27.04.2016
Culver City, Kalifornia, 27.04.2016, 4.20 nad ranem
Jestem przeklęty. To bardziej niż pewne. Laura często powtarza mi, że mam w sobie coś, co sprawia, że ludzie się za mną wstawiają. Że ich do siebie przyciągam jak dziwny rodzaj magnesu. Od zawsze brałem to za pusty frazes. Jestem inteligentny i wiem, co mam zrobić i powiedzieć, abym wyszedł na tym jak najbardziej korzystnie. To nie jest jakaś super moc, a posiadanie ilorazu inteligencji większego niż u doniczki. Logiczne myślenie nie jest mocno wymagające, choć czasami wydaje mi się, że dla większości ludzi nieosiągalne. Tak myślałem do dzisiaj.
Byłem już gotowy na to, co miało nadejść. Nawet nie poszedłem na trening, bo nie chciałem robić przykrości Thiago, gdyby zabrała mnie z jego siłowni policja. To dobry facet, wiele razy mi pomógł i nie lubił kłopotów dlatego odpuściłem. Byłem na wszystko przygotowany, ale nie na to, że zamiast policji do mojego mieszkania przybiegnie Aiden. Nie wiem skąd wiedział o Victorii i o tym, że widziała nas, gdy dewastowaliśmy auto Pottsa, ale nawet nie dopytywałem. Byłem w zbyt wielkim szoku, gdy powiedział mi, że ich okłamała, a oprócz niej nie mają żadnego innego świadka.
To jasno zdefiniowało moje nieszczęście. Laura miała rację. Bo jakie jest prawdopodobieństwo tego, że ktoś, kto nienawidzi mnie całym sercem, komu niszczyłem psychikę, żeby jakoś sobie pomóc i odzyskać kontrolę w popierdolony sposób, nagle wyświadczy mi przysługę? I to w takiej sprawie? Przecież jej matka jak nic zna się z Pottsem, a ona kłamała. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego moje życie takie było? Zasługiwałem na to, aby rozpierdoliła mi przyszłość. Aby zamknęła mnie w więzieniu na minimum dwa lata. Wtedy ani razu nie musiałaby mnie widzieć. Właśnie na to byłem gotowy. Właśnie tego chciałem, ale ona jak zwykle musiała zrobić coś całkowicie niezrozumiałego. Dlaczego ludzie tak łatwo mi się poddawali? Dlaczego ktoś chociaż raz nie mógł być dla mnie na tyle godnym przeciwnikiem, abym przegrał? Dlaczego ktoś w końcu nie może mnie ukarać, złamać, zniszczyć?
Niestety okazało się, że Aiden rozgadał się reszcie. Do tej pory jedyną osobą, która wiedziała o tym, że mam kontakt z Clark, był Luke. Teraz wiedzą już wszyscy. Oczywiście nie spodobało im się to, co nawet mnie nie zdziwiło. Wiedzą, że moje zainteresowanie nią nie jest przypadkowe, bo każdy z nich wie o wypadku Gabrielle i tym, jak niesprawiedliwie ją potraktowano. Nie mają jednak pojęcia, jak chore rzeczy chciałem jej zrobić. Podejrzewają, że mogę chcieć się zemścić. Może powinienem im opowiedzieć o sadystycznych scenach, jakie chodziły po mojej głowie? Może wtedy w końcu by mnie zostawili? Może wtedy zrozumieliby, że jestem śmieciem?
Nie dopytywali. Laura jako pierwsza poprosiła, abym zostawił Victorię w spokoju. Ma dobrą intuicję, podejrzewa że nie mam dobrych zamiarów i choć nie zna Clark, jest jej wdzięczna, bo dzięki niej Scott uniknął problemów prawnych w związku ze zniszczeniem tego samochodu. Kazała mi się odsunąć. Nie odpowiedziałem. Dalej jestem zmieszany tym wszystkim, a taki stan jest dla mnie nowy. Nie wiem, co ma czuć.
Długo o tym wszystkim myślałem i postanowiłem do niej pojechać. Nie lubię żyć w niewiedzy, a sam nie potrafiłem uargumentować jej decyzji. Zrobiła to ze strachu? Tak mocno się mnie bała? Wszedłem do jej pokoju jak ostatnim razem. Zdziwiło mnie to, że po tym jeszcze zostawiała je uchylone. Nie było jej w środku, więc postanowiłem poczekać. Zauważyłem na jej komodzie flakonik z perfumami. Z nudów je powąchałem i wtedy zrozumiałem.
