20.■Nigdy nie przestałem cię kochać■
-Masz gościa - informuje mnie pielęgniarka, wchodząc do pokoju. Ma zdenerwowaną minę i zrezygnowanie na twarzy, a ja się zastanawiam, czy to przeze mnie.
Leżę w ciszy od kilku godzin i nie współpracuję z żadnym lekarzem. Jedyne, co czasami do nich powiem jest pytaniem, czy mogę stąd wyjść.
Zaskakuje mnie słowami, że mam gościa, bo w szpitalu już kręcą się Nash, Katy i moja mama, którym kazałam zostawić mnie w spokoju.
Czuję dziwny uścisk w brzuchu, kiedy pielęgniarka wychodzi z pokoju, wypuszczając kogoś do środka.
-Justin! - nie mogę powstrzymać szlochu. Cały niepokój opuszcza moje ciało w postaci łez.
Justin wygląda całkiem dobrze, nie licząc zmęczonej twarzy i pomiętych ciuchów. Nie ma ani jednej rysy na twarzy, ani nigdzie indziej. Jakby wcale nie miał wypadku.
-Och, maleńka - wzdycha z ulgą chłopak. Podchodzi do mnie, a ja wyciągam ręce w jego stronę. Chcę go dotknąć i poczuć jego zapach. Chcę upewnić się, że to naprawdę on i że nic mu nie jest - Tak bardzo się martwiłem.
Obejmuje mnie, a ja kurczowo wczepiam się w niego, jak gdy od tego zależało moje życie. Łzy nadal płyną mi po policzkach.
-Myślałam, że coś ci się stało - wyduszam łamiącym się głosem.
-Scooter musiał wszystko załatwić, żeby prasa nie dowiedziała się o wypadku. Nie pozwolili mi jechać z tobą do szpitala. Dostałem szlaban, jak 5- letnie dziecko! Szalałem z niepokoju, Miranda. Gdyby coś ci się stało... Kurwa...
-Wszystko w porządku - zapewniam go i dotykam jego włosów. Są takie miękkie jak zawsze. Nasze twarze są na przeciwko siebie. Spotykamy się wzrokiem, a Justin przysuwa się odrobinę bliżej, tak że jego usta dotykają moich.
- Nigdy nie przestałem cię kochać - szepcze, a ja wytrzymuję oddech.
-Myślę, że to nie zbyt dobry moment na takie wyznania - mówię drżącym głosem.
-Powiedz mi tylko jedno, proszę - patrzy mi w oczy z błaganiem. Widzę w nich także desperację - Czujesz coś do mnie? Odpowiedz mi szczerze. Co mówi ci serce?
-Serce mówi ci tak, a rozum nie - odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Rozum jest przereklamowany - śmieje się cicho Justin - Lepiej słuchać serca.
-Tak robią we wszystkich bajkach.
-Oglądasz bajki, Mirando? - unosi brwi z uśmiechem chłopak.
-Nie - kręcę głową - Oglądam seriale, gdzie nastoletnie wilkołaki zmierzają się ze światem oraz seriale, gdzie nastolatki są celem seryjnego zabójcy, który jest nieobliczalny. Wiesz dużo krwi, dużo emocji, zero książąt.
-Woah - jego pierś trzęsie się ze śmiechu. - Tego się można po tobie spodziewać.
-Więc nie pytaj się czy oglądam bajki - podsumowuję.
-Bardzo sprytnie zmieniłaś temat - mruży oczy.
-To ty go zmieniłeś, głupku - przewracam oczami i dotykam jego policzka czubkami palców. Łapie moją rękę i przytula się do niej, a potem delikatnie całuje.
-Justin, chcę stąd wyjść - mówię nagle poważniejąc - Nie wiem, czy się da, ale spróbuj coś zrobić. Nie mogą mnie tu trzymać, kiedy nic mi nie jest.
-Postaram się zrobić wszystko co się da, skarbie - całuje mnie w czoło, sprawiając że robi mi się cieplutko na sercu - Muszę tylko wykonać kilka telefonów.
***
Wychodzę szybciej niż myślałam, że mi się uda. Kiedy mijam pielęgniarki, które tak uparcie wpajały mi, że muszę tu jeszcze zostać, mam ochotę wystawić im środkowy palec.
