MISJA 28 - GRA KOŃCOWA

I takim sposobem kończymy. Trudno jest mi uwierzyć, że po tych dwóch, trzech latach doczekaliśmy się końca Trylogii Zabójcy. Zmysł długo kształtował się w mojej głowie, dlatego z nim tak zwlekałam, o czym często zresztą słyszeliście. Miło mi przede wszystkim z powodu tego, że dotarliście do finału wraz ze mną. Wraz ze mną przebyliście również tę żmudną drogę do ostatecznego pożegnania naszych bohaterów. A uwierzcie, że kocham ich bardzo mocno i trudno mi się z nimi rozstać, ale też jednocześnie czuję ulgę, że podołałam, zmieściłam się w tych dwudziestu ośmiu rozdziałach i przelałam na papier każdą myśl, która zrodziła się w mojej głowie. Ponadto cieszę się, że teraz mogę wrócić do innych dzieł i zacząć działaś nad pozostałymi książkami, które mam w toku ;) Mam nadzieję, że i w nich będziecie mnie tak samo mocno wspierać ;)

Dziękuję i do następnego, Kochani! <3

„Życie jest cyklem; przeklętym kręgiem, po którym kręci się wkoło. Na końcu okazuje się, że masz w rękach dokładnie to samo, co miałeś na początku, i kończysz w miejscu, z którego wyszedłeś."

Licia Troisi

Brązowowłosy mężczyzna, siedzący na przyczepie dżipa klął jak szewc, kiedy przekraczali granicę Mekki. To było kolejne odwiedzone przez nich miasto, w który zamierzali się na razie nie zatrzymywać, aczkolwiek to akurat nie było problemem. Raczej bardziej niepokojącym okazało się zupełnie, co innego. Po tym jak ruszyli z arabskiego więzienia, Orochimaru miał na głowie pół tuzina wydzwaniających do niego urzędasów, którzy niby twierdzili, że to on stał za całym atakiem.

Wąż oczywiście kłamliwie zaprzeczał. Był już zbyt daleko, by mogli połączyć fakty. Szczególnie, że żaden świadek nie uchował się przy życiu. Cudownym zrządzeniem losu... Wąż zdecydowanie nie lubił zostawiać jakichkolwiek śladów po sobie. Poza tym stacjonujący w Rijadzie szejk, na pewno szybko zapomni o całej sprawie dzięki konkretnej sumie pieniędzy, którą właśnie Su anonimowo przelewała mu na konto. A potem szybko ulotnią się z tej pustynnej męczarni.

W końcu jego telefon umilkł, a Orochimaru cisnął nim o podłożę wozu, nie przejmując się, że właśnie rozbił drogi smartfon. Sasuke, przysiadający nonszalancko naprzeciwko, jedynie uniósł brew w geście rozbawienia, widząc szefa w takim stanie.

— Nie komentuj, Uchiha — zaznaczył rozeźlony, nakładając ciemne okulary na nos. — Wyjeżdżamy z tego cholernego kraju jak najprędzej. A potem zapominamy o tym całym wypadku.

— Mówisz o więzieniu?

— Nie, kurwa, o twojej obitej twarzy, wiesz? — zaszydził zdenerwowany. — A niby o czym, do nędzy!

Twarz Sasuke nie zdradziła żadnej emocji. Nadal była maską obojętności, chociaż Wąż, gdyby się wnikliwiej przyjrzał, mógłby zobaczyć w ciemnych oczach cień pobłażliwości. Ale był zbyt zajęty popędzaniem kierowcy.

— Mam nadzieję, że nie wyślą za nami żadnej armii — szepnął do siebie z irytacją. — Arabowie zawsze byli w gorącej wodzie kąpani.

— Przypominam, że nie miałeś się wtrącać — wtrącił oschle Uchiha. — Poza tym to ty dobiłeś na dokładkę więźniów i strażników... No i dla upewnienia podłożyłeś kolejne ładunki wybuchowe... Właściwie skąd znalazłeś taki sprzęt? Jestem pewien, że ten wybuchów słyszała połowa populacji Arabii Saudyjskiej... — Trudno było stwierdzić, czy Sasuke naprawdę to ciekawiło, czy nadal szydził z szefa.

Orochimaru jednakże zdawał się nie interesować szczerością wypowiedzi Pantery.

— Pamiętasz tego szorstkiego gościa o pedofilskim uśmiechu? Taki szatyn, z tatuażami — podjął temat Wąż, próbując sobie przypomnieć imię pomocnika przy tym artystycznym dziele. — Trochę niezrównoważony...

— Chodzi ci o Kankuro? — zdziwił się Uchiha.

