Prolog
~Daya~
~Sydney, Australia~
~13.03.2020r.~
Morze obija sie o skały pod moimi stopami, wiatr targa moje blond włosy. Machałam nogami wpatrując się we wzburzoną wodę. Jakbym spadła to wątpię abym to przeżyła. To koniec. Nie ma już Australii i Sydney. Nie ma ciepłego słońca, piaszczystych plaż, wzburzonych wód Pacyfiku, zielonych lasów, małych misi koali. Jest zimno, ciągły deszcz, zimny piasek, małe miasteczko, nowa szkoła. Wyprowadzam się z miejsca które kocham, miejsca w którym mieszkałam siedemnaście lat. Zostawiam całe swoje życie i jadę do zimnego i nudnego Forks.
-Day!- po klifie rozszedł się krzyk, odbijając się od skał z lekkim echem.
Odwróciłam się i ujrzałam wysoką postać, wyciągała w moją stronę dłoń i uśmiechała się ciepło. Złapałam jego dłoń wpatrując się w ciemno fiołkowe tęczówki chłopaka. Stanęłam prosto na nogach i wolną dłonią otrzepałam spodnie z niepotrzebnych paproszków. Chłopak zarzucił mi rękę na barki. W kompletnym milczeniu ruszyliśmy w stronę prześwitującego lasu.
Mamy to!
Jest prolog. Mi³ego dnia.
FankaZmierzchu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top