21. ■Co ci szkodzi?■

Ostatnio moją obsesją stało się przeglądanie każdej witryny internetowej, gdzie były słowa "Justin Bieber". Czytanie na swój temat było... hmm... pouczające. Czasem były to nie miłe rzeczy, a czasem zyskiwałam aprobatę, jako dziewczyna Justina Biebera.

Jego fanki też mnie akceptują. Okazało się, że to idealne dla fana, kiedy idol umawia się ze zwykłą dziewczyną. Szybko po opublikowaniu moich pierwszych, dających do myślenia zdjęć z Justinem zaczęłam dostawać mnóstwo wiadomości z gratulacjami. Zaczęły powstawać filmy ze mną i Justinem i inne różne rzeczy stworzone przez fanów.

Czuję się w tym całym szaleństwie dobrze. Cieszę się, że zostałam zaakceptowana.

Justin na każdym kroku chwali się mną, jak nową furą w garażu, co wcale mi nie przeszkadza. Zabiera mnie na spotkania z fanami, na próby, na koncerty, na gale i festiwale. Gdybym mu pozwoliła pewnie chętnie zrobiłby mi tatuaż na czole z napisem "Należę do Justina Biebera".

Ja za to próbuję też żyć swoim własnym życiem. Pracuję dalej w kawiarni z Nashem i zarabiam na studia. Nie przeszkadza mi, że stałam się popularna i czasami też spotykam się z prośbą o zdjęcie.

Ale mimo tego szału mojego związku z Justinem, nadal jestem zwyczajną Mirandą Evans ze Stratford.

-Stolik numer 3, mocna kawa z szarlotką - mówię zamówienie, podchodząc do lady.

-Już się robi! - melodyjnie woła Steven, mój kolega z pracy.

-Miranda - słyszę Nasha, który podaje mi służbowy telefon - Ktoś do ciebie.

Marszczę brwi, zaskoczona że ktoś chce się ze mną skontaktować poprzez pracę.

-Halo? - biorę od niego telefon.

-Witaj, Mirando - odzywa się głos, który aż za dobrze rozpoznaję.

Tony Morves. Przyjaciel matki Justina i wróg numer jeden mojego chłopaka.

-Czego chcesz? - syczę.

-Och, czemu tak nie miło na wstępie? - zaśmiewa się do słuchawki - Chciałem ci pogratulować. Żeby zawładnąć sercem Biebera trzeba mieć to coś.

-Trzeba być mną - prostuję, sprawiając że Tony wybucha śmiechem.

-Masz pazur, Mirando. Kogoś takiego potrzebuję na wybiegu.

-Jeszcze ci się nie znudziło to ciągle błaganie mnie? - pytam zbudzonym tonem.

-Przyjedź do mojej agencji. Co ci szkodzi? Myślę, że twoja przyjaciółka będzie zachwycona, jeśli będziecie razem pracować.

-Shay? - dziwię się, bo znam tylko jedną modelkę.

-Jest u mnie świeżutka, ale zachwycona - wyjaśnia - Po prostu przyjedź. Nie każe ci od razu u mnie pracować. Podam ci adres.

Jezu, Justin mnie zabije, jeśli się dowie.

***

-Gdzie jesteś?

-Ummm... wracam z pracy... - mówię do telefonu.

Wcale nie stoję przed budynkiem, gdzie pracuje Tony Morves. Wcale.

-Będę u ciebie za godzinę - informuje mnie wesołym tonem Justin, a ja zaczynam z nerwów miętolić w ręce kawałek bluzki.

-Nie śpiesz się - mówię szybko - Muszę... ummm... załatwić jedną sprawę i pewnie będę później.

-Wszystko w porządku? - pyta, a ja prawie piszczę.

-Tak - zapewniam go - Jestem trochę zmęczona.

-Mogę pomóc ci w tej sprawie, kochanie. Tylko...

-Justin - przerywam mu stanowczo - Poradzę sobie. Do zobaczenia.

-Do mam nadzieję jak najszybszego zobaczenia - odpowiada.

Rozłączam się i z bólem serca patrzę na wyświetlacz. Czuję się okropnie z tym, że go okłamałam.

