19 (rozterki)
Śniadanie minęło w wspaniałej atmosferze, patrzyłam na chłopaków i czułam jakby byli moją rodziną, jakbym należała od dawna do ich świata, czułam jakąś nie wytłumaczalną więź, jakieś takie połączenie, czułam że mogłabym każdego dnia spożywać z nimi posiłki, spędzać z nimi każdą chwile, patrzeć jak Claus rośnie, każdego dnia widzieć jego uśmiech i słyszeć jego radosny śmiech, każdego dnia przekomarzać się z Damonem, prowadzić z nim ciekawe rozmowy, patrzeć na jego przystojną sylwetkę, na te włosy w nieładzie, słyszeć jego głos, muc zobaczyć jego oczy. Nie nie nie o czym ja w ogóle myślę, czy ja postradałam już zmysły? Po co o nim myślę, przecież ja mam Gabrysia, od dziecka moje serce należy tylko do niego, tak było, jest i będzie, nawet jeśli jeszcze go nie odnalazłam, ale zrobię to
Wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia ze stołu
- Daj pomogę ci - Damon też się podniósł
- Nie dziękuję, poradzę sobie - odparłam nie patrząc na niego
- Coś sie stało? - zapytał zbity z tropu, nie dziwiłam mu się, w końcu chwile temu jeszcze z nim rozmawiałam i żartowałam, a teraz nawet na niego nie patrzyłam, musiałam się ogarnąć, bo przecież to nie była jego wina że ja się tak miotałam, on nie mógł wiedzieć co dzieje się w moim sercu i głowie
- Wybacz, miałam kiepską noc, śniły mi się jakieś koszmary, i właśnie chyba chwyta mnie gigantyczne zmęczenie - uśmiechnęłam się lekko
Brawo Eleno, to już twoje drugie kłamstwo tego ranka, wyrabiasz się, nie ma co - pomyślałam
- To w takim razie idź odpocznij, my z Clausem tu ogarniemy
- Ale tak nie można, ty też masz za sobą trudne chwile, po za tym ty robiłeś śniadanie, ja sobie poradzę, weź syna i idźcie do pokoju mojego brata, on tam ma jakieś gry i puzzle, ja tu posprzątam a przed pójściem do pokoju zajrzę do twojego brata, jeśli będzie czegoś potrzebował podam mu, lub zawołam ciebie
- No dobrze, dziękuję ci za wszystko, nie poradziłbym sobie sam
- Nie ma za co, cieszę się że mogłam wam pomóc
- Spełniłaś pierwszy dobry uczynek świąteczny
- Jak już to drugi - zaśmiałam się
- Jak to, to co było pierwszym?
- Znalazłam wymarzonego kota dla przyjaciółki
- O to pięknie, jeszcze jeden dobry uczynek i spełni się twoje największe marzenie
- Co, jak to? - zapytałam zaskoczona
- No moja mama tak zawsze mówiła
- To teraz już nie mówi?
- Teraz już nie - posmutniał a ja nie wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam wypytywać, gdyby chciał sam by powiedział prawda?
- Chodź kochanie, pobawimy się, śnieżynka odpocznie, a jak wujek wstanie to do niego pójdziemy, zgoda?
- Tak tato! - krzyknął i wskoczył mu na ręce, Claus uśmiechnął się jeszcze do mnie, po czym oboje zniknęli, a ja opadłam na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach, i próbowałam oszukać samą siebie, że nic nie zaczynam czuć do Damona, ale prawda była taka że zaczynałam i to przerażało mnie podwójnie
Po pierwsze, nie chciałam pokochać nikogo kto nie jest Gabrysiem, a po drugie, wydawało mi się że to chore, by zakochać się w kimś, w niecałe dwa dni, a jednak to się działo, więc wychodziło na to że jestem chora
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top