Rozdział 32 "Pain"
Znieruchomiał. Widziałaś w jego niemal całkowicie czarnych oczach wyraźne niedowierzanie. Analizował przez chwilę twoje słowa, po czym w ułamku sekundy pokonał dzielącą was przestrzeń, by przyszpilić cię do drzewa i zacisnąć dłoń na twoim gardle.
—Co wie? — zapytał cicho, lecz ton, jakim wypowiedział te dwa krótkie słowa sprawił, iż przeszły cię ciarki.
Chwyciłaś nadgarstek mężczyzny, by choć trochę ułatwić sobie oddychanie. Mimo przegranej chwilowo pozycji spojrzałaś odważnie w jego oczy, by po chwili spróbować się odezwać.
—Wszyst...ko... Zna... prawdę... Ja ci... chciałam... pomóc... — coraz ciężej ci się oddychało, mimo to dalej mówiłaś. — Nie... musicie tak... cierpieć... Obaj...
Zabrał rękę z twojej szyi, lecz w dalszym ciągu nie mogłaś się ruszyć. Przyglądał ci się uważnie. Wiedziałaś, że Kakashi i Sasuke was obserwują i lada chwila wkroczą do walki. Równie dobrze mogłaś użyć Latającego Boga Piorunów, jednak w razie braku porozumienia między tobą, a starszym Uchihą za bardzo by to odsłoniło twoje możliwości. Chciałaś, by myślał, że jesteś jak każdy inny Nara - dość przeciętna w walce.
Mimo znajomości potęgi chłopaka - nie bałaś się. Odzyskując powoli możliwość ruchu utraconą po odcięciu dopływu powietrza, podnosiłaś powoli rękę, co spotkało się z natychmiastową reakcją Itachiego. Złapał cię za nadgarstek, byś nie mogła nic zrobić.
—Spokojnie, nie jestem z klanu Yamanaka, żeby cię przesłuchiwać — powiedziałaś spokojnie, choć byłaś lekko urażona. — Chcę ci pokazać co byłoby, gdyby Sasuke nie dowiedział się prawdy... Proszę, pozwól mi zmienić przyszłość, Itachi-san.
Choć w jego oczach lśnił sharingan, doskonale widziałaś, jak bije się z myślami. Patrzył na ciebie niepewnie, aż w końcu puścił twoją rękę.
—Jeśli spróbujesz kombinować, nie przeżyjesz spotkania ze mną — zagroził.
Potaknęłaś cicho, po czym dotknęłaś jego czoła jedynie opuszkami palców. Wybrałaś odpowiednie wspomnienia i przesłałaś je do umysłu Uchihy. Czekałaś kilka minut, podczas gdy on oglądał przyszłość zależną od jego młodszego brata. Kiedy wybrane przez ciebie obrazy skończyły się, spojrzał na ciebie, jakby nie chciał cię już zabić. Dość szybko, ale nie agresywnie postawił cię na ziemi, po czym odsunął się na krok.
—Wybacz mi, [T.I]-san, proszę... Masz rację, dobrze zrobiłaś, wyjaśniając mu powody wymordowania klanu Uchiha.
—Rozumiem twoją reakcję. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że uda mi się obronić tylko wspomnieniami. Myślałam, że zanim uda mi sie to tobie wyjaśnić, zdążą tu wkroczyć chłopaki...
Spojrzał na ciebie zaskoczony, a ty jedynie zawołałaś towarzyszy wysyłając im myślową wiadomość. Pojawili się obok ciebie niemal od razu, co wprawiło w osłupienie Łasicę.
—S-Sasuke...
—Witaj, bracie.
—Mam dla ciebie propozycję, Itachi-san — zaczęłaś, kiedy rodzeństwo się już przywitało. — Przyłącz się do nas i pomóż przekonać pozostałych członków Akatsuki do przejścia na naszą stronę.
Czułaś wręcz szok Kakashiego i wiedziałaś, że przy najbliższej okazji dostaniesz porządny opierdol za ukrywanie tak ważnego faktu jak chęć przekabacenia najgroźniejszych przestępców świata shinobi. Starałaś się jednak teraz tym nie przejmować, gdyż aktualnie stałaś jak wryta po szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi chłopaka.
—Zgoda, skoro mój brat mnie już nie nienawidzi, ja mogę spokojnie wrócić do domu. O ile mieszkańcy mi na to pozwolą.
—Nie bój żaby, Itachi — mruknęłaś, podchodząc bliżej. — Teraz musimy zająć się resztą Akatsuki.
—Kogo teraz, [T.I]? — zapytał Hatake.
—Myślę, że najłatwiej z pozostałych będzie przekonać Deidarę... — powiedziałaś to sama do siebie, choć nie miałaś nic przeciwko, by pozostali również to usłyszeli.
