Rozdział 37 "Pojedynek! Przewaga przeciwników"
Jak zawsze, gdy pojawia się Hidan, przekleństwa w rozdziale!
Zaczynało powoli świtać, a ty siedziałaś w kuchni z powodu bezsenności już kilka godzin. Na czas pobytu u Akatsuki dostałaś pokój Sasoriego, zaś Takeshi spał w starym miejscu Kakuzu. Rozmyślałaś nad przyszłością. Teraz, jak przeciągnęłaś Akatsuki na waszą stronę, a Obito nie żyje, zagrożeniem pozostaje wężowy sannin i jego Kabuto. Zastanawiałaś się tylko, czy przypadkiem nie będą chcieli ożywić Uchihy.
Nie zauważyłaś, że ktoś wchodzi, dopóki nie poczułaś czyjejś ręki na ramieniu. Spojrzałaś w czarne oczy Itachiego, który uśmiechnął się lekko, witając się z tobą.
—Myślisz o czymś, prawda?
—Masz rację, Itachi-san — oparłaś brodę na dłoniach, zamknęłaś oczy i zebrałaś myśli w wypowiedź. — Zastanawiam się, jak teraz potoczy się historia, skoro tak wiele wprowadziłam zmian...
—Nikt tego nie wie, [T.I]-san...
—Proszę, mów mi po imieniu — przerwałaś mu. — Jestem młodsza, poza tym jesteś silniejszy i bardzo cię szanuję... Nie wiem, czy miałabym jakiekolwiek szanse z tobą wygrać.
Uśmiechnął się przyjaźnie, ale widziałaś, że bardzo go zaskoczyłaś.
—W takim razie ty również mów mi po imieniu... — usiadł na krzesełku obok, stawiając między wami dwie filiżanki herbaty. Spojrzałaś na niego, a w sercu zrobiło ci się cieplej za tak miły gest. Skupiłaś się na tyle na rozmyślaniu, że nie wiedziałaś, iż chłopak robi napar. Upiłaś łyk, dalej milcząc. — Słuchaj, [T.I]... — zaczął ponownie. — Jest ktoś, dla kogo bije twoje serce?
—Bije dla wszystkich moich przyjaciół i rodziny — odparłaś, myśląc, że chodzi o to, co Haku powiedział kiedyś Naruto. — Dla was teraz też...
—Nie o tym mówiłem — spojrzał ci w oczy, wyraźnie rozbawiony. — Chodziło mi o kogoś, dla kogo bije szczególnie... No wiesz...
Miałaś ochotę pacnąć się w czoło, jednak tego nie zrobiłaś. Zamiast tego zarumieniłaś się, robiąc zapewne zażenowaną minę i zaczęłaś o tym myśleć, szukając odpowiedzi.
—Właściwie... — zaczęłaś, upijając kolejny łyk naparu. — Kiedyś bez wahania powiedziałabym, że jest to Shikamaru, ale okazał się być moim bratem... Teraz... Nie wiem czy ktoś taki jest... A czemu pytasz?
—A tak jakoś — podrapał się po karku, odwracając wzrok.
Nie wnikałaś do jego umysłu, gdyż z pewnością by to wykrył i zepsułabyś tym waszą rozkwitającą dopiero znajomość. Zamiast tego po prostu upiłaś łyk herbaty, patrząc na towarzysza i próbując wyczytać coś z jego zachowania.
—Przejdziemy się na spacer? — zaproponował cicho, jakby nie był pewny.
—Jasne, czemu nie — uśmiechnęłaś się, po czym dopiłaś napój.
Uchiha zabrał ci filiżankę i umył ją, po czym nałożył swój płaszcz, a ty nie robiłaś nic, gdyż byłaś cały czas w swoich ubraniach. Wyszliście i szliście w kierunku znajdującego się niedaleko potoku. Tam stanęliście na brzegu i obserwowaliście płynącą wodę. Przyjemna cisza panująca między wami pozwoliła wam się zrelaksować. Szczególnie tobie. W pewnym momencie przeszedł cię dreszcz. Nie myślałaś, że jest aż tak chłodno. przez co byłaś na krótki rękaw. Chłopak zauważył to, ściągnął płaszcz organizacji i zarzucił ci go na ramiona. Uśmiechnęłaś się do niego, na prawdę wdzięczna za ten gest.
—O, tu kurwa jesteście! — usłyszałaś głos Hidana. Odwróciliście się do niego. Przyjrzał ci się uważnie i spojrzał z wyrzutem na szatyna. — Takeshi prosił, bym was znalazł. Zaraz mamy cię przetestować, [T.I], czy rzeczywiście panujesz nad mocą.
—No dobrze.
Było ci jednak trochę przykro, że Jashinista tak nagle się pojawił. Na prawdę czułaś się dobrze w towarzystwie Itachiego. Poszliście za mężczyzną. Cały czas czułaś na sobie wzrok dwudziestolatka. Czułaś się dość dziwnie, jednak nie przeszkadzało ci to.
—Jesteście wreszcie — rzekł Pain, gdy siwowłosy zaprowadził was na jedną z większych polanek.
