Zmieniłam zdanie o nim...
-SKY!- wydarła się moja przyjaciółka.
-Czego ty chcesz?- powiedziałam zaspanym głosem.
-Masz spotkanie za...-spojrzała na zegarek- 32 minuty, więc radze się pospieszyć kochana- powiedziała i wyszła.
Emily Walker to moja przyjaciółka, sekretarka i mieszka piętro niżej. Kocham ją (tak po przyjacielsku) jest miła, dosyć inteligentna i zarządza praktycznie całym moim czasem. Ustala spotkania, czasem nawet mnie budzi do pracy. Bez niej bym się chyba zabiła... Pomimo tego jest słodką brunetką o niebieskich oczach. Zawsze się z niej śmieje, że jest karzełkiem, bo nie należy do osób szczególnie wysokich.
Ale wracając do rzeczywistości...
Wstaje z łóżka i kieruje się do garderoby. Wybieram czarną sukienką, u góry obcisłą, a na dole rozkloszowaną. Sięga mi do połowy ud. Do tego czerwona marynarka i tego samego koloru szpilki. Podchodzę do toaletki i zabieram się za makijaż składający się z podkładu, tuszu i krwisto czerwonej szminki. Po wykonaniu tych czynności zabieram z pokoju wszystkie potrzebne mi rzeczy i wychodzę z niego. Będąc na dole witam się z panią Belle. Jest to przemiła staruszka, która gotuje i sprząta w moim apartamencie. Kieruje się do windy i wciskam przycisk -1 kierując się do garażu.
-Cześć Frank. Pojadę sama, a ty odwieź Em- mówię do kierowcy i zabieram kluczyki od mojego czarnego matowego Audi R8. (<3)
-Oczywiście Panienko Black- odpowiada Frank i wsiada do samochodu. Już po chwili samochód opuszcza parking. Wsiadam do swojego samochodu. Patrzę na zegarek i widzę, że za dokładnie 10 minut mam spotkanie z Panem Greenem- kierownikiem działu sprzedaży w BMW. W expresowym tempie opuszczam parking i wyjeżdżam na nowojorskie ulice.
Ale chwileczkę, może coś o mnie...
Jestem Sky Black i jestem właścicielką koncernu Audi. Dostałam firmę w spadku po moich rodzicach niecałe 4 lata temu i od tamtej pory jestem szefową, a Em jest moją sekretarką. Mam 23 lata i jestem uznana za najmłodszą bizneswoman w Nowym Yorku. Jestem szczupłą i dosyć wysoką błękitnooką dziewczyną o włosach w kolorze blond. Jeśli chodzi o mój charakter to... JEST CIĘŻKI... W mediach mówią o mnie "bezwzględna, zimna i bez serca", ale czy ja wiem... Przecież jestem też wredna, niemiła i wybuchowa... Nie no, ale tak na serio to może i w biznesie taka jestem. Tylko, że w tej branży tak trzeba... Na co dzień ta moja bezwzględność TROCHĘ zanika, ale z natury jestem niemiła i wredna... Dla przyjaciół jestem łagodniejsza, chociaż szybko się irytuje. Może to przez ten charakter nie mam chłopaka? Nieee.... Ale nie chce się zmieniać, poza tym sprawy sercowe są nie dla mnie...
Z zamyślenia wyrwał mnie telefon.
-Kiedy będziesz!? Bo zaraz przyjdzie pan Green- spojrzałam na zegarek i zatwierdziłam, że mam jeszcze 3 minuty.
-Już dojeżdżam. Mam jeszcze 3 minuty- po tych słowach rozłączyłam się i przyspieszyłam.
Po 2 minutach byłam już pod wieżowcem. Pędem weszłam do windy i przechwalam na, moje ulubione, 33 piętro. W gabinecie siedział już jak się nie mylę pan Green.
-Dzień dobry- powiedziałam na co mężczyzna wstał i odwrócił się do mnie. Przystojny brunet z brązowymi oczami i widocznymi mięśniami podszedł do mnie bliżej, lustrując wzrokiem od dołu do góry. To z pewnością nie był pan Green...
-Witam. Pan Green nie mógł się pojawić, więc przyjechałem osobiście. Blake Williams właściciel koncernu BMW- powiedział i wyciągnął w moją stronę rękę, którą uścisnęłam.
