Rozdział 53 "Genjutsu"
Posąg szalał z powodu obrażeń, jakie zadała mu technika Naruto. Wylądowałaś za shinobi, dostosowując swój rozmiar do wielkości konia. Niespodziewanie jednak rany monstrum zaczęły się zrastać, a on powiększać.
—Shimatta — mruknęłaś. — Tak to nigdy nam się nie uda.
—[T.I]-chan, a gdyby tak...
—Nie, Naruto. To zbyt niebezpieczne. Zamiast niego wypuścimy Hisokę — usłyszałaś w głowie warknięcie, po czym zrozumiałaś, co właśnie powiedziałaś. — Daj mi z nim porozmawiać — blondyn podszedł bliżej, po czym położyłaś ogon na jego brzuchu, w miejscu pieczęci i zamknęłaś oczy. — Witaj, Kurama-sama — skłoniłaś się lekko. — Nie chciałam cię urazić, te słowa nie miały zabrzmieć, jakbym uważała cię za zagrożenie — lis słuchał uważnie, jednak dalej się nie odezwał. — Chodzi mi głównie o twoje bezpieczeństwo. Jeśli złapią ciebie i ośmioogoniastego, nie będzie już dla nas ratunku.
—Naruto, zamień się ze mną — usłyszałaś.
Zabrałaś ogon z pieczęci, podczas gdy oczy blondyna stały się czerwone z pionowymi źrenicami.
—[T.I], jesteś pewna, że opanujesz tego kundla jak wyjdzie na zewnątrz? — zapytał niskim, donośnym głosem.
—Kyuubi? — dało się usłyszeć, jednak twoją uwagę przyciągnął lekki ból w mostku, gdzie miałaś pieczęć.
—Ja ci zaraz dam kundla, rudzielcu! — wydarł się przez pieczęć Hisoka swoim nieco bardziej piskliwym głosem niż Lisa, a przez to twój tryb zaczął zanikać.
—Ja przynajmniej jestem szlachetnym lisem...
—Że niby wilki gorsze?!
—Spokój — warknęłaś. — Obaj.
Naruto, pod kontrolą Kuramy, zmarszczył brwi i zacisnął usta w cienką linię. Następnie rzucił ci wściekłe spojrzenie.
—Policzymy się po wszystkim. O ile to przeżyjesz — od razu powrócił normalny wygląd Naruto.
—Czyżby bestie nie mogły się dogadać? — usłyszałaś przy uchu, więc automatycznie wyciągnęłaś kunai i zaatakowałaś z półobrotu, jednak Uchiha zablokował twój cios gołą ręką, łapiąc cię za nadgarstek. Rozejrzałaś się szybko za ścieżkami Nagato. Tendo stał, oparty o jeden z większych kamieni i trzymał się za krwawiący bok. Jego nogi trzęsły się, ledwo utrzymując ciężar ciała. Pozostałe pięć ciał były doszczętnie zniszczone. — Nigdy. Nie ufaj. Nikomu.
Próbowałaś wyrwać rękę, jednak trzymał tak mocno, że ci się to nie udało. Nie mogłaś użyć Hirashinu, gdyż nie było widać końca walki, a tobie została mniej więcej połowa czakry.
—Hmm? Nie jesteś już taka sprytna, kiedy jestem tuż obok, co? — uśmiechnął się.
—[T.I]-chan! — zawołał Naruto, chcąc podejść.
—Nie ruszać się albo ją zabiję! — obrócił cię tak, że opierałaś się plecami o jego tors. Jedną ręką trzymał cię za nadgarstki, zaś drugą przykładał swoją katanę do twojej szyi. — Oddam wam ją za wasze bestie.
—Nawet nie próbujcie na to przystać! — krzyknęłaś, przez co bardziej poczułaś ostrze.
—Ale [T.I]...
—Jeżeli dojdzie do mojej śmierci, macie za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby dostali wszystkie bijuu, jasne?!
—Już się pogodziłaś ze swoją śmiercią? — zapytał Madara.
—Nigdy się nie pogodzę, ale teraz są ważniejsze sprawy ode mnie — machnęłaś lekko ręką, a piasek poderwał się, owijając nogi i ręce Uchihy. Próbowałaś się uwolnić, jednak nie przyniosło to żadnego skutku, nie mówiąc już o oczekiwanym. — Kuso — prychnęłaś, czując jak katana nacina lekko twoją skórę a cieniutka stróżka krwi spływa powoli po twojej szyi.
—Nie jestem głupi — szepnął, zmieniając położenie drugiej ręki tak, że nawet palcem nie mogłaś ruszyć. — Teraz ta wojna leży po naszej stronie.
