustracja, gdy nie znalazł nic, co mogłoby się mu przydać. Żadnych dokumentów czy innych papierków. Kilka zwitków banknotów nie były użyteczne dla Sasuke, bo akurat pieniędzy miał pod dostatkiem.

— Kurwa — powiedział do siebie Uchiha. Potem wyprostował się, splunął śliną zmieszaną z krwią i poszukał w tym bałaganie telefonu. Znalazł go pod szafką, obok rozwalonej głowy tego martwego osiłka. Krwi stamtąd było stanowczo zbyt dużo. Sasuke na chwilę obecną nie miał pojęcia jak to wszystko posprząta i co zrobi z ciałami, ale również aktualnie miał to centralnie w dupie. Był zdenerwowany, a szczególnie, kiedy nikt nie odbierał.

Nacisnął na niewidoczną słuchawkę w uchu, ale tam także nie otrzymał żadnego potwierdzenia od Sakury, czy żyją. Słysząc tę pogłębiającą się ciszę, Sasuke miał ochotę zabić jeszcze pół tuzina ludzi, choćby byli niewinni.

Ostatecznie jednak nagle dobiegł go cichy dzwonek. Spojrzał na zbitą szybkę, która prawdopodobnie stłukła się, gdy telefon upadał. Zobaczył napis Wilk i natychmiast odebrał.

— Podaj status — oschle powiadomił na wstępnie. Czuł napięcie, które go przygniatało. Wciąż jednak myślał racjonalnie. Nadal był tym zimnym draniem, na którego go wyszkolono i niewiele rzeczy mogło to zmienić. Ale naprawdę nie miał ochoty wysłuchiwać, że kogoś porwano albo, że coś poszło nie tak.

— Żywi — odpowiedziała beznamiętnie Sakura. Jej głos był spokojny i niespieszny, choć Sasuke mógł się założyć, iż przed chwilą walczyła z napastnikami tak, jak on. Niemniej oboje zatuszowali zadyszenie. — Jestem sama, bo Naruto pobiegł za tymi zbirami.

— Jacyś się uchowali? — zapytał Sasuke, kalkulując, że skoro Naruto wybiegł, musieli mieć pokój na parterze.

— Niestety — przyznała Sakura. — Ale sądzę, że na krótko.

— Dlaczego nie mogę się z wami połączyć przez tę pieprzoną słuchawkę? Macie je wyłączone?

— Naruto wyłączył, mi spadła i właśnie ją szukam — wyznała Sakura. Przez moment Sasuke miał wrażenie, że była zirytowana, choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą. — Rozumiem, że u ciebie też wygląda tak ładnie jak u nas?

Brunet odruchowo spojrzał na całe zdemolowane pomieszczenie. Miał absolutnie dość.

— Jeśli jeszcze raz nas wyślą na cholerną misję klasy C, powyrywam Wężowi wszystkie kończyny — oświadczył sucho Sasuke.

— Akurat w tym, Uchiha, się zgadzamy. Szczególnie, że przed chwilą prawie straciłam palec w walce z tym przeklętym Rosjaninem — warknęła nagle Sakura, a Sasuke znał ją zbyt długo, by nie wyłapać autentycznej wściekłości.

— Jak prawie?

— Tak, że właśnie go sobie przyszywam — mruknęła Haruno. — Ale będzie dobrze.

— Masz jeszcze dziewięć pozostałych — dodał Sasuke racjonalnie. — Jednak znając ciebie, jestem w szoku, że coś takiego się wydarzyło... Tracisz wprawę?

— Zamilcz, sukinsynie — westchnęła Haruno. — Nie jestem tu dla ciebie, a dla misji, więc moje pytanie brzmi, czy poradzisz sobie sam ze sprzątaniem? Z rana wpadnie pewnie sprzątaczka, a Białe Skafandry raczej nie przybędą tak szybko, jeśli w ogóle, do tego pieprzonego kraju.

— Poradzę sobie — zapewnił Uchiha, chociaż nie było mu do śmiechu. O tyle dobrze — stwierdził — że nie było tu dywanu. — A wy?

