day 1
Seulgi patrzyła na jakiegoś gościa, który próbował surfować gdzieś w oddali, ale ciągle się przewracał i wydawał przy tym żenujące dźwięki. Wendy spojrzała na nią trochę zaniepokojona, kiedy ta zaczęła wzdychać, jak jakaś stereotypowa nastolatka w głupim filmie.
- Ale on jest uroczy - powiedziała w końcu, opierając podbródek na dłoniach, które trzymała oparte o drewniany stolik.
Wendy drzazgi wchodziły w odsłonięte uda i nie wiedziała, dlaczego nie rozłożą koca gdzieś na plaży, tak jak inni ludzie. Spojrzała na Seulgi z uniesioną brwią, ponieważ miała już teorię, że ona jest frajeroseksualna, odkąd zeszłego lata zaczęła się umawiać z tym pozerem Jungkookiem, którego poznała, kiedy przewrócił się na deskorolce przed jej domem, a potem zaczął dabować. Ten gość miał do siebie podobne powietrze, co ostatnia wakacyjna przygoda, a Wendy wiedziała, że historia lubi się powtarzać.
- I tak do niego nie zagadasz - powiedziała, ponieważ Seulgi rozmawiała z chłopcami tylko wtedy, kiedy cud ich do niej przygnał.
Twarz Seulgi wykrzywił grymas i wyglądała na nieszcześliwą, ponieważ chyba wiedziała, że tak wyglądają fakty.
Yeri w tamtym momencie właśnie stwierdziła, że przestanie ich ignorować i powiedziała:
- Dawaj, ściągnij koszulkę.
- Co? Czemu? - pytała Seulgi czerwieniejąc.
- Jest gorąco, poza tym, jesteśmy na plaży, jak chcesz do niego zagadać to powiedz, że też chcesz spróbować pływać na desce. Powiedz, że idzie mu świetnie, chłopaki lubią komplementy.
- Ale mu nie idzie świetnie - powiedziała Wendy - Poza tym co ty wiesz o chłopakach, Yerim?
- Wiem więcej niż ty, Seungwan.
- Kto by pomyślał.
- Przestańcie udawać, że którakolwiek z was wie coś o chłopakach.
- Zamknij się Seulgi, ty wiesz najmniej.
Seulgi wydała jakiś głęboki odgłos cierpienia i zakryła dłońmi twarz, ale nie na długo, bo potem telefon jej zawibrował i spojrzała natychmiast na ekran.
- O cholera, pojawił się Exeggutor - wygłosiła.
Wendy natychmiast chwyciła za swój telefon, aby włączyć Pokemon Go. Yerim tylko wywróciła oczyma i powiedziała, że są żenujące.
Kiedy one rozmawiały na temat pokemona, Yeri wpatrywała się w chłopaka, który podobał się Seulgi i stwierdziła, że jest naprawdę trochę frajerowaty i stać ją było na więcej. Ale odkąd to był typ preferowany przez jej przyjaciółkę od dość dawna, to nie potrafiła się już temu jakoś dużo dziwić. Poza tym pomimo wszystko był wysoki i przystojny. Było na co popatrzeć, nawet jeżeli chłopaki zbytnio jej nie interesowali.
- Seulgi - powiedziała ostatecznie, ponieważ życie było na tyle nudne, że równie dobrze może w nim próbować znaleźć samodzielnie jakąś zabawę - Idź do niego zagadać, kupię ci tę torebkę, która ci się podobała.
- To plecak - powiedziała - Poza tym, co ci zależy?
Yeri wzruszyła ramionami.
- Widzę, że chcesz go poznać, to przysługa, i jeszcze dostaniesz plecak.
Seulgi wyglądała na lekko przekonaną. Ale nadal zagryzała wargi i kusiło ją, aby ten jej ideał mężczyzny poszedł gdzieś w niepamięć, a ona uda się z Wendy wygrywać raidy w Pokemon Go tak jak zwykle.