Tak pachniała Victoria Clark. Czereśniami, wanilią i cynamonem.
Nie wiem, dlaczego w tej chwili przed oczami stanęła mi Darcy. Na samo wspomnienie jej twarzy zazwyczaj miałem ochotę uderzyć pięścią w ścianę, ale w tamtym momencie skupiłem się na czymś innym. Przypomniały mi się perfumy, których używała i za którymi nie przepadałem, bo były tak mdlące i słodkie. Perfumy Clark o dziwo mi się podobały, ale ta myśl nieszczególnie.
Nasza rozmowa jak zwykle odbyła się w wysokich tonach, ale ku mojemu zdziwieniu, nie czułem zdenerwowania. Zazwyczaj rozmowy z nią bywają irytujące, bo Clark mówi tak strasznie dużo. Używa prawdopodobnie cztery razy więcej słów od przeciętnego człowieka i jest głośna, przez co boli mnie głowa, ale wtedy... Wtedy to nie było złe. Wręcz przeciwnie, gdy tak staliśmy w jej niedużym pokoju wśród resztek jedzenia, które wypadły jej z dłoni... czułem się nawet rozbawiony. Wyglądała tak niepozornie w swoim dresie i z roztrzepanymi włosami, gdy heroicznie zaciskała ręce w piersi. W jej oczach tlił się strach, ale była gotowa do walki. Na swój sposób było to nawet... satysfakcjonujące.
A ja całkowicie tracę zmysły, skoro użyłem względem niej tego określenia.
O dziwo, nawet jej argumenty miały sens. Clark chciała się ode mnie uwolnić, więc zawarliśmy układ. Za to, co zrobiła, ja zostawiam ją w spokoju. Pewnie myśli, że wyrządziła mi przysługę tym, że mnie nie wydała, ale nawet nie zdaje sobie sprawy, jak mocno żałuję, że nie zdecydowała się tego zrobić. Wtedy wszystko byłoby dla mnie prostsze. Nie musiałbym się już męczyć swoim życiem.
Gdy wracałem od niej do domu, sporo nad tym myślałem. A może właśnie tak ma być? Może to moja pokuta za wszystkie grzechy? Pozostać na wolności, aż całkowicie się nie wyniszczę? Uśmiecham się na tę myśl. Może ktoś specjalnie zesłał na mnie Victorię Clark, aby zamieniła moje życie w jeszcze większe piekło?
Jej propozycja była znośna. To wszystko już przestało mnie bawić, a zauważyłem, że od momentu, w którym pojawiła się w moim życiu, mój stan pogorszył się jeszcze bardziej. Po tym wszystkim wróciłem do mieszkania i od razu poszedłem spać. Dopiero następnego dnia, gdy się obudziłem zrozumiałem, że przez cały dzień nic nie jadłem. Nawet nie chciałem wiedzieć, co powiedziałaby na ten temat Laura, gdyby się dowiedziała. Na szczęście przyszedł Luke ze śniadaniem, co poprawiło mi humor, ale tylko na chwilę. Wszystko było w porządku, dopóki nie przeszedł do tematu imprezy, którą organizował.
Imprezy Luke'a były serio w porządku, bo nie zapraszał byle kogo. Ale sukinsyn nie powiedział mi o jednej rzeczy, a mianowicie o tym, że na imprezie będzie ta jego blondyna razem z Clark. Wciąż nie mogę zrozumieć, o co mu chodzi z tą koleżaneczką Clark. Raz jej nienawidzi i nie chce o niej słuchać, a potem zaprasza ją na swoją imprezę. Gdy tylko o to pytam zaczyna się drzeć, macha rękami i mamrocze coś o swojej szkole. Całkowicie tego nie rozumiem, ale dostaję kurwicy, bo Luke zachowuje się jak trzynastolatek pełen buzujących hormonów. Moim zdaniem blondyna mu się podoba, ale uparcie nie chce się do tego przyznać.
Widok Clark na imprezie mnie zdenerwował, bo mieliśmy umowę, a ja chcę być fair. Jednak jest to ciężkie, gdy ta cholerna dziewczyna mi to utrudnia. Czy to takie ciężkie trzymać się ode mnie z daleka? Przez siedemnaście lat dawała sobie radę. Do tego pachniała tymi pierdolonymi perfumami. Nie może używać czegoś innego? Czegoś co śmierdzi?
