Rozdział 27

To, jak ludzie wpływają na osoby dookoła w dużej mierze zależy od tego, jakich dokonują wyborów i ze względu na jakie działania podejmują życiowe wyzwania - zarówno wielkie, jak i drobne.

Will dobrze o tym wiedział. Po opuszczeniu holu powrócił do swojej izby, którą Horacy dla niego wynajął, dając mu jeszcze trochę czasu na ozdrowienie. Sam zaś udał się na samotny spacer, nie mogąc zanadto myśleć o tym, gdzie byli jego przyjaciele, czy dawali radę, i czy mieli się dobrze.

Młody zwiadowca wyjrzał za okno, spoglądając z góry na samotną sylwetkę wojownika, przechadzającego się drogą po owocowym sadzie, należącym do właściciela gospody. Widok ten z żalu ściskał mu serce. To go bolało. Ale już po chwili odwrócił się, nie zapominając o tym, co go czekało.

Po opadnięciu na prycz szybko zrelaksował całe ciało i przeniósł w sen, wyrażając w duchu intencję znalezienia obu zwiadowców. Jednakże, aby jeszcze bardziej utrudnić mu życie, świadomością wbrew własnej woli krążył wokół Kosiarzy Umysłów, którzy długo ściągali go w dół, czerpiąc z niego całą życiową energię i nie dając nic w zamian. I z tą ostatnią myślą przeniósł się do wymiaru snów.

A tam...

Zbudził się o brzasku w dziwnym miejscu i z dziwnym bólem włóczącym się po jego ciele. Gdy tylko otworzył oczy, spostrzegł, że leży na ziemi, a wioska wokół płonie. Właściwie to niczego ani nikogo nie można było już ocalić. Widok był beznadziejny, smutny, a nawet przerażający.

A jeszcze gorsze było to, że w okolicy był ktoś jeszcze. Ktoś kto już nie miał dla niego litości.

- Wstawaj! Dosyć spania! Jesteś teraz na powrót naszym więźniem - usłyszał nad sobą. Było mu nieprzyjemnie zimno i nie potrafił się do końca ocknąć.

Większą przytomność odzyskał dopiero wtedy, gdy usłyszał nad sobą kolejny głos.

- Dostaniesz za swoje.

Usiadł, wówczas został kopnięty w plecy. Nie potrafił zachować równowagi. Od upadku uchroniła go natychmiastowa reakcja i praca ramion. Gdyby nie to, zapewne całował by już ziemię. Mimo to, wiedział kto rzuca na niego cień.

- Zack... - wysapał Will z pewnym cieniem w głosie.

Młody Kosiarz Umysłów zbliżył się do jeńca i przyklęknął na jedno kolano, ponieważ miał chęć, aby splunąć mu pod nogi, ale tego nie zrobił.

- Co wy zrobiliście? - zapytał Will słabym głosem. - Dlaczego tu jest tak makabrycznie?

- Dokładnie tutaj w tej chwili trwa żałoba.

- A kto umarł?

- Ty.

Niedowierzanie odmalowało się na twarzy Willa, słysząc informacje o własnej śmierci. I z takim właśnie wyrazem twarzy pojawił się w swoim ciele. Jednakże stwierdził, że nie otrzymał odpowiedzi na pytaniem i postanowił, że zaśnie jeszcze raz i nie podda się losowi.

Gdy na drugą stronę dotarł po raz drugi, był zupełnie odrętwiały.

- Halt... Gilan... - przypomniał sobie. - Muszę ich znaleźć. Gdzie ja jestem? - pytał samego siebie, wciąż bez sił leżąc na ziemi.

- Chyba po drugiej stronie. Na szczęście Kosiarze Umysłów zniknęli. Mogę się zatem zająć poszukiwaniami.

Minęło dobrych kilka chwil zanim udało mu się przywrócić świadomość i zwrócić uwagę starszych zwiadowców, których w końcu znalazł. Jednakże, gdy on się zakotwiczył w sennej rzeczywistości to tracił poczucie obecności przyjaciół, których zamierzał odnaleźć.

- Halt! Gilan! Musicie mi pomóc! - krzyczał, wbijając palce w ramiona byłego mistrza i próbując przywrócić mu świadomość. Wpatrywał się wprost w nieobecne spojrzenie siwobrodego zwiadowcy, szarpiąc go w gorączce za koszulę.

- Obudźcie się! Musicie mi powiedzieć, gdzie ja i Horacy mamy was znaleźć! Halt, proszę! Ocknijcie się wreszcie! Czy to wszystko wbrew waszej sile!?

Cztery, pięć razy już prawie nawiązał z nimi kontakt, lecz połączenie się urywało. Kilkakrotnie widział jak Gilan stał przy ścianie. Spoglądał w dół jakby z myślą o ucieczce. O ucieczce...

Odwrócił przygnębiony wzrok.

Halt... Gilan...

Gdy ich widział nieświadomych, przyszło mu na myśl, aby całkiem zrezygnować już nawet z chęci spotkania się z nimi w sennej rzeczywistości. Nie chciał ich oglądać w takim odmiennym stanie. To go zniechęcało.

Kolejny raz, gdy spojrzał na zwiadowców, obraz przedstawiał Halta w czasie męki. Bardzo obficie krwawił. Will wybiegał z wyimaginowanego pomieszczenia usiłując zmusić sam siebie do wezwania pomocy. Zwyciężyła jednak jego czysta świadomość.

Pomimo tego, że powszechne było to, że marzenia senne powodowały, że człowiek był wewnętrznie niezdolne do odróżnienia prawdy od fałszu.

Will nie mógł jeszcze do końca wiedzieć o tym, że gdy fałszu było coraz więcej, stawał się on skomplikowany, a jego konsekwencje mogły wymagać całych dekad czy nawet stuleci cierpienia, zanim się je odkryje.

Halt w jego śnie najprawdopodobniej przeżył bez żadnej pomocy. Albo jeśli w ogóle jeszcze żył to najwyżej jeszcze tylko kilka minut. W taki właśnie sposób zmarł, wykrwawiwszy się na śmierć. Kiedy Will zdał sobie sprawę, jak to się stało, duch mistrza w końcu odwrócił się w jego stronę...

- Nie! - wrzasnął młody zwiadowca, siadając na łóżku z materii, w fizycznej rzeczywistości. Jego serce biło tak jakby lada chwila miało wyskoczyć mu z piersi.

Will odwrócił głowę. Horacy stał po drugiej stronie pokoju, opierając się o ścianę i patrząc na przyjaciela i z obawą przed tym, co Will mógł zobaczyć w swoim objawieniu.

W końcu mi się udało wstawić rozdział. Muszę przyznać, że trochę się rozleniwiłam.

willtreateyandhalt a tobie dziękuję za dodanie mi ochoty na pisanie tego opowiadania. :)

Oczywiście jest wiele osób, którym powinnam podziękować, ale nie w sposób wymienić ich wszystkich. :D

Jestem wdzięczna moim czytelnikom. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top