Nadal jednak coś ją w tej sytuacji wołało, jakby to była okazja, która miała się już więcej nie powtórzyć. Coś w tym chłopaku wydawało się inne, niż we wszystkich innych, z którymi była. W tym jego przewracaniu się i kuleniu potem we wstydzie było coś, co przypominało Seulgi ją samą i stwierdziła, że potrafiliby znaleźć wspólny język.
Poza tym wyglądał naprawdę nieźle, więc chyba nie było minusów, jeżeli chodziło o pomysł Yeri. Jeszcze dostanie plecak zupełnie za darmo. To było proste.
- Cóż, nawet jak zrobię z siebie idiotkę i on ode mnie ucieknie, to przynajmniej dostanę plecak Gucci z moich marzeń - podsumowała to sobie i wzruszyła ramionami, ponieważ tak właściwie to, czemu by nie zagadać. To nie tak, że jej życie nie było już pasmem żenujących sytuacji. Zawsze można było podlać to, już ogromne drzewo, życiowych porażek.
Przypomniała sobie, jak Jungkook zerwał z nią przez esemesa i stwierdziła, że nic i tak się nie będzie z tym równać. Dosięgnęła już dna. Była doświadczonym przez wiele porażek, człowiekiem przegranym, życie już nie raz dało jej w kość, jest jego prawdziwym weteranem w wieku dziewiętnastu lat.
- Dobra - powiedziała, nagle zdeterminowana - Dobra, robię to, dobra
Yeri zachichotała, trochę złośliwie, ale Seulgi o to nie dbała. Ściągnęła bluzkę i wstała od ławki. Kilka osób się zaczęło patrzeć, ponieważ nikt tak naprawdę nie potrafił odwrócić wzroku, kiedy spoczął on na ciele Seulgi. Nawet Wendy, wciąż, chociaż widziała już je jakieś milion razy.
- No, ale jesteś seksi, teraz bierz go - powiedziała Yeri i zaczęła odżegnywać ją ręką, jak jakiegoś komara.
Seulgi trochę się rumieniła, ale to nie powstrzymało jej przed zapytaniem Yeri o różowy truskawkowy błyszczyk, który ta następnie wyciągnęła i własnoręcznie ją nim pomalowała.
Wendy wywróciła oczyma. Seulgi zaczęła poprawiać kucyk i rozczesała palcami grzywkę.
- Jak wyglądam? - zapytała.
- Ale bym cię schrupała - powiedziała Yeri i to chyba dodało jej odrobinę odwagi, ponieważ nagle się wyprostowała i uśmiechnęła - Leć.
Seulgi poleciała, Wendy podążała za nią wzrokiem, dopóki nie znalazła się na plaży. Wtedy potknęła się o jakiś parawan i wkrótce leżała, jak długa na piasku, jakieś pięć metrów od chłopaka swoich dzisiejszych marzeń, który jednak stał odwrócony i robił coś z deską, wyglądając nadal bardzo nieporęcznie.
- To by było dziwne, gdyby się nie przewróciła - powiedziała Wendy.
- To część jej charakteru - przyznała Yeri, kiwając głową.
Patrzyły, jak podnosi się, a potem kuca, kuląc się w fizycznej reakcji na tak ogromny poziom zażenowania, jaki jej umysł musiał odczuwać.
- Nie zagada - powiedziała Wendy ostatecznie, patrząc, jak szczątki odwagi, której Seulgi nie miała nigdy zbyt dużo, opadają wraz z piaskiem, który strzepywała ze swojego ciała i włosów.
- Zagada.
- Niemożliwe.
- Chcesz się założyć? - zapytała Yeri, zarzucając brwiami.
- O co? - zapytała Wendy, bo była niemal pewna swojej racji.
- Ta, która przegra wypełnia jedno wyzwanie od zwyciężczyni - powiedziała Yeri - Nieważne, jakie ono będzie.
Wendy spojrzała jeszcze raz na Seulgi, która już wstała, ale nadal szukała sensu życia w piasku albo w swoich stopach, wpatrując się w nie uporczywie. Wizja rozkazywania Yeri wydała jej się niezwykle ponętna, zwłaszcza że Yeri uwielbiała ją torturować i droczyć się z nią, zawsze, kiedy razem wychodziły. Zemsta była tym, czego Wendy chciała już od dawna.