Niestety, reszta moich przyjaciół ją rozpoznała, a ja dostałem reprymendę na temat tego, że mam zostawić ją w spokoju. Wkurzyło mnie to jeszcze bardziej, bo właśnie to chciałem zrobić, ale nie moja wina, że pojawiła się na tej głupiej imprezie. Na szczęście przez większość czasu jej nie widziałem. Felicity znów się do mnie kleiła. Z początku nawet chciałem pójść w to dalej. Felicity była ładna, długo ją znałem i wiedziała co lubię, więc potrafiła mnie zadowolić. Gdy zaproponowała, chciałem pojechać z nią do jej mieszkania, ale coś wciąż było nie tak. Wciąż coś mi przeszkadzało. I wiem co. Niestety.
Te jej pierdolone cytrusowe perfumy, które były tak kurewsko nieprzyjemne.
Nie rozumiem tego. Nigdy nie zwracałem na to uwagi. Co mnie obchodzi kto czym pachnie? Nawet nie wiedziałem, że Felicity takich używała, więc dlaczego tak mocno mi to przeszkadzało, że bez słowa wstałem i wyszedłem? Całkowicie tracę zmysły. Wyszedłem na zewnątrz, aby się trochę dotlenić, bo mój mózg definitywnie przestał działać. O dziwo, nie byłem zmęczony, ponieważ udało mi się przespać pięć godzin bez budzenia się i koszmarów. I znowu ją zobaczyłem. Siedziała w samochodzie i paliła papierosa. Naprawdę chciałem odejść i nie poświęcić jej ani chwili uwagi, ale potem przypomniałem sobie perfumy Darcy, perfumy Felicity i te cholerne czereśnie... I znowu byłem wściekły.
Z perspektywy czasu wyszło na dobre, bo na osiedle przyjechała policja. Niestety, jedynie samochód Clark był pod ręką. Musiałem stamtąd uciekać, bo miałem przy sobie dziesięć gramów, które przetrzymywałem dla Matta. Nie lubię być pod wpływem żadnych używek, bo pogarszają mój stan i powodują jeszcze więcej koszmarów, ale żaden glina i tak by w to nie uwierzył. Może z boku wyglądało to jak porwanie i sama Clark tak się też czuła, ale przez te jej krzyki rozbolała mnie głowa. Zdziwiło mnie to, jak mocno zawzięta była, jeśli chodziło o jej przyjaciół. Sądziłem, że takie rozkapryszone gówniary troszczą się jedynie o siebie, ale w tamtej chwili, gdy wręcz rozkazała mi, abym zadzwonił do Luke'a i dowiedział się co z blondyną, poczułem nawet coś na kształt... respektu?
Ale trwało to zaledwie sekundę.
Nie wiem, jak znalazł mnie Brooklyn. Zaczynam się zastanawiać, czy nie mam wszczepionego jakiegoś nadajnika. Jako ich piesek muszę być chroniony przez swoich panów. Żałuję, że Clark musiała być tego świadkiem. Nie ufałem jej, może i mi pomogła (cóż, według niej), ale i tak miała za długi język. Mogła to komuś powiedzieć. Jednak nie miałem wyjścia i musieliśmy współpracować. Wiedziałem już wcześniej, że Venom wrócił do miasta, jednak liczyłem na to, że nie będzie chciał się ze mną widzieć. Byłem głupi. Przecież jestem jego pierdolonym ulubieńcem. Podejrzewałem, że będzie chciał rozmawiać o Death Fight i się nie pomyliłem. Pytał o moje przygotowania, bo szczerze liczył na to, że wygram.
Nawet nie wie, jak mocno się rozczaruje.
Przyjechał po mnie Luke i podrzucił do domu. Niedawno wyszedł. Był markotny i zachmurzony, ale jestem zbyt zmęczony, więc nie zapytałem. Miałem już iść spać, ale przed kilkoma minutami stało się coś, co całkowicie mnie zaskoczyło. I przez co wciąż leżę w łóżku, nie potrafiąc zasnąć.
Clark do mnie zadzwoniła. Dlaczego to zrobiła? Miała nadzieję, że coś mi się stało? Według niej chciała się upewnić, że żyję, ale to nie mogło być możliwe. Nie mogło, bo to oznaczałoby, że w jakiś sposób się martwi. Nie zasługuję na to, aby martwił się o mnie ktokolwiek.
Szczególnie dziewczyna pachnąca czereśniami.
***
to w sumie ciekawe, że większość z nas od początku hell zwracała uwagę jedynie na zapach mieszanki wody kolońskiej, dymu papierosowego i mięty. i ciekawe, że przez tych pięć lat nikt z nas nie wiedział, że w tym samym czasie nate zachwycał się zapachem czereśni
kocham i do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top