Rozdział 4 "Obietnica"

Obudziłaś się, jak zwykle, o szóstej. Przez chwilę wydawało ci się, że wszystkie wydarzenia jedynie ci się śniły i już chciałaś wołać swoją przyjaciółkę, kiedy poczułaś uścisk w talii. Spojrzałaś kogoś, z kim leżałaś, i przekonałaś się, iż to wszystko działo się na prawdę i już nigdy nie wplączesz palców w  srebrzystą sierść Tsuki.

Delikatnie wyślizgnęłaś się z uścisku Shikamaru i poszłaś do łazienki, gdzie wykonałaś poranną toaletę. Swoje [długość i kolor] włosy związałaś w wysoki kucyk, a grzywkę (jeśli masz) zostawiłaś prosto. Ubrałaś [kolor] koszulkę i [kolor] spodenki.

Zeszłaś na dół, gdzie zauważyłaś rozwalonego na kanapie Kakashiego. Zaśmiałaś się pod nosem i przeszłaś cicho do kuchni, by zrobić śniadanie.

Najpierw przygotowałaś ciasto na naleśniki i pozwoliłaś mu odpocząć. Wyciągnęłaś z lodówki słoiki z Nutellą i z dżemem, by trochę się ogrzały. Później wyciągnęłaś pierś z kurczaka, którą pokroiłaś w niewielką kostkę, podsmażyłaś i wyciągnęłaś na miseczkę. W dalszej kolejności zeszkliłaś posiekaną cebulkę i wymieszałaś z mięsem. Przyrządziłaś również sos koperkowy.

Kiedy miałaś już gotowe farsze, usmażyłaś naleśniki. Następnie zwinęłaś je i ułożyłaś na osobnych talerzach. Później zrobiłaś herbatę i ustawiłaś na stole w części jadalnej. 

Zostawiłaś śniadanie w kuchni i udałaś się na górę, by obudzić najpierw nastolatków. W pierwszej kolejności weszłaś do pokoju Asumy. Mężczyzna siedział już na łóżku i rozglądał się po pokoju.

—Ohayo, Asuma-sensei—powiedziałaś cicho.

—Ohayo, [T.I]—odparł mężczyzna z łagodnym uśmiechem.

—Skoro już Pan wstał, mogę mieć do Pana prośbę?

—Jasne, ale pod warunkiem, że przestaniesz mówić do mnie "pan"—rzekł, w dalszym ciągu nie zmieniając miny.

—Hai. Mógł... byś obudzić Naruto i senseia Kakashiego? Ja muszę obudzić Shikamaru i zrobić mu opatrunek, a jak będę robić wszystko sama to śniadanie wystygnie.

—Chętnie ci pomogę—zaoferował się, po czym wstał, by iść do wspomnianych przez ciebie towarzyszy.

—Arigatou gozaimasu—podziękowałaś i ruszyłaś do swojego pokoju po młodego Narę.

Usiadłaś na brzegu łóżka zastanawiając się, jak najlepiej będzie doprowadzić jego umysł do stanu używalności.

—Shika...—szepnęłaś, jednak nic to nie dało.

~Widocznie jak już mocno śpi to trudniej go obudzić... Chyba, że jeszcze nie spał, jak się zerwałam—pomyślałaś.

—Shikamaru—powiedziałaś nieco głośniej, potrząsając jego ramieniem.

Również to nie przyniosło nawet minimalnego skutku. Już miałaś krzyknąć mu do ucha jednak powstrzymałaś się. Nie jesteś aż tak okropna, by budzić kogoś w ten sposób. Noo... Chyba, że ten ktoś mocno cię wkurzy. Nachyliłaś się więc do ucha bruneta.

—Jak wstaniesz to dostaniesz buziaka—wyszeptałaś.

Na twoje nieszczęście, właśnie teraz Nara poruszył się, a po chwili otworzył oczy. Miałaś nadzieję, że nie słyszał twojej propozycji, gdyż wiedziałaś, jak bardzo to będzie dla ciebie krępujące, jednak szybko sam zainteresowany rozwiał twoje wątpliwości.

—To gdzie ten buziak?—zapytał zaspanym głosem.

—Oj, to był tylko sposób na pobudkę...—wyjaśniłaś szybko.

—W takim razie nie wstaję—przekręcił się ma drugi bok i zamknął oczy.

—A-ale śniadanie...—ręce opadły ci z bezsilności, a twój głos stał się jeszcze cichszy niż wcześniej.

—Już coś powiedziałem na ten temat—mruknął, zasłaniając się kocem.

—Shika... Proszę...—położyłaś dłoń na jego ramieniu, przyciągając go lekko do siebie.

—Ja proszę o jedną rzecz, którą z resztą mi obiecałaś na pewno mając nadzieję, że tego nie słyszę albo zapomnę...