- Umowa stoi - powiedziała, ponieważ to naprawdę była już sprawa stracona.
Yeri zaklaskała w dłonie niezwykle podekscytowana, obie odwróciły się w stronę Seulgi, z nową determinacją. Wendy miała nadzieję, że zaraz wróci i zacznie im narzekać, jaka to jest głupia. Tak działo się dość często. Raz, kiedy eks powiedział, że wysłał jej nudesa na konwersacji do swoich kolegów nerdów, z którymi razem grali w CS, płakała powtarzając, że "Jest głupia". Sytuacja, w jakiej się znajdywała teraz była nieporównywalnie lepsza, więc pewnie trochę się pośmieją i wszystko pójdzie w niepamięć. Potem może udadzą się na kolejkę górską w parku rozrywki, korzystając z nielegalnych biletów, które zawsze dawała im Sooyoung.
Wtedy jednak Seulgi jakby wzięła się w garść i "uroczy" chłopak akurat się odwrócił w jej stronę, więc pomachała mu nieśmiało. Wtedy Wendy wiedziała, że przegrała, ponieważ Seulgi była po prostu zbyt ładna, aby ktokolwiek mógł ją zignorować.
Więc widziała, jak chłopak nieśmiało jej odmachuje.
- To serio jest jakiś żart - powiedziała, patrząc się na Yeri, która uśmiechała się, jak sam szatan.
Była w tej chwili praktycznie zdana na jej łaskę i kiedy to zrozumiała przeszedł ją prawdziwy dreszcz, choć było jakieś trzydzieści stopni w cieniu i czuła pot, który spływał jej po ciele pod prześwitującą koszulką.
- No Son Seungwan, wygrałam - wytarła jej tym twarz, ponieważ mogła.
Wendy podniosła ręce w geście poddaństwa i spróbowała pogodzić się ze swoim losem. Gdyby wygrała z Yeri to byłoby tak niecodzienne, że pewnie świat by się jakoś zawiesił, bo to byłby jakiś błąd w systemie.
Spojrzała na Seulgi, która już teraz była pogrążona z nieznajomym w rozmowie.
- Zaczekamy na nią, prawda? - spytała z nadzieją Wendy, ale Yeri pokręciła głową.
- Nie? Kto wie ile będzie z nim tam siedzieć. Napisz jej, tylko żeby dała znać, jeżeli będzie umierała z nudów albo zacznie być dziwnie, przybędziemy wtedy z ratunkiem.
- Okej - westchnęła ciężko.
Yeri wstała i Wendy jej zazdrościła firankowatej sukienki w kwiatki, którą miała na sobie, ponieważ takie ubrania były najlepsze na tego rodzaju pogodę. Nie bawełniane bluzki i jeansowe szorty, które przyklejały się do ciała, jak druga skóra.
Bez zastanowienia ściągnęła bluzkę, odsłaniając górę o swojego różowego stroju kąpielowego. Yeri wyciągnęła w jej stronę rękę i kiedy Wendy podała jej swoją z ogromnym ubolewaniem, zaczęła ją ciągnąć w stronę przeciwną plaży.
- Chodź, idziemy na lody.
- A wyzwanie? - zapytała wstając i chowając bluzkę do plecaka Seulgi, który musiały ze sobą wziąć, ponieważ sama właścicielka nie była w tamtym momencie nim zbytnio zainteresowana.
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziała i Wendy nie lubiła, jak ona to sobie wszystko obmyśliła.
Szły po gorącym chodniku bez butów, na podobieństwo fakirów chodzących po rozżarzonych węglach. Sama Wendy stwierdziła, że topiący się asfalt jest gorszy niż jakikolwiek ogień, ale nie miała też zbyt porównania.
