MISJA 03 - STRUKTURA PIONOWA
„Spotkać się to początek; zgodzić się to postęp; pracować razem to sukces."
Henry Ford
Uchiha nie wyszedł od razu z gabinetu Orochimaru. Poczekał aż blondyn oraz Haruno przejdą przez próg wyjściowych drzwi, a potem skrzyżował wzrok z uśmiechniętym jadowicie szefem. Orochimaru niedbale siedział na okręcanym krześle, sprawiając wrażenie pana i władcy. Uwielbiał władzę i nie szło tego przeoczyć w żaden sposób.
Był jednak też dobry w tym, co robił. Sasuke dlatego należał do jego agentów, nie ze względu sympatii, bo akurat Węża nie dało się ani lubić, ani mu zaufać. Znaczy... osobiście był świadom, że niektórzy pokusili się na obie te rzeczy i, oczywiście, nie skończyli zbyt dobrze. Sasuke zresztą od początku wiedział na co się pisze. I ile mu będą płacić.
— Rozumiem, że to na pogrzeb Dana Kato udała się Tsunade — podjął temat brunet. Stał wciąż przed biurkiem pewnie, a mówił równie zimno, jak zawsze. Uważnie obserwował też reakcję szefa.
Orochimaru uśmiechnął się, choć po chwili na jego zwodniczym obliczu zamajaczył grymas cierpienia.
— Tak, jest w żałobie — westchnął. Na jego czwartym palcu zabłysnęła pokaźnych rozmiarów złota obrączka. — A ja, jako dobry mąż, muszę okazać jej wsparcie.
— Domyśla się czegoś? — dopytał Sasuke neutralnym tonem.
— Domyślać się może — przyznał tym razem poważnie Wąż. — Nie ma dowodów, a bez dowodów o nic mnie nie oskarży.
— Zacznie węszyć — podsunął Uchiha.
— Już zaczęła — oświadczył zadowolony Orochimaru. — Nie martw się, Uchiha. Wszystkim się zajmę. Zresztą lubię, gdy coś się dzieje. Niecodziennie przecież na śniadanie wita cię kawa z arszenikiem, prawda?
Sasuke znał na tyle dobrze Węża, by mieć pewność, że nie była to tylko przenośnia.
— Może węszyć — podkreślił raz jeszcze mężczyzna. — Może mnie, albo ciebie podejrzewać. Trochę wnikliwiej się przyglądać, ale jeśli znowu trup nie wstanie zza grobu, jesteśmy bezpieczni.
— Bezpieczeństwo w tym wypadku jest wątpliwym słowem — zauważył sucho Uchiha.
— W naszym życiu nie ma chyba bezpiecznych rzeczy, prawda? — zasyczał Wąż, mrużąc oczy. Patrzył na Uchihę swoimi bystrymi, przeszywającymi tęczówkami. Uchiha więc wiedział, że obaj myślą teraz o Naruto, który zbyt często ostatnimi czasy gościł w jego łóżku. Właściwie nie tylko w łóżku. Pieprzyli się gdzie popadnie.
— Zawsze wiedziałem, że w pewnych sprawach jesteśmy bardzo podobni — zadumał się Orochimaru z jawnym zadowoleniem.
Sasuke nie skomentował tego, a po prostu udał się do wyjścia.
***
Naruto Uzumaki stał w kącie holu, pogrążony w myślach. Znajome i te mniej znajome twarze go mijały, ale nie wydawał się ich zauważać. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie, ponieważ, kiedy mignęła mu ciemna sylwetka, niemal natychmiast zadarł podbródek do góry.
Uchiha oparł się o ścianę i patrzył na niego, niczym prawdziwy drapieżnik. Był niebezpieczny nawet z takiej odległości. I cholernie przystojny w opinającym wytrenowane ciało garniturze. Miał jedną rękę włożoną do kieszeni spodni, zapewne tuż obok ukrytego, śmiercionośnego pistoletu z tłumikiem. Tym bardziej Uzumaki naprawdę uważał, że prezentował się jak zwykle niesamowicie seksownie.
