10.■Czas wstawać■

POV:Justin

Nie mogę przestać się szczerzyć, kiedy równo 6:00 rano jestem pod domem Mirandy.

Nie byliśmy umówieni na konkretną godzinę, więc tym lepiej dla mnie. Moja słodka blondyneczka będzie zdrowo wkurzona moim widokiem tu tak wcześnie.

Bez żadnych oporów wciskam dźwięk dzwonka, prawdopodobnie budząc cały dom.

Ale ze mnie diabeł wcielony.

Mijają długie minuty ciszy, więc ponawiam próbę wcisnięcia dzwonka.

-Już idę. Cholera, tyle razy mówiłam tym kurierom, żeby zostawili przesyłki pod drzwiami, a nie się dobijali jak wściekłe zwierzęta - słyszę zza drzwi, a następnie rozlega charakterystyczny dźwięk otwierania zamka.

PO chwili drzwi stają otworem, a w nich zaspana Britt w szlafroku nocnym.

-Justin? - rozszerza oczy w szoku.
Raczej pan szef.

-To ja - obdarzam ją jak najbardziej uroczym uśmiechem.
-Co ty tu robisz tak wcześnie? - pyta.

Czas na bycie szczerym do bólu.

-Zabieram twoją siostrzenicę na randkę.

Mija sekunda.

Dwie.

Trzy.

-Wiedziałam, że was coś łączy! - piszczy nagle i radośnie klaszcze w dłonie. Przypomina mi wesołą fokę. - A ta skubanica nie chciała mi nawet słowa powiedzieć. Wchodź, Justin.

Prawie wybucham śmiechem na jej słowa, ale ostatecznie się powstrzymuję. Korzystam z jej zaproszenia i przekraczam próg jej domu.

Prowadzi mnie do kuchni, a ja bez zaproszenia siadam na jednym ze stołków przy szklanym stole.

-Miranda jeszcze śpi, chyba zapomniała o waszej randce - marszczy brwi Britt - To do niej podobne. Nawet dzwonek do drzwi ją nie obudzi. Ma sen jak niedźwiedź.

-Och, nie - kręcę głową z delikatnym uśmiechem - Poprosiła mnie, żebym przyszedł i ją obudził - kłamię cholernie zadowolony z siebie.

Britt patrzy na mnie, jakbym równie dobrze powiedział że przeszedłem ją zamordować.

-Miranda tak powiedziała? - dziwi się. Kiwam głową, wpędzając ją w jeszcze większy szok. - Okaaay... To idź ją obudź, a ja zrobię kawę.

Uśmiecham się zadowolony i wstaję, by ruszyć na górę. Pokonuję schody w oka mgnieniu i szybko znajduję się przy drzwiach pokoju Mirandy. Otwieram je po cichu i wchodzę do środka.

Blondynka leży na łóżku bez ruchu. Ma naprawdę mocny sen, to widać. Kołdra zsunęła jej się do brzucha, odkrywając koszulkę na ramiączka i obojczyki.

Głowę ma przekręconą na lewą stronę,a jej blond kosmyki są porozrzucane po całej poduszce.

Wygląda prawie jak nie żywa.

Podchodzę do niej i siadam na wolnej części łóżka. Pochylam się i nie mogę powstrzymać się od muśnięcia jej odkrytej szyi.

Okazuje się że nie ma aż tak mocnego snu, bo mruczy zadowolona. Oczy ma ciągle zamknięte.

Zachęcony jej reakcją powtarzam czynność tym razem przedłużając, zamieniając pocałunek w ssanie.

Noga Mirandy drga, a ciało się wygina. Wędruję mokrymi pocałunkami wzdłuż jej obojczyków. Powoli przenoszę się na jej dekolt, delikatnie odchylając koszulkę.

W pewnym momencie dziewczyna otwiera oczy.

-Co do cholery? - zrywa się gwałtownie do pozycji siedzącej.

Prostuję się i posyłam jej uśmiech:

-Dzień dobry, królewno. Czas wstawać - mówię.

-Co ty tu... Co ty robiłeś?-jąka się.

-Próbowałem cię obudzić. Czas naszej randki wybił - wzruszam ramionami.

Wzrok Mirandy wędruję do zegara i kiedy widzi na nim godzinę, żałośnie jęczy.

-Debilu - wzdycha - Jest tak rano...

-Kto wcześnie wstaje, ten dostaje - śmieję się.

-Co dostaje? - marszczy brwi - To nie tak leciało.