— A! Właśnie, Kankuro! — ucieszył się Orochimaru. — To właśnie on to cacko skonstruował. Zgarnąłem go do agencji, po tym jak wyjechałeś. Tak oficjalnie.

— Mam się niepokoić?

Czoło Orochimaru zmarszczyło się na to pytanie.

— Dziwnym trafem, Skorpion też o to zapytał — oświadczył, jakby ten fakt go niezmiernie fascynował. Jednakże zaraz potem poprawił włosy, szamoczące się na wietrze i nachylił się z powagą do Uchihy.

— Możesz mi to w końcu dać.

Sasuke nie był zdzwiony. Uśmiechnął się delikatnie, wręcz niebezpiecznie i wyciągnął z kieszeni małe, niewinne urządzenie. Orochimaru zadowolony od razu przyjął pendrive'a.

— I pomyśleć, że to wszystko przez to maleństwo, nieprawdaż, Uchiha? W każdym razie myślę, że nasz rząd chętnie się tym zaopiekuje.

***

Uzumaki nie sądził, że po czterech dniach w końcu dane mu będzie zobaczyć cokolwiek oprócz ciemności. Założyli mu kaptur, obezwładnili i na dodatek przyodziali w dzwoniące, metalowe ozdóbki, więc nie spodziewał się szybkiego powrotu do codzienności. Ponadto wiedział, że i jedną rzecz, która dawała mu przewagę, także mu zabrali. A raczej Uchiha podczas ich fascynującej potyczki. Nie, żeby go to dziwiło. Na Sasuke zawsze trzeba było mieć poprawkę.

Niemniej nagłe światło oślepiło go nieprzyjemnie, gdy ściągnęli mu worek, a potem popchnęli na biurowe krzesło. Usiadł, czując, że wciąż jest otoczony, jednakże po chwili dostrzegł przed biurkiem samą Tsunade, która machnięciem ręki odprawiła agentów za drzwi.

Naruto w zdumieniu spojrzał na opaloną blondynkę, siedzącą naprzeciwko niego z szerokim, nieszczerym uśmiechem. Za nią przystawał Hatake równie ciemny na twarzy, ale niemniej złowrogi. Co dziwne, kątem oka Naruto wyłapał, że za szybą wieżowca dostrzega znane mu miasto. Oto byli, oszacował, na powrót w pełnym życia Londynie.

Pomyślał, że naprawdę tęsknił za tym widokiem. Niedane mu było jednak wypowiedzieć tej uwagi na głos, ponieważ Tsunade się do niego odezwała pierwsza, przerywając napiętą ciszę.

— Przez ostatnie dnie ostro kłóciłam się z Orochimaru, co z tobą poczynić, agencie — rzekła, splatając ręce na blacie. Jej powieki zmrużyły się przy tym, więc Naruto zrozumiał powagę sytuacji. Oto miały się rozstrzygnąć jego dalsze losy. Dla zdrajcy na pewno nie mieli w zanadrzu szybkiej śmierci. Sam był o tym dobrze doinformowany.

Nie bał się, był spokojny. Ze świadomością, że Kiba przeżył oraz że parszywy Uchiha także dychał, nieważne było, co z nim zrobią. Byleby go nie poćwiartowali, a będzie dobrze. Wyjątkowo jakoś czuł niesmak do tego typu praktyk. Wolał, istotnie, w bezimiennym grobie spocząć w całości, nie częściowo. No i też liczył, że nie tknął jego penisa. Lubił go zbyt mocno.

— Ostatecznie doszliśmy do porozumienia. I robię to naprawdę z bólem Naruto... — zaczęła Tsunade, ani na moment nie spuszczając wzroku ze swojego, do niedawna, najlepszego agenta. W tym momencie z jego twarzy nic nie szło odczytać, oprócz nikłego zainteresowania, nadchodzącymi słowami. — Dostałeś złotą kartę od zarządu. Zostałeś uniewinniony.

Naruto zamarł. I mimo że szukał w licu szefowej cienia kłamstwa, zdawało się, że mówi naprawdę poważnie.

— Kto głosował? — wypalił Uzumaki, marszcząc brwi. — I za czym?

— Nie ja prosiłam o ułaskawienie — uprzedziła zimno. — Głosowałam za odcięciem ci genitaliów, aczkolwiek Orochimaru miał większe poparcie nowo powołanej komisji, którą, dziwnym trafem, prawdopodobnie sam dobierał. On, co i mnie zadziwiło, głosował za przywróceniem ci wszystkich stopni i statusu gotowości do akcji. Po całej sprawie wyjątkowo chyba mu zaimponowałeś — powiadomiła Tsunade grobowym, wręcz groźnym tonem. Widać było, że ta sytuacja jej nie odpowiada.

