13. ■To nie twoja wina■

POV:Justin

Budzę się, wyrwany ze snu, jakimś ruchem koło mnie. Mrugam oczami, próbując przyzwyczaić się do światła.

Na brzegu łóżka siedzi Miranda.

Całkiem naga Miranda.

Prawie przekonuję się, że to musi być sen, kiedy przypominam sobie jak przez mgłę wczorajsze popołudnie.

Blondynka zauważa, że się obudziłem i zawstydzona z powrotem wślizguje się pod kołdrę.

-Miranda - patrzę na nią. Nie jest wściekła, co chyba najbardziej mnie dziwi.

-Justin - odbija pałeczkę. Nonszalancko unosi brwi.

-Wszystko w porządku? - pytam ostrożnie.

-Tak, oprócz tego że boli mnie całe ciało - mówi, krzywiąc się.

Och, to było do przewidzenia.

-Czy ty... Czy ty pamiętasz, co się wczoraj stało? - nie mogę się powstrzymać, by nie zadać tego pytania.

-Tak - spuszcza wzrok.

-Jesteś na mnie zła - stwierdzam.

-Nie - kręci głową.

Chyba wolałbym, żeby jednak było inaczej. Przeraża mnie jej spokój. Traktuje to wszystko jakby nic się nie stało.

-To nie powinno się wydarzyć - mówię delikatnie. Dotykam jej dłoni i przyciągam ją do swojej szyi i gładzę jej zewnętrzną stronę - Przepraszam.

-Ale się wydarzyło - wzdycha Miranda i podnosi się do pozycji siedzącej. Dotyka moich włosów i głaszcze je, a ja zamieram na ten czuły gest - Nie przepraszaj mnie - szepcze - To nie twoja wina.

Mam wrażenie, że się przesłyszałem. Nie powiedziała ani słowa o tym, że tego żałuje.

-Chcesz żebym odwiózł cię do domu? - pytam.

-Nie, chcę zostać jeszcze trochę z tobą - odpowiada, a mi nagle robi się niesamowicie gorąco.

-Możemy o tym nie rozmawiać? Przynajmniej dzisiaj? - prosi, błagalnie na mnie spoglądając.

-Chcesz o tym zapomnieć? - dopytuję się.

-Nie - odpowiada szybko. - Nie zapomnę o tym.

Zamykam oczy i przeczesuję palcami włosy.

-Och, Boże co ty ze mną robisz, maleńka? - jęczę desperacko.

-Ciocia mnie zabije - wzdycha Miranda, zmieniając temat - Nie dałam jej nawet znaku życia, a co więcej nie powiedziałam, że nie wrócę do domu.

-Wyjaśnię jej - zapewniam ją - Zostaw to mnie.

-Justin - nagle spogląda prosto w moje oczy - Chciałabym żebyś oddzielił mnie od ciotki. Nie wykorzystuj tego, że jest twoją pracownicą. Zapomnij, że jestem z nią spokrewniona.

-Nie chcę niczego wobec niej wykorzystywać - mówię oburzony - Chcę stanąć w obronie dziewczyny, z którą poszłem na randkę i za którą byłem odpowiedzialny.

-Dobrze - kiwa głową - Jeśli chcesz się tłumaczyć za mnie, to proszę bardzo.

POV: Miranda

Nieodebrane połączenia: Ciocia Britt( 23), Nash (15) - głosi wyświetlacz na moim telefonie.

Czuję jak serce podchodzi mi do gardła.

-Justin, wracajmy już stąd - mówię spanikowana.

Mam przesrane. Jestem pewna, że ciocia jest gorzej niż wściekła.

Chłopak kiwa głową. Mam wrażenie, że boi się mnie, a raczej mojej reakcji. Tymczasem ja nie mam w planach pokazanie żadnych emocji, głównie ze względu na to, że nie wiem co czuję.

Ubieram się i zamykam się w hotelowej łazience, próbując wyglądać jakbym wczoraj wcale się nie upiła i nie przespała z Justinem Bieberem.

Cóż, okazuje się to nie lada wyzwaniem. Oczy mam okropnie pogrążone, makijaż rozmazany, włosy roztrzepane, a szyja pokryta jest bardzo widocznymi malinkami, które są pozostałością po pocałunkach Justina.

Wyglądam dokładnie tak, jak powinnam wyglądać po tej nocy. Nie wiem, czego się spodziewałam.

Kiedy wychodzę z łazienki, Justin jest już ubrany i gotowy do wyjścia. Unika mojego wzroku, co prawdę mówiąc zaczyna mnie wkurzać.

W ogóle nie myśląc podchodzę do niego i zaskakując nas oboje ściskam jego koszulkę i przyciągam do siebie. Całuję go mocno i szybko, jakbyśmy mieli mało czasu. Pozbawiam nas oboje oddechu i powoduję, że krew zaczyna szybko krążyć w naszych żyłach.