Oprócz niego byli tu także Takeshi i Deidara, co w połączeniu z waszą trójką daje zespół identyczny do wczorajszego. Przyjrzałaś się wszystkim dokładnie. Hidan miał przy sobie swoją kosę, a Deidara swoje torby z gliną.
—Staniesz naprzeciw chłopaków, [T.I] — odezwał się Takeshi. — Będą walczyć na poważnie, więc musisz się wysilić, jasne? Na początku nie używaj czakry Hisoki, dam ci znak, żebyś to zrobiła. — Przytaknęłaś cicho i przyjęłaś od przyjaciela swoje wyposażenie, którego nie zabrałaś, wychodząc na spacer z Itachim. — Zaczynajcie. Ty też, Itachi.
Stanęłaś po środku pola, gotowa na atak. Jako pierwszy zaszarżował na ciebie różowooki. Odskoczyłaś unikając o parę milimetrów jednego z zębów kosy. Nie mogłaś spokojnie wylądować, gdyż w tej samej sekundzie podleciał do ciebie gliniany ptaszek.
—Katsu! — usłyszałaś głos blondyna, a bomba wybuchła.
Siła odrzutu nie była zbyt duża, ale odepchnęła cię na jakieś dwa lub trzy metry. Uaktywniłaś kin'iro no me i od razu uchyliłaś się przed atakiem Hidana. Błyskawicznie za tobą pojawił się Uchiha z sharinganem w oczach. Zamiast patrzeć mu w oczy, uchyliłaś się i rzuciłaś kilkoma shurikenami w niego i stojącego nieopodal Paina. Rudowłosy bez problemu je odepchnął i przyciągnął cię. Złapał cię za kołnierz i odrzucił w zasięg Jashinisty. Ponownie milimetry dzieliły twoje ciało od ostrza. Nie wiadomo jak byś się starała, nie miałaś czasu na wykonanie żadnej techniki. W końcu przeniosłaś się na drzewo i wykorzystując chwilę stworzyłaś kilka klonów, by uniemożliwić shinobi współpracę. Zeskoczyłaś w ich stronę tak, by nie wiedzieli, która [T.I] jest oryginalna, po czym sama zajęłaś się Uchihą.
Wypróbowałaś walkę używając taijutsu z równoczesnym omijaniem wzroku szatyna. Było to trudne, ale nie mogłaś sobie pozwolić, by wpaść w jego genjutsu. Może i jesteście teraz swego rodzaju przyjaciółmi, ale tsukuyomi to tsukuyomi.
Kątem oka widziałaś, jak Deidara wysadza twojego klona, zaś Hidan robi zawiedzioną minę po tym, jak myślał, że udało mu się zdobyć twoją krew, ale znikłaś mu, bo walczył z klonem. Nie mogłaś sobie pozwolić na spojrzenie w stronę Tendo, bo Itachi wyprowadził kolejny atak, byś odsunęła się na kilka metrów. W ten sposób umożliwił sobie użycie ognistej kuli.
Złożyłaś kilka pieczęci i utworzyłaś ścianę z wody, dzięki czemu płomień do ciebie nie dotarł. Opadłaś na ziemię, choć nie na długo. Do Itachiego dołączył blondyn. Co chwilę unikałaś wybuchów oraz ataków Uchihy.
W końcu Takeshi krzyknął, że możesz użyć nowej umiejętności. Nie miałaś kiedy się skupić, więc jedynie przymknęłaś oczy na sekundę, a kiedy je otworzyłaś, nie były już złote, ale normalne. Wyrosły ci jednak uszy i ogon, a paznokcie zmieniły się w pazury. Złożyłaś błyskawicznie pieczęci i wysłałaś w stronę chłopaków kule sprężonego powietrza. Uniknęli tego, jednak nie zauważyli, jak się zbliżyłaś. Wyciągnęłaś kunai i zaatakowałaś blondyna. W ostatniej chwili cios sparował Itachi, ratując Deidarę przed głęboką raną. Przez przypadek spojrzałaś mu w oczy, przez co skończyłaś w iluzji. Nie było to jednak zwykłe tsukuyomi. Znajdowaliście się na łące, a wokół was było mnóstwo zwierząt. Po chwili uwolnił cię z genjutsu, a ty opadłaś wyczerpana na kolana. Zniknął twój klon, a ogrom czakry, jaki zużyłaś zaczął cię przytłaczać. Próbowałaś wstać, jednak nogi odmawiały ci posłuszeństwa.
—Nie wstawaj, [T.I] — za tobą pojawił się Takeshi i zaczął leczyć twoje przeciążone mięśnie. — Dobrze sobie poradziłaś. Moglibyśmy już wracać, ale domyślam się, że nas nie puszczą.
—A i owszem — odezwał się Tendo.
A wy jaki myślicie? Dla kogo bije serduszko naszej bohaterki? Znacie odpowiedź na pytanie Itachiego? Jaki jest wasz punkt widzenie? Którą z relacji rozwinęlibyście najbardziej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top