Rozdział 38 "Papier"
UWAGA! Sytuacja z początku rozdziału MOCNO inspirowana wpisem w śmiesznych sytuacjach, które kiedyś czytałam. Nie pamiętam jednak, czyje to było, gdyż już jakiś czas temu to znalazłam i mi się przypomniało jak szukałam pomysłu.
Od twojego przybycia do kryjówki akatsuki minęło już pięć dni. Nie spodziewałaś się tego, co się stało, ale rozchorowałaś się nie na żarty. Hidan na prawdę lubił cię wkurzać, więc gdy siedziałaś w pokoju dziennym, a on miał zawołać Deidarę do Paina, wykorzystał to bez mrugnięcia okiem.
—Deidaaaraa! — wrzasnął, będąc na progu pomieszczenia.
—Wyjdź stąd albo oberwiesz w dupę butelką! — zawołałaś cicho, po czym złapałaś się za głowę.
—Deeeeiidaaaaaraaaaa! — tym razem jego głos był bardziej piskliwy, przez co aż zacisnęłaś szczęki. Zaczęłaś szukać wspomnianej butelki, jednak jej nie znalazłaś, więc oberwał rolką papieru. — Ała, kurwa! — Spojrzał na stolik przed tobą i uśmiechnął się triumfalnie. Po chwili zorientowałaś się, że rzuciłaś w niego ostatnią rolką. Zabrał papier z podłogi i odwrócił się. — Teraz se będziesz w gacie smarkać!
—Oddawaj to! — rzuciłaś w niego pluszakiem podpierdzielonym z pokoju Deidary.
—AŁA!
—ODDAWAJ! — wstałaś z łóżka i poszłaś w jego stronę. On jednak pobiegł do łazienki i zamknął drzwi na klucz. — Oddaj ten papier! — waliłaś w drzwi, lecz to nie pomagało.
—Lekarza! — krzyknął.
—Ta, kurwa, psychiatry.
—Tak, dla ciebie!
—Sorry, Hidan, ale to nie ja spierdalam z papierem do łazienki przed szesnastolatką, będąc ninja rangi S!
Całe wasze krzyki przyciągnęły Itachiego i Kisame. Spojrzeli na ciebie jak na idiotkę, po czym przypomnieli sobie, że kłóciłaś się z Hidanem.
—Co wy wyprawiacie? — zapytał Uchiha.
—Spierdolił mi z papierem — wyjaśniłaś z zatkanym nosem.
—Ratujcie mnie od tej wariatki! — krzyknął siwowłosy.
—Sam się ratuj i oddaj mi papier — warknęłaś.
Cała sytuacja skończyła się tak, że Kisame śmiał się dziesięć minut z waszej kłótni o rolkę papieru, zaś Itachi odesłał cię do łóżka i po chwili przyniósł skradziony papier. Podziękowałaś mu, po czym usnęłaś, by szybciej się wyleczyć.
Tydzień, jaki miałaś spędzić z chłopakami minął ci bardzo szybko. Pierwsze kilka dni intensywnie trenowałaś z mistrzami wśród ninja, a resztę praktycznie przespałaś, pomijając głupią kłótnię z Hidanem.
Wracaliście z Takeshim pieszo, gdyż choroba na tyle cię wykończyła, że nie mogłaś użyć Hirashinu, a bardzo stęskniłaś się za przyjaciółmi i rodziną. No i chciałaś odpocząć wreszcie od Jashinisty i Deidary. Niespodziewanie przed wami pojawiła się dwójka shinobi. Jednak nie byle jakich. Byli to Orochimaru i Kabuto. Pierwszy uśmiechnął się przebiegle, widząc, że jesteś osłabiona.
—Kogóż my tu mamy? — zapytał sannin. — Czyż to nie jest sławna dziewczyna znająca przyszłość?
—Wal się, Orochimaru — chciałaś go ominąć, jednak drogę zastąpił ci Yakushi. — Czego ode mnie chcecie?
—Jedynie paru szczegółów. Zdradź nam tajemnice ukrytych wiosek, a my puścimy was wolno — był zbyt pewny siebie, jednak nie znał waszych możliwości.
—Nawet jeśli, to co za to będę miała? — postanowiłaś się chwilę zabawić.
—Mogę cię wyszkolić, będziesz niepokonana — zaoferował mężczyzna.
—Kuszące, ale podziękuję — uśmiechnęłaś się lekceważąco, po czym zwyczajnie ruszyłaś dalej. — Idziemy, Takeshi. Nie będziemy na nich tracić czasu.
—Mi się nie odmawia — syknął niczym wąż.
—Nawet, jeśli bym chciała — zaczęłaś. — To pozmieniałam już tak dużo, że wiadomości, jakie posiadam są już dawno nieaktualne...
—Ty mała...
Kabuto zaszarżował na ciebie. Zdołał dotknąć swoim skalpelem z czakry twojego ramienia. Podcięłaś mu nogi i odeszłaś, zostawiając zszokowanych przeciwników samych sobie. Kiedy odeszliście dostatecznie daleko, wyleczyłaś sobie przecięty mięsień, po czym ruszyliście dalej.
