dobry magik nie zdradza swoich sekretów

Szybko oddychając, spojrzałam na niego. Miał bardzo dziwne spojrzenie. Skąd on się tutaj w ogóle wziął? Przecież chwilę temu stał na drugim końcu parkingu! Po chwili wstał i wyskoczył z pomiędzy dwóch aut. Zszokowana wpatrywałam się w wgniecenie w aucie, które o mało mnie nie zabiło. Jeśli to, że Edward szybko się przy mnie znalazł dało się wytłumaczyć adrenaliną i długimi nogami, to tego wgniecenia nie umiałam sobie wyjaśnić w żaden, absolutnie żaden sposób. 

Jakby stało się nie wiadomo co, ludzie zaczęli do mnie podbiegać i pytać, czy wszystko w porządku. Ktoś oświadczył, że dzwoni po karetkę, a ja chciałam już krzyczeć, że przecież nie trzeba, kiedy zza szyby wychylił się Tyler, a krew spływała mu po czole. Był kompletnie przerażony i zaczął mnie przepraszać. 

Nie wiadomo po co, karetka zabrała mnie razem z Tylerem. Zaczęli go zszywać, a mi robić badania, co było koszmarną stratą czasu. To auto mnie nawet nie dotknęło! Czy wszyscy w okolicy mieli mnie za idiotkę, której nie można zostawić samej na pięć minut?

Do szpitala wszedł mój tata i zaczął grozić Tylerowi, a ja prosiłam, aby przestał. Nie byłam na niego zła, powinien bardziej uważać, ale nie zrobił tego celowo. Za to pokazał mi, że z Edwardem zdecydowanie było coś nie tak i nie mogłam przestać o tym myśleć. Ciągle odtwarzałam w głowie moment, kiedy stał między mną, a tym autem. To wgniecenie. Jego oczy. 

- Słyszałem, że jest tu córka komendanta - usłyszałam wręcz śpiewny głos. 

Na salę wszedł blondwłosy mężczyzna, musiał mieć koło trzydziestu lat. To, co go wyróżniało, to tak samo trupioblady kolor skóry, jak grupki dzieciaków z mojej szkoły. Już doskonale wiedziałam, kim był.

- Doktor Carlise Cullen - przedstawił się grzecznie i podszedł do nas, klepiąc mojego tatę w plecy - Zajmę się nią.

Ygh, niby czym? Zrobili mi już chyba wszystkie badania, mógł mi jedynie narkotesty chyba zrobić. 

- Juniper - wziął od pielęgniarki moją kartę - Jak się czujesz? 

- Dobrze - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 

Szybko mnie przebadał i uznał, że mogę odczuwać jedynie dezorientację i stres pourazowy, ale poza tym wszystko w porządku. Ucieszyłam się, przynajmniej jeden normalny! Może w końcu mnie wypuszczą? Jako, że był przybranym ojcem mojego wybawiciela, postanowiłam spróbować się czegoś dowiedzieć. 

- Skończyłoby się dużo gorzej, gdyby nie Edward - stwierdziłam  - Odepchnął mnie na bok. 

- Twój Edward? - zapytał doktora mój ojciec zdziwiony. 

- To było niesamowite - ciągnęłam dalej, widząc zmieszaną reakcje doktora - Znalazł się koło mnie tak szybko!

- Miałaś wiele szczęścia - mruknął Carlise, po czym kiwnął do mojego ojca, że możemy już iść, widocznie chcąc się nas pozbyć. 

Tata oznajmił mi, że iść podpisać jakieś dokumenty i że powinnam zadzwonić do mamy.  Zirytowałam się trochę, że jej powiedział, ale odeszłam na bok, aby móc spokojnie do niej zadzwonić. Dostrzegłam trochę dalej doktora Cullena w towarzystwie Edwarda i Rosalie. Co oni tu robili? W szczególności Rosalie... Postanowiłam schować się za ścianą i ich podsłuchać. Musiałam się czegoś dowiedzieć. 

- Miałem pozwolić jej umrzeć? - zapytał z wyrzutem Edward.

Jego przyrodnia siostra prychnęła niezadowolona. 

- Nie chodzi tylko o ciebie, tylko o nas wszystkich! - warknęła sfrustrowana.

Po chwili powoli odwrócili się w moją stronę, przyłapując mnie na gorącym uczynku. Policzki mi zapłonęły ze wstydu, ale pragnęłam dowiedzieć się jeszcze więcej. Postanowiłam z tego jakoś wybrnąć, więc spojrzałam na zmieszanego Edwarda.

- Możemy porozmawiać? - zapytałam niepewnie. 

Doktor Cullen objął Rosalie i wziął ją ze sobą, a chłopak do mnie powoli podszedł, udając, że nie ma w ogóle pojęcia, o co mi chodzi. 

- Jak znalazłeś się przy mnie tak szybko? - nie rozumiałam.

- Stałem obok ciebie - upierał się.

- Nie, byłeś przy samochodzie po drugiej stronie parkingu - zaprzeczyłam. Czy on miał mnie za głupią? 

Z nerwowym uśmiechem nadal się wykręcał, ale ja wiedziałam swoje. Kiedy zasugerował, że uderzyłam się w głowę, roześmiałam mu się w twarz. Widocznie nie uzgodnił z ojcem jednej wersji wydarzeń. 

- Zatrzymałeś furgonetkę - powiedziałam do niego, jak do dziecka - Odepchnąłeś ją ręką. 

- Nikt ci nie uwierzy. 

Znowu nie potrafiłam powstrzymać kpiącego chichotu. 

- Oh, tak. Bo przecież miałam zamiar rozgadać o tym po całej szkole i nagrać film dokumentalny! - prychnęłam, wkurzona jego bezczelnością i chamstwem, które ukrywał za śliczną buźką i tym pełnym powagi spojrzeniem i głosem - Chcę poznać prawdę! 

- Nie możesz mi podziękować i zapomnieć o sprawie? - z każdym słowem robił się mniej słodki i mniej dżentelmeński.

- Dziękuję - burknęłam złośliwie, dygając przy tym żartobliwie.

Chłopak pokręcił głową i zacisnął zęby. Przez chwilę przypominał siebie podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy coś go dusiło od środka. 

- Nie zapomnisz, prawda?

- Kiedy świnie zaczną latać, Cullen. 

Mruknął coś na pożegnanie, po czym odszedł i wyszedł ze szpitala, zostawiając mnie z jeszcze większą liczbą pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć. Tylko on i jego powariowana rodzinka mogli, ale widocznie się do tego nie palili. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top