Lodziarnia nazywała się Zimzalabim, była to mała budka, którą obsługiwała bardzo ładna dziewczyna i jakiś chłopak, też bardzo ładny. Wendy myślała, że właściciele tego sklepu to ten rodzaj ludzi, którzy zatrudniają swoich pracowników, patrząc głównie na wygląd. To ci, u których ona zwykle nie miała szans, dlatego nigdy nawet nie próbowała. Raz była w sklepie z kawą w galerii handlowej na przedmieściach i kiedy zobaczyła, że pracują tam trzy białe i jasnowłose dziewczyny, z drobnymi twarzami, to stwierdziła, że nie ma co nawet zostawiać swojego podania. Nie była ani biała, ani jasnowłosa. Zamiast oddać dokumenty, zamówiła za drogą kawę, która była gorzka, nie ważne ile cukru do niej dosypała. Czuła się tamtego dnia, jak śmieć, dopóki nie wyszła z Seulgi wieczorem, bo wtedy jej humor znacznie się poprawił, kiedy usłyszała, że ona też nie dostała pracy. Przynajmniej nie była jedyną przegraną osobą na świecie.
Yeri zamiast do okienka, aby zamówić lody i już mieć to z głowy, pociągnęła ją na ławkę obok i nachyliła się nad nią, aby wyszeptać jej do ucha:
- Masz iść i zamówić nam lody, a potem zagadać do tej laski najgorszym tekstem na podryw, jaki przyjdzie ci do głowy.
Co było okrutne i podłe, nawet jak na Yeri. Wendy zmarszczyła brwi.
- Jesteś popieprzona.
- Wycofujesz się? - uniosła brwi.
Wendy załamała ręce i spojrzała w biały, plastikowy blat stolika.
- Nie - powiedziała słabo - Jasne, że nie.
- Dawaj, to będzie zabawne.
- Widziałaś ją? Ona wygląda, jak jakaś bogini, jak ja mam to zrobić?
- Właśnie, i tak nie miałaś u niej szans - Yeri odrzuciła włosy na plecy i się uśmiechnęła.
- Bardzo śmieszne.
- Przecież żartuję, dajesz Seungwan albo nie masz jaj.
Więc Son Seungwan wstała, aby udowodnić Yeri, że ma jaja. Chyba. Tak.
Poczuła się nagle niezwykle świadoma swojego ciała i tego, że nie ma na sobie bluzki. Sięgnęła po plecak Seulgi, ale Yeri szybko za niego chwyciła i pokręciła głową.
- Jest na to za gorąco.
- Wal się.
Ta zaśmiała się i klepnęła w kolano.
Wendy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, przekonując się, że to nie będzie najgłupsza rzecz, jaką zrobiła. I nie będzie to nawet najgorsza rzecz, do jakiej zmusiła ją Yeri. Kiedy otworzyła oczy była już gotowa.
Postawiła krok do przodu, Yeri zawiwatowała.
A potem poszła w stronę budki i prześlicznej dziewczyny, która już widziała, że się zbliża i miała zamiar ją obsłużyć. Wendy żywiła trochę nadzieję, że ten chłopak to zrobi i będzie miała dobrą wymówkę do zmiany wyzwania, ale nie, nawet los nie był po jej stronie.
- Witaj w lodziarni Zimzalabim, w czym mogę służyć? - powiedziała tamta z tak sztucznym uśmiechem, że kąciki ust jej zadrżały z wysiłku, aby go utrzymać.
Miała czerwonego kwiatka wplątanego w czarne niczym nie spięte włosy i białą sukienkę na ramionczka.
Wendy złożyła zamówienie, przeklinając się w duchu, bo sprawiała, że sytuacja jest jeszcze bardziej dziwna. Zmyliła ją, udając normalnego klienta, a zaraz wypali najgorszym tekstem, prosto z reddita. Patrzyła się na odsłonięte plecy dziewczyny przez chwilę, a potem popatrzyła się na chłopaka, który stał z boku i czyścił gofrownicę, ale kiedy zauważył jej spojrzenie, odwzajemnił je swoim. I chyba zauważył jakąś dziwną intencję w jej oczach, bo patrzył na nią zaintrygowany i miał chyba coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo:
- Hej, mała, niebo chyba będzie czyste tej nocy, bo wszystkie gwiazdy są w twoich oczach - wypaliła Wendy i chwyciła swój podbródek pomiędzy kciuk i palec wskazujący, puszczając oczko.
