6.■Kamienne serce■

Ważna informacja na dole!! Koniecznie przeczytajcie :)
~~~~~~~~~

Nie wiedziałam co jest gorsze. To, że prawie mdleję w ramionach Justina, czy to że przed nami stoi bez ruchu dzik. Zupełnie jakby czekał, aż to my pierwsi się poruszymy.

-Justin - szepczę spanikowana - Co robimy?

-Cicho - nakazuje. Czuję jak jego dłoń wsuwa się w moją. Delikatnie pociąga mnie za sobą i powoli przesuwamy się do przodu, odwróceni do zwierzęcia.

-Cokolwiek powiem, masz to zrobić, dobrze? - mimo ciemności widzę jego baczny wzrok. Kiwam głową, bojąc się wydać jakikolwiek dźwięk.

Cofamy się jak najwolniej, a dzik przed nami przystępuje z nogi na nogę.

Nagle czuję jak plecami dotykam czegoś, odwracam się i orientuję, że to drzewo.

-Wspinaj się - rozkazuje Justin. Spoglądam na niego z przerażeniem. Nigdy nie wchodziłam na drzewo i nigdy nawet nie myślałam, że kiedyś będę to robić - NO dalej, Miranda. Będę cię trzymał. Zaufaj mi.

Zaufać mu? Gdybym nie była w tak tragicznej sytuacji, smiałabym się mu teraz w twarz.

Zamykam oczy, aby zaraz je otworzyć. Chwilę szukam w głębi siebie motywacji i biorę głęboki wdech.

Łapię się gałęzi i podciągam do góry. Kiedy już jestem pewna, że zlecę, czuję na swojej talii dłonie Justina. Bluzka podjechała mi do góry, przez co dotyka mojej nagiej części. Czuję jak robi mi się gorąco. Chcę zwalić to na adrenalinę, ale zbyt dobrze odczuwam ten dotyk.

-Na samą górę - słyszę z jego ust. Ze świadomością, że Justin mnie asekuruje, jest mi łatwiej wspiąć się wyżej. Po chwili zostawiam go na dole, a sama znajduję się na najwyżej części drzewa. Trzymam się kurczowo gałęzi, w obawie że mogę w każdej chwili zlecieć.

Justinowi idzie oczywiście o wiele łatwiej. Wspina się niczym profesjonalista. Nie zdążam mrugnąć, kiedy jest tuż przy mnie.

-Dopóki tu jesteśmy, będziemy bezpieczni - informuje mnie.

Mrużę podejrzliwie oczy.

-Co ty tu właściwie robisz, co? - naskakuję na niego. Odpowiada mi cisza.

-Justin? - ponaglam go. Nie ujdzie mu to na sucho. Potrzebuję wyjaśnień.

-Boję się, że jeśli ci powiem, to zwalisz mnie z tego drzewa - widzę półuśmiech na jego twarzy.

-Więc zaryzykuj - prycham.

-Śledziłem cię.

CO jak co, ale to ja prawie zlatuję z drzewa.

-Że co proszę? - mrugam szybko, myśląc że się przesłyszałam. - Czy tobie do końca odbiło?

-Miranda, pozwól mi wyjaśnić...ja...

-Nie! - przerywam mu - To się robi chore! Ty jesteś chory! Tak trudno zrozumieć, że nie będzie tak jak kiedyś? Ty masz lepsze życie, ja mam lepsze życie. Wszystko jest dobrze. Nie psuj tego.

-Cieszę się, że masz je lepsze - mówi Justin, a jego głos jest pozbawiony uczuć. Przeraża mnie - Ale moje życie to gówno. Po tym jak wyjechałaś próbowałem zastąpić cię jak najlepiej się da. Chciałem zapomnieć, ale nie potrafiłem. A teraz? Teraz jestem na dnie.

Spuszczam głowę. Nie wierzę, że to wszystko słyszę na drzewie, chowając się przed dzikiem. Moje życie chyba nigdy nie było tak absurdalne, od momentu kiedy oholowano mi samochód i do domu odwiózł mnie Justin Bieber.

-Przykro mi - mówię bez sensu. Nie wiem, co powiedzieć, bo jedyne o czym myślę, to żeby jak najszybciej uciec z tego drzewa.

-Przepraszam, Miranda - słyszę. Wciągam gwałtownie powietrze, bo sposób w jaki Justin to mówi, łamie mi kamienne serce. Słowa są pełne bólu i nadziei i odbierają mi zdolność mówienia - Przepraszam, cholera pozwól mi zrobić cokolwiek żebyś nie traktowała mnie tak jak teraz.

-Nie będzie już tak jak kiedyś, Justin - szepczę, a gardło mnie pali.

-Pozwól mi spróbować - prosi.

-Nie chcę tego - mówię, łamiącym głosem.

-Daj mi cholerną szansę! - krzyczy niespodziewanie, sprawiając że podskakuję.

-Nie - mówię cicho, a to jedno słowo sprawia mi ogromny ból serca.

Justin się nie odzywa i siedzimy w ciszy na drzewie. Czuję, że jestem na skraju emocji. Mam ochotę wrzeszczec i płakać na przemian.

-Chyba już go nie ma - głos Justina jest znowu normalny, zupełnie jakby nasza rozmowa nie miała miejsca - Zejdę pierwszy.

W skupieniu obserwuję chłopaka jak zwinnie schodzi z drzewa.

-Chodź - wyciąga ręce z dołu - Skacz.

Strach uderza we mnie ze zdwojoną siłą.

-O mój Boże! W życiu! - piszczę spanikowana.

-Złapię cię - zapewnia Justin - Przecież to nie jest wysoko.

