Wieczorek Panieński # 40
Kiedy ogłosiliśmy z Emmettem zaręczyny wybuchła burza imieniem Alice. Dziewczyna oszalała na punkcie organizacji ślubu i wesela. Ja nie chciałam tego tak pośpieszać. Bałam się. Nie chcę, by ktoś mnie źle ocenił, ale raz już byłam gotowa na ten wielki dzień i omal nie przypłaciłam tego życiem. Emmett też nie był gotowy tak jak tego chciałam. Denerwował się. Stawał niepostrzeżny. Kiedy Alice ogłosiła wszystkim obecnym, że mój ślub odbędzie się jutro myślałam, że upadnę. Emmett także nie wiedział jak się zachować. Był przerażony. Poczułam to, bo napiął wszystkie mięśnie. Zawsze tak miał, gdy coś go przerażało, czyli... Niezbyt często.
Chciałam powiedzieć Al, że to może być odrobinę za szybko, ale Edward mnie wyprzedził. -
Skąd ten pośpiech? Przecież wieczność mają tak? - zapytał prawdopodobnie słuchając myśli moich i Emmetta- A na co mają czekać? Aż się rozmyślą? - zapytała nagle. Nie chciałam się rozmyślić. Niby dlaczego miałabym zrezygnować z bycia z Emmettem? Kochałam go. Oddałabym życie. Jednak gdybym miała zrezygnować to po co mi ślub? - No dobrze pani wszechwiedząca skąd znajdziesz księdza? - zapytał wkurzony Edward - Jasper zna księdza, który jest wampirem - odparła, a mnie zatkało. Lepiej kwestii wiary nie obgadywać przy Edzie. - Ksiądz wampirem? Tego jeszcze nie było? Jak istota potępiona może wielbić Boga? - zapytał i się zaczęło. - Wiary nie można od tak się pozbyć Edwardzie? Są wampiry, które wierzą, że będąc nieśmiertelnymi zostali wybrańcami Pana- odezwał się Carlisle. To było ciekawe. Ktoś wie dlaczego my myślimy inaczej?
Edward oburzył się i spojrzał na Carlisla - Wampiry zabijają ludzi - stwierdził, a ja czułam jego gniew, który rósł z każdą sekundą. Ed wierzył, że jest potępiony. Sam siebie biczował, zamiast zaakceptować to kim się stał. Zawsze tak miał. - Nie wszystkie jak widać - stwierdziła nagle Alice. Zrozumiałam, że Edward nie ma ochoty na takie rozmowy. Lekko zmarszczył brwi, to był taki maleńki znak, że coś mu nie odpowiada - No dobra może zakończmy tą głupią rozmowę na temat religii - uciął, a ja w myślach triumfowałam, bo moja intuicja była niezawodna- Skąd wiecie, że ten cały ksiądz się zgodzi? - zapytał, a wtedy do salonu wbiegł Jasper - Załatwione, właśnie rozmawiałem z pastorem i ślub może się odbyć po jutrze - odparł blondyn.
Nie mogłam uwierzyć z jakim zaangażowaniem chciał pomóc mi i Emmettowi Jasper. Nigdy nawet się nie odzywał, a teraz był uśmiechnięty i podobało mi się to. Skoro tyle osób w rodzinie żyło już tylko tym wielkim dniem, nie mogłam stchórzyć. Wszystkich bym rozczarowała nawet samą siebie. Zbliżyłam się do Emmetta i szepnęłam mu na ucho - Choć do mnie do pokoju, musimy porozmawiać - Emmett skinął głową i sekundę później siedzieliśmy w moim pokoju - Kochasz mnie? - zapytałam, bo chciałam to usłyszeć - Oczywiście, że tak, co to za pytanie Rose? - zapytał, a ja nie odpowiedziałam tylko od razu usiadłam na jego kolanach i mocno pocałowałam. - To zróbmy tak jak chce Alice, pobierzmy się już jutro - poprosiłam wciąż trzymając się jego jak skały. - To znaczy, że ty chcesz? - zapytał mnie nagle zaskoczony - A ty nie? - zapytałam widząc jego zagubiony wyraz twarzy. - Jasne, ale... Nie lubię publiki, a tam będzie tyle wampirów, widziałaś listę gości? Nikogo prócz naszej rodziny nie znam - odparł Emmett, a ja dopiero teraz zrozumiałam jego zdenerwowanie. Nie lubił, gdy dużo osób się na niego patrzyło, a na naszym ślubie miało być ich mnóstwo. - Poproszę Jaspera, by kontrolował twoje emocje - zaproponowałam, a on pomyślał chwilę i zgodził się. - Więc jak? - zapytałam- Zostaniesz jutro moim mężem? - spojrzał mi w oczy i po prostu pocałował. - Uznam to za tak - szepnęłam, a on rzucił mnie na poduszki i zaczął całować. Kiedy zaczął rozpinać moje spodnie wróciłam do pozycji siedzącej i pomachałam mu przed nosem wskazującym palcem - A a a a... Takie coś mój drogi dopiero po ślubie - odparłam, a on zaśmiał się słodko. Zeskoczyłam z łóżka i ruszyłam na dół. - Co tam Jazz? Gdzie Edward? - zapytałam, a on westchnął i wskazał na odjeżdżający z przed domu samochód. - Alice wzięła go na zakupy - powiedział, a Emmett, aż usiadł na kanapie. - Biedny Edziu - stwierdził i wiedziałam, że ma rację. - Mam nadzieję, że wrócą do jutra - odparłam.