Oboje tego potrzebowaliśmy - to pewne.

Odrywam się od niego zdyszana i kurczowo próbuję złapać oddech.

-Wow - dyszy Justin - Nigdy nie poznałem, tak nie przewidywalnej osoby, jak ty.

-Uznam to za komplement - uśmiecham się delikatnie, a on odwzajemnia uśmiech.

***

Wracamy limuzyną Justina, a ja z nerwów zwijam rękawy bluzy.

Chłopak, chyba zauważa mój nerwowy tik, bo kładzie swoją dłoń na moim udzie i delikatnie mnie głaszcze.

-Nie martw się, maleńka - patrzy mi prosto w oczy - Mój wspaniały urok sprawi, że zapomni o tym jak byłaś niegrzeczna.

Otwieram szerzej oczy. Chyba jego codzienny humor wrócił.

-Bo akurat go masz - prycham rozbawiona.

-Mam, oj już ty wiesz że go mam - przyszpila mnie do siedzenia swoim intensywnym wzrokiem.

-Justin - wzdycham - Muszę ci coś powiedzieć.

-Mów - uśmiecha się - Byleby mi to nie złamało pieprzonego serduszka.

Postaram się.

-To, co stało się wczoraj... to nie oznacza, że dałam ci szansę - wyduszam w końcu.

-Powiedziałaś, że mnie kochasz - mówi obojętnie Justin, wyciągając z kieszeni papierosa.

-Co powiedziałam?!

-Kocham cię - mruży oczy i zapala papieros. Uchyla okno, by wypuścić choć trochę dymu z wnętrza samochodu.

-O mój Boże - łapię się za głowę - To nie powinno się zdarzyć. Ja...

-Zdarzyło się, dobra? - warczy Justin, zaskakując mnie - I masz teraz mnie nie odsuwać, bo kurwa zwariuję, rozumiesz? Może i nie dałaś mi szansy, ale dałaś mi możliwość starania się o szansę i to właśnie będę teraz robił.

-Obiecywałeś, że mnie zostawisz! - krzycze na niego - Obiecałeś, że to będzie tylko jedna randka.

-Nie wierzę w to - chłopak kręci głową ze smutnym śmiechem - Tak po prostu chcesz żebym cię zostawił. Chcesz ze mnie zrobić chłopaka, który przeleci laskę, a potem ją zostawi. Nie, Miranda. Może i obiecywałem. Ale obiecanki to nie dla mnie. Może trzeba było mi nie ufać?

-Ty dupku! - zaciskam pięści w złości.

-Proszę - nadstawia policzek Justin - Wyrzyj się. Dobrze ci to zrobi.

I to właśnie robię. Walę go z całej siły pięścią w twarz, aż odskakuje mu głowa. Od razu czuję okropny ból ręki, jakbym równie dobrze przełożyła w beton. Chłopak odwraca się do mnie, a z jego nosa cieknie krew, a cały lewy policzek ma siny.

-O cholera! - piszczę - Boże, Justin przepraszam. Chyba załamałam ci nos, Boże!

-Cholera, maleńka. Niezły prawy sierpowy.

***

-Trzymaj - podaję mu lód wyjęty z zamrażalki. Zamiast przyłożyć go do swojej twarzy, on łapie mnie w talii i przykłada zimny woreczek do mojej obolałej ręki.

-Dzięki - szepczę - Ale ty potrzebujesz bardziej.

-Nic mi nie jest - kręci głową - W dodatku wiem, że cię boli, bo ciągle się krzywisz.

-Masz mordę ze stali.

-Dzięki - śmieje się beztrosko chłopak.

-I krew na tej mordzie - przypominam mu i wyrywam się z objęć. Sięgam po wilgotną szmatkę i delikatnie zmywam z jego twarzy zeschnietą krew.

-Będziemy czekać na ciocię, tak? - pyta.

-Nie mam pojęcia, gdzie jest - przyznaję - Rzadko kiedy rusza się z domu, a jak już to idzie na zakupy albo po kawę.

-Poczekamy, spokojnie - dotyka mojej dłoni, a ja niechętnie przyznaję, że jego dotyk mnie uspokaja.

Nagle rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Podskakuje przestraszona i spoglądam ze zdziwieniem na Justina.

-Może to ona? - wzrusza ramionami.

-Ciocia ma swój klucz - marszczę brwi, ale idę na korytarz.

Otwieram drzwi i zamieram na widok dwóch policjantów przede mną:

-Miranda Evans?

________________________________

Najpierw chcę przeprosić, że długo nie było rozdziału, ale jestem chora  i dość trudno jest mi się skupić, żeby pisać. Jednak skorzystałam z okazji, że trochę lepiej się czuję, no i jest ten rozdział :*

Chciałam też wam podziękować za tak dużą ilość gwiazdek pod ostatnim rozdziałem! Woah! No po prostu brak mi słów! Jesteście niesamowici! Dziękuję!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top