Niby nie jest wysoko, ale nie wyobrażam sobie, żeby mógł mnie złapać. Jednak podejmuję szaloną decyzję, że to zrobię.

-Dobra, złap mnie - mówię.

W wyobraźni jestem mokrą plamą na dole. Delikatnie odpycham się od gałęzi i rzucam się w dół. Prawdopodobnie popełniam samobójstwo.

Przez półsekundy lecę w dół i kiedy jestem pewna, że za chwilę spotkam się z ziemią, łapią mnie silne ramiona Justina.

-Mówiłem, że cię złapię - jego twarz jest bardzo blisko mojej.

Stawia mnie na ziemii i zanim mogę mrugnąć, przyciska do drzewa, na którym przed chwilą siedzieliśmy.

Wydaję z siebie zduszony krzyk, gdy niespodziewanie atakują mnie usta Justina. Nie potrafię nie oddać pocałunku, bo jest tak szybki i zaskakuje mnie.

Przyciska moje ciało mocno do pnia, jakbym w każdej chwili miała uciec. Nie odpycham go. Wręcz przeciwnie, zapominam o naszej rozmowie na drzewie i zarzucam ręce na jego szyję, bardziej go przyciągając.

Ledwo trzymam się na nogach, bo jego usta totalnie mnie obezwładniają. Ten pocałunek ma w sobie desperację, tęsknotę i namiętność.

Zapomniałam jak dobrze całuję Justin. Jak idealnie współgrają nasze usta. Jak ciepło rozchodzi się po moim ciele, kiedy nasze języki się dotykają.

Czuję jego dłonie na biodrach, przyciąga mnie do siebie jeszcze mocniej. W tej chwili nie chcę żeby odgradzały nas warstwy ubrań.

-Justin - szepczę.

-Cicho, choć przez chwilę bądź cicho. - mówi z ustami na mojej szyi. Prawie krzyczę, kiedy zdecydowanym ruchem ją gryzie. - Mmm - mruczy.

Zapominam o tym, gdzie obecnie się znajdujemy. Liczą się tylko pocałunki Justina. Chcę je czuć na całym ciele.

Wsuwam dłonie pod jego koszulkę, badając dobrze zarysowane mięśnie.

-Miranda - nagle mówi Justin, przerywając. Patrzy mi prosto w oczy, ale nadal trzyma mnie w ramionach.

-Co? - marszczę brwi, trochę zawiedziona że przestał.

-Zapomniałem o dziku - śmieje się cicho.

-O mój Boże! On tu jest jeszcze? - zaczynam na nowo panikować.

-Nie, spokojnie - Justin dotyka delikatnie mojego policzka - Po prostu się stąd wynośmy.

Kiwam głową i wcale nie protestuję kiedy chłopak łapie mnie za rękę.

-Muszę wracać do domu - informuję go, kiedy wychodzimy z parku.

-Dobrze, odprowadzę cię.

Wzdycham cicho i nagle robi mi się głupio. Zachowuję się dwubiegunowo. Raz odpycham Justina, a raz kompletnie mu ulegam.

-Justin?

-Tak, maleńka? - prawie się uśmiecham, słysząc to.

-Przepraszam - mówię, choć sama w to nie wierzę - Za to, co powiedziałam na tym drzewie. Po prostu nie potrafię się odnaleźć w tym, że znowu tu jesteś.

-Nie masz za co mnie przepraszać - mówi cicho - I rozumiem cię. Mogłem być trochę nachalny i cię zrazić.

-Ty zawsze jesteś nachalny - rzucam, na co Justin wybucha krótkim głośnym śmiechem.

- Tylko dlatego, że lubisz nachalnych chłopców - odpowiada.

To nieprawdopodobne jak bez przeszkód sobie rozmawiamy.  Jakby nic między nami się nie stało. Niestety jestem pewna, że ten stan nie potrwa długo.

Następny kawałek drogi idziemy w przyjemnej ciszy.

Dopiero przy moim domu, krzywię się i przygotowywuję się do wyjaśnień.

-Nie idę do swojego domu - mówię. Odpowiada mi cisza.

Przechodzę przez trawnik i staję przed domem Nasha.

-Gdzie? - z ust Justina pada tylko jedno słowo, ale mogę wyczuć napięcie.

-Nocuję dziś u przyjaciela - wyjaśniam spokojnie.

-Przyjaciela? Nasha? - dopytuje Justin.

-Mhm - mamroczę.

-Nie podoba mi się on - warczy chłopak - Jest dziwny...

-Nie musi odpowiadać twoim wymaganiom, to mój najlepszy przyjaciel - denerwuję się.

-Dobra, to idź sobie z nim śpij! - krzyczy.

-Justin! Wyjaśnić ci definicję przyjaciel?

-Więc kim ja jestem dla ciebie? Bo jak przyjacielem, to super, że z każdym się całujesz - każde słowo wyrzuca z jadem, aż się wzdrygam.

-Nie jesteś moim przyjacielem! - krzyczę.

-Więc kim? - w sekundę jest przy mnie i łapie mnie za ramiona. - Kim jestem Miranda?

-Dupkiem - rzucam i odwracam się od niego. Słyszę jak jeszcze mnie woła, ale pewnym krokiem wchodzę do domu Nasha i zamykam drzwi.

______________________________

Uwaga, uwaga! Jutro wyjeżdżam i wrócę prawdopodobnie dopiero 8 sierpnia, więc do tego czasu raczej nie uda mi się wstawić rozdziału. Ale żeby wam to wynagrodzić, gdy tylko wrócę zrobię maraton i jednego dnia dodam kilka rozdziałów! Co wy na to?

Dziękuję za komentarze i gwiazdki! 💕

Do zobaczenia wkrótce! Trzymajcie się cieplutko ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top