— Nie ciesz się, Uzumaki — rzuciła do niego sucho. — Może i zapomnimy o całym tym bagnie, ale z dłoni krwi towarzyszy nie zmyjesz. Ani tego, że do końca swych dni będę pamiętać tę zdradę... Mogłeś chociaż nas wtajemniczyć.

— Dobrze wiesz, że nie mogłem — zaprzeczył spokojnie Naruto. Jego lodowe oczy przybrały jeszcze zimniejszego odcienia. — I nigdy nie powiedziałem, że kiedykolwiek zmyję krew ze swych rąk. To nie ty dobiłaś Haruno, która ci ufała.

Dłonie Tsunade zacisnęły się w pięści.

— Masz więcej śmierci na sumieniu. Kurenai także nigdy nie zdołasz zapytać o to, jak spędza upragnione wakacje. Myślisz, że jej się podobały? — prychnęła Su. — A ty, Kakashi?

Naruto spojrzał na Hatake. Jego oko powoli skierowało się w stronę wciąż zakutego mężczyzny. Trudno było ocenić, o czym myśli.

— Nie warto przywoływać trupów — zdecydował. — Szczególnie tych, które jeszcze nie ostygły, Tsunade.

Ostatecznie kobieta westchnęła. To chyba pomogło, bo wyprostowała się na powrót na siedzeniu, przybierając łagodniejszą postawę. Palce prawej ręki także rozpostarła, paznokciem zaczynając wystukiwać sobie znany rytm. Wciąż przy tym uparcie patrzyła na Lisa.

— Mam nadzieję, że swojej agencji nie zamierzasz zdradzać — zadrwiła.

Naruto zaniepokoił się tym stwierdzeniem.

— Co masz na myśli?

— Orochimaru przejął moje pięćdziesiąt procent udziałów K.O.N.O.H.A & A.K.A.T.S.U.K.I, co oznacza, że nie jestem już głową tego biznesu. Zrezygnowałam, on z kolei zdecydował wczoraj się powiadomić zarząd, iż odchodzi na emeryturę. Wyznaczył zaś kandydatów, dokładnie dwóch, na swój stołek.

— O nie — bąknął natychmiast Naruto. Kakashi w międzyczasie puścił mu oko, niezwykle rozbawiony przerażonym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Dawno nie widział tylu emocji na tej przystojnej, teraz trochę obitej twarzy.

— Niestety tak, Uzumaki — potwierdziła Tsunade. — Też byłam zaskoczona. W każdym razie, Hatake, podaj dokumenty.

Kakashi poruszył się niemal niezauważalnie. Dopiero teraz Naruto zauważył, że przez ten cały czas trzymał teczkę z jakimiś papierzyskami, co wcześniej widocznie mu umknęło. Już po chwili papiery wylądowały tuż przy nim, na biurku.

Tsunade wymownie przesunęła je bardziej w jego stronę.

— Musisz podpisać i tu... i tu — wskazała miejsca. — A gdy to zrobisz, nie będzie już odwrotu.

— Mam wybór?

Blondynka zerknęła na niego z politowaniem.

— Przypominam, że to wszystko Orochimaru zaplanował i odkąd wpadł na ten wspaniały pomysł, żadne z nas go nie ma. Lot do Mediolanu z mężem na mnie czeka, więc się, do kurwy nędzy, sprężaj. — Uśmiechnęła się sztucznie, po czym podała Naruto swoje ulubione pióro.

Nim jednak Uzumaki dostosował się do polecenia, Kakashi podszedł i rozkuł blondyna. Potem czuwał nad nim, kiedy podpisywał się swoim nazwiskiem.

— Od tej chwili Kakashi będzie twoją prawą ręką, a część firmy, głównie ludzie Konohy, będą pod tobą. W razie pytań, dzwoń pod znany numer — osądziła Tsunade. — A teraz łaskawie zbieraj swoje cztery litery, bo muszę się jeszcze zrelaksować przed wyjazdem z tym parszywym gadem. Na szóstym piętrze jest twoje nowe biuro. Zarząd na ciebie czeka.

Naruto niepewnie wstał. Wciąż wyglądał jak siedem nieszczęść, ale Su bez skrupułów wskazała na drzwi. Uzumaki wydawał się być wciąż oniemiały, ale ostatecznie ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak, nim nacisnął klamkę.

— Mówiłaś, że mam dzwonić pod znany numer... — wspomniał cicho, ale uszy Tsunade wszystko dokładnie wyłapały. — Dobrze zrozumiałem?

— Chyba nie jesteś głuchy, Uzumaki. Poza tym tyle lat wydzwaniałeś do mnie w nocy, że chyba pamiętasz te kilka pieprzonych cyferek? — odparła zirytowana.