Były to te trzy sekundy, które z pewnością były potrzebne, aby zarejestrować słowa, które wystrzeliły z ust Wendy, jak z karabinu. Usłyszała tylko śmiech Yeri gdzieś z boku i ten chłopak też się śmiał, upuszczając ścierkę i łapiąc się za brzuch.
A dziewczyna, Wendy zauważyła, dziewczyna zarumieniła się prześlicznie i trzymała oba rożki drżącymi rękami, śmiejąc się krótko, ale jakby trochę spanikowana. A potem wypuściła jednego rożka i Wendy patrzyła, jak spada na ziemię.
Patrzyła się na Wendy ogromnymi oczyma, przerażona całym zajściem. Wendy poczuła się przez to fatalnie.
- Przepraszam, to było głupie, ja... - spojrzała na Yeri z nienawiścią - Przepraszam.
- Nie - odezwała się tamta - To ja przepraszam, upuściłam twojego rożka, zaraz zrobię kolejnego...
- Nie, nie trzeba, to i tak moja wina.
I było to tak strasznie niezręczne, że Wendy chciała umrzeć.
Miały chyba się jeszcze tak nawzajem przepraszać jakieś milion razy, ale nagle wcięła się Yeri:
- To zamówimy jeszcze dwa lody i może twoje imię, kwiatuszku - puściła oczko do tej dziewczyny, która już i bez tego wyglądała na niezwykle zażenowaną.
- A co ze mną? - odezwał się chłopak - Nie obchodzi was moje imię?
- Nie - odparła Yeri.
- Jestem Mingyu.
Popatrzyli na siebie oboje z ironicznymi uśmiechami.
- Chłopak Nayeon?
- Ta, ty jesteś dziewczyną Jihyo?
- Mhm.
Wendy popatrzyła na niego, ponieważ po raz pierwszy widziała chłopaka Nayeon na żywo.
- Miło poznać - podał im obu rękę.
Dziewczyna uśmiechała się jakoś tak nieśmiało, ale wreszcie nie było to sztuczne, albo przynjamniej Wendy tego nie zauważyła.
- Jestem Joohyun.
Yeri uśmiechnęła się na to szeroko.
- To jest Son Seungkwan - wskazała na Wendy - Ja jestem Kim Yerim. Ale mówią mi Yeri.
Joohyun powiedziała, że jest jej miło, a wtedy Yeri:
- Chwila... jesteś Bae Joohyun?
Ta pokiwała głową, zbita z tropu, a kiedy Yeri nie mówiła nic więcej, dopytała:
- Skąd wiesz?
- Mój przyjaciel miał na tobie kiedyś krasza - wyznała - Ale jak coś to cii.
- Junmyeon? - powiedziała tamta zupełnie nie pod wrażeniem - Chyba widziałam cię z nim parę razy.
- Wiedziałaś?
Joohyun pokiwała głową. Yeri tylko się zaśmiała.
- To jakie chcecie te lody?
- Miętowe z kawałkami czekolady - powiedziała Yeri - Obydwa.
Wendy prawie się skrzywiła, bo nie znosiła tych lodów o smaku pasty do zębów, ale nie chciała już robić więcej kłopotów, gdy zobaczyła, że Joohyun już odwróciła się, aby zrobić to o co poprosiła Yeri.
Wzięły lody, zapłaciły za wszystkie cztery i dały jeszcze dość duży napiwek, znaczy Yeri dała, bo ona miała pieniądze w przeciwieństwie do Wendy.
Odeszły od budki, mając tylko imię przepięknej dziewczyny. I Wendy tylko trochę czuła się zawiedziona, choć wiedziała, że nie może liczyć na nic więcej. Na co zresztą liczyła?
Przynajmniej miała z głowy to głupie wyzwanie. Yeri pociągnęła ją za rękę w kierunku deptaku i szły gdzieś, choć Wendy nie wiedziała gdzie, dopóki nie zapytała.
- Idziemy po Jihyo, bo zaraz kończy zmianę.
