Rozdział 2 "Strata"

[T.I]-twoje imię
************************************

Żadnego "ale", [T.I]. Nie mam już dużo czasu... A muszę ci o czymś powiedzieć—przerwała ci—Zapewne pamiętasz, jak 10 lat temu znalazłaś mnie z rodzicami w tym lesie... To nie był przypadek... Od początku wiedziałam, co i dlaczego ma się stać... Wielu rzeczy jeszcze wtedy nie rozumiałam... Jak to szczeniak...—przerwała na chwilę, by złapać oddech—Dlatego właśnie nauczyłam cię japońskiego, byś mogła obejrzeć anime w oryginale... Wasze spotkanie było z góry przewidziane... A to, że nic mi nie pomoże... Powiedziano mi, że umrę tego samego dnia, gdy opiekę nad tobą przejmą Kakashi, Asuma, Naruto i Shikamaru... Zawsze zastanawiałam się... Dlaczego to akurat oni się tobą zaopiekują... Teraz już wiem... Świetnie się z nimi dogadasz... Jesteś odważna jak Asuma... Zawzięta jak Naruto... Spokojna jak Kakashi... Oraz inteligentna... Prawie tak samo jak Shikamaru... Nie musiałam robić ci żadnego testu, gdyż to wyczuwam...

—Nie prawda—przerwałaś jej.—Nie jestem inteligentna... Nie potrafię ci nawet pomóc...

—Właśnie w tym rzecz... To twoja słabość... Kiedy panikujesz... przestajesz logicznie myśleć... i często pakujesz się w kłopoty... Może oni nauczą cię to opanować... Starałam się, byś była silna... Psychicznie i fizycznie... Nie chciałam, by powtórzyło się to, co było po śmierci twoich rodziców...

—N-nie mów tak... Na pewno da się coś zrobić...

—[T.I]—powiedziała ostro-opanuj się... i wysłuchaj mnie... Do końca... Chciałabym przekazać ci... Opiekę nad moją... Watahą... Beze mnie teraz będzie w niej... Ósemka wilków... Kiedy będziesz chciała ich przyzwać... Wykonaj technikę Przyzwania... Jako nowa Alfa... Otrzymujesz zdolność manipulowania umysłem...-przerwała-Mam do ciebie... Prośbę... Ostatnią... Zapomnij o... Mnie... Żyj, jakby nigdy... Mnie nie było... I wygraj z... Shikamaru w shogi...

—Jak możesz myśleć teraz o grze... Tsuki, nie mogę o tobie zapomnieć...

—Musisz... Inaczej... Wiecznie będziesz... Miała... Dziurę w sercu... Mam nadzieję, że... Spełnisz swoje marzenie... O miłości... I wiedz jedno... Zawsze byłam... Z... Ciebie... Dumna...

Powieki wilczycy zamknęły się... Wplotłaś dłonie w gęste, srebrzyste futro, oczekując jakiegokolwiek ruchu ze strony zwierzęcia. Z niecierpliwością czekałaś, aż jej oczy otworzą się ponownie, jednak to nie nastąpiło. Sprawdziłaś, czy serce nadal bije, jednak nic nie usłyszałaś.

Spojrzałaś na swoje dłonie umazane w krwi Tsuki. Otarłaś łzy i wstałaś. Ugryzłaś się w palec, powodując skaleczenie. Następnie złożyłaś odpowiednie pieczęci i przyłożyłaś dłoń do ziemi. Pojawiły się kłęby dymu, a razem z nim cała wataha.

—M-musicie pożegnać się z Tsuki—powiedziałaś w kierunku wilków ze łzami spływającymi po policzkach.

—Arigatou, [T.I]-sama. Możesz iść do domu. My się zajmiemy resztą—odpowiedział wilk o sierści w kolorze gorzkiej czekolady.

—Hai—odparłaś i odwróciłaś się z powrotem do martwego ciała twojej przyjaciółki—Sayonara, Tsuki. Byłaś wspaniałą przyjaciółką.

Ponownie zwróciłaś się twarzą do Konoszan.

—Zapraszam was do mojego domu... Odpoczniecie i zjecie coś...—chciałaś już ruszyć, kiedy sobie przypomniałaś o urazie bruneta—Jakbyście mogli pomóc Shikamaru... Nie może przeciążać prawej nogi...

Nie patrząc na nic ruszyłaś do domu, prowadząc za sobą shinobi.

Po kilkunastu minutach siedzieli już w salonie, a ty przygotowywałaś zimny okład dla Nary. Z gotowym kompresem powędrowałaś do pomieszczenia, w którym znajdowali się twoi goście.

Usiadłaś na podłodze tak, by móc trzymać opatrunek na kostce chłopaka. Podwinęłaś materiał butów i spodni i przyłożyłaś namoczoną chustkę. Brunet syknął z bólu, ale ty uparcie trzymałaś kompres przy obrzękniętym stawie.