— Nie mamy wyboru, w tym problem.

***

Dobrze, że przynajmniej donieśli mu to, co potrzebował. Służąca niepewnie na niego spojrzała, dając cały koszyk ze środkami czystości. Sasuke miał równie kamienną twarz, co zazwyczaj.

— Wszystko w porządku? — zapytała dziewczyna, ale Sasuke skinął głową, wciąż mając tylko trochę uchylone drzwi i stojąc w szlafroku.

— W najlepszym — odpowiedział zimno.

— Wie pan, że mamy tutaj cały personel, który na pewno...

— Czy masz mnie za idiotę? — warknął Sasuke, przerywając nieznajomej.

— Słucham? — Zarumieniła się w popłochu.

— Powiedziałem, że wszystko jest w porządku, ale wyraźnie nie zrozumiałaś — dodał Sasuke. — Spadaj.

Wszedł do środka i zatrzasnął drzwi przed jej nosem. Nie miał ochoty na uprzejmość, szczególnie o trzeciej w nocy z trupami w pokoju.

Postawił koszyk na stole. Nałożył białe rękawiczki i maskę. Zaczął od przeciągnięcia trupów do łazienki. Musiał rozebrać Rosjan, obmyć ciała, a potem zawlec je do dużej szafy. I tak będą gniły, ale na całe szczęście Uchiha miał w planach już nigdy nie pojawiać się tu z powrotem, gdy za trzy dni wyjadą. Nie obawiał się w żadnym razie, że go będą poszukiwać za morderstwo. Skoro mafiosi tutaj weszli, to znaczyło, że mieli chody. Jeśli policja albo ktoś z personelu ich znajdzie, zapewne zostanie to zatuszowane. Poza tym nagrania będą czyste — Sakura postara się, by tak było.

Sasuke zatrzasnął szafę, a potem przekręcił na klucz. Dobrze, że w takich hotelach dbali o prywatność. Klucz zaś spuścił w toalecie, ponieważ sam w ostateczności łatwo dostanie się innym sposobem, a sprzątaczki trochę z tym powalczą, kiedy będą szykować pokój dla następnego klienta. Z tą myślą Sasuke zabrał się za zbieranie pobitej wazy. Następnie wyrzucił odłamki do kosza i przeszedł zacierać ślady swoje i tych sukinsynów.

W końcu, gdy wybijała szósta, mógł się położyć na łóżku i zdrzemnąć. Coś czuł, że lepiej się zregenerować, nim wyruszą na przyjęcie Sylvii Alvarez.

***

— Mam nadzieję, że dobrze się panu spało — rzekła ta sama recepcjonistka, co wczoraj go witała. Sasuke poprawił ciemne okulary na nosie i uśmiechnął się drętwo. Nachylił się przez blat i szepnął:

— Wspaniale — zawyrokował, wsuwając jej za dekolt kilka banknotów. — A teraz powiedz mi, co wiesz o tych facetach?

Sasuke pokazał kobiecie swój telefon i nieprzytomne twarze mężczyzn. Ta pobladła, ale niezbyt obchodziło to bruneta. Przesunął palcem, by zobaczyła lepsze ujęcia.

— Pierwszy raz ich widzę, pan jest z policji? — zapytała, marszcząc czoło. Sasuke miał ochotę prychnąć pod nosem, ale jedynie schował z powrotem komórkę pod poły marynarki i ruszył do wyjścia bez słów. Nie chciało mu się rozmawiać z kimś, kto perfidnie kłamał. Wyjątkowo hotel, w którym przebywał, był dobrze opłacalny. Pojawiło się tylko pytanie przez kogo? I skąd ci pieprzeni Rosjanie wiedzieli, gdzie ich szukać?

Wyszedł na zewnątrz hotelu i od razu wyciągnął papierosa. Zapalił, wybierając znany mu numer.

— Ocho, Sasuke, kochany — przywitanie Orochimaru było aż nazbyt wylewne. Brunet się skrzywił. — Jak tam w Madrycie? Przygotowujesz się do przyjęcia?