—Nie odpuścisz, prawda?—zapytałaś zrezygnowana, zabierając rękę z jego ciała.

—Owszem, może jestem leniwy i dużo narzekam...—mówił sennie, dalej leżąc plecami do ciebie.—Ale jak mi coś obiecałaś to musisz spełnić obietnicę...

—Ehh... No dobrze... Wygrałeś...—westchnęłaś.

Brunet uśmiechnął się, co poznałaś po uniesionych policzkach. Uniósł się i odwrócił w twoją stronę. Rzeczywiście, na jego twarzy malował się zwycięski uśmiech. Zarumieniłaś się lekko, a skóra twarzy piekła, dając znać o aktualnym kolorze twoich policzków.

—Spokojnie, nie musisz w usta—spojrzenie chłopaka było łagodne, co lekko dodało ci śmiałości.

Schyliłaś się do brązowookiego, cmoknęłaś go w policzek i szybko odsunęłaś się, przy czym twój rumieniec pogłębił się znacznie.

—No już nie wstydź się, to tylko przyjacielski całus—zaśmiał się.—Chodź bliżej—nic nie mówiąc przybliżyłaś się.—Zamknij oczy-poprosił, a kiedy to zrobiłaś, poczułaś, jak Nara składa na twoim czole delikatny pocałunek.—Taki mały rewanż-wyjaśnił.

—A-arigatou—głos ci się łamał, mimo, że za żadne skarby świata nie chciałaś tego okazywać.

—Wiesz, że od teraz jesteś już na mnie skazana? Będę dla ciebie jak taki starszy brat.

—Najpierw, braciszku ty mój, nogę wylecz. Zaraz zrobię ci opatrunek, ale i tak przez kilka dni będziesz musiał chodzić o kulach—poinformowałaś go.

—No cóż... Pewnie gdyby nie ty, to nadal noga byłaby spuchnięta, więc... tak źle chyba nie jest, co?

—Jakoś okropnie nie jest, chyba że nie zalecisz się do porad i przeciążysz nogę. Wtedy to już tylko Tsunade-sama ci pomoże—zagroziłaś.

—To ja się lepiej ciebie posłucham.

—Słuszna decyzja... Siedź na razie zaraz wracam, idę przygotować kompres, a ty w tym czasie się przebierz, póki mnie nie będzie.

—Hai.

Tak, jak mówiłaś wyszłaś z pokoju i skierowałaś się do łazienki, gdzie namoczyłaś kawałek chustki, a z apteczki wyciągnęłaś maść pomagającą goić się ranie przy takich obrażeniach oraz bandaże i gazik. Następnie wróciłaś do pomieszczenia. Na twoje nieszczęście, weszłaś do środka akurat wtedy, kiedy chłopak ściągał koszulkę. Cała czerwona chciałaś się wycofać, jednak zatrzymał cię głos chuunina.

—Nie musisz wychodzić-głos bruneta był ciepły, jakby akurat się uśmiechał.—Chyba, że bardzo się wstydzisz...

—S-skoro ci to nie przeszkadza to zostanę—powiedziałaś, jąkając się lekko.

—Oj nie wstydź się, no. Znając życie, podczas tego treningu któryś z nas się zrani w tors, jak to zawsze bywa, a tylko ty tutaj umiesz opatrywać rany—oczywiście wiedziałaś, że chłopak ściemnia, bo shinobi wielokrotnie opatrywali rany, jednak zrobiło ci się cieplej na sercu, kiedy zrozumiałaś, jak bardzo chce, byś się rozluźniła.

—Masz rację—odparłaś już nieco odważniej.

—Tak lepiej—uśmiechnął się nieznacznie, na co mu odpowiedziałaś.

Ubrał koszulkę, a ty zabrałaś się za jego ranę. Przemyłaś urażony staw skokowy wilgotną chustką. Zauważyłaś na twarzy Shikamaru grymas bólu, jednak nie wydał z siebie żadnego odgłosu. Następnie nałożyłaś na gazik trochę maści i chwilę ogrzewałaś ją swoim oddechem. Delikatnie przyłożyłaś opatrunek do kostki przyjaciela. Wzięłaś do ręki bandaż i owijałaś uraz usztywniając go. W dalszej kolejności powtórzyłaś czynność, używając tym bandaża elastycznego. Odnalazłaś też swoją opaskę i nałożyłaś tak, by mieć pewność, że opatrunek będzie się trzymać.

—Skończyłam, jeszcze tylko wyjmę z szafy kule.

—Ty tu wszystko masz czy jak?

—Można powiedzieć, że często mi się przydają takie rzeczy.

—Wakarimashita

Kiedy już dostałaś się do poszukiwanych rzeczy, dostosowałaś je do wzrostu chłopaka i podałaś mu je.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top