— Czyżbyś na mnie czekał? — zapytał z rozbawieniem Sasuke, wyginając kpiąco prawy kącik ust. Robił to bardzo często, ale Naruto i tak przyznawał, że dodawało mu to sporej ilości seksapilu. Sasuke Uchiha bowiem naprawdę był niebezpiecznym mężczyzną, z którym nawet seks nie należał do rozsądnych rzeczy.
Nie, istotnie było to szalone równie mocno, co ryzykowane. Ale Naruto, choćby chciał, nie mógł zrezygnować z tego umięśnionego ciała i z adrenaliny, która płynęła z każdego ich stosunku. Czasami się zastanawiał nawet, co by się stało, gdyby Uchiha właśnie wtedy wyciągnął nóż i po prostu go zabił.
Mógł to zrobić. Mógł zrobić to w każdym momencie, gdy byli razem. Ale jakimś cudem obaj żyli. Obaj zatracali się jeszcze mocniej w tym obłędzie.
Uchiha ruszył w jego stronę wolnym, acz pewnym siebie krokiem. Uśmiechnął się na wpół ironicznie, a potem przykrył Naruto swoją osobą, przypierając go do ściany. Obok przechodzili ludzie, ale nikt nawet nie mrugnął na nich okiem, zapewne sądząc, że toczą walkę.
Patrzyli na siebie, a niebieskie tęczówki przeszywały te niesamowicie czarne.
Nagle Sasuke poczuł na biodrze zimną stal, która weszła pod białą koszulę. Nie spojrzał w tamtą stronę, wiedząc że to niewielki nóż. Teraz to Naruto nachylił się do jego ucha, lekko je przygryzając.
— Teraz moja kolej, by cię ostro posuwać, Uchiha — szepnął wyraźnie. Objął go drugą ręką od tyłu, a Sasuke dostrzegł kątem oka, że na ramieniu opiera się lufa pistoletu. Jego pistoletu, którego Naruto wyjął zza paska bruneta.
— Rozumiem, że to nie propozycja? — zakpił w ogóle nieprzejęty Sasuke. Podobało mu się wszystko, co się między nimi działo. To namacalne napięcie seksualne, ta ekscytacja i przyspieszony puls. Właściwie, gdyby wokół nich nie znajdowali się agenci, już teraz dobrałby się do jego paska, wsuwając w ciasną dziurkę.
— Nigdy nie była — przyznał Naruto, wiedząc co chodzi po głowie Ucisze. — Nie tym razem, draniu.
Sasuke zaśmiał się, ale i tak ruszył do łazienki.
***
Po ostrym seksie w toalecie, nie było czułych pocałunków. Wrócili do swoich ról, obaj będąc równie zimnymi w stosunku do siebie, co wcześniej. Pożegnali się bez słów, aby w osamotnieniu przygotować się do wyprawy.
Sasuke lubił Hiszpanię, a ostatnio dawno nie miał przyjemności odwiedzić stolicy tegoż państwa. Madryt był żywy na ten przyjemny sposób. Łatwo w nim szło wtopić się w tłum, stać się zwykłym, niepozornym turystą. Posiadał też zniewalające życie nocne. Uwielbiał tamtejsze kluby i gorące tancerki. Czasami bywał tam jako tajniak, a czasami dla odprężenia, gdy miał wyjątkowo nieprzyjemną misję.
Pamiętał, że leciał do Madrytu dwa lata temu i spędził tam sporo czasu. Jego celem był były agent, który nie odstawiał od niego umiejętnościami. Sasuke nawet został złapany w pułapkę, ale szybko się wykaraskał z opresji. Chociaż długo się też kurował.
Nie przepadał za brutalnością, ponieważ to znaczyło zbytnie angażowanie się. Ale to była wyjątkowa sprawa, a ofiara zaszła mu za skórę. Sam nie poskąpił jej uwagi, po tym jak dostał kulą w bark, zwichnięto mu ramię i zmiażdżono udo, a wargę miał spuchniętą, jakby botoks sobie wstrzyknął. Nawet Orochimaru wtedy skwitował, że wygląda jakby cudem wrócił.
