Rozdział 7 "Natury"

Po kilku minutach uspokoiłaś się, jednak nadal byłaś wtulona w czarnowłosego. Nie miałaś ochoty się od niego odklejać. Za bardzo przypominał ci ojca, byś od tak się od niego odsunęła.

—Ekhm—odchrząknął Naruto—Już ci lepiej, [T.I]-chan?

—Tak, Naruto. Już mi lepiej—odparłaś, odsuwając się niechętnie od Asumy, do którego uśmiechnęłaś się szczerze.

—To może dzisiaj zrobimy tego grilla?—zapytał Kakashi, obserwując bezchmurne niebo.

—Skoro chcecie...

—A-ale ramen...—wtrącił Uzumaki,przerywając ci.

—Naruto, ramen zjemy na kolację, będzie smaczniejsze.

—Jak tam chcesz—mruknął po tym, jak jego ręce opadły luźno w kierunku ziemi.

—To ja może zajmę się rozpaleniem ognia, żebyś się nie zdenerwowała—zaśmiał się Hatake, kierując się na taras.

—Masz rację, sensei—odparłaś.

—Przestań z tym "sensei"! Mów do nas po imieniu!—krzyknął tuż przed zamknięciem drzwi tarasowych.

—Hai, hai.

Kiedy siwowłosy wyszedł, wy zajęliście się rozmową.

—Takeshi... Opowiesz coś o mojej czakrze?

—Zależy co chcesz wiedzieć—odparł

—Wiesz jaką mam naturę czakry?—zapytałaś

—Wiem, ale nie mogę nic zdradzić, lepiej jak odkryjesz to z pomocą specjalnego papieru...

—Z drzewa karmionego czakrą, wiem. Ale... Skoro i tak się dowiem, nie lepiej od razu?

—Nie chcesz tego odkryć?

—Takeshi, prooooooszę...

—Ehh... No dobrze, powiem ci, ale jak będziecie w komplecie—westchnął, zamykając oczy.

W tym momencie do salonu wkroczył zrezygnowamy Kakashi.

—[T.I], mogłabyś mi pomóc?—zapytał, drapiąc się po karku

—Jasne, już idę. Zaraz dokończymy rozmowę, Take—powiedziałaś i dołączyłaś do siwowłosego.

Spokojnie i dokładnie wytłumaczyłaś mu, jak u ciebie rozpala się ogień. Dzięki twoim wskazówkom Kakashi szybko załapał, o co chodzi i po chwili węgiel zajął się żarem. Zadowolona poszłaś do kuchni przygotować mięso. 

  —Pozwól, że ja to zrobię—rzekł Asuma

Przestałaś obrabiać mięso i odwróciłaś się do mężczyzny.

—Jest sens...—przerwałaś widząc jego ostre spojrzenie.—Jesteś pewny, że chcesz to robić?

—Chcę ci pomóc, jesteś jedyną kobietą w tym gronie i nie powinnaś się przemęczać. Usiądź i odpocznij—odparł uśmiechając się

—Skoro tak...—odłożyłaś nóż i umyłaś ręce.

Następnie usiadłaś przy stole w jadalni. Obserwowałaś mężczyznę jak kończył twoją pracę. Kiedy pokroił już mięso, odszukał odpowiednie przyprawy (z twoją niewielką pomocą) i posypał nimi produkt. Kończąc, przełożył mięso na talerz i zabrał ze sobą. Przechodząc obok, puścił do ciebie oczko i poczekał aż wstaniesz. Poszliście razem na taras, gdzie siedziała już pozostała trójka.

—No w końcu, dattebayo! Głodny jestem!—krzyknął Naruto,świecącymi oczami patrząc na talerz przyprawionego mięsa.

—Dłużej się nie dało?—marudził Shikamaru, poprawiając się nieznacznie na leżaku.

—Wybaczcie, ale zabrałem [T.I] robotę, żeby się nie przemęczała. W końcu jest tu jedyną kobietą—wytłumaczył się Sarutobi.

—Chłopaki, bierzcie przykład ze swoich sensei'ów—zaśmiałaś się.

—Ja ci zaraz dam—krzyknął Uzumaki i podbiegł do ciebie.

Niespodziewanie zaczął cię łaskotać, a po chwili wybuchnęłaś śmiechem.