— Na razie relaksuje się po dzisiejszej nocy — powiedział beznamiętnie Sasuke, wzrokiem ogarniając okolice. Był czujny, a teraz jeszcze bardziej wzmogła się ta czujność. Już nie pozwoli sobie na taką pomyłkę. Nikt nie będzie z nim pogrywał tak, jak te cholerne szuje.

— A co się działo w nocy? — Orochimaru zmienił ton, był dziwnie nieufny, ale przesączony wciąż znaną ciekawością. Zapewne jego instynkt powiedział mu, że coś było na rzeczy. Szczególnie, że Sasuke sam zadzwonił. Zwykle nie był do tego tak skory.

— Pierdoleni Rosjanie — padła sucha i wulgarna odpowiedź. — Mówiłeś, że się zjawią, ale nic nie wspomniałeś, że wpadną na kolację do mojego łóżka.

— Gdzie są teraz? — Na Orochimaru, wydawało się, że nie zrobiły te nowiny wrażenia.

— W mojej szafie — odpowiedział Sasuke.

— Skąd wiedzieli, że będziesz w tym hotelu? — zadał pytanie Orochimaru. Sasuke mógł sobie wyobrazić jego zwężające się źrenice. I splecione dłonie, które wskazywały na zaniepokojenie.

— Myślałem, że ty mi powiesz...

Nastała chwila ciszy. Orochimaru zaczął palcem stukać w blat biurka, co odbijało się echem w słuchawce, a jednak nawet po tych kilku, znaczących minutach się nie odezwał.

— Informuję... — zaczął w końcu poważnie.

— Tak? — Sasuke uniósł brew, mimo że Wąż nie mógł tego zobaczyć. Jego usta w międzyczasie wygięły się drwiąco. Ktoś z boku mógłby błędnie pomyśleć, że Uchiha świetnie się bawił. Możliwe, że istotnie tak było, ale tylko po części. Wynikało to z tego, że wiedział co zaraz usłyszy, acz gdyby mógł, wolałby jednak, że Orochmiaru podarował sobie czcze gadki.

— ...że zmieniam waszą misję na rangę B — wyznał. — Albo A, zważywszy na te trupy w twojej szafie.

— Nagie trupy — poprawił go Sasuke z niemałą przyjemnością. — I mam nadzieję, że dostanę pół miliona więcej za sprzątanie tego gówna, co zrobili.

— To zależy ile flaków się walało — wyznał Orochimaru. Miał posępny głos, wciąż przemawiał poważnie i wcale nie żartował.

— Wystarczająco — orzekł Sasuke.

— Tak na marginesie — zmienił nagle temat Uchiha, dopalając papierosa i wdmuchując dym w płuca — Tsunadę już wie o tym, że Sakura prawie straciła palec?

— Cóż, to wszystko zależy od tego, czy Haruno do niej zadzwoniła. Niemniej sądzę, że taka rozmowa mogła się przydarzyć... — Wąż, zdawało się, że miał skwaszoną minę w tym momencie. A przynajmniej takie wnioski wysunął Sasuke. — I obawiam się też, że moja żona nie będzie z tego faktu zadowolona.

— Haruno to jej pupilek — przypomniał mu Uchiha, tak, jakby ten zapomniał.

— Czasami wolę, Uchiha, jak milczysz.

— Ja za to wolę — szepnął niezwykle szorstkim, pozbawionym empatii głosem Uchiha — kiedy wszystko idzie tak, jak powinno. Ale widzisz, szefie, nie zawsze mamy to, czego chcemy, prawda?

— Niemniej wciąż obowiązuje was status quo, oficjalnie.

— A nieoficjalnie?

— Nieoficjalnie interesuje nas tylko pendrive i nic, cholera, więcej. Pogadam z żoną, a ty do tego czasu spraw, by Naruto oraz Sakura pozostali nietknięci. I przy okazji nie daj się zabić.

Kącik ust Sasuke drgnął.

— Za to mi przecież płacisz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top