A Sasuke wyjątkowo nie skomentował uwagi. Ani tego, że od razu dostał kolejne zadanie i to w jeszcze innej części kraju. Tak, nie dane było mu opuścić Hiszpanii, ale przynajmniej nie był już w Madrycie.
Faktycznie nie miał przyjemnych wspomnień, ale mimo tego, do samego miasta, nie miał urazu. Wciąż za nim przepadał.
Domknął walizkę, w której nie posiadał zbyt wielu rzeczy. Nie, tylko te najpotrzebniejsze — od noży, po ulubione spluwy. O ubrania nie musiał się martwić, bowiem lecieli prywatnym, firmowym samolotem, a to znaczyło, że agencja zaopatrzy ich w luksusowe przebrania. Na miejscu powinny na nich czekać.
Zadowolony przekręcił klucz w drzwiach.
***
Maszerowała sztywnym krokiem. Wyszła przed wysoki budynek agencji i już miała zamiar zejść schodami w dół, kiedy zatrzymał ją czyiś głos.
— Kolejna misja? — Ino Yamanaka wyszła z cienia. Stała teraz tuż obok głównych drzwi, jak zawsze ubrana w lateksowe spodnie oraz top bez rękawów, który ukazywał większość tatuaży na bladym ciele. Sakura odwróciła się do niej, przeklinając w duchu własną nieostrożność. Czasami zapominała z kim ma do czynienia. Yamanaka nie bez przyczyny była pupilkiem Węża.
Sakura mocniej zacisnęła dłoń na czarnej walizce, aczkolwiek to nie umknęło uwadze Ino. Uśmiechnęła się do niej szeroko, w czarnej rękawiczce obracając zimną stal sztyletu. Miała jak zwykle spięte włosy, a długie blond kosmyki spływały po jej plecach.
— Nie muszę ci o niczym mówić — stwierdziła Sakura wyprutym głosem.
— Jesteśmy partnerkami — skwitowała niezrażona blondynka. Po czym luźno dodała — Mam nadzieję, że szybko wrócisz, bo będę się nudzić.
Sakura znów odwróciła się w kierunku stopni.
— Nie sądzę, masz Karin.
Ino wydawała się być zaskoczona, co Sakura odgadła po chwilowej ciszy z jej strony.
— Och — westchnęła ostatecznie. — Czyżbyś była zazdrosna?
Na ustach Sakury zadrgał nieznaczny uśmiech.
— Nie — odparła, schodząc w dół. — Tylko ciekawa.
Ino też się uśmiechnęła. Dlatego, pomyślała, chciała mieć w swoim łóżku tą perfekcyjną zabójczynie. Była nie tylko niezwykle przystojna, ale też zimna oraz nieczuła. Dodatkowo była równie dobrze wyszkolona, co ona sama. Ino lubiła wyzwania, tak samo mocno jak jej mentor. Lubiła niezwykły umysł, który posiadała Haruno.
Kiedyś była jej rywalką, ale dzisiaj wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie mogła się jej pozbyć, więc chciała zdominować. Jak na razie jednak Sakura była zbyt spostrzegawcza i zbyt dobra, by dać się złapać w sieci pająka.
Ino patrzyła na jej niknące na ulicy plecy. Już po chwili różowowłosa zniknęła w tłumie, zostawiając Ino ze swoimi myślami.
Haruno miała na nią haka. Tak, to musiały oznaczać te niepozorne słowa. Dowiedziała się, co łączyło ją niegdyś z Karin. I dlaczego jej tak nienawidziła. Sakura wyjątkowo odrobiła lekcje. Nie to co Ino, która dalej nie wiedziała nic o przeszłości partnerki. I jej powiązaniach z Uchihą. A coś, wyjątkowo, było na rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top