recenzja Cullenów

Trzy rzeczy wiedziałam na pewno. 

1. Edward Cullen jest wampirem.

2. Jakaś jego część chciała mojej krwi 

Uśmiechnęłam się, widząc go z okna, stojącego przy swoim aucie.

3. Byłam nim co najmniej zauroczona. 

Kiedy dojechaliśmy drzwi, otworzył mi drzwi, abym mogła wysiąść. Z nieznanego mi powodu, chyba pół szkoły się w nas wpatrywało, jakbyśmy robili nie wiadomo jaką sensacje. Ale Edward był w dobrym nastroju i to było dla mnie najważniejsze. Może nawet zaprosi mnie na ten głupi bal?

- Widzisz, jacy staliśmy się interesujący - mruknęłam, kiedy zmierzaliśmy w kierunku szkoły. 

Mruknął coś tylko o łamaniu zasad i piekle, wrogo spoglądając na innych chłopaków wgapiających się w nas. Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem, po czym zadowoleni, olewając resztę, weszliśmy do budynku. 

Po szkole spotykaliśmy się w lesie. Wiem, romantycznie. Ale nie chciałam, żeby Edward musiał przy mnie ukrywać, kim jest. Nie znikał, więc nie miałam nic przeciwko. I korzystałam z każdej możliwej okazji, aby dowiedzieć się o nim więcej. 

- Trzeba być umierającym, aby stać się takim jak ty? - zapytałam. 

Wytłumaczył mi, że Carlisle stosował taką zasadę. Opowiedział, jak w 1918 mężczyzna znalazł go umierającego na Hiszpankę. O tym, jak zdołał się powstrzymać, aby go nie zabić. Wyjaśnił, że nie chce być bestią, a ich rodzina porównuje się do wegetarianów, co w tym przypadku nie było trafnym porównaniem. Ograniczali się do krwi zwierząt. Kiedy rozmowa wróciła na temat krwi, musiałam zapytać o coś, co nurtowało mnie od chwili, kiedy poznałam sprawę. 

- Wylona zabiły inne wampiry?

- Tak. Są też inni, czasami na siebie wpadamy.

***

Poczułam cichy trzask, a na dachu mojego samochodu wylądował Edward, a potem skoczył na skrzynie ładunkową. Przewróciłam oczami, ale na jego widok nie umiałam powstrzymać uśmiechu. Szczególnie, że wyglądał, jakby był w wyśmienitym humorze. 

- Możesz się zachowywać jak człowiek? - poprosiłam, wyjmując z uszu słuchawki - Sąsiedzi patrzą!

- Jutro wezmę cię do siebie - bardziej oznajmił, niż zapytał i poprawił coś w moim aucie. 

Odwróciłam się do niego zdziwiona, jeszcze raz przetwarzając jego słowa. 

- Do rodziny? - zapytałam, a on pokiwał głową. Ogarnęła mnie fala paniki - A jeśli im się nie spodobam?

Znowu się roześmiał i oparł o pick up. 

- Nie martwisz się o to, że idziesz do domu pełnego wampirów, tylko o to, czy cię zaakceptują? - powiedział rozbawiony.

Przewróciłam zirytowana oczami. Obiecał, że przyjedzie po mnie jutro, po czym odjechał. W tym samym momencie przyjechali Blackowie. Skończyłam myć auto i podeszłam do nich się przywitać. Dopiero przypomniało mi się, że mieli oglądać mecz razem z tatą. Napomknął również, że Jacob chciał się ze mną spotkać, a ten się jakby zarumienił. Ucieszyłam się, spędzałam ostatnio tyle czasu z Edwardem, że nie miałam czasu dla nikogo innego. Zaczęli rozmawiać o Wylonie, a ja poczułam wyrzuty sumienia. Bardzo chciałam móc im powiedzieć prawdę, ale nie mogłam. Z resztą i tak by mi nie uwierzyli i informacja by im nie pomogła. Jak niby mieli złapać wampiry. Miałam tylko nadzieję, że tamci zwiją się stąd jak najszybciej, tak, jak przepowiadał Cullen. 

***

Czułam zdenerwowanie w swoim żołądku, kiedy podjechaliśmy pod dom Cullenów. Był wielki i tak jak się spodziewałam, na odludziu. Była to willa, a nie stare zamczysko. Nigdy bym nie pomyślała, kto naprawdę może tu mieszkać. 

Otworzył mi drzwi i weszłam do środka. Wnętrze było ładnie ustrojone. Jako, że Edward wiecznie musiał zachowywać się jak dżentelmen, ściągnął moją bluzę, a ja  odłożyłam ją. Wyjaśnił mi, że to jedyne miejsce, gdzie byli sobą, po czym zaprowadził mnie na górę, skąd dobiegał pyszny zapach. 

- Jest chociaż Włoszką?

- Nie musi być Włoszką, aby jej smakowało, Rosalie. 

Weszliśmy do kuchni, gdzie była większość z nich. Nie znałam tylko jednej kobiety, która wyglądała, jakby była w wieku Carlisle'a, więc uznałam, że to musi być jego żona i przybrana matka Edwarda. Znowu poczułam przeogromny stres. 

- Dla ciebie pierwszy raz korzystamy z kuchni - wytłumaczył doktor Cullen, a mi zrobiło się wyjątkowo miło. 

