12.■Randka cz.2■

POV: Justin

Boję się jakkolwiek poruszyć. Dziewczyna na widowni wygląda jak pomnik. Wydaje mi się, że nawet nie oddycha.

-Miranda? - pytam spokojnie. Już chyba wolałbym, żeby zaczęła na mnie wrzeszczeć, niż zachowuje się jakby zobaczyła ducha - Kurwa, powiedz coś.

-Muszę się upić - wypala w końcu. Jej twarz jest całkiem blada, a oczy utkwione są we mnie.

-Alkohol nie załatwi sprawy - marszczę brwi.

-Ach, tak? Weź, bo ci uwierzę - przewraca oczami - Chodźmy się uchlać do nieprzytomności. Niech to będzie część tej randki.

Zdaję sobie sprawę, że to moja wina, że Miranda straciła głowę i czuję się przez to odpowiedzialny. Mimo to sam mam ochotę to wszystko zatopić w alkoholu.

Schodzę ze sceny i gitarę odkładam na bok. Miranda idzie w moim kierunku i pozwala się objąć, kiedy jest wystarczająco blisko.

-Spieprzyłem co? - pytam cicho, patrząc uważnie na jej po zbytą emocji twarz.

-Nie - mówi szorstko - Dałeś mi świetny powód, żeby wypić naprawdę mocnego shota.

Krzywię się. To nie tak miało wyglądać. Powiedziałem jej najszczerszą prawdę, a ona to przyjęła bez żadnych emocji.

Marzę o tym, by dowiedzieć się co dzieje się w jej wnętrzu. Tego wszystkiego, co zasłoniła piekielna maska obojętności.

Wychodzimy z teatru i wracamy z powrotem do limuzyny. Według planu, który sobie ułożyłem mieliśmy jechać do mojego domu, ale niestety plan nie wypalił, tym samym ulegając zmianie.

-Zawieź nas do Southampton Club - mówię do kierowcy, a potem zwracam się do ochroniarza - Wchodzę tam sam.

-Panie Bieber, moja praca polega na...

-Gówno mnie to obchodzi! - wydzieram się ze złością - Wejdę tam sam, a ty zostaniesz przed klubem!

Ochroniarz kiwa głową, wyraźnie zdając sobie sprawę, że jestem mocno zdenerwowany i nie wygra ze mną.

Jazda autem przebiega w ciszy. Obserwuję Mirandę, która przez całą drogę wgapia się w okno. Będę musiał pilnować jej, żeby nie przesadziła z tymi swoimi shotami.

-Jesteśmy na miejscu, proszę pana - informuje mnie kierowca.

-Dzięki, Andy - mówię przyjaźnie. Jest starszym, w podeszłym wieku mężczyzną i przez całe jego lata pracy dla mnie, nigdy mnie nie zawiódł.

Ochroniarz zgodnie z moim rozkazem zostaje przed budynkiem, a ja i Miranda wchodzimy do środka.

Uderza w nas zapach alkoholu i spoconych w tańcu ciał. Tłum w środku wiruje w rytm głośnej, dudniącej muzyki. Jest ciemnawo, a twarze  imprezowiczów oświetlają jedynie kolorowe światełka wiryjące po sali.

-Idziemy do baru! - krzyczy mi do ucha Miranda. Kiwam głową i łapię ją za nadgarstek. Nie chcę żeby mi się zgubiła, szczególnie że znałem ten klub i ludzi bywających tu. Nie było to odpowiednie towarzystwo dla niej.

Ciągnę ją za sobą wprost do małego barku w lewym rogu sali.

-Coś mocnego poprosimy - mówię, patrząc na reakcję Mirandy. Jest skupiona i uważnie rejestruje wszystko, co się wokół niej dzieje. Nie podoba jej się to miejsce, ale nie mówi mi tego. Widzę to po jej wystraszonych oczach.

Barman kiwa głową i po kilku minutach przynosi nam szklanki wypełnione jasnożółtym płynem.

Miranda łapię ją w rękę i wypija naprawdę porządny długi łyk.

-Możemy kupić butelkę tego cuda i wyjść stąd - mówię. To byłaby najlepsza opcja na tą chwilę. - W końcu jestem kim jestem. Nie mają prawa mi odmówić.