Nie widziała tego, ale domyśliła się, że Naruto uśmiechnął się nikle. Potem już bez słów otworzył drzwi i zamknął je za sobą płynnym ruchem.

Tsunade chwilę tak jeszcze siedziała, po czym zrobiła gwałtowny ruch ręką i zza biurka chwyciła butelkę jeszcze nieotwartej wódki. Jej lico rozświetliło zadowolenie.

— No to co, Kakashi? Pijesz?

— To ma być pożegnanie? — spytał, choć już podszedł bliżej. Oparł się tyłkiem o kant, nie narzekając, gdy niedoszła szefowa otworzyła gwint butelki. Potem mu podała flaszkę, sama wcześniej upijając z niej sporego łyka.

— Powiedzmy, chociaż, za sprzymierzenie się z tym gadem, powinnam ci, co najwyżej, trutkę na myszy dać. Nie zapomnę, że zagłosowałeś przeciwko mnie. Właśnie, skoro o tym mowa, czym cię przekupił, bo nie uwierzę, że nagle polubiłeś Węża?

— Powiedział tylko tyle, że już więcej mnie nie wyśle na misję z Hozukim. Do tego obiecał, że do agencji będziecie zaglądać bardzo rzadko.

— Zdrajca — warknęła Tsunade, ale nie odmówiła, gdy Kakashi poczęstował ją papierosem. Ich pogrążone w zamyśleniu oblicza sekundę później owiał dym tytoniowy. Duszący, ale dla obojgu wręcz uspakajający.

— Nie powinieneś w ogóle być teraz na tej radzie zarządu? — zainteresowała się Su.

Kakashi wzruszył ramionami.

— Ten zarząd obejmuje sześć osób, o czym sama wiesz. W tym tego nowego piromana, niezrównoważoną Yamanakę oraz działającego mi na nerwy Hozukiego. Ostatni podpunkt przemawia za tym, abym jednak sobie odpuścił dzisiejsze zebranie.

Tsunade potaknęła ze zrozumieniem.

— Orochimaru — mruknęła — stwierdził, że poprzedni zarząd posiadał skład dość starszy rocznikowo i przez to nie za ciekawie skończył... Tak mi powiedział, ale prawda jest taka, że brał z tego, co mógł...

— Rajca — potwierdził Hatake. — Nikt o zdrowych zmysłach przecież nie wziąłby do składu Suigetsu. Szczególnie, że ten dzieciak nie ma za grosz pojęcia o biurokracji. Nadaje się tylko do podrzynania gardeł.

— Możesz go podszkolić — podsunęła Tsunade. — W końcu musisz przyznać, że nie cierpisz go, bo przypomina ciebie za młodu. A poza tym ta sprawa z Arabią... to pewnie głównie niszczy twój bezstronny osąd na jego temat. Może inaczej...

— Skończ, nie będę jego niańką. Mówię stanowcze nie...

— Jak chcesz — rzekła niezrażona Su. — Twój wybór. W każdym razie miej oko na Uzumakiego, jak wyjadę. Chcę wiedzieć, że trzyma w ryzach oddział i wszystko będzie tu działać jak w szwajcarskim zegarku. Oby nie dał się stłamsić górze — prychnęła. — Że też dwadzieścia procent! Co za bezczelność!

— Cieszysz się, że żyje — stwierdził na głos Kakashi. Tsunade udała, że tego nie dosłyszała, ponieważ żadne zaprzeczenie nie wymknęło się z jej ust. Zamoczyła po prostu jeszcze raz usta w gorzkiej, ukochanej wódce.

***

Stali na dachu wieżowca, gdzie Sasuke kierował spluwę w plecy Skorpiona. Kobieta przechadzała się na krańcu dachu, spoglądając z rozkoszą w dół, chłonąc ten widok całą sobą, bo chciała go zapamiętać. Nie wierzyła w raj, ani w boskie moce, ale teraz nagle zapragnęła to zmienić. Mieć coś, czego mogłaby się chwycić. Czy jej ofiary także o tym myślały? Czy zastanawiały się, co czeka ich po drugiej stronie? Ciemność? Bóg? Czy będzie po prostu śniła? A może nawet nie będzie wiedzieć, iż umarła?

Cóż, jedno było pewne — śmierć była cholernie prosta. Życie zdawało się o wiele trudniejsze. I nieważne, co było tam, na dole. Może choćby piekło ją czekało, ale tutaj się jej droga kończyła. I ta jedna pewność dawała poczucie złudnego triumfu.

— Strzelaj, Uchiha. Taka była umowa — ponagliła, acz zamiast huku broni, usłyszała stuk czyiś obcasów. Zerknęła przez ramię, by zrozumieć, że Sasuke się wycofał na drugi koniec, na rzecz Yamanaki. Dziewczyna do niej podeszła i także mimochodem zerknęła na miasto pod nimi, budzące się dopiero ze snu.