- Okej.
Po kilku minutach, zadzwoniła do Seulgi, która, o dziwo, odebrała.
- Gdzie jesteście? - zapytała.
- Idziemy po Jihyo.
- O, to zobaczę się tam z wami... - powiedziała, a potem: - Macie mój plecak?
- Ta.
- Jest raid za trzydzieści minut.
- To pójdziemy. Jihyo pewnie też będzie chciała.
- Okej.
I nic więcej nie powiedziała. Wendy wywróciła oczyma.
- Jak tam? - zapytała.
- Co?
- Jak tam z tym gościem surferem? Opowiadaj.
- Musiał szybko iść do domu, ale gra też w pokemony i mam go już w znajomych. Zaprosił mnie jutro na spacer... wiesz żeby razem wychodzić jajka i połapać Pokemony.
- Romantyczne...
- Prawda? To ideał - i miała ten rozmarzony ton, który wskazywał na to, że jest bezbrzeżnie pogrążona w uwielbieniu dla tego chłopaka - To jest naprawdę dobry początek, myślę, że to nie ten typ, którzy rzuca przez esemesa.
Wendy było trochę przykro, ponieważ poprzeczka u Seulgi była zawieszona tak nisko przez tych wsyzstkich frajerów, jakich spotkała w życiu.
- Nie, to ten, który rzuca przez Pokemon Go - powiedziała, trochę żartobliwie.
Seulgi nie zaśmiała się.
- Kurcze, mam nadzieję, że nie, bo serio... byłoby mi przykro.
Wendy westchnęła.
- Żartuję...
- Wiem, wiem... Ej, Seungwan chcesz z nami jutro wyjść? Bo on zabiera ze sobą dwóch przyjaciół, i przy okazji byś go może poznała i powiedziała czy znowu wybrałam jakiegoś palanta. Bo ja już dłużej nie wiem, a nie chcę...
- Spokojnie, pójdę z wami jasne. Wszystko będzie ok.
- Dobra, dzięki.
Wendy rozłączyła się i spojrzała na Yeri.
- I jak?
- Zaprosił ją jutro na Pokemon Go.
- Randka? - uniosła brwi.
- Chyba nie, bo ja też idę.
Na to Yeri się roześmiała, ale powiedziała:
- To chyba dobry znak.
- Tak myślisz?
- No, przynajmniej nie zaprosił jej od razu do swojego domu. Pamiętasz, jak to było z Danielem.
Wendy pokiwała na to głową.
Jihyo pracowała, jako ratwniczka na sąsiedniej plaży i kiedy Wendy i Yeri tam dotarły, ta już rozmawiała z Seulgi. Była z nimi też Lisa, która dzieliła z Seulgi to, że obie były eks dziewczynami Jungkooka, z którymi zerwał przez esemesa. Z tym, że Lisa mu za to skopała tyłek i nie straciła wiary w siebie, a Seulgi nadal myślała, że to w niej tkwi problem.
Poszły na raid, pomimo protestów Yeri, która chciała zaciągnąć Jihyo koniecznie do siebie do domu, ponieważ jej rodzice gotowali coś dobrego.
- Czemu nie zaprosisz nas wszystkich? - zapytała Wendy.
Yeri wywróciła oczyma.
- To jest czas dla mnie i dla mojej ciężko pracującej dziewczyny. I tak muszę się z wami zadawać cały dzień.
- Nie ma za co - powiedziała Seulgi.
- No masz rację, naprawdę, pech chciał, że Sooyoung też pracuje, a Taeyeon wyjechała już na studia. Zostałyście mi tylko wy. I wiecie nie narzekałabym nawet, gdybyście nie nauczyły jej - tu wskazała na Jihyo, gorączkowo stukającą swoim palcem wskazującym o ekran, aby zmusić swojego Snorlaxa do ataku - grać w tę grę, która powinna wyjść z mody dawno temu, podobnie, jak dabowanie i tiktok.
Nikt tak naprawdę nie słuchał. Wszystkie grały w Pokemon Go, Lisa dabowała z Bambamem i Minghao, a potem wrzuciali to na tiktoka, razem ze swoim dziwnym break dancem i innymi wygibasami.