-Skyler Black- spojrzałam na te hipnotyzujące, czekoladowe tęczówki, a mój wzrok skrzyżował się z jego. Staliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy, którą postanowiłam przerwać. - A więc usiądźmy. Coś do picia?- zapytałam z udawaną życzliwością.
-Nie dziękuję-
-Emily, przygotuj dla mnie kawę- powiedziałam do przyjaciółki, która poszła wykonać moją prośbę- dobrze, a więc wie pan o naszych interesach-
-Owszem wiem- powiedział ciągle patrząc na mnie, co nie powiem zaczęło mnie trochę krępować.
-A więc co pan myśli o projekcie?-
-Jest on bardzo ciekawy. Połączenie dwóch największych marek samochodów brzmi bardzo obiecująco. Jednak chciałbym przyjrzeć się szczegółom. Jeśli chodzi o design to nie mam się do czego przyczepić, jednak jeśli chodzi o środek mam pewne wątpliwości-
-A więc słucham- odpowiedziałam siadając wygodniej na swoim krześle obrotowym.
-Uważam, że silnik naszej marki sprawdzał by się lepiej- powiedział pewnie.
-A co jeśli się z panem nie zgadzam?- zapytałam wstając z krzesła i podchodząc do okna z widokiem na Nowy York. Słysząc szelest stwierdzam, że mężczyzna też wstał i szedł w moim kierunku. Stanął centralnie za mną i przywarł swoim torsem do moich pleców. Czułam jego ciepły oddech na szyi.
-Jest pani bardzo intrygującą i piękną kobietą Black... Radzę ci przemyśleć moją propozycję... Pewnie jeszcze nie raz się spotkamy... A przynajmniej ja już o to zadbam...- powiedział będąc bardzo blisko mnie, przez co dostałam gęsiej skórki-Dobrze, a więc jeśli to wszytko, to ja się będę zbierać. Do zobaczenia Black- powiedział i wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Wyszedł zostawiając mnie patrzącą na panoramę Nowego Yorku wybitą z rytmu i rozkojarzoną...
*Później*
-Mówię ci jakiś zjebany...- mówiłam do Em, chociaż chyba nie byłam tego świadoma... Chociaż.... Czy można się upić winem? Dwoma... Trzema albo pięcioma butelkami? W sumie to nie wiem, po trzech przestałam liczyć...
-No... Masz w sumie racje- uśmiechnęła się do mnie Em i wzięła kolejnego łyka wina- Ej mam pomysł-
-Jaki niby? Ty myślisz w ogóle?-
-Chodźmy gdzieś do klubu... Nie chce już tego wina- powiedziała rzucając butelkę na podłogą. Szkło rozbryznęło się po pokoju, tak jak i reszta wina.
-No nie wiem....
*Rano*
Nie wiem jak to się stało, a właściwie to nie pamiętam, ale JAK JA SIĘ TU DO CHOLERY ZNALAZŁAM!? Pamiętam wszystko do momentu, w którym Em błagała mnie o pójście na imprezę... Później głośna muzyka, alkohol i... Pustka... Kurde miałam dbać o to, aby nie było takich sytuacji... A teraz leże w łóżku. Ale zaraz... To chyba nie jest mój pokój ani moje łóżko... O CHOLERA CZEMU JAKIŚ TYP LEŻY KOLO MNIE!? Eh... Przyglądam mu się, ale go nie znam... Pośpiesznie wstaje z łóżka i zbieram z podłogi swoje ciuchy. Po czym wybiegam z mieszkania, a właściwie apartamentu, tego typa. Zamawiam taksówkę, a ostatnie co widzę to tabliczka z napisem "C.Green".
Nie wiem skąd znam to nazwisko, ale skądś na pewno...
Będąc już w domu widzę panią Belle sprzątającą salon.
-Dzień dobry panienko Sky- odzywa się widząc mnie.