Wychodzę pod rękę z Justinem, przyciągając dość dużo spojrzeń na szpitalnym korytarzu. Wcale mnie nie dziwi, kiedy ochroniarz, który przyjechał tu z Justinem podchodzi do nas z kamienną twarzą:
-Musimy wyjść tylnym wyjściem. Ktoś poinformował media, że tu jesteś i oblegają teraz wejście.
Justin klnie pod nosem i łapie mnie zaborczo pod rękę i zmieniamy kierunek wyjścia.
-Spokojnie - mówię do niego cicho - Nie martw się o to. Mi to nie przeszkadza. Jeśli chcą show, to im zróbmy.
Justin unosi brwi w zaskoczeniu, a potem na jego twarzy pojawia się leniwy uśmiech.
-Podoba mi się to, maleńka - puszcza mi oczko. A potem odwraca się do ochroniarza - Garry, musisz zrobić nam przejście. Wychodzimy głównym wyjściem.
-Nie sądzę, żeby...
-Rób co mówię! - przerywam mu ostrym tonem.
Garry nie jest zbytnio przekonany, ale jego praca także na słuchaniu swojego szefa, którym jest Justin, dlatego nie ma zbyt dużo do gadania.
Nie dbam o to, że wyglądam tragicznie. Bez makijażu, z siniakami na twarzy i w szarej bluzie. Chcę przeciwstawić się temu, co zawsze sprawia mi tyle problemów. Chcę przekonać siebie, że jestem silniejsza od tego gówna z aparatami.
Prostuję się i przywołuję na twarz szorstki uśmiech. Moja dłoń jest spleciona z dłonią Justina, co daje mi trochę otuchy.
Otwieramy drzwi i wspólnie stawiamy czoła tym bestiom.
Jest ich dość duża grupka. Wymachują aparatami i zadają pytania, od których się obcinam. Nie słyszę żadnego z nich.
Ochroniarz przepycha się w tłumie robiąc nam przejście.
Od razu widać, jaki robimy szał. Idealny materiał na okładki gazet. Jednak Justin wydaje się mieć im do zaoferowania więcej.
Wydaję krzyk zaskoczenia, kiedy gwałtownie przyciąga mnie do siebie i wpija się w moje wargi. Całuję mnie, robiąc niezłe przedstawienie dla paparazzi. Aparaty rozbłyskują niczym pioruny w burzliwą noc.
Ręka Justina zsuwa się na moje pośladki, a ja piszczę. Jego usta poruszają się w szalonym rytmie, że nie nadążam za jego ruchami ust i pozostaje mi się tylko mu poddać i zawładnąć mną do końca. Odrywa się ode mnie zbyt szybko i łapiąc za uda bierze mnie na ręce. Zanosi mnie w stylu panny młodej do czekającego już na nas auta, za kierownicą którego siedzi Andy.
Zdyszana opadam na tylne siedzenie, a Justin do mnie dołącza. Garry siada z przodu i samochód rusza. Kiedy udaje mi się zapanować nad oddechem, zaczynam śmiać się jak wariatka. Macham nogami i pokładam się ze śmiechu na siedzeniu.
-O Boże! - piszczę - To było takie...
Nie potrafię dokończyć, bo zbyt mocno się śmieję.
-Cóż, na pewno wiadomo kto jeszcze dzisiaj stanie się numer jeden plotek.
-Nie wierzę, że to zrobiłam - wypuszczam głośno powietrze.
-Zrobiliśmy - poprawia mnie.
Uśmiecham się pod nosem i przyglądam się mu.
-Justin?
-Tak, maleńka?
-Dziękuję - mówię, a widząc jego zdezorientowaną minę, szybko zaczynam wyjaśniać - Za to, że przy mnie jesteś, mimo że czasem potrafię być szczególnie nie miła.
-Nigdy mnie do siebie nie zrazisz - prycha Justin, jakby to było oczywiste.
-Chcę... - no wyduś to z siebie, Miranda - Chcę dać ci szansę.
______________________________________________
Możliwe, że jeszcze dzisiaj pojawi się jeden rozdział, ale musicie czekać do wieczora! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top