Yeri była inna. Ale tylko ona była tą "cool laską", odkąd Taeyeon i Jinri wyjechały do lepszego miejsca, na studia.
- Okej, zaraz kończę i idziemy na kolację - powiedziała Jihyo - Tylko złapię tego Raikou.
Yeri chciała zapytać "złapiesz co?", ale nauczyła się już, że lepiej tego nie robić. Coś takiego zawsze odblokowywało jakieś dziwne dialogii, których nigdy nie chciała być częścią.
- Okej, okej.
Kiedy Yeri zabrała Jihyo do siebie, Wendy, Lisa i Seulgi włóczyły się trochę bez celu, spacerując tam i z powrotem wzdłuż plaży. Było już późne popołudnie i widziały, jak ludzie zbierają swojego rzeczy, aby pójść do domu, aby coś zjeść czy po prostu trochę odpocząć.
- I on ma na imię Wonwoo - mówiła Seulgi - Powiedział, że nie umie sufrować, ale próbuje się nauczyć, bo jego kolega umie i to wygląda fajnie.
Wendy zawiesiła rękę na ramieniu i Lisy, bo gadanie Seulgi o chłopakach zawsze ją trochę usypiało.
- Mówił też, że jest instruktorem w szkółce jeździeckiej i umie jeździć na koniach, bardzo dobrze. Powiedział, ze fajnie, że umiem trochę Taekwoondo, on sam ma kolegę z Chin, który zna Kung-Fu. Ogólnie zna fajne miejsce, gdzie można się przejechać białym wielbłądem, bardzo niedaleko. A jego drugi kolega jest wolontariuszem w zoo i załatwia darmowe wejściówki.
- Gość z jakimiś konkretnymi kontaktami - powiedziała Lisa.
- Zna się z Minghao i chłopakiem Nayeon. To, aż dziwne, że nigdy się nie widzieliśmy.
Wendy popatrzyła na nią.
- Ja dzisiaj wreszcie spotkałam chłopaka Nayeon na żywo, o i krasza Junmyeona. Bae Joohyun.
- Stara, kto nie zna Bae Joohyun - powiedziała Lisa - To jest krasz każdego chłopaka i dziewczyny na tej wyspie. Chodziła kiedyś z Jennie... Nawet Chaeyoung miała coś do niej. Ona jest, jak idealna dziewczyna, którą twoi rodzice chcą zobaczyć na obiedzie.
- To dziwne, że nigdy wcześniej o niej nie słyszałam?
Obie, Seulgi i Lisa pokiwały głowami.
- Okej, czyli serio jestem jakimś aspołecznym świrem.
W którymś momencie ich przechadzki, kiedy Wendy miała już coś mówić o tym, że takie chodzenie jest bez sensu, zadzwonił do niej Chanyeol i powiedział, że wszyscy idą na karaoke do parku rozrywki, bo Sooyoung przekonała kolesia, który wynajmuje sale, aby dał im wejściówkę.
Nawet nie wiedziała kim dokładnie byli wszyscy, o których mówił, ale zgodziła się natychmiast. Wendy uważała, że trzeba łapać każdą okazję, aby pośpiewać, zwłaszcza jeżeli to było za darmo.
- Jak ona to wszystko tak załatwia? - zastanowiła się głośno.
- Nie wiem, ale jest w tym dobra. Jest ktoś z tobą?
- Seulgi i Lisa.
- Weź je ze sobą, im więcej ludzi tym lepiej.
Wendy popatrzyła na nie i powiedziała, że idą na karaoke, a potem do telefonu:
- Będziemy za dwadzieścia minut.
Seulgi zaczęła narzekać, że miała dość wrażeń na jeden dzień i chciała iść do domu.
- Nie, idziemy pośpiewać razem tę jedną balladę z Goblina. Nie wycofasz się z tego.
I nie trzeba było wiecej, ponieważ Seulgi miała w zwyczaju łatwo się poddawać rządaniom innych.