-Pani Bello ile razy mówiłam, żeby mówić na mnie Sky?-
-Oczywiście Sky. Właśnie nie było cie i zostawiłaś komórkę w salonie. Dzwonił do ciebie ktoś z BMW i prosił powiadomić cię, że jutrzejsze spotkanie odbywa się w ich firmie-
-Ok. Bello bądź tak miła i przynieś do mojego pokoju leki przeciwbólowe i szklankę wody- powiedziałam, na co odpowiedziała mi jedynie skinieniem głowy, a ja ruszyłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
*Następnego dnia*
-Dzięki Frank- powiedziałam wchodząc z samochodu. Weszłam do wielkiego wieżowca BMW i podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- zapytała recepcjonistka.
-Skyler Black, przyszłam na spotkanie w sprawie współpracy- powiedziałam, a dziewczyna powiedziała mi tylko abym skierowała się do windy i wyjechała na 36. Nic nie mówiąc wykonałam wskazówki i aktualnie stałam obok chyba asystenta.
-Pan Williams już na panią czeka- powiedział otwierając przede mną drzwi. Weszłam do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Było bardzo ładnie urządzone dominowała czerń i biel. Dwie ściany były całe oszklone, a przy jednej z nich stał tyłem do mnie mężczyzna. Przystojny mężczyzna. Tak wiem, że to Williams, ale no nie da się zaprzeczyć, że nie jest przystojny....
-Witaj Black- odwrócił się i uśmiechnął łobuzersko widząc, że mu się przyglądam.
-Nie wiedziałam, że przeszliśmy na ty- powiedziałam śmiało.
-Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz Black- powiedział siadając na skórzanym krześle obrotowym przy biurku stojącym na środku pokoju- Usiądź- powiedział pokazując na fotel przed nim.
-Czemu nie mam spotkania z Panem... Greenem?-teraz mnie olśniło. To stąd znałam to nazwisko...
-A co? Macie jakiś romans, że tak o niego wypytujesz?-wstał i zaczął się do mnie zbliżać.
-Nawet jeśli, to nie powinno cie to obchodzić-
-Oczywiście. A więc odpowiadając na twoje pytanie, Pan Green już tu nie pracuje...-
*Perspektywa Blake'a*
-A czemu?- zapytała ta jakże piękna kobieta. Gdybym tylko mógł jej powiedzieć, że Cody Green to BYŁ mój przyjaciel i opowiedział mi o tym jak to pięknie spędził z tobą noc... Czy ja jestem zazdrosny? Nie. Chyba nie... Nie no, nie ma szans. Mówią, że nie mam serca, więc jak może mi na kimś zależeć, a zwłaszcza na niej. Przyznam, że Black, znaczy Sky, jest piękna, z wyglądu idealna ,ale z charakteru już gorzej, bo opinia na jej temat jest taka sama jak na mój... W skrócie zła...
-Powiedzmy... Że zrobił coś bardzo niestosownego...- powiedziałam do dziewczyny, która bacznie mi się przyglądała.
-Dobrze, ale wracając do interesów. Ludzie, z twojego jak i ludzie z mojego oddziału, zajmującego się "składaniem" samochodów, mówili o pewnym niedociągnięciu w projekcie...- Sky dalej mówiła o jakiś rzeczach związanych z samochodami, ale ja miałem to gdzieś. Przyglądałem się jej, co widocznie ją krępowało. Jej błękitne oczy błądziły po mnie wzrokiem. Chyba czarny i czerwony są jej ulubionymi kolorami, bo tak zazwyczaj się ubiera. I chyba zawsze jej usta są w kolorze krwistej czerwieni, którą mam ochotę pocało... NIE. NIE MOGĘ MYŚLEĆ O NIEJ W TEN SPOSÓB. POWINNA BYĆ MOIM WROGIEM, ZWŁASZCZA PATRZĄC NA RYWALIZACJE NASZYCH FIRM... A jak tylko sobie przypomnę rozmowa z Codym jakieś 3 godziny temu... To mnie krew zalewa...
*3 godziny wcześniej*
-Wejść- mówię słysząc pukanie, a chwile później w moim biurze pojawia się Cody -mój przyjaciel.
-Siema stary- mówi.
-Nie taki stary, nie przesadzaj... A teraz mów co chcesz-
-Jak zawsze miły... Ale chciałem ci opowiedzieć jak zajebistą miałem noc...- na jego słowa wzdycham tylko cicho. Cody często opowiada mi o nocach z jakimiś panienkami. JAk zawsze nie chce mi się tego słuchać, ale i tak mi ją opowie i tak...