Między wami pojawiła się chmura dymu, a w niej Takeshi w wilczej postaci. Spojrzał zaskoczony na Itachiego, ale zaraz odwrócił łeb w twoją stronę.
—[T.I], mamy problem —rzekł, patrząc ci uważnie w oczy. — Pain rozpoczął atak na Konohę.
—Już?! Przecież do tego zostało jeszcze mnóstwo czasu!
—Jak widać, nie tylko twoje działania zmieniają tu przyszłość, ale twoja obecność również, [T.I]...
Przywołałaś klony z powrotem, po czym przeniosłaś całą waszą piątkę na obrzeża wioski liścia. Ruszyłaś pędem przed siebie, a twoi towarzysze tuż obok. Po chwili zauważyłaś rudowłosego, ale nie byle jakiego. Szukałaś Tendo.
—Pain! — krzyknęłaś, będąc dostatecznie blisko. — Przestań, natychmiast!
Spojrzał na ciebie, zapewne zaskoczony twoimi słowami. Nie pokazywał jednak tego, cały czas zachowując spokój. Odwrócił się w twoją stronę i ujrzał stojących po twojej prawej członków klanu Uchiha oraz Kakashiego i Takeshiego znajdujących się po lewej.
—A może... — udałaś, że się zastanawiasz. — Może powinnam powiedzieć Nagato? I zamiast stać przy tobie, iść do oryginału?
—Nie wiem, o czym mówisz, dziewczyno — rzucił wściekłe spojrzenie na byłego podwładnego. — Itachi, zdrajco...
—Nie czepiaj się go... To ja przyszłam z tobą rozmawiać, a Itachi stoi tu przeze mnie.
Nie usłyszałaś odpowiedzi, zamiast tego zobaczyłaś coś, czego zobaczyć nie chciałaś. Błyskawicznie złożyłaś pieczęci i ukryłaś was za solidną ścianą wzmocnioną czakrą Hisoki. Ledwo zdołałaś utrzymać technikę na tyle, by żadne z was nie dostało odepchniętymi przez Paina odłamkami. Kazałaś chłopakom zostać na miejscu, podczas gdy ty podeszłaś bliżej ścieżki.
—Nie musisz niszczyć Konohy. Daj spokój, proszę. Tym nie osiągniesz pokoju, Nagato...
Zostałaś jedynie przyciągnięta, by ponownie tego dnia mieć odcięty dopływ powietrza. Chwyciłaś rudowłosego za nadgarstek i poruszyłaś nogami, wisząc kilkanaście centymetrów nad ziemią.
—Nie masz racji. Na tym przeklętym świecie nie da się już w ogóle uzyskać pokoju. Dlatego to wszystko trzeba zniszczyć, by stworzyć go od nowa.
Czułaś, że jeśli potrwa to dłużej, zaraz zemdlejesz z braku powietrza. Włączyłaś Kin'iro no me, po czym próbowałaś się wyrwać, a kiedy ci się to nie udało, przeniosłaś się kilkanaście metrów od Tendo.
Kaszlnęłaś kilka razy, jednak mimo kilku prób, nie miałaś możliwości powiedzieć ani słowa, dlatego bez przeciągania złożyłaś odpowiednie pieczęci i strzeliłaś do chłopaka prostym Hosenka no Jutsu. Bez problemu jednak to ominął, choć nie wyczuwałaś w pobliżu żadnej z pozostałych ścieżek.
W ten sposób zaczęła się walka, która mimo wielu starań, stale była po stronie Paina. Co chwilę używałaś ninjutsu, kilka razy próbowałaś złapać go w genjutsu, lecz nic to nie dawało. W końcu przyciągnął cię, ponownie złapał za gardło i, biorąc zamach, wbił cię w ziemię. Zakrztusiłaś się krwią, czując złamane żebro.
—Jesteś słaba. Nie pokonasz mnie, nie ważne, ile będziesz próbować — rzekł, dalej zaciskając dłoń na twojej krtani. — Jestem bogiem, nie masz możliwości nic zrobić. Jesteś tylko beznadziejną kunoichi, której los wmówił, że jest niezwykła.
Nie chciałaś się do tego przyznać, ale jego słowa cię zabolały. Mimo to nie robiłaś nic. Po raz pierwszy czułaś się tak bezsilna. Wiedziałaś, że jeżeli zaraz nie stanie się cud, zginiesz już za moment.
Wtem coś odepchnęło Paina na kilkanaście metrów. Przed tobą zafalowały na lekkim wietrze dwa płaszcze.
Witam! Jak się dosiadłam tak napisałam praktycznie cały naraz hehe... Dajcie znać, co myślicie. Jestem ciekawa czy zgadniecie, kto przyszedł nam na ratunek ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top