Zmierzały do parku rozrywki, który świecił niemalże wszystkimi kolorami tęczy i wabił, uzależniając uszy od tej swojej dziwnej, trochę kiczowatej muzyki, jak z tych staromodnych festiwalów. Przechodziły obok budki z lodami, w której poznała Joohyun i pomimo tego, że barwność parady, do jakiej zaraz miała dołączyć ją wołała, ona zatrzymała się, kiedy zauważyła, że Joohyun zamkyka tylne drzwi do sklepu.
Zauważyła ja i skinęła na nią głową i Wendy poczuła się, jakby wygrała loterię, ponieważ to piękne istnienie zapamiętało ją i wiedziało o jej egzystencji.
- Zaraz do was dołączę - powiedziała Lisie i Seulgi, które odwróciły się do niej - Nie czekajcie.
Spojrzała jeszcze raz na Joohyun, która już wszystko zamknęła, ale wciąż na coś czekała. Wendy serce zaczęło bić szybciej. Czekała na nią.
One poszły, a ona odwróciła się do dziewczyny w białej sukience, wciąż z tym kwiatkiem we włosach, który nie powinien wyglądać, jakby do tego wszystkiego pasował, ale jakimś cudem właśnie to robił.
- Hej - powiedziała nieśmiało i uśmiechnęła się.
- Hej - odparła tamta z małym uśmiechem.
- Przerpaszam za to dzisiaj - zaczęła, ponieważ musiała to powiedzieć, aby nie stracić zmysłów - To było dziwne i nie na miejscu.
Na to Joohyun się zaśmiała.
- Nic się nie stało - powiedziała, a potem po chwili milczenia: - To było urocze.
Wendy parsknęła na to.
- Twoja mina mówiła co innego... wyglądałaś, jakbyś chciała się zapaść pod ziemię.
Joohyun nadal się uśmiechała. Bardzo lekko, tak, że naprawdę trudno powiedzieć czy to był uśmiech. A jednak właśnie tak Wendy widziała jej ekspresję.
- Wiedziałam, że Mingyu będzie sobie ze mnie stroił żarty przez resztę dnia - przyznała - Ale miło dostać taki komplement...
Wendy się uśmiechnęła.
- Pewnie... Każdy powie ci, że jesteś ładna.
- Tak, ale usłyszeć, że twoje oczy są piękne od uroczej i ładnej dziewczyny to zupełnie inne uczucie.
Wendy patrzyła na nią przez chwile nie wiedząc co powiedzieć. Ona też na nią patrzyła, a potem obie się roześmiały. Joohyun podniosła rękę do twarzy, aby zakryć swój uśmiech, który zdradzał się jednak w jej oczach.
- Ale są piękne.
- Twoje też, Seungwan.
I znowu obie się zaśmiały.
Wendy czuła, że mogła tak stać i uśmiechać się do niej przez jeszcze co najmniej kilka godzin, ponieważ było coś naprawdę dziwnego w powietrzu, w tym momencie bardziej niż wcześniej, gdy nie były same.
Ale czar powoli stracił swoją moc, a do uszu Wendy dobiegła muzyka z parku rozrywki, gdzie miała śpiewać karaoke.
Odwróciła się na chwile, tracąc z widoku oczy Joohyun. Już na siebie nie patrzyły. Kiedy ponownie na nią spojrzała na jej twarzy było już coś innego. Bardziej obcego.
- Muszę iść... - wydukała - ... może... może chcesz dołączyć do nas na karaoke.
Joohyun pokręciła głową i uśmiechnęła się.
- Nie umiem śpiewać - powiedziała cicho.
Wendy nadal nie szła, choć powiedziała, że musi, więc to Joohyun przerwała ciszę:
- Będę już wracać do domu.
- Okej... Do zobaczenia...? - nie lubiła, jak bardzo to musiało być widać, że miała na to nadzieję.
Joohyun pomachała jej, wyciągając czerwonego kwiatka z włosów.
- Pa pa, Seungwan.
- Pa, Joohyun.
that was lame af
przepraszam czy coś, ale jednocześnie nie, bo będzie więcej, huhu, super
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top