-Nie zgadniesz z kim spałem?- kontynuuje.
-No oświeć mnie...- mowie zrezygnowany.
-Z szefową Audi, Skyler Black...- mimowolnie zaciskam pięści- Stary powiem ci, że jest zajebista. Do tego, za 3 godziny mam z nią spotkanie i liczę na rewanżyk- mówi uśmiechając się, a we mnie krew się gotuje. Tak właściwie to nie wiem czemu...
-Jesteś zwolniony- mówię cicho.
-Co?- pyta, ale nie wiem czy nie usłyszał, czy jest zdziwiony.
-Mówię, że jesteś zwolniony- dodaje tym razem głośniej.
-SERIO!? Wiesz co stary? Za takiego przyjaciela to ja dziękuję. Tylko nie przylatuj do mnie później z jakimiś sprawami, które chuj mnie obchodzą- powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
*Teraźniejszość*
Tuż po spotkaniu wróciłem do domu i dużo myślałem... Jednak moje myśli chciały myśleć tylko o pięknej błękitnookiej, która została i chyba zostanie w mojej pamięci na długo... Jednak teraz nasuwają się pytania: Czy zależy mi na niej? Czy się w niej zakochałem?
*Perspektywa Sky*
Po tym spotkaniu od razu wróciłam do domu i myślałam... Dużo myślałam na najróżniejsze tematy lecz moje myśli ciągle idą w stronę przystojnego bruneta o czekoladowych oczach... Właściwie to nie wiem czemu o nim myślę, ale on chyba wziął sobie krzesełko i siedzi w mojej głowie... Czy mi na nim zależy? Czy ja się zakochałam?
*Rano*
-SKY NO WSTAWAJ!- krzyknęła moja przyjaciółka. Ale ja niezbyt reagowałam, a to tylko dlatego ,że nie zmrużyłam oka w nocy...
-Odwołaj wszystkie moje spotkania, nigdzie nie idę- powiedziałam przykrywając się kołdrą na głowę.
-Coś się stało?-
-Williams się stał...- powiedziałam.
-Uu... Czyżby nasza zimna i nieczuła Skyler Black, właścicielka Audi, się zakochała? I to w szefie konkurencji?- zapytała ironicznie siadając na łóżku.
-Nie... Może... NIE WIEM. Ale wiem, że nigdzie się nie wybieram- naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Jaka jest odpowiedz na jej pytanie? Chyba tak... Chyba się w nim zakochuje, ale to się źle skończy...
-Powiem ci, że chyba nie jesteś mu obojętna- powiedziała.
-Czemu tak sądzisz?- odkryłam głowę i spojrzałam w jej stronę. Zauważyłam, że ma w rękach bukiet czerwono-czarnych róż, moich ulubionych.
-Odwołam ci dzisiaj wszystkie spotkania, bo masz już plany. Pan Williams zaprosił cie na obiad w eleganckiej restauracji- uśmiechnęła się.
Zajebiście...
Dwie godziny później stałam już w czarnych, dopasowanych rurkach z dziurami na kolanach, czerwonych szpilkach, czerwono-czarnej koszuli w kratę, czarnej bomberce i makijażu, a w tym oczywiście krwisto czerwonej szmince. Kieruje się do garażu lecz nie zastaje tam Franka, a Blake'a opartego o mój samochód. Nie ma na sobie garnituru lecz czarne rurki, białą koszulkę przez, którą widać jego muskularny tors i do tego czarną skórzaną kurtkę. Jego włosy były w nieładzie. Wyglądał mega seksownie. I chyba już poznałam odpowiedź na wszystkie niewyjaśnione pytania...
-Hej- powiedział.
-Cześć- odpowiedziałam.
-Przejedziemy się twoim autkiem czy moją bestią?- zapytała, a ja zauważyłam ze w rogu stoi czarne, błyszczące BMW i8.
-Jasne, że moim. Zobaczysz co to bestia- rzuciłam mu kluczyki i wsiadłam na miejsce pasażera. Chłopak usiadł za kierownicą i ruszył w stronę miasta.