-Chyba proste co dostaje - unoszę brwi sugestywnie i wydymam usta - Całusa.

Blondynka odpycha mnie, ale nie może powstrzymać chichotu:

-Jesteś chory - śmieje się.

-To mnie ulecz, maleńka.

***

POV :Miranda

Wyganiam z pokoju Justina, aby móc w spokoju się ogarnąć. Czuję się cholernie zaspana, co nie powinno być dziwne przy takiej godzinie. Jutro też czeka mnie takie wstawanie, szczególnie że muszę iść do szkoły.

Szykowanie zajmuje mi około 15 minut. Ubieram się w wygodne dżinsy i zwykłą czarną koszulę. Napewno nie będę się odstrajać dla tego idioty.

Rozpuszczam włosy i schodzę na dół, zostając chłopaka w towarzystwie mojej ciotki, która na mój widok marszczy brwi.

Wolę nie wiedzieć, jak Justin wyjaśnił jej swoją obecność.

-Gotowa? - pyta chłopak.

-Tylko coś zjem - mamroczę.

-To nie będzie potrzebne - kręci głową chłopak, a ja wbijam w niego ostre spojrzenie - Zabieram cię na inne śniadanie.

Super. I wypluję ci je w twarz.

Posyłam mu sarkastyczny uśmieszek i kieruję się do drzwi wejściowych. Zakładam trampki i bez słowa wychodzę z domu.

Jeśli to piekło ma się już rozpocząć, to proszę bardzo.

Sekundę później obok mnie pojawia się Justin z obrażonym wyrazem twarzy:

-To było nie miłe, że na mnie nie poczekałaś - mówi - Właśnie kończyłem swoją kawę.

Szkoda, że się nią nie udusiłeś.

Patrzę na niego wyczekująco i wyrywam rękę, kiedy po nią sięga:

-Nie pozwalaj sobie na za dużo - warczę.

-Czasem nie potrafię zrozumieć, dlaczego ty ciągle się zachowujesz jakbyś miała okres - mruży oczy.

Kolejny raz szokuje mnie jego bezczelność.

Podnoszę dłoń do góry, w celu zamachnięcia się i uderzenia go, ale w ostatniej chwili mnie powstrzymuje i przysuwa swoją twarz do mojej :

-Tylko spróbuj, a wywiozę cię do lasu i zrobię bardzo nieprzyjemne rzeczy - szepcze z chrypą.

Prawie wybucham śmiechem. Myśli, że mnie przestraszy, czy co?

-Nie chcę do lasu - jęczę płaczliwie, udawając przerażoną - Proszę, nie, tylko nie las.

Justin nie wytrzymuje i parska śmiechem, po czym kręci głową z niedowierzaniem.

-Lepiej już chodźmy, bo przepadnie nam rezerwacja - stwierdza.

W mojej kieszeni rozlega się dźwięk sms, więc szybko spoglądam na wyświetlacz.

Od: Nash

Lepiej szybko mi wyjaśnij, co ta wielka limuzyna aka samochód prezydenta robi przed twoim domem.

Dopiero teraz spoglądam na ulicę, gdzie stoi zaparkowana na poboczu długa limuzyna. Muszę być ślepa, że wcześniej jej nie zauważyłam.

Do: Nash

To mój powóz na randkę, do której jestem zmuszona. Wyjaśnię ci wieczorem, jeśli wrócę z niej żywa. Trzymaj kciuki.

Wyłączam telefon i idę za Justinem do luksusowego samochodu. Nagle z samochodu wyskakuje mężczyzna w garniturze i otwiera przed nami drzwi.

-Panie przodem - Justin popycha mnie lekko za biodra do przodu.

Wsiadam do limuzyny, prawdopodobnie przypieczętując swój los.

Nie wiem, gdzie jadę, co Justin zaplanował i jak długo będzie to wszystko trwać.

Czy to trochę nie podchodzi do porwania?

Taaa... najlepsza randka mojego życia.

___________________________

Och, Miranda nawet nie wiesz, co cię czeka. Justin sobie wszystko ładnie opracował. Taki mini spojler. W następnym rozdziale będzie się tyle działo, że ło hoho 😂

Kończymy maraton! Zdaję sobie sprawę, że te ostatnie rozdziały nie były zbyt dobre, ale mam nadzieję, że następny wam to wszystko wynagrodzi.

Dziękuję za gwiazdki, za komentarze! No ja po prostu nie wierzę, że jest ich aż tak dużo! Kocham was 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top