Esme, bo tak przedstawił mi Edward swoją matkę, spytała, czy jestem głodna. Zgodnie z prawdą pokiwałam głową, ale brunet wtrącił, że już jadłam. Chciałam zaprotestować, ale Rosalie z hukiem rozerwała na pół trzymającą w dłoniach miskę, a jej odłamki zleciały na podłogę. Aż się wzdrygnęłam, co z nią było nie tak? 

- Świetnie! - mruknęła. 

- Wiem, że nie jecie... - zaczęłam się bronić, ale Esme zapewniła mnie, że nic się nie stało.

Patrząc na wkurzoną blondynkę nie byłam tego taka pewna, a ona nadal ciągnęła. 

- Tak, udawajmy, że wcale to nie jest dla nas niebezpieczne! - warknęła.

- Nikomu nie powiem - zapewniłam - Przysięgam. 

- Chodzi o to, że wszyscy o was wiedzą - wyjaśnił Emmett, opierając się o swoją dziewczynę.

- Jeśli to się źle skończy, cała rodzina będzie mieć kłopoty!

- Źle, czyli jak znajdą moje puste zwłoki w środku lasu?

Carlisle powstrzymywał śmiech, a reszta mu zawtórowała. Usłyszałam, jak coś szeleści, po czym przez okno do pomieszczenia wskoczyła Alica, a za nią Jasper. Uśmiechnięta, przywitała się ze mną, a jej chłopak nadal miał specyficzną minę. Podbiegła do mnie i przytuliła mnie na powitanie, co lekko mnie zaskoczyło. 

- Ładnie pachniesz - skomplementowała mnie, kiedy się odsunęła, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Emm, miło mi? Edward też widocznie nie zrozumiał, ale ta mu przerwała - Będziemy przyjaciółkami. 

Uśmiechnęłam się nerwowo, ale nie mogłam nie gapić się na Jespera, który wyglądał, jakby wewnętrznie z czymś walczył. Szybko mi wyjaśniono, że jest początkującym wegetarianinem i jest mu ciężko. Oh, to tyle wyjaśniało. Edward nieco się zawstydził, więc nie dał mi zjeść, tylko zaproponował pokazanie reszty domu. Jedzenie było lepszą opcją, ale nie chciałam być niegrzeczna, więc poszłam za nim. 

- Dziwnie się czułem, a ty? - zapytał, kiedy wchodziliśmy do schodach. 

Takie pytanie mogło ujść za dziwne, ale byłam przyzwyczajona. Jako, ze Edward nie mógł czytać  moich myślach, dużo mnie o nie pytał, a ja starałam się być szczera. Wzruszyłam ramionami. Nie licząc małego wypadku z Rosalie, wyglądali jak zwyczajna rodzina. Na korytarzu coś przykuło moją uwagę, czapki absolwentów. 

- To trochę słabe, ciągle powtarzać liceum - zauważyłam, a on wzruszył smutno ramionami. 

- Im wcześniej zaczniemy w danym miejscu, tym dłużej możemy zostać. 

Poszedł na górę, a ja po chwili za nim. Nie starzeli się, musieli co jakiś czas się wyprowadzać. Pewnego dnia wyjedzie. Nadal będziemy mieć ze sobą kontakt? Ja będę miała trzydzieści lat, a on nadal siedemnaście. Ja umrę, a on będzie miał nadal siedemnaście.

Weszliśmy do jego pokoju. Wyglądał zwyczajnie, dużo książek i płyt, poza jednym faktem. Nie było tam żadnego łóżka, ani tapczanu. Wampiry widocznie nie spały. Pogadaliśmy chwilę o jego płytach i muzyce, ale nagle złapał mnie za dłoń. Uniosłam brwi, niepewna, o co mu chodziło. Jego druga dłoń pojawiła się na mojej talii. Cholera wie czemu, zaczęliśmy się kiwać w rytmie muzyki. Powoli mnie obrócił. Na moją minę również uniósł zdziwiony brew. 

- To było dziwne. Mało tańczę - wyznałam, a on zbliżył się z powrotem. 

- Zawsze mogę cię zmusić - zasugerował tajemniczo.

- Jeśli próbujesz mnie przestraszyć, musisz się bardziej postarać - odbiłam piłeczkę, a on uśmiechnął się. 

- Nie powinnaś tego mówić. 

Przewiesił mnie przez siebie i wyskoczyliśmy z jego domu prosto na drzewo. Nakazał, abym mocno się go trzymała, co też zrobiłam. Zaczął się szybko wspinać po konarze, aż byliśmy na samym jego szczycie. Zachłysnęłam się tym widokiem, był piękny. 

- Ufasz mi? - zapytał, a ja chciałam znowu zażartować, że naprawdę ciężko jest się go bać. Pokiwałam głową - Zamknij oczy. 

Tak też zrobiłam. Wspinaliśmy się i skakaliśmy jak szaleni, aż w końcu zatrzymaliśmy się na jednej z gałęzi. Edward mnie obejmował, abym przez przypadek nie spadła. Uśmiechałam się jak idiotka, patrząc na las wokół mnie i rzekę płynąco niedaleko. 

Później słuchałam, jak skupiony gra na pianinie. Grał bardzo dobrze, nawet jeśli kompletnie się na tym nie znałam. Coraz bardziej zaczęłam zdawać sobie sprawę, jak bardzo się w nim zakochuję. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top