-Wole moją bestie, ale spoko autko- powiedział i przyśpieszył. Jechaliśmy dość szybko, ale nie przeszkadzało mi to, bo byłam przyzwyczajona do szybkiej jazdy. będąc już prawie w mieście zauważyłam, że Blake skręcił na autostradę.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Mała zmiana planów. Nie wiem jak ty, ale nie lubię eleganckich restauracji. To takie tandetne...- odpowiedział.
-To w tym się zgadzamy- zaśmiałam się- A gdzie jedziemy, bo się nie dowiedziałam?-
-Niespodzianka- odpowiedział brunet.
-No proszę powiedz...- spojrzałam na niego błagalnie.
-Wtedy to już nie będzie niespodzianka skarbie- zaakcentował ostatnie słowo lecz zignorowałam to.
-Nie lubię niespodzianek- skłamałam.
-Chcę cie wywieść do lasu, zgwałcić, zabić, jeszcze raz zgwałcić i porzucić- uśmiechnął się szeroko, a ja zaczęłam myśleć jak bardzo prawdopodobne jest to, że jednak mówi prawdę...- Nie no żartuje. Nie jestem nekrofilem, jak byś już nie żyła to bym cię nie zgwałcił- zaśmiał się na co też mu odpowiedziałam śmiechem lecz udawanym- Serio myślisz, że mógłbym to zrobić?-
-Nie wiem, tak właściwie znam cię tylko z mediów- uśmiechnęłam się lekko.
-A no tak, to możesz tak myśleć. Nie jestem taki tak mówią media-
-Ja też nie. Ale wiesz nie znam cie prywatnie-
-Zmienimy to kochanie- uśmiechnął się, a ja zesztywniałam na to, że znów mnie tak nazwał.
Dojechaliśmy na jakąś szosę, przy której o dziwo stał McDonald. Blake zamówił dla nas dwa jakieś burgery na wynos i wrócił do samochodu. Wjechał do jakiegoś lasu, a ja coraz bardziej zastanawiałam się nad tym, co zrobi. Jednak zignorowałam moje obawy. Chłopak wyszedł z samochodu, wziął jedzenie i szedł w stronę małego stawu z pomostem. Ruszyłam za nim. Usiedliśmy na pomoście i zaczęliśmy jeść.
-I mówisz, że to restauracje są tandetne?- zapytałam.
-Wole siedzieć na powietrzu i to w miejscu, gdzie nie będzie żadnych paparazzi. Po za tym, żarcie z Mc jest lepsze- powiedział śmiejąc się.
-No przyznam- również się zaśmiałam.
-Masz ketchup na twarzy- powiedział Blake i przybliżał się do mnie.
-Gdzie?- zapytałam.
-Na twoich ustach- powiedział, a jego wargi znalazły się na moich. Na początku całował mnie powoli i nie pewnie lecz kiedy oddałam pocałunek stał się on gwałtowny i zachłanny...
*Później*
-Serio twój brat dał ci zepsute czekoladki za to, że to tobie dziadek przepisał firmę?- zapytałam ze śmiechem.
-No mniej więcej. Teraz ty opowiedz mi coś o sobie. Jak dostałaś firmę?- zapytał z uśmiechem patrząc mi w oczy. Od kilku godzin leżymy na pomoście i poznajmy się opowiadamy o sobie rożne śmieszne rzeczy.
-Dostałam ją w spadku po rodzicach. Miał je dostać kto inny z mojego rodzeństwa, ale nie mają jeszcze 18 lat. Więc w testamencie napisali, że jeśli Mike, mój brat, nie będzie miał 18 lat to firma idzie do najstarszego dziecka...- powiedziałam. Właściwie to nie wiem czemu z nim o tym rozmawiam, ale mam wrażenie, że można mu ufać.
-Testamencie?- zapytał Blake niepewnie, jakby wahał się czy może poruszać ten temat.
-Zginęli 4 lata temu razem z moim starszym bratem w katastrofie lotniczej- powiedziałam, a z moich oczu niekontrolowanie zaczęły wypływać łzy. Brunet natychmiastowo się przysunął do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Przepraszam- powiedział całując mnie w głowę.
