R4
Słyszałam sygnał połączenia, ale mama nie odbierała telefonu.
- Nie odbiera - zmartwiona poinformowałam Shawna.
- Może powinniśmy zadzwonić do szpitala? Już kiedyś zostawała tam na noc, kiedy nie opłacało jej się wracać - Shawn próbował mnie uspokoi..
- Tak, ale zawsze dzwoniła i mnie o tym informowała. Spróbuję jeszcze raz.
Po trzecim sygnale wszystko ucichło.
- Halo?! Mamo! Tak się... - przerwałam gdyż usłyszałam coś bardzo dziwnego.
- To ona? - próbował dowiedzieć się Shawn, ale położyłam swój palec na ustach na znak, że chcę aby był teraz cicho.
W słuchawce nie słyszałam głosu mojej mamy, tylko dziwne dyszenie. Jakby ktoś dosłownie głośno oddychał do słuchawki. Przeraziłam się i zamarłam. Shawn wyrwał mi telefon z ręki i przyłożył do swojego ucha. Nasłuchiwał, ale po chwili przełączył na głośnomówiący.
- Słuchaj! To nie jest śmieszne! Gdzie jest pani Collins i dlaczego masz jej telefon?! - Shawn niemal wydzierał się do słuchawki, ale po chwili połączenie zostało przerwane.
W mojej głowie nie było nic prócz strachu i paniki, która wypełniała mnie, paraliżując moje całe ciało. Do oczu napłynęły mi łzy. Patrzyłam na chłopaka, licząc na to, że za chwilę wymyśli jakieś rozwiązanie.
- C co teraz? - próbowałam wydukać cokolwiek.
- Nie wiem Joan, ale proszę, nie denerwuj się tak. Twojej mamie na pewno nic nie jest. Może po prostu zgubiła telefon - proponował możliwe scenariusze.
Pokiwałam głową i usiadłam na łóżku. Próbowałam wymyślić cokolwiek, co mogłoby w jakiś sposób pomóc.
- Zadzwonię do szpitala. Może coś wiedzą.
Po kilku sygnałach ktoś podniósł słuchawkę
- Szpital Willamette, jak mogę pomóc?
-Dzień dobry, z tej strony Joan Collins. Moja mama Lilian Collins pracuje w tym szpitalu. Nie odbiera telefonu i bardzo się o nią martwię. Czy mogłaby pani sprawdzić, czy gdzieś tam jest?
- Jasne kochanie, a na którym wydziale pracuje? - odpowiedział miły, kobiecy głos w słuchawce.
- Pediatria.
Usłyszałam, jak stuka w klawisze i nuci pod nosem jakaś dziecięcą melodię.
- Eemm, twoja mama została dłużej w pracy, ale według moich informacji odbiła swoją plakietkę ponad cztery godziny temu. Zatem nie powinna być już na terenie szpitala - na dźwięk tych informacji ponownie zamarłam. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Byłam zła, że spałam, że nie czekałam, aż wróci do domu.
- Dziękuję - powiedziałam i słyszałam, jak kobieta coś jeszcze do mnie mówi, ale rozłączyłam się, nie potrafiąc skupić się na słowach, które wypowiada.
- Shawn, a jeśli coś jej się stało?
- Nie myśl tak nawet! - skarcił mnie i usiadł obok. - Pojeździmy trochę po okolicy, poszukamy jej. Na razie nie możemy siedzieć i się zamartwiać.
Pokiwałam głową i podniosłam się z miejsca, ocierając łzy.
- Chodźmy, nie ma na co czekać! - rozkazałam i podałam mu dłoń, którą natychmiast chwycił i podniósł się z łóżka.
Spieszyłam się tak, że nie zauważyłam, że wkładam buta na złą nogę. Próbując wstać po drugiego od razu padłam na ziemię, nie mogąc utrzymać równowagi. Usiadłam na chwilę i zrzuciłam obuwie ze stopy.
- Szlag! - krzyknęłam, a Shawn od razu do mnie podbiegł.
- Joan, nic ci nie jest? - zapytał zatroskany.
- Nie, wszystko w porządku - uspokoiłam go i włożyłam buta ponownie, tym razem poprawnie.
Miałam właśnie chwytać za klamkę, kiedy drzwi otworzyły się, niemal uderzając mnie w głowę.
- Mama! - krzyknęłam gdy zobaczyłam w drzwiach moją ukochaną rodzicielkę. Płakałam ze szczęścia, nie mogąc uwierzyć, że widzę, jak stoi przede mną cała i zdrowa. Dopiero po dłużej chwili, kiedy ośmieliłam się wypuścić ją z uścisku zauważyłam, że jej ubrania są bardzo brudne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top