—N-nie no! N-Naru-to! P-Przes-tań! Pro-pro-szę!—krzyczałaś między napadami śmiechu

Brzuch bolał cię, tak samo jak policzki. W pewnym momencie wymyśliłaś plan. Złapałaś chłopaka za ramiona i, ku twojemu zdziwieniu, udało ci się przekręcić tak, że byłaś na górze. Teraz to ty łaskotałaś blondyna, a on śmiał się głośniej od ciebie.

—[T-T.I]! P-przes-tań! Pr-pro-szę!—wykrzykiwał

—Nie przestanę, bo znowu zaczniesz mnie łaskotać—powiedziałaś szeroko uśmiechnięta

—N-nie bę-dę! Pro-szę!

—Jak myślicie? Puścić go?—zapytałaś reszty, spoglądając na nich.

—Możesz już przestać—rzekł Shikamaru.

—A ja bym go jeszcze pomęczył—rzekł Hatake, przykładając dłoń do brody i uśmiechając się lekko.

Postanowiłaś posłuchać siwowłosego i dalej łaskotałaś jinchuuriki. Po kilku minutach wstałaś i pomogłaś mu się podnieść.

—Jak... hehe... udało ci... hehe... się obrócić?—zapytał dysząc.

—Szczerze to... Nie mam pojęcia—uśmiechnęłaś się.—Nie myślałam, że ten plan zadziała.

—A miałaś zapasowy?—wtrącił się Kakashi.

—W razie porażki chciałam użyć Kawarimi no Jutsu—zdradziłaś.

—Dobry pomysł, ale musiałabyś złożyć pieczęci, a wtedy Naruto mógłby rozpoznać, co chcesz zrobić i powstrzymać cię—skorygował Nara.

—Masz rację... W sumie nie przemyślałam tego dobrze... Ale teraz wracajmy już do tego grilla, głodna jestem.

—Ja też, dattebayo!—wrzasnął Uzumaki

—Kto piecze mięso?—zapytałaś, mając nadzieję, że nie padnie na ciebie.

—Ja mogę—zaoferował się Asuma.

—Zgoda—odparłaś i położyłaś się na trawie.—Widzieliście może Takeshiego?

—Nie—odpowiedzieli zgodnie.

—Tu jestem!—krzyknął wilk

—Gdzie byłeś?—zapytałaś zamykając oczy.

—Poszedłem zwiedzić okolicę—rzekł.—Chciałem zobaczyć miejsce, w którym żyła moja siostra.

—A właśnie—zaczęłaś uchylając powieki.—Mieliśmy skończyć rozmowę jak będziemy w komplecie. Więc słucham.

—Ehh... No dobrze... Żeby nie było, możecie sprawdzić to, co powiem, ale... [T.I] ma pięć wrodzonych żywiołów...

—C-co?! Rzadko kiedy zdarzają się trzy, a ja mam pięć?!—zerwałaś się do siadu.

—Jak mi nie wierzysz to sprawdź.

—Nie muszę, ale... Dlaczego akurat mam wszystkie?

—Dlatego, że ja władam wszystkimi... Moja czakra przeszła na ciebie.

—A bez twojej czakry jaką [T.I] miałaby naturę?—odezwał się Shikamaru.

—I tu jest moje zdziwienie, gdyż nie miałaby konkretnej.

—Jak to?—wtrącił Kakashi, zapewnie nie rozumiejąc, o co chodzi wilkowi.

—Władałaby tylko cieniem—rzucił cicho.

—C-cieniem?—wyjąkałaś.—Czy to nie jest specjalność klanu Nara? Przecież do niego nie należę.

—Jest i nie wiem, dlaczego właśnie cień—wyraźnie chciał coś przed tobą ukryć.

—Przecież nawet nie urodziłam się w Konosze.

—Jeżeli chcesz, mogę pomóc ci nauczyć się korzystać z pomocy Ryuuketsu no bara.—zaoferował Takeshi, zmieniając temat.

~Ewidentnie chce przerwać tą rozmowę—pomyślałaś.

—Chętnie, ale nie dzisiaj.

—Wakarimashita, jeśli ci to nie przeszkadza, wrócę już do twojego umysłu, w razie jakiegoś pytanie, po prostu wypowiedz je w myślach, a odpowiem na nie.

—Dobrze.

Wilk zmienił się w półprzezroczystą czakrę i wniknął do twojego ciała. Przez chwilę zakręciło ci się w głowie i w duchu dziękowałaś, że jednak nie wstałaś, kiedy miałaś na to ochotę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top