-Dobra - wzrusza ramionami, jakby to było jej obojętne. Wypija całą szklankę duszkiem. Nawet się nie krzywi.

Zamawiam butelkę ostrym tonem, aby pokazać swoją władczość, a barman bez słowa sprzeciwu podaje mi ją.

Wyjmuję z kieszeni dżinsów banknoty i daję mu zdecydowanie więcej, niż ta butelka jest warta.

-Bez reszty - rzucam, sprawiając że jego zwyczajny dzień w pracy, staje się lepszy.

***

-Masz tu wyjęty pokój na dziwki?

Zatrzymuję się w pół kroku, słysząc to oskarżające pytanie. Właśnie miałem otworzyć drzwi do pokoju hotelowego.

-Słucham? - mrugam zaskoczony. 

-Weszliśmy tu, a recepcjonista na twój widok podał ci tylko klucze. Nawet nie musiałeś wynająć pokoju. - wyjaśnia.

-Miranda - wzdycham i opieram głowę o drzwi. Mam nadzieję, że to ta szklanka, którą wypiła jeszcze w klubie, tak na nią działa, że mówi takie głupoty. - Maleńka, w tym cholernym mieście dają mi wszystko ot tak, bo cholera potem na ich konto wpływa morze kasy.

Kiwa głową z zaciętym wyrazem twarzy. Wzdycham jeszcze raz i otwieram drzwi.

Jest to duży apartament utrzymany w nowoczesnym stylu. Przez wielkie okno wpadają promienie słońca, oświetlając pomieszczenie, które ma ciemne ściany.

-Ładnie tu - komentuje Miranda obojętnym tonem. Wyrywa mi butelkę z rąk i odkręca.

-Woah, maleńka - powstrzymuję ją przed napiciem się. - Powoli, bo zbyt szybko odpłyniesz.

-O to chodzi - unosi wyzywająco brwi.

Sięgam po kieliszki, które stoją na szklanym stoliku i nalewam je do pełna. Siadamy blisko siebie na skórzanej sofie.

-Proszę - podaję jej, a nasze dłonie się stykają. Patrzy mi prosto w oczy, a ja zamieram. W tym spojrzeniu jest coś, czego nie potrafię odczytać.

-Justin - szepczę.

-Co tam, maleńka? - przygarniam ją ręką i pozwalam jej się do mnie przytulić. Kładzie głowę w zagłębieniu mojej szyi, a swoją dłoń na mojej klatce piersiowej.

-Jestem taka skołowana - mówi cicho.

-Przez co?

-Przez ciebie, idioto - mamrocze. Jestem prawie pewny, że już jest wstawiona. - Boję się tego, co czuję.

-Nie musisz się tego bać - głaszczę delikatnie jej włosy.

Miranda wyrywa się z moich objęć, ale tylko po to, by nalać sobie jeszcze jeden kieliszek, a potem wraca do przytulania mnie.

Jest mi tak dobrze tu z nią, że zapominam o zdrowym rozsądku i sam zaczynam pić kieliszek za kieliszkiem.

Nie wiem, kiedy to się dzieje, ale w końcu obydwoje orientujemy się, że butelka jest całkiem pusta.

-Justin - zwraca moją uwagę Miranda - Nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedziałeś i o tej cholernej piosence.

-Nie mów tak na nią - marszczę brwi - Dużo nad nią pracowałem.
Blondynka chichocze, a ja nie mogę się powstrzymać i muskam delikatnie jej uśmiechnięte usta.

Patrzy na mnie w szoku, ale nagle wyraz jej twarzy się zmienia.

Ręce zarzuca mi na szyję i przyciąga moją twarz do siebie. Gwałtownie przyciska swoje usta do moich. Wciągam powietrze zaskoczony jej ruchami. Miranda wymusza na mnie ostry, namiętny pocałunek, a ja nie mając silnej woli przez alkohol buzujący we krwi, bez wahania poddaje się jej.

Nie protestuję kiedy wspina się na moje kolana i siada na mnie okrakiem.

Z ustami przyciśniętymi do mojej szyi, zaczyna poruszać biodrami, tym samym opierając się o mnie.

Z ust wydobywa mi się jęk. Pożądanie zalewa mnie od stóp do głów.

Kładę dłonie na jej biodrach, nadając jej rytm.

Drżę kiedy wsuwa zimne dłonie pod moją koszulkę.

