4. ■Jesteś dla mnie nikim■
POV: Justin
-Proszę pana! - słyszę za sobą krzyk, gdy biegnę w kierunku Mirandy i chłopaka obok niej.
Odwracam się wściekły i ciskam ostrym spojrzeniem w osobę, która mnie wołała.
-Podaj mi swoją bluzę, Garry - warczę w jego kierunku.
Ochroniarz, który był u mnie świeżo zatrudniony mruga zaskoczony moim rozkazem, ale po chwili zdejmuje z siebie bluzę i podaje mi ją.
Zakładam ją i nasuwam kaptur, zasłaniając skutecznie twarz.
-Nie idź za mną, proszę - mówię błagalnym tonem.
-Muszę, to moja praca - kręci głową - Nie mogę pozwolić by się Panu coś stało.
Wydaję z siebie zirytowany ryk.
-To śledź mnie samochodem i nie spuszczaj z oczu, ale nie możesz być koło mnie - nakazuję, a on niechętnie na to przystaje.
Kiedy jestem już pewny, że nie narażam się na rozpoznanie, kontynuuje śledzenie Mirandy.
Jestem daleko w tyle, ale nawet z dwustu kilometrów rozpoznałbym jej blond włosy, które na pierwszy rzut oka wydają się być zwyczajne, ale dla mnie są wyjątkowe.
Idą chodnikiem, a ja wyraźnie dostrzegam, że się kłócą.
No cóż, jeśli to ja jestem powodem ich kłótni, to nie mogę zaprzeczyć, że mi się to nie podoba.
W pewnym momencie oboje wchodzą do jakiegoś lokaju. Kiedy podchodzę bliżej okazuje się to być mała kawiarnia.
Nie czekam ani chwili dłużej i wchodzę tam za nimi.
To, co w tej chwili robię jest idiotyzmem.
Siadam szybko przy wolnym stoliku i ukrywam twarz w dłoniach. Ostrożnie rozglądam się po kawiarnii i znajduję Mirande z tym chłopakiem po drugiej stronie z daleka ode mnie.
W pewnym momencie dziewczyna wstaje i kieruje się w kierunku łazienek.
Nie mogę się powstrzymać i idę za nią.
Za nim Miranda zamyka drzwi toalety, łapię za klamkę i wslizguje się tam.
Blondynka wydaje z siebie pisk, a ja szybkim ruchem zatrzaskuję nas w ubikacji.
-Co ty do cholery wypra... - nie pozwalam jej dokończyć, bo popycham ją na ścianę i zakrywam buzię dłonią.
-Shhh - szepczę z uśmiechem.
Jest tak blisko mnie, że całe moje ciało szaleje.
-Stęskniłem się - mówię i delikatnie całuję ją w szyję. Chcę ją oznaczyć, chcę jej przypomnieć że jest moja.
Czuję jak oddech jej przyśpiesza, kiedy zasysam jej delikatną na mój dotyk szyję.
-Nie mów, że też się za mną nie stęskniłaś - kontynuuje droczenie się z nią.
-Justin - wymyka się z jej ust, kiedy moje usta zsuwają się do obojczyka.
Ciało ją zdradza. Pokazuje, że się za mną stęskniło. Że szalało z tęsknoty.
Nie mogę przestać się uśmiechać.
Nareszcie trzymam ją w ramionach.
-Odsuń się - mamrocze Miranda.
-Nie chcesz tego - patrzę w jej oczy, a moje usta zatrzymują się milimetry od jej.
-Chcę - jej głos drży - Odsuń się.
Parskam zduszonym śmiechem, bo jest taka słaba względem mnie. W jej oczach czuję prośbę, żebym przypomniał jej raz na zawsze do kogo należała.
-Justin - warczy i odpycha mnie. Nie poruszam się ani kroku do tyłu nadal stojąc blisko niej.
Wtedy uderza mnie z pięści w brzuch.
Robi to tak szybko, że nawet nie potrafię tego pojąć.
Zginam się, zaskoczony siłą ciosu. Miranda podbiega do drzwi i już ma wyjść, kiedy nagle się odwraca :
-Nie tęskniłam za tobą - mówi pewnie, ale jej oczy zaczynają lśnić, co znaczy że kłamie - Wręcz przeciwnie, było mi wspaniale bez ciebie. Teraz znowu się pojawiłeś i wszystko psujesz.
Nie zrażają mnie jej słowa. Wien, że kłamie to oczywiste.
-Nie wiesz co mówisz, maleńka - uśmiecham się bezczelnie. Wciąga powietrze na znajome przezwisko, dając mi pewność, że wcale tak nie myśli.
Zmienił jej się charakter, to widać. Jest bardziej krucha. Nie potrafi mi się stanowczo postawić, jak za dawnych starych czasów. Nie potrafi odpyskować, tak jak kiedyś.
-Nie zbliżaj się do mnie - wycedza - Jesteś dla mnie nikim.
Ostatnie cztery słowa mówi z prawdziwą nienawiścią, aż muszę się wzdrygnąć.
Zostawia mnie kompletnie osłupiałego. Jej ostatnie słowa odbijają się echem w moich uszach.
Potem ogarnia mnie wściekłość. Uderzam pięścią w lusterko nad umywalką, a ono rozbija się na kawałki, które kaleczą moją dłoń.
Jestem taki wściekły.
Chowam krwawiącą dłoń do kieszeni bluzy i wychodzę z łazienki.
Po Mirandzie i tym dziwnym chłopaku nie ma śladu. Dziewczyna musiała od razu wyjść po całym tym zajściu ze mną.
Mam ochotę rozwalić całą tą kawiarnię. Porozbijać szklanki na stolikach. Przewrócić krzesła i stoliki.
Wychodzę stamtąd jak najszybciej się da, zanim furia całkowicie przejmuje moje ciało.
Znajomy samochód, w którym siedzi mój ochroniarz stoi zaraz na przeciwko wyjścia, dlatego od razu się tam kieruję.
-Zawieź mnie na salę treningową - witam go tymi słowami.
Nie pyta się mnie o powód. Musiał wyczytać z mojej twarzy, że potrzebuję się wyżyć.
Od kilku miesięcy cierpię na ataki agresji, z którymi walczę uderzając w worek treningowy.
Tylko tak mogę sobie z nimi poradzić.
Inaczej jest bardzo źle.
Potrafię wyrządzić dużo szkód. Sam siebie nazywam problemem.
Zamykam oczy i opieram głowę o szybę, kiedy samochód rusza.
Nadal słyszę głos Mirandy wołający "Jesteś dla mnie nikim".
Może ja dla niej byłem nikim.
Ale ona dla mnie zawsze była kimś innym. Ciągle jej szukałem. Nie było dnia, żebym o niej nie pomyślał.
Nie wierzę, że ona tak sądzi.
Tak samo jak ja, wie że tęskniła za mną. A teraz znowu mnie spotykając, to wszystko co kolumowało się przez rok, odżyło.
Nigdy nie przestała mnie kochać, tak jak ja jej.
____________________________
Dość krótki rozdział, ale jaki intensywny hah
Zauważcie jak bardzo się zmienił Justin. Jak myślicie Miranda naprawdę myśli, to co mówi?
Kocham czytać wasze komentarze, myszki 💕 Dziękuję z całego serduszka za tą świetną motywację. Dziękuję także za gwiazdkowanie ❤ To wszystko daje porządnego kopa do dalszego pisania.
Trzymajcie się cieplutko i do następnego rozdziału 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top