Dwa dni później dotarliście w końcu do bramy wejściowej Konohy. Uśmiechnęłaś się na widok dwójki chuuninów na straży.
—Izumo! Kotetsu! Ohayo! — zawołałaś, gdy byliście dostatecznie blisko.
—[T.I]-chan! — uwielbiałaś mieszankę ich głosów.
Kiedy tylko podeszłaś, od razu zostałaś przytulona przez szatyna z bandażem na nosie. Wtuliłaś się z ulgą, rozluźniając się. Uśmiechnęłaś się szeroko i po chwili odsunęłaś się, by objąć również drugiego chłopaka.
—I jak tam? — zapytał Hagane w kierunku Takeshiego. — Opanowała wilka?
—Kilka razy ją z chłopakami kontrolowaliśmy przy treningu. Na razie nie straciła nad sobą panowania — przerwał na chwilę, przypominając coś sobie. — Żałujcie, że nie widzieliście miny Deidary, kiedy przy pierwszej próbie przemiany się na nich rzuciła. Chłopak będzie miał traumę do końca życia — zaśmiał się.
—Deidara? Ten blondyn z Akatsuki? — widziałaś totalne zdziwienie u obu.
—Nie słyszeliście, że dzięki [T.I] cała organizacja jest teraz sojusznikiem Konohy?
—A-ale jak?
—Pomogła im pozbyć się zdrajcy, który po kryjomu ich wykorzystywał do własnych korzyści — wyjaśnił. — W zamian obiecali pomóc w ewentualnych walkach oraz pomogli nam opanować jej umiejętność.
—Jesteś niesamowita — zwrócił się do ciebie brunet.
Uśmiechnęłaś się tylko, po czym pożegnaliście się i ruszyliście do gabinetu Hokage. Przechodziliście główną ulicą, która była odbudowywana po ataku Paina. Zobaczyłaś jeden całkowicie zniszczony dom, którym zajmowała się jedynie dwójka starszych ludzi. Postanowiłaś im pomóc, więc podeszłaś do nich, a za tobą Takeshi w ludzkiej postaci.
—Dzień dobry — powiedziałaś. — Mogę pomóc w odbudowie?
—Och, dzień dobry — powiedziała słabo kobieta, odgarniając siwy kosmyk z pomarszczonego czoła. — Jesteś tą dziewczyną, która stworzyła nam tak potężnych sojuszników?
—No... tak — podrapałaś się po karku. — Odbudować państwu dom?
—Jeśli byś mogła — uśmiechnął się słabo staruszek.
Złożyłaś pieczęci i spojrzałaś na ruiny poprzedniego budynku.
—Mokuton: Shichūka no Jutsu*!
Przed wami pojawił się niewielki, ale przestronny domek idealny dla dwóch osób. Praktycznie cały był z drewna, a jego dach opadał na dwie strony.
—Bardzo dziękujemy — powiedziała kobieta.
—Nie ma za co... Proszę wejść do środka... I powiedzieć, czy jest... Dobrze... — powiedziałaś, dysząc lekko z wyczerpania.
—[T.I], pamiętaj, że nie możesz się jeszcze przemęczać — wtrącił Takeshi, obserwując twoje trzęsące się ręce.
—Jest dobrze, Take — rzuciłaś, obserwując wychodzące z domu małżeństwo.
—Jest wspaniały — powiedział mężczyzna ze łzami w oczach. — Jak możemy ci się odwdzięczyć?
—Nie muszą państwo. To była przyjemność — uśmiechnęłaś się słabo.
—Dziękujemy.
Poszliście dalej, by w końcu spotkać się z Tsunade. W końcu dotarliście. Zapukałaś, a po chwili usłyszeliście donośne "Wejść!". Posłusznie weszliście do środka i stanęliście przed głową wioski.
—Och, jesteście wreszcie! — zawołała. — I jak poszło?
—Udało się — było ci ciepło na sercu, widząc uśmiech blondynki na wasz widok. — Warto mieć Akatsuki po swojej stronie.
—Dlaczego oni, Takeshi? Skoro potrzebowaliście pomocy, nie trzeba było poprosić naszych jouninów?
—Nie myślałem, że sam nie dam jej rady — wyjaśnił szczerze. — W razie takich właśnie problemów poszliśmy w okolicę ich kryjówki, choć myślałem też o Kazekage i jego piasku. Jednak kiedy sami się zaoferowali, nie miałem serca im odmawiać. Tym bardziej, że Itachi ją opierdolił, kiedy chciała się poddać.
—Uchiha pomagał? Kto jeszcze? — wyraźnie zaciekawiła się całą tą sprawą.
—Pain, Deidara z wioski kamienia oraz Hidan, z którym walczyliśmy jakiś czas temu — tym razem odezwałaś się ty.
—No dobrze, cieszę się, że wróciliście do domu — powiedziała, wychodząc zza biurka i opierając się o nie biodrami. Założyła ręce na klatce piersiowej. — A propos Akatsuki...
*******
*Mokuton: Shichūka no Jutsu — Wysyłając czakrę do ziemi użytkownik konwertuje korzenie do surowych materiałów. Następnie, powodując gwałtowny wzrost, tworzy dom, którego kształt i rozmiar pochodzi z wyobraźni lub wspomnień użytkownika.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top