Biorę głęboki wdech i idę w kierunku agencji modelek. Budynek utrzymany jest w nowoczesnym stylu. Przewyższa tu kolor biały i beżowy.

-Dzień dobry, w czym mogę ci pomóc? - odzywa się sekretarka przy biurku na mój widok. Jest młodą brunetką z prostymi, lśniącymi włosami do ramienia.

-Jestem umówiona z Tony'm Morvesem - wyjaśniam.

-Nic mi o tym nie wiadomo - marszczy brwi i sprawdza coś w notatniku - Będę musiała wykonać telefon...

-Spokojnie, Vanesso - rozlega się głos, a ja mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie - Odbiorę swojego gościa osobiście.

Tony obdarza mnie zmysłowym uśmiechem, ale to nie robi na mnie wrażenia. Nie tym razem.

Jestem skupiona by zachować ostrożność.

-Zapraszam, Mirando - przywołuje mnie gestem - Za mną.

W swoim wielkim budynku porusza się i rozkazuje jak król. Bardzo arogancki, zaopatrzony w siebie król.

Idę za nim, mijając długi korytarz. Otwiera przede mną drzwi do jednego z pomieszczeń. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale wchodzę. 

-Dziewczęta, poznajcie Mirandę - mówi Tony, a ja rozglądam się po pomieszczeniu. Wytrzeszczam oczy na widok kilku młodych kobiet stojących w szeregu niczym w wojsku, ubrane w identyczne białe sukienki. -Czekały na ciebie - wyjaśnia Tony.

-Wow - wyduszam - Cześć - niepewnie macham w ich stronę.

-Chodź - jedna z nich łapie mnie pod rękę - Pokażę ci nasz wybieg i jak pracujemy.

Patrzę się na nią z zdezorientowaniem, ale pozwalam się poprowadzić.

POV: Justin

Już któryś raz z kolei próbuję dodzwonić się do Mirandy, ale cały czas przekierowuje mnie na pocztę.  Zaczynam się cholernie martwic, mimo że dziewczyna mówiła mi, że wróci później.

W końcu decyduje się zadzwonić do innej osoby:

-Czego chcesz? - wita mnie ostrym głosem - Szybko, Bieber jestem zajęty.

-Nash - przewracam oczami - To ważne. Czy Miranda mówiła ci, gdzie idzie po pracy?

-Nie - słyszę w odpowiedzi. -Ale...

-Co ale? - irytuję się.

-Ktoś do niej dzwonił. Na służbowy telefon i chciał ją do telefonu.

-Kto? 

-Nie wiem, nie przedstawił się. 

-On? - dziwię się. Kto miałby dzwonić do Mirandy. Czuję zazdrość i niepewność. Nie wytrzymam, jeśli moja dziewczyna spędza teraz czas w towarzystwie innego mężczyzny. 

Rozłączam się i nie czekając chwili dłużej dzwonię pod innym numer. 

-Justin Bieber - rozlega się głos, który dawno już nie słyszałem - Co mogę dla ciebie zrobić?

-Cześć, AD - witam się. - Dobrze cię słyszeć.

AD to był tylko jego pseudonim, ponieważ przez dość nie codzienną pracę, ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Chłopak specjalizował się w wyszukiwaniu ludzi poprzez ich numery telefonowe. 

Wiem, że robię źle, wyszukując tak Mirandę, ale coś w głębi serca mówiło mi, że to jedyne wyście. 

-Dałbyś radę znaleźć dla mnie pewną osobę? 

-Pewnie, bro. - słyszę to, czego się spodziewałem. AD jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. 

Podaję mu numer Mirandy. Nie muszę czekać długo, kiedy powiadamia mnie, że znalazł to, czego szukam.

-Jest w Morves Agency - informuje mnie, a ja wciągam ze świstem powietrze.

-Morves Agency, przy ulicy...

-Wiem, kurwa, wiem - przerywam mu. - Dzięki, stary.

Zaczynam szybciej oddychać, a złość ogarnia całe moje ciało. Jedno pytanie chodzi mi cały czas po głowie: jak?

Rozłączam się i nie tracąc czasu wybieram się na odwiedziny do pewnego dupka, któremu w tym momencie chcę urwać łeb. 

____________________________

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top