— Skorpion szybko wrócił i szybko odszedł — powiedziała chwilę później odległym, lekko zachrypniętym głosem. — Nienawidziłam cię za to, że mnie zostawiłaś. Chciałam cię chronić, chciałam cię kochać, chciałam cię pieprzyć. I tylko jedną rzecz z tego udawało mi się robić. Ogniste noce dobrze wspominam, ale szczerze mówiąc... ta druga Karin nie robiła tego tak świetnie, jak ty.

— Nie kochasz mnie, Yamanaka. Jesteś zbyt twarda na to uczucie. Lubiłaś łączące nas szaleństwo i nic poza tym — zdecydowała Karin, uśmiechając się pruderyjnie w jej stronę. Zrobiła krok i niemal musnęła ust Yamanaki, ale nie pocałowała jej. Tylko przygryzła własną wargę kusząco. — Już czas, Uchiha.

Sasuke strzelił, a Ino spoglądała jak głowa rozpryskuje się na jej oczach. Skrawki krwi oszpeciły lico Yamanaki, ale nie poruszyła się, patrząc jak bezwładne ciało odchyliła się w bok, a potem spada w przepaść. Po kilku dłużących się sekundach całkowicie zniknęło w dole i zapewne zderzyło się z chodnikiem. Ino odwróciła się do Sasuke, który już chował spluwę do połów marynarki.

— Mam pecha do kobiet — stwierdziła Ino bezradnie. — Wszystkie umierają. W ogóle jak to wyjaśnisz Wężowi?

— Wie o tym — padła sucha odpowiedź. — Będziesz tu tak stała? Czy może chcesz, żebym poznał cię z taką jedną, co ma też pecha do... mężów...?

— Mówisz o Temari, prawda? To wcale nie jest zabawne, Uchiha. Jak chcesz, żeby mnie ukatrupiono, mogłeś być bardziej subtelny. No i ja też znam tę lalunię, przypominam, że jej groziłam. To nie jest zabawne, przecież widzę ten uśmiech.

— Wydawało ci się. Poza tym nie „Uchiha", a „szefie".

— Po moim trupie, Uchiha, po moim trupie. Pamiętaj, że znam wszystkie twoje brudne sekrety, a jako twoja prawa ręka, nie zawaham się ich użyć. Pamiętasz ten ostry seks w łazience z Uzumakim?

— Co?

— No, to było jeszcze przed wyjazdem do Hiszpanii. Sapaliście w niebogłosy, a ja jestem wszędzie. Tak tylko mówię, jakbyś o tym zapomniał.

***

Nie spodziewał się, że będą zmuszeni spotkać się tak szybko. Jednakże zaledwie cztery godziny później do głównej sali, gdzie ostatnim czasem podejmowano najważniejsze decyzje odnośnie agencji i jej pracowników, wszedł blondyn. Uchiha niemal natychmiast spiął się, unosząc wzrok na opatrzoną już sylwetkę w białej, opinającej mięśnie koszuli oraz spodniach od garnituru. Dawno już nie miał okazji zobaczyć Lisa w takim, służbowym wydaniu, więc tym bardziej czuł się dziwnie. Wspomnienia od razu wróciły. Te złe i te... mniej nieprzyjemne.

Jednak nie dał niczego po sobie poznać. Udając niezainteresowanego, z powrotem wrócił do kartkowania planów przyszłej budowli. Ten wieżowiec był tylko tymczasowym miejscem ich kwatery. Nie drgnął, nawet wtedy gdy mężczyzna stanął tuż nad nim, zerkając mu przez ramię.

— Musisz mnie wtajemniczyć, też mam swoje udziały — mruknął Uzumaki, ale z widocznym zawahaniem, jakby jeszcze nie wszystko do niego docierało. I jakby się bał reakcji Uchihy. Jednakże Sasuke był mistrzem w grze pozorów.

Odchylił się i zadarł podbródek, by móc zerknąć na twarz blondyna. I mimo że to on siedział, a Naruto obserwował jego lico z góry, to Sasuke właśnie teraz był panem i władcą. Obaj zdawali sobie z tego sprawę.

— Całe dwadzieścia procent — sprecyzował Uchiha wolno. — Osiemdziesiąt procent jest moje, więc do końca swego życia, Uzumaki, będziesz pode mną. A nazwa K.O.N.O.H.A & A.K.A.T.S.U.K.I właśnie przeobraża się w A.K.A.T.S.U.K.I & K.O.N.O.H.A.

