Rozdział 12 "Portal"

Po tym, jak w końcu przebrałaś się w czyste ubrania, wyprowadziłaś Konoszan poza dom. Szłaś na czele pochodu. Po twojej lewej, lekko z tyłu szedł Shikamaru. Za nim podążali Kurenai i Asuma. Kawałek dalej Naruto, Kakashi i Iruka, a na końcu Yamato, Gai i Jiraiya. Tym razem wybrałaś drogę przy ogrodzeniu pastwiska. Krótko po tym, jak dotknęłaś płotu, na horyzoncie pojawił się twój wierzchowiec. Przygalopował do ciebie i wystawił w twoją stronę łeb. Przystanęłaś i pogłaskałaś go po pysku.

—Witaj, Sabaku—powiedziałaś cicho.—Wybacz, ale na razie nie potrenujemy.

Ogier prychnął, na co zaśmiałaś się krótko.

—Może potem, a najwyżej jutro, dobrze?—zapytałaś pupila.

Koń zarżał, obrzucił twoich kompanów nieufnym spojrzeniem i oddalił się do reszty stada.

—Jeździsz konno?—zapytał Shika.

—Kiedyś jeździłam codziennie—oświadczyłaś patrząc na oddalającą się sylwetkę zwierzęcia.—Czasem startowałam w zawodach. Ale teraz jeżdżę znacznie rzadziej.

—Pokaż nam jak jeździsz, dattebayo!

—Może później—westchnęłaś.

Dalszą drogę przebyliście w ciszy. Wchodząc do budynku spojrzałaś na shinobi, którzy rozglądali się po otoczeniu. Zatrzymałaś się na końcu przedpokoju, tak by wszyscy się w nim zmieścili.

—Na tym piętrze znajdują się salon, kuchnia z jadalnią i dwie sypialnie. Tutaj jest łazienka—powiedziałaś wskazując na drzwi obok was.—Piętra wyżej mają taki sam układ. Są tam po cztery, nieco większe pokoje i po jednej łazience. W każdym pokoju jest łóżko, szafa i biurko.

—Dlaczego jesteś taka oficjalna?—zapytał Asuma.

—N-nie jestem oficjalna—twój głos załamał się.

—Przecież widzimy, że zachowujesz się inaczej—rzekł Hatake.

—Ja... To nic takiego...—wyszeptałaś spuszczając głowę.

—[T.I]...—szepnął Nara podchodząc bliżej.—Przecież wiesz, że możesz nam powiedzieć.

—Wspomnienia—rzuciłaś.

—Nie będziemy naciskać—powiedział Naruto, takim tonem, jakby cię rozumiał. Jego oczy dodatkowo cię w tym upewniły.

—Jeśli nie chcesz, to nie mów—oświadczyła Yūhi.

—Opowiem wam, kiedy będę na to gotowa. Jeśli chcecie, wybierzcie sobie pokoje. Jest po jednym dla każdego—mówiąc to wyruszyłaś w kierunku swojej starej sypialni i rzuciłaś się na wygodne łóżko.

Po dziesięciu minutach patrzenia w sufit stwierdziłaś, że pokoje już powinny być wybrane. Wstałaś i wygrzebałaś z szafy stare, plastikowe tabliczki, w które wsunęłaś karteczki z napisanymi przez ciebie imionami i od razu powiesiłaś na drzwiach tą, ze swoim, a resztę wzięłaś w ręce i udałaś się na "podchody". Udałaś się do drugiej sypialni na tym piętrze, gdzie znalazłaś Shikamaru.

—Hej, [T.I]—odezwał się, nie patrząc nawet w twoją stronę.

—Hej, Shika. Przyszłam tylko zobaczyć, kto gdzie wybrał pokój.

—Nie ma sprawy—rzekł patrząc w sufit.

Następnie poszłaś na dalsze piętra. Na pierwszym pokoje wybrali Asuma, Kurenai, Naruto i Kakashi. Oznaczało to tyle, że na samą górę udałaś się z tabliczkami dla Iruki, Jiraiya'i, Gai'a i Yamato. Po skończonym zadaniu wróciłaś do pokoju, położyłaś się do łóżka i odpłynęłaś do krainy Morfeusza. Obudziło cię szturchanie w rękę, które z każdą chwilą nasilało się. Udawałaś jednak, że tego nie czujesz.

—[T.I]-chan, obudź się, dattebayo!—krzyknął Uzumaki.

—Ehh...—westchnęłaś, poddając się.—Co jest, Naruto?

—Chodź coś zobaczyć!

—Nigdzie nie idę, chcę spać—mruknęłaś, ponownie zamykając oczy.

—Nie śpij!

—Idź sobie—chłopak nic nie odpowiedział. Pomyślałaś więc, że sobie opuścił. Byłaś jednak w ogromnym błędzie, bowiem blondyn chwycił cię w pasie i zarzucił sobie na ramię.—N-Naruto!

Nic nie mówiąc wybiegł z domu prosto w ulewę i skierował się w stronę lasu.

—Baka, Naruto! Postaw mnie!—chciałaś krzyczeć dalej, ale uciszyłaś się, kiedy dotarliście do reszty shinobi, a ty bezceremonialnie wylądowałaś na mokrej ziemi (sorki 😂😂😂 musiałam).—Mógłbyś być delikatniejszy.

Zauważyłaś, że wszyscy wpatrują się w jeden punkt z mieszanką zaskoczenia, niepokoju i zainteresowania, no może poza Narą, bo on miał to gdzieś. Również ty spojrzałaś w tamtym kierunku i ujrzałaś czerwony portal.

