Prolog

Byłaś taka piękna.
Ale byłaś także pusta, zepsuta.
Powinnaś się cieszyć że nie będziesz już zabierać tlenu innym ludziom na tej planecie.
Przez całe życie byłaś tylko pasożytem i pewnie uszłoby ci to na sucho gdybym ja nie patrzył.
Patrzyłem cały czas - kiedy ćpałaś w tajemnicy przed chłopakiem, kiedy go zdradziłaś, kiedy od razu po porodzie zabiłaś swoje dziecko bo uznałaś że jego życie jest za mało warte.
Uniknęłaś więzienia bo twój chłopak był kimś wpływowym i też nie chciał mieć dziecka - jego kara też się odbędzie, lecz nie teraz.
Twoje kłamstwa psuły ludzi i życia, dostałaś w ręce sznurki aby służyć, a nie psuć.
Miałaś za to piękne oczy.
To one widziały jak zabiłaś swojego ojca, jak wydrapałaś oczy chłopakowi który zaczepił cię w parku, a ty uznałaś że wyglada podejrzanie.
Nawet nie wiesz ile przyjemności miałem, gdy podszedłem do ciebie od tylu i wbiłem igłę w twoje miękkie ciało, chwyciłem cię za splamione krwią dłonie i zaciągnąłem do samochodu.
Jeszcze żyjesz, twoje serce walczy, ale nawet gdyby cię uratowali, nie przeżyłabyś doby.
Ilośc antybiotyków jakie ci podałem, zniszczyła twoją wątrobę i nerki.
Te piękne oczy powoli gasną, widzę to, a z każdym wolniejszym i cięższym wdechem moje serce bardziej się raduje.
Znajdą cię zimą, gdy lód skuje twoje ciało.
Chwytam jej ręce i przerzucam za burtę łódki. Czuje mimowolną ekscytacje która wstępuje na miejsce wściekłości.
W końcu dostaniesz, na co zasłużyłaś.

~ Detektyw

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top