— Miło, że tak cię to cieszy — sarknął Uzumaki. Chciał jeszcze coś dodać, równie zgryźliwego, ale nagle Sasuke boleśnie przyciągnął go do siebie i popchnął na stół, samemu wstając z siedzenia. Nim Naruto się obejrzał, był naprawdę pod Uchihą, na stercie porozwalanych papierów.

Syknął, ponieważ uderzył głową w blat, ale Sasuke, który palce wplątał w jasne kosmyki, ciągnąc je agresywnie, nie zdawał się tego zauważyć. Na oko Naruto, pewnie nawet sprawiało mu nieludzką przyjemność, że to on rozdawał karty. Znowu.

Patrzyli na siebie z ognistą nienawiścią, a może czymś innym. Naruto nie był pewien, co takiego dostrzegał w ciemnych oczyskach tego wyrafinowanego zabójcy. Nawet wtedy, gdy ten wbił się w jego wargi, od razu językiem torując sobie drogę do środka. Uzumaki był zaskoczony, więc może dlatego w pierwszym odruchu nic nie uczynił. Dopiero w drugim, przymykając spazmatycznie powieki, by Sasuke nie zobaczył w tęczówkach czegoś, co nie powinien odczuwać płatny morderca, oddał się temu w całości.

Był twardy już wcześniej, a dłoń Sasuke na jego kroku tylko jeszcze bardziej postawiła członka do pionu. Sapnął przez to, wypychając biodra. Sasuke mocniej, niemal boleśnie zacisnął na penisie knykcie. Kącik jego warg się przy tym delikatnie poruszył, a błysk w oczach stał jeszcze bardziej intensywny.

Naruto oddawał pocałunki szaleńczo, tak gwałtownie, jak jeszcze nigdy. Nie zorientował się przez to nawet, kiedy Sasuke odpiął jego koszulę w jednym, precyzyjnym ruchu. Prawie że ją z niego zdzierając. Zrozumiał to chwilę później, gdy zimno owiało jego sutki, a potem zręczny język zjechał w to miejsce. Sasuke wcale nie ominął przy tym czułych siniaków. Nie, specjalnie je naciskał, rozkoszując się coraz częstszym sykiem Uzumakiego.

— Och, tak — wystękał, kiedy Sasuke ssał wciąż mały, już spuchnięty guzek na klatce piersiowej. Dopiero po znacznym czasie, język przeniósł się na biodra. Naruto drżał, gdy w końcu Sasuek zabrał się za powolne rozpinanie spodni mężczyzny. To była niemal tortura, więc Uzumaki sam mu pomógł sprawić, że trwał przed nim nagi.

Świadomość, że Uchiha ma na sobie drogi, służbowy garnitur zabójcy, a pod spodem zapewne co najmniej dwie spluwy, a on na sobie nic, była niezwykle podniecająca. Sasuke też to rozumiał, bo jego zadowolony grymas twarzy nie szło pomylić z niczym innym, niż błogą satysfakcją.

Podziwiał swoje dzieło. Te wszystkie krwiaki na niemalże wyrzeźbiony w glinie ciału. Naruto był doskonały w każdym miejscu, jego ciało przypominało anielską rzeźbę, tylko trochę zabójczą. Nie dziwota, że Sasuke, patrząc na niego sam czuł, że jego członek nie mieści się już w bokserkach. Stawało mu na sam widok blondyna w ubraniu, nie mówiąc już o Naruto w wydaniu Adama.

Uchiha w gwałtownym, bolesnym ruchu obrócił Uzumakiego. Tak, że ten teraz wypinał do niego swój niemniej nieskazitelny tyłek. Na nim, o dziwo, dostrzegł też ślady po ostatnim ich starciu. I to mu się też niezwykle podobało. Siniak na prawym pośladku był zachwycający. Dlatego brunet nawet nie zastanawiał się, kiedy nachylił się, by liznąć tego miejsca.

Następnie zjechał w dół, zatrzymując się dopiero na anusie mężczyzny. Bez zastanowienia, zaczął ssać te miejsce, a potem wchodzić językiem do ciasnego wnętrza. Podniecał się z każdą chwilą mocniej, słysząc w tle donośne, nieprzytłumione jęki Naruto. Sapał on, niczym dobra kurwa.

A to bawiło Uchihę, ponieważ wiedział, że Uzumaki, gdyby naprawdę mu zależało, potrafiłby powstrzymać się od nadmiernych dźwięków, ale teraz widocznie pokutował za swoje grzechy, nie oszczędzając się w żaden sposób.

Dlatego i Uchiha nie oszczędzał się. Wiedząc, iż rimming w jego wykonaniu jest niemal zabójczy, tym bardziej nawilżał go od środka. Naruto wtenczas podrygiwał zawzięcie, jakby był już u kresu orgazmu. Sasuke mimo tego nie dotknął jego penisa, w zamian ręką badając ciężkie jądra.