—[T.I]... Czy... Wyjaśnisz nam... O co chodziło z tym anime?—odezwał się Uzumaki. 

—Jest to nasz animowany serial... Głównym bohaterem jesteś ty, Naruto—odparłaś smutno.

—J-jak to?

—To Tsuki pokazała mi mangę, na podstawie której stworzono anime. Wtedy jeszcze nie pokazywała, że umie mówić i zwinęła ze sklepu jeden tom.

—Zatem...—zaczął Kakashi.

—Znam przeszłość, przyszłość... Sądząc po waszym wieku... Niedawno rozpoczęły się ataki Akatsuki, mam rację?

—Zgadza się—odpowiedział Kakashi

—Czy odbyła się walka z Kakuzu i Hidanem?

~Ale ja jestem głupia, jasne, że nie. Przecież Asuma tu siedzi—skarciłaś się w myślach.

—Nie, jeszcze nie. Jeśli ci to nie przeszkadza, jutro zaczniesz trening—poinformował cię Kopiujący Ninja, jakby zastanawiając się nad twoimi słowami.

—Hai, ale... Nie powinniście być teraz w Konoha-gakure i ją wspierać?

—Masz rację, jednak przysłała nas tu Hokage-sama.

—Pieczęć, która nas tu trzyma jest skonstruowana tak, że kiedy tu minie tydzień, tam będzie to zaledwie 5 minut—dodał Nara.

Wakarimashita (Rozumiem)—powiedziałaś.—Jesteście głodni?

—Taaak!—wrzasnął blondyn—Ramen! Masz ramen?

—Nie mam, a zanim ugotuję to padniecie z głodu—zaśmiałaś się.

—A taki w proszku?

—Takiego nie jadam, jest niezdrowy—wyjaśniłaś.—Co powiecie na grilla?

—Czy aby przed chwilą nie mówiłaś, że nie jadasz nic niezdrowego?—zapytał Shikamaru unosząc jedną brew, zapewne rozbawiony rozmową.

—Tłuszcz i chemia to dwie różne sprawy... Z resztą nie ważne, idę rozpalić ogień—wstałaś zostawiając wilgotny jeszcze okład na stawie skokowym Nary.

Wyszłaś na taras i skierowałaś się do składziku. Stamtąd wzięłaś metalowy grill, rozpałkę oraz węgiel i wyniosłaś na dwór. Wsypałaś czarne granulki i wrzuciłaś trochę rozpałki. Próbowałaś to rozpalić, ale jak na złość przez 10 minut stałaś i rzucałaś w stronę niepowodzenia coraz nowsze przekleństwa. Po tym czasie wkurzona weszłaś z powrotem do domu.

—Nie pytajcie—rzuciłaś w stronę gości, przechodząc przez salon.

Skierowałaś się do swojego pokoju. Tam odszukałaś kartkę papieru i udałaś się z powrotem na dół, gdzie przechodząc obok Konoszan, wysłałaś im przepraszający uśmiech.

Ponownie męczyłaś się z rozpaleniem ognia. Kartka kończyła ci się, z resztą tak samo jak cierpliwość.

Zamknęłaś oczy i przeanalizowałaś wszystko, co wiesz o ogniu.

~Wiatr wzmacnia płomienie—przeszło ci przez myśli

Uchyliłaś błyskawicznie powieki i weszłaś do składziku. Wzięłaś stamtąd płytę wiórową wielkości kartki A4 i powróciłaś na swoje miejsce.

Tym razem podpaliłaś papier, delikatnie dmuchnęłaś podjudzając płomienie i powoli położyłaś na węglu w pobliżu rozpałki, która leniwie zajęła się ogniem. Zadowolona machałaś lekko płytką, dodając płomieniom siły.

Z emocji, jakie targały tobą od kilkunastu minut, nie zauważyłaś ciemnych chmur ma niebie, z których lunęło, doszczętnie niszcząc twoją pracę.

Wku**iona do granic możliwości wróciłaś do domu, przeklinając w duchu pogodę.

Bez słowa weszłaś do łazienki, gdzie zdjęłaś ubrania, wytarłaś się, założyłaś suche ubrania i z wilgotną szopą na głowie skierowałaś się do salonu. Tam usiadłaś między Naruto i Shikamaru.

—Przepraszam—powiedziałaś zamykając oczy.

—Przecież nic się nie stało—rzekł Sarutobi.

—To nie twoja wina, że zaczęło padać—dodał Hatake.

—J-ja nie wiem, co się ze mną dzieje... Zwykle się śmiałam z takiego czegoś, a teraz... Ehh... Nie mogę uwierzyć, że Tsuki już nigdy nie będzie biegła obok mnie...

—[T.I], spójrz na mnie...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top