Rozdział. 2.

Ignorując biegające zwierzę pobiegłam w stronę jakiegoś ciemnego zaułka. Rozglądając się czy nikt mnie nie widzi wyszłam z części magicznej, do zwykłego świata.

Rozglądałam się praktycznie po każdym koncie, ulicy, przyglądałam się każdemu domowi. To wszystko było dla mnie takie odległe, tak dawno nie byłam w świecie bez magii, będąc w ciele człowieka a nie zwierzęcia.

- co to? - zapytałam samą siebie. Otóż zauważyłam iż w jednym z mugolskich mieszkań widać zielony promień. - zaklęcie uśmiercające?- zapytałam siebie trochę głośniej niż zamierzałam. Jakiś mugol przechodzący koło mnie spojrzał na mnie jak niedorozwiniętą umysłowo.

Spojrzałam w jego stronę moimi dwukolorowymi oczami że zwierzęcymi źrenicami. Facet spoglądając na mnie uciekł w popłochu.

- ciekawe - mruknęłam cicho.

---

Wspinając się po długich schodach, prowadzących zapewne do różnych mieszkań słyszałam jak schody cicho pode mną skrzypią. Zaczęłam rozglądać się po drewnianych, starych ścianach budynku. Gdzie nie gdzie było można zauważyć ciemne drewniane drzwi.

---

- Avada Kedavda- usłyszałam męski głos dochodzący zza ściany. Potem było słychać głuchy dźwięk spadającego ciała na podłogę.

Zaraz potem zauważyłam jak drzwi zaczęły się otwierać. Oczywiście nie byłam bym sobą, gdybym w pewien sposób nie spanikowała. Więc... Dla własnego bezpieczeństwa, nie że się boje czy coś! Zmieniłam się w mugolskiego kameleona po czym przybrałam kolor niebieskiego fotela. Zaraz po mojej zamianie, zza drzwi wyszła postać. Ujrzałam człowieka którego tak bardzo nienawidziłam a jednocześnie tak mocno kochałam.

- Gallert - mruknęłam cicho. Patrzyłam z niedowierzaniem na siwowłosego mężczyznę rozkładającego się po pokoju.

- kto tu jest - mruknął. Nadal rozglądał sie po pomieszczeniu, lecz tym razem w ręce dzierżył różdżkę. - pokaż się a może cię nie zabije - mówił dalej.

Postanowiłam pobawić się z nim w grę, grę w którą bawiliśmy się jako dzieci.  Czyli ja zmieniałam się w jakieś zwierzę i starałam się ukryć wydając z siebie jakieś dźwięki, on natomiast musiał mnie złapać abym się przemieniła w człowieka.

Zmieniałam się w kota, których tak bardzo nienawidzę.

- zabawę czas zacząć - miałknęłam ukrywając się pod sofą.

Mężczyzna zaczął się rozglądać, ja natomiast jako rasowa kobieta zmieniłam się w dobermana. Szczeknęłam przebiegając koło siwowłosego i ściągając mu portki, w tym samym czasie zmieniłam się w mysz i wbiegłam pod kanapę. Po ściągnięciu przeze mnie spodni mężczyzny, ukazały się jego różowe bokserki w jednorożce srające tęcza.

-jak słodko - pomyślałam patrząc na jego bokserki. Dałam mu je parę lat temu. Cud że się w nie jeszcze mieści!

Gallert chyba zajarzył o co chodzi, ponieważ na jego twarzy zagościł mały uśmiech. Podciągnął spodnie, po czym podszedł do fotela i go podniósł wyciągając mnie spod niego. Położył mnie na ziemi, byłam już pod postacią szczura.  Spojrzałam na niego i kiwnęłam małą główką.

Zmieniłam się w człowieka.

- Tiffany... - powiedział patrząc z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

Uśmiechnęłam się w jego stronę i wręcz rzuciłam do uścisku.

- tęskniłam Grandziu - powiedziałam przytulając brata najmocniej jak potrafiłam.

- ja też  - oznajmiał również mnie przytulając, przy tym chowając głowę w moje włosy.

---------
Hayo^^ ogółem rozdział miał być dłuższy... Lecz nastąpiły drobne... Komplikacje... Ale rozdział jest! Mam nadzieję się się podobał.

Przy okazji mam do was pytanie. Otóż chcieli byście może, abym w każdym rozdziale ( Bliźniaczki Roma i Zmiennokształtnej) pisała jakiś fak bądź coś innego o sobie?  Napiszcie co o tym sądzicie?

Pozdrawiam ^^

_FUCK_OFF_13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top