—Sądzisz, że nie ma tu shinobi lepszych ode mnie? — powiedziałaś głośno, jednocześnie starając się odsunąć od ostrza choć parę milimetrów. Twoje słowa zwróciły uwagę większości wojowników, w szczególności pozostałych oddziałów, które dopiero co do was dołączyły. — Jeśli tak, to się mylisz.
—Wskaż mi choć jedną osobę, która stanowi dla nas większe zagrożenie niż ty.
—Żebyś mógł tą osobę wyeliminować? Nie jestem idiotką, żeby zdradzać swoich towarzyszy. Uratuję ich, choćbyś miał mnie zabić.
Mogłabyś się przemienić, gdyby nie mocny chwyt Uchihy, który powykręcałby ci wtedy ręce. Zastanawiałaś się co zrobić, patrząc na przerażone w większości twarze shinobi.
—Obito! — zawołał starszy.
Były przyjaciel Kakashiego przerwał swoją walkę z członkami Akatsuki, po czym stanął przed wami i zaczął składać doskonale znane ci pieczęci.
—Katon: Gōkakyū no Jutsu!
W ostatniej chwili przed tobą pojawił się Namikaze, rozdzielił ciebie i Uchihę oraz przeniósł się z tobą w poprzednie miejsce.
—Kiedy...
—Już dawno — przerwał ci. — Nałożyłem ci pieczęć, po tym jak uwolniłaś nas od Edo Tensei.
—Wakarimashita.
—Daj, [T.I] — zaczęła Senju. — Uleczę ci ranę.
—Nie trzeba, Tsunade-sama — przyłożyłaś dłoń do szyi i wpuściłaś minimalną ilość czakry medycznej, by chociaż przestało krwawić. — Musi pani zachować siły na przypadki poważniejsze niż ja. Poradzę sobie jakoś.
W tym czasie za tobą pojawił się Obito, usiłując wbić w ciebie kunai, jednak zmusiłaś go do dematerializacji poprzez szybkie stworzenie ognistego rasengana. Następnie odskoczyłaś na bezpieczną odległość. Niestety nie zapobiegło to atakowi Madary, którego ostrze szybko zmierzało w twoim kierunku. Nie miałaś szans w tak krótkim czasie zrobić uniku, a i tak spodziewany cios nie nastąpił. Nad tobą stał Takeshi, blokując Madarę piękną, srebrno-złotą kataną.
—Nie możesz walczyć sama, [T.I] — powiedział, napierając bardziej na przeciwnika.
Ponownie walczyli wszyscy, którzy byli do tego zdolni. Naruto przewodniczył grupie stworzonej z większości shinobi i próbowali powstrzymać Dziesięcioogoniastego, zaś ty wraz z Takeshim oraz czwórką byłych Hokage chroniliście rannych towarzyszy i leczących ich medyków przed dwójką Uchiha.
Z każdą chwilą ty byłaś coraz słabsza, podczas gdy bestia cały czas rosła w siłę i przekształcała się. Przeciwnicy ewidentnie dążyli do tego, by wyeliminować ciebie i Takeshiego, co pooli niestety im się udawało, przynajmniej w twoim przypadku. Ciągłe ataki Madary uniemożliwiały ci jakiekolwiek wyprowadzenie ciosu. Skończyło się tym, że w pewnym momencie ledwo stałaś na nogach. Widząc to, były przyjaciel Pierwszego uśmiechnął się przebiegle, po czym podstępem złapał cię w genjutsu.
Siedziałaś przywiązana do krzesła. Nie widziałaś nic przez zawiązane opaską oczy. Nagle poczułaś na karku czyjąś dłoń, na co wzdrygnęłaś się lekko. Ktoś przejechał po twojej skórze tak delikatnie, że przeszły cię dreszcze. Nachylił się nad twoim ramieniem, a ty poczułaś jego długie włosy opadające na ciebie.
—Nie chcę cię zabijać — wyszeptał ci wprost co ucha. — Poddaj się, a dam ci wszystko, czego zapragniesz. Władza, spełnienie, bogactwo... Czego pragniesz? Dołącz do nas, a ci to dam.
Nie mogłaś wykrztusić ani słowa, dlatego jedynie zaprzeczyłaś ruchem głowy. Odsunął się od ciebie nagle, po czym zabrał materiał z twoich oczu. Pokazał ci się bez rinnegana i sharingana. Miał zwykłe, czarne oczy i patrzył na ciebie z lekkim uśmiechem.
—Uparta jesteś — wyciągnął swoją katanę, by przyłożyć ci ją do szyi. — Wiesz jak to może się skończyć. Przystań na moją propozycję, a oszczędzę ciebie i twoich przyjaciół...
Jaka by była wasza decyzja w tym miejscu? Dalej bronić przyjaciół? A może jednak przyłączyć się do Madary i Obito?
Dajcie znać, a ja lecę pisać dalej. Mata ne!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top