—C-co to jest?—zapytałaś.

—To jest portal—odparł Jiraiya, jakbyś była najgłupszą osobą w zgromadzonej grupie.

—Tyle to się domyślam, ale dlaczego jest czerwony?

—Nie został wezwany. Otworzył się sam—wyjaśnił Yamato.

—Czyli, jeżeli dobrze myślę, nie wiadomo kto albo co z niego wypadnie?

—Zgadza się—odparł Umino.

Wpatrywałaś się w wir w milczeniu. Po kilku minutach, kiedy byłaś już doszczętnie mokra, wypadła z niego jakaś postać. Nieświadomie zebrałaś w oczach czakrę, uaktywniając Kin'iro no me. Zaczęłaś widzieć wyraźniej i po kilku sekundach rozpoznałaś 16-letniego, czerwonowłosego shinobi Suny, który właśnie usiłował stworzyć tarczę z piasku.

—K-Kazekage-sama—wydusiłaś, a towarzysze spojrzeli na ciebie zaskoczeni, co pogłębiło się, kiedy ujrzeli zmianę w twoich oczach.

Zaczęłaś zbierać czakrę i składać pieczęci, lecz nie zdążyłaś, bo usłyszeliście głuche uderzenie. Rozejrzałaś się dokładnie, szukając miejsca, gdzie wylądował Gaara. Kiedy tylko je znalazłaś przeniosłaś czakrę do nóg i pobiegłaś w odpowiednim kierunku. Kage leżał nieprzytomny w błocie.

~Czyli nie zdążył—pomyślałaś.

—Jasne, że nie zdążył, geniuszu. Pozbył się szoku dwadzieścia metrów nad ziemią i kopuła nie zdążyła się uformować—rzekł głos obok ciebie.

—Gdzieś ty się podziewał, Take?

—Byłem u rodziców—wyjaśnił wymijająco.—Zanieś go do domu, sprawdziłem, nic nie grozi jego kręgosłupowi, ale ma bardzo dużo innych urazów.

Zebrałaś czakrę w rękach i powoli podniosłaś czerwonowłosego tak, by go bardziej nie uszkodzić. Ruszyłaś w kierunku domku, zgarniając po drodze wilka i zaskoczonych shinobi, którzy co chwilę pytali, czy zabrać od ciebie rannego. Uparcie niosłaś go do końca. Na miejscu weszłaś do swojego pokoju i położyłaś miętowookiego na łóżku nie martwiąc się plamami z krwi. Pozostali również weszli do pomieszczenia i przypatrywali się twoim poczynaniom. Bałaś się dotknąć Kage, a jednocześnie musiałaś obejrzeć jego obrażenia. Wezwałaś Umi.

—Ohayo, [T.I]-sama.

—Ohayo, Umi—przywitałaś się.—Zbadaj Kazekage, proszę.

Wilk podszedł do nieprzytomnego i obwąchał go.

~A więc w ten sposób bada—pomyślałaś.

—Kazekage-sama ma złamaną prawą nogę, lewą rękę i dwa żebra. Ma jednak też krwawienie wewnętrzne i mnóstwo zadrapań oraz siniaków.

—Shimatta... Uleczysz go?

—Nie mogę—westchnął.—Kazekage-sama jest nieprzytomny, a jak wiesz leczę wodą. Jeśli zacznę uleczanie, utopi się zanim rany się zasklepią.

—Cholera jasna... Nie mogę użyć normalnych leków, bo bez operacji nie zatamuję krwawienia, a jeśli tego nie zrobię... Nie da się zrobić nic innego?

—Jest jedna możliwość, choć trochę ryzykowna—rzekł Umi, wpatrując się w ciebie intensywnie.

—Jaka?—zapytałaś z nadzieją w głosie.

—Musisz zostać medycznym ninja.

—A-ale to wymaga wielu miesięcy treningu—wyjąkałaś.

—Nie dla ciebie. Spróbuj najpierw na pusto. Zamknij oczy i wyciągnij ręce przed siebie. Wyobraź sobie, że skupiasz w nich zieloną czakrę.

Zrobiłaś jak powiedział, a po chwili poczułaś wyciekającą z twoich dłoni energię.

—Bardzo dobrze. Teraz otwórz oczy i ulecz moją łapę.

Nie wiedziałaś, o co mu chodzi, ale kiedy uchyliłaś powieki, zobaczyłaś, że zranił swoją łapę. Przysunęłaś więc dłonie z zieloną poświatą do rany, a po chwili zaczęła maleć. Po kilkunastu sekundach nie było już po niej śladu, więc anulowałaś upływ czakry.

—Możesz uleczyć Kazekage, ja nie jestem tu potrzebny—rzekł i zniknął w kłębie dymu.

Westchnęłaś, po czym powtórzyłaś wcześniejsze czynności. Zaczęłaś leczyć rany każde obrażenie, zaczynając od najpoważniejszych. Niestety na stłuczenia i siniaki nie starczyło ci już czakry. Cofnęłaś poświatę. Chciałaś to samo zrobić ze Złotymi oczami, ale nie potrafiłaś.

—Potrząśnij głową i szybko zabierz czakrę z okolicy oczy—podpowiedział Takeshi.

Wykorzystałaś wskazówkę. Zakręciło ci się w głowie, czym się jakoś specjalnie nie przejęłaś i spojrzałaś na miętowookiego.

—Teraz tylko czekać, aż się obudzi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top