— O, kurwa — warknął blondyn, oddychając jeszcze głośniej niż chwilę wcześniej. — Uchiha, ja...

— Tak? — zapytał zwodniczo Sasuke, odsuwając się od niego. Odpiął swój pasek od spodni i chwilę później rozpiął swój rozporek. Nie trudząc się pełnym ściąganiem odzienia, po prostu wysunął z majtek prącie, które już niebezpiecznie pulsowało.

Naruto był niezaprzeczalnie rozluźniony, więc gdy Sasuke przyłożył penisa do jego odbytu, niemal natychmiast do połowy się wsunął. Gładko. Przyjemne ciepło i zaciskające się mięśnie na nim były czymś, co naprawdę doprowadzało do nieludzkiej ekstazy. Nic dziwnego, że Uchiha uwielbiał seks, równie mocno jak zabijanie. A może nawet bardziej, stwierdził, gdy zaczął się poruszać.

Pieprzenie drugiego zabójcy było o tyle dobre, że nie musiał się stopować. Rżnął go tak, jak chciał — mocno, nieprzerywanie, trafiając prosto w prostatę. A Naruto, zamiast krzyczeć, by przestał być tak agresywny, krzyczał, że Uchiha ma, do jasnej cholery, przyspieszyć, bo obetnie mu jaja.

Więc Sasuke dostosowywał się, a stół, na którym wciąż trwali, chwiał się w takt ich stosunku. Brunet modlił się tylko, by utrzymał ich do końca tego spektaklu. Jeszcze tylko sekundę... Jeszcze... och, tak... Sasuke poczuł, że Naruto dochodzi, a jego ścianki zaciskając się mocno na nim.

Uchiha nie zatrzymał się, wciąż pieprząc go, trochę intensywniej niż wcześniej, aż w końcu sam się rozlał w ciasnej dziurze Uzumakiego. Stęknął przy tym głucho, porwany przez swój nieludzki orgazm. I musiał przyznać, że był w pieprzonym raju.

***

Hana Inuzuka pojaśniała, kiedy tylko dostrzegła w progu blondwłosego, niezwykle urodziwego mężczyznę. Podbiegła do niego zaraz potem, ale zamarła, nim zdążyła ucałować go w polik. Zanim stał również odziany w uniform facet. Obaj mieli na twarzy maski utkane z beznamiętności i obaj sztywne, profesjonalne sylwetki, gotowe do ewentualnego ataku. Ten drugi jednak wydał się Hanie bardziej przerażający. Może wynikało to po prostu z tego, że nie znała go. A może, dlatego poczuła lęk, iż jego oczy owiewała niespodziewana ciemność.

W każdym razie, pod tym czujnym spojrzeniem, jedynie zdołała uśmiechnąć się do Uzumakiego. Potem wskazała ręką Kibę, który siedział na wózku inwalidzkim przed oknem. Zdawał się na coś patrzeć, chociaż przed sobą miał tylko widok na wyludnione podwórze.

— Na pewno ucieszy się na twój widok, Naruto.

— Hana... Hana — szepnął nagle Kiba w tej samej sekundzie. Siostra podskoczyła na ten głos, po czym szybko do niego podeszła. Pochyliła się nad bratem i pogłaskała go po licu. Zdawał się taki kruchy, pomyślała w przypływie chwili. Niegdyś bardziej przypominał tych dwóch zabójców, stojących w przedsionku, niż kogokolwiek innego. Był nieustraszony, silny i pełen energii. Mimo swego brudnego zawodu, potrafił wrócić do domu i sprawić, że świat stawał się piękniejszych. Chociaż czasami wiedziała, że jego wzrok błądzi zbyt często w próżni, a uśmiech niekiedy zamiera na wargach. Ale ignorowała to, bowiem i tak nie potrafiłaby mu pomóc. Był agentem, który nie wolno było mówić o swojej pracy. Nie zwierzał się, ilu ludzi zabił. Jak blisko śmierci sam był.

Wtedy pragnęła, by porzucił ten tryb życia. Marzyła, by kiedyś okiełznać go na tyle, aby bez przerwy trwał z nią w bezpiecznej przystani rodzinnego domu. Nie przypuszczała jednak, że trzeba uważać na swoje pragnienia.

Ale ta opcja była i tak lepsza, niż świadomość, że Kiba nie żyje.

Drgnęła, patrząc na facetów, którzy właśnie coś do siebie szepnęli. Zdumiała się, widząc nikły uśmiech na twarzy Naruto i gorąco w jego zazwyczaj zimnych oczach.

***

— Może z tego nie wyjść — osądził Uchiha, przyglądając się Kibie, który nawet na sekundę nie zerknął w ich stronę. Nie spojrzał nawet na, czuwającą obok niego, siostrę.