-Nie masz za co. Mimo, że było minęło i trzeba żyć dalej to nadal boli...-
-Wiem co czujesz... Miałem starszą siostrę, byliśmy bardzo zżyci. Ja miałem 21 lat, a ona 28. Była w ciąży z super gościem. Trenowałem sztuki walki i na pewnym treningu miałem wypadek. Walnąłem głową o kant jakiejś szafki i zemdlałem, dodatkowa robiąc sobie dziurę w głowie. Kate mieszkała w Los Angeles. Jak tylko dowiedziała się o moim wypadku wsiadła z mężem w samolot, żeby być przy mnie i rodzicach. Zginęli w katastrofie lotniczej... Do tej pory mam wrażenie ,że to moja wina...- powiedział.
-Czy to się wydarzyło w maju?-zapytałam.
-Skąd wiedziałaś?- zapytał zdziwiony.
-Mieszkałam w LA, a cztery lata temu w maju moi rodzice i Josh lecieli do Nowego Yorku załatwić sprawy związane z firmą i nie wrócili... Więc podejrzewam, że to ta sama katastrofa...-powiedziałam cicho.
-Może... Ale teraz to jest nieważne, nie myślmy o tym nie lubię jak jesteś smutna....- chłopak lekko się zawstydził, na co ja się zaśmiałam- Czy ty się ze mnie śmiejesz?- zapytał rozbawiony.
-Może...- powiedziałam przez śmiech.
-Masz 5 sekund- powiedział.
-Na co?- powiedziałam zdezorientowana.
-4 Na ucieczkę- powiedział, a ja szybko wstałam i zaczęłam uciekać po łące.
-1!- krzyknął po chwili i zaczął za mną biec. O dziwo mnie dogonił i razem upadliśmy na trawę. Brunet przekręcił nas tak, że siedział na mnie i mnie łaskotał.
-O NIE! Tylko mnie nie łaskocz!-
-Przestane jak jutro dasz się zabrać na obiad- powiedział dalej mnie łaskocząc.
-DOBRA- odpowiedziałam- Myślałam, że dasz coś złego co bym musiała zrobić, a nie postawisz mi żarcie- zaśmiałam się.
-Ja tam jestem usatysfakcjonowany- powiedział i znów mnie pocałował.
*Pół roku później*
-Wyjdziesz za mnie?- zapytał Blake gdy podziwialiśmy panoramę Paryża z Wieży Eiffela.
-Tak!-odpowiedziałam uradowana. Brunet wsunął na mój palec śliczny pierścionek i w wbił się w moje usta.
*Kolejny rok później*
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą- powiedział ksiądz, a Blake podwinął mój welon i wbił się w moje usta.
*Kolejne 3 lata później*
Tak jak codziennie, w nocy, obudził nas płacz Josha i Kate...
-Ja do Kate, ty do Josha?- zapytał brunet wstając z łóżka.
-Yhym- mruknęłam cicho i udałam się do pokoju Josha.
*Kolejne 13 lat później*
-Serio znów jeden z matmy? Josh, jeszcze jedna i dostajesz szlaban- powiedziałam, na co zaśmiała się Kate siedząca obok- A ty się nie śmiej. Jeszcze jedna 2 z biologi i też czeka cie szlaban- dodałam z uśmiechem.
-Hej- powiedział Blake wchodząc do kuchni. Podszedł do mnie i pocałował w usta.
Facet, którego miałam za nieczułego dupka, teraz jest moim mężem, mamy dwójkę 15 letnich dzieci, nazwanych na cześć naszego zmarłego rodzeństwa, Josh i Kate. Do tego wszystkiego jesteśmy szefami największej marki samochodów na świecie... Kiedyś wróg z branży, teraz wymarzony, kochający mąż... Mogę stwierdzić, że po tylu latach zmieniłam zdanie o nim...
~~~
Pierwszy raz pisze one shot'a, więc proszę nie hejtować. Może i nie jest jakiś super rozbudowany, długi czy ciekawy, ale chyba spoko :)
Nie chce mi się zaczynać nowej książki i jakoś ie mogę się przełamać do dokończenia poprzedniej więc jak na razie pisze sobie one shot'y...
Jak ktoś czeka na drugą część "Okey? Okey..." too... SORY :/
Mam nadzieję, że się wam podoba :)
~Alex
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top