-Pragnę cię - szepcze mi do ucha i ściąga z siebie bluzę. Pod spodem ma czarny zwykły, ale dla mnie cholernie seksowny stanik.

-Nie powinniśmy - mówię, ale moje dłonie zsuwają się na jej pośladki i delikatnie je ściskają. Piszczy na ten gest, lecz przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej.

Trzymając ją, wstaję z nią z sofy i kieruję się do łóżka. Rzucam ją i sam przejmuję kontrolę.

Alkohol szumi mi w głowie, kiedy sam pozbywam się koszulki i od razu spodni, zostając w samych bokserkach. 

Całuję jej biust z niezwykłą delikatnością, ciesząc się słodyczą jej ciała. Sama sięga do tyłu pleców, aby odpiąć stanik. Pomagam jej i rzucam go na podłogę, dołączając do reszty ubrań. Po chwili zsuwa też swoje dżinsy i zostaje w majtkach.

-Jesteś taka piękna, Miranda - wzdycham, bezwstydnie patrząc na jej nagie ciało. Drży pod moim wzrokiem i zagryza wargę, prowokując mnie.

Moja maleńka, niegrzeczna blondyneczka.

Całuje jej ciało z należytą czcią. Karmie się jej jękami i gwałtownymi wdechami. Wariuję, widząc jak na mnie reaguje.

-Jesteś jeszcze dziewicą? - wyduszam, przyśpieszonym oddechem.

-Co znaczy jeszcze? - pyta z wyrzutem, a ja już wpadam w panikę, że znowu popsułem wszystko, kiedy ona się szeroko uśmiecha - Jasne, że jestem.

-To dobrze - mruczę, a moja ręka wędruje na gumkę jej majtek -Bardzo dobrze. Urwałbym jaja komukolwiek, kto zrobiłby to przede mną.

-Czy to nie mój tekst z tymi jajami? - chichocze.

-Zamknij się - przewracam oczami i mocno ją całuję, wkładając w to całe swoje pożądanie.

Pozbywam się jej majtek w tym samym momencie, co swoich bokserek i nic już nie dzieli naszych ciał.

Będziemy tego żałować - ta krótka myśl, przebija się przez moją głowę, ale szybko ją odpędzam.

Teraz liczy się tylko Miranda.

-Justin - krzyczy moje imię, kiedy zdecydowanym ruchem łącze nasze ciała.

-Boli cię? - pytam, marszcząc brwi.

-Nie - odpowiada. Zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu - Szybciej.

-O nie, maleńka - kręcę głową - Zrobimy to powoli.

Jestem świadomy tego, że jest ostro wstawiona i może nie czuć bólu, ale jutro tego nie uniknie.

Nasze ciała poruszają się w zgodnym rytmie, a pokój wypełnia się naszymi przyśpieszonymi oddechami.

Marzyłem o tej chwili. Marzyłem, by była moja. Tylko i wyłącznie moja.

-Kocham cię - szepczę, całując jej szyję i zwiększając tempo bioder, tym samym prowadząc ją prosto do utraty zmysłów. 

-Justin! - wykrzykuje - Ja ciebie też kocham.

Jej słowa wywołują ból w całym moim ciele. Tak bardzo potrzebowałem to usłyszeć. 

Po wszystkim kładę się obok niej i przyciągam ja do mocnego uścisku. Przykrywam nas kołdrą, kiedy zauważam że Miranda odpłynęła. Jest jeszcze tak wczesna pora dnia, ale ona nie wytrzymałaby dłużej. W przeciwieństwie do mnie nie ma zbyt dużej głowy do upijania się. 

Głaszczę jej włosy, myśląc o tym, że jutro będzie tego wszystkiego żałować.

W przeciwieństwie do mnie. Nigdy nie będę żałować tej chwili. 

_____________________________________________________________

Wstawiłam dzisiaj ten rozdział, tylko dlatego, że następnego będzie się mogli spodziewać dopiero po poniedziałku. Poznajcie moje dobre serduszko 😂

No więc spodziewał się ktoś takiego obrotu spraw? Haha 

 Chciałam was serdecznie zaprosić na fanfiction z Justinem pt. "Opiekunka" na profilu Alexia_yolo do którego robiłam zwiastun! Wpadajcie i zostawiajcie gwiazdki moi kochani! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top