— Wiem, Uchiha — przyznał Naruto. — Ale myślę, że da radę. To jest cholerny Inuzuka i uwierz, że wiele razy byłem z nim w piekle. Wiele razy z niego również wróciłem.

— Ja też byłem w piekle — dodał cicho Uchiha, odnajdując wzrokiem błękitne tęczówki. Naruto przeszedł dreszcz, kiedy mroczne spojrzenie opatuliło jego osobę. Widział w tej głębi wiele, ale nie potrafił zdecydować jaka emocja przeważa. — I też z niego wróciłem, kochanie.

— Uchiha, twoje „kochanie" brzmi jak „dziwko". Już ci o tym mówiłem — rzucił Naruto, nie dając się wzrokiem stłamsić Sasuke. Nie, przyjmował tę walkę i tym razem nie zamierzał przegrać. Chociaż, ostatnio Uchiha, stawał się niemal niezwyciężony. Wciąż promieniowało od niego jawne zadowolenie, jakby wygrał co najmniej w totolotka. No i zbyt często miał zwyczaj w najmniej odpowiednich momentach dobierać się do niego.

Najgorsze było to jednak, że Uchiha wiedział, że zawsze wygląda nieziemsko — ranny czy nie, zły czy oschły, w garniaku czy bez niego. Był po prostu tak przystojnym sukinsynem, że Naruto pluł sobie w brodę, iż to on jest jego partnerem w firmie. Bowiem przy nim nie dało się normalnie funkcjonować. Szczególnie, że zbyt często planował go uśmiercić, choćby za tę jego oszołamiającą twarzyczkę. I tę wytatuowaną panterą na dupie. Ostatnio, gdy pieprzyli się w pomieszczeniu z wiszącym lustrem na ścianie, Naruto zrozumiał, że sprawia mu niebywałą przyjemność patrzenie na tyłek Uchihy, gdy ten wsadzał w niego swojego fallusa. A ta pantera naprawdę wyglądała jak żywa i poruszała się przy gwałtowniejszych ruchach. To... było dobre.

— Bo tak ma brzmieć. Zresztą jestem pewny, że już ci stoi — zdecydował Uchiha. Naruto prychnął pod nosem, chociaż otwarcie nie zaprzeczył. — Ale nie martw się, ostudzę cię. Hatake do mnie napisał, że musimy się zbierać. Potrzebuje naszej pomocy — powiedział, zerkając na ekran telefonu. — Są w Portugali, a prosta misja Suigestu właśnie przed sekundą padła.

Naruto zmarszczył czoło w zdziwieniu.

— Ej, a czy Hatake nie miał już współpracować z Suiem? Coś Wąż wspominał, że podpisał z nim jakiś piekielny kontrakt. Poza tym... dlaczego Hatake jest w Portugalii?

— Yhm — potaknął Sasuke, już zbierając się do wyjścia. — Dam wam chwilę z Kibą. Ruszaj się. A Hatake, tak tylko wspomnę, z nim podpisał umowę. Nie ze mną. Twoja była szefowa z kolei podsunęła mi wyśmienity pomysł, żeby Kakashi wziął go pod skrzydła i nauczył trochę ogłady.

— Uchiha, przypominam ci, że mam dwadzieścia procent i K.O.N.O.H.A & A.K.A.T.S.U.K.I należy również do mnie! Na dodatek Hatake jestem moją prawą ręką, więc jak...? — zawarczał na wydechu. Na Sasuke nie zdawało się to zrobić ani krzty wrażenia.

— Byłeś zbyt zajęty wysyłaniem Yamanaki na Malediwy — odpowiedział beznamiętnie. — Swoją drogą, twoje próby pozbycia się mnie i zgarnięcia stołka są wyjątkowo nieskuteczne. Spodziewałem się po tobie czegoś więcej. A, i to jest A.K.A.T.S.U.K.I & K.O.N.O.H.A, nie na odwrót.

— Zabiję cię.

— Próbuj dalej, Uzumaki, a może w końcu ci się poszczęści. Chociaż czasami zaczynam w to wątpić, szczególnie jak rozkładasz przede nóż...

— Dokończ — ostrzegł go Naruto zimno — a odstrzelę ci stopę.

— Lewą czy prawą? — zainteresował się nagle Sasuke, zastygając w połowie kroku. Był już niemal na podwórku, więc jego twarz opatulały z namaszczeniem promienie słońca, które nadawały tylko jeszcze większej ostrości w tych znajomych rysach. I przez to nie szło nie wychwycić pojawiającej się tam euforii.

— Obie.

Sasuke uśmiechnął się nikle.

— ... nóżki — mruknął niemal niesłyszalnie.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top