Czekaliśmy na powrót szalonej Al aż do wieczora. Chłopaki zaczęli wierzyć już, że faktycznie ukatrupiła Edwarda. Jednak gorsze było to, jak wróciła. Edward zaczął wchodzić na górę po schodach, a Emmett wybiegł do niego i go uściskał, jakby ten był na wojnie, a nie kupował ubranie. Alice zmierzając w moją stronę mówiła coś tam, że faceci nigdy nie dorosną. Zaśmiałam się cicho. Potem poszłyśmy do pokoju Al i tam zobaczyłam niewyobrażalnie piękną suknię ślubną. - Boże Alice, ona jest idealna- pisnęłam nie mogąc oprzeć się pokusie, by dotknąć materiału tego cudeńka. Była zarazem śliska i miękka. Jak jedwab i aksamit w jednym. Po prostu cudowna. - Przymierz- zaproponowała, a ja spojrzałam na nią uśmiechnęłam się promiennie. - Mogę? - zapytałam nie mogąc uwierzyć, że wezmę w niej ślub. - No raczej... Przecież jest twoja - odezwała się Alice z rozbawieniem w głosie. Kiedy ubrałam suknię i buty, które Al także dla mnie przygotowała pokazałam się jej, a ona podskoczyła jak mała dziewczynka i zachichotała słodziutko. - Ślicznie - odparła, a ja znowu się uśmiechnęłam. - Zdejmij zanim Emmett tu wparuje - poprosiła, a ja pośpiesznie wróciłam za parawan. Suknia na powrót zawisła na wieszaku, a my poszłyśmy do salonu, gdzie miałam wybrać kwiaty do bukieciku, który będę trzymać. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a Emmett wcale nie przestał się denerwować, jednak widziałam w jego oczach radość, a nie niepewność jak przedtem. - Czas na wieczór kawalerski - odparł Edward, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Jasper uśmiechnął się i objął Emmetta ramieniem. - No, co racja to racja - odezwał się, a ja wybierając jeden z kwiatków odparłam - Tylko mi go oddajcie do rana - uśmiechnęłam się, a oni rozpromienili się nieco- Bez obaw, będzie w dobrych rękach - odezwał się Jazz, a Edward puścił mi oczko i chwytając wraz z Jasperem Emmetta pod ramię wyciągnęli go z domu. - No to co, wybrałaś? - zapytała Al, a ja skinęłam głową - Super to idź się przebrać - odparła- przebrać? Po co? - Zrobimy ci wieczorek panieński - odparła nagle Esme wchodząc do salonu. - A właściwie czemu Carlisle nie poszedł z chłopakami? - zapytałam zaciekawiona- Nocny dyżur w szpitalu - odparła Esme - Pracoholik - stwierdziła Alice i Esme zaśmiała się. - No leć się ubrać - odparła Alice.
Wbiegłam do swojego pokoju i ubrałam swoją nową sukienkę, której jeszcze nie pokazałam nawet Emmettowi, żeby nie mówił, że znowu wydaję pieniądze na ciuchy. Poprawiłam włosy, włożyłam szpilki i ruszyłam na dół. Alice zmierzyła mnie od góry do dołu - No kochana, w tej kiecce poderwiesz nawet milionera- odparła, a ja się zaśmiałam. - Ja już mam swojego milionera - odparłam i ruszyłyśmy do wyjścia. Esme zarezerwowała miejsca w jakimś nocnym klubie o nazwie,, Temptation ". Ciekawiło mnie to, co mogę tam zobaczyć. Stanęłyśmy wraz z mnóstwem innych kobiet pod samą sceną, a zza kulis wyłonili się panowie. Mieli na sobie dopasowane garnitury i ciemne okulary. Rozbrzmiała szybka muzyka, a oni zaczęli tańczyć. Po chwili ich marynarki były już rozpięte, a kilka chwil później leżały na parkiecie. Zaczęli rozpinać koszule, a ja zapiszczałam jak reszta pań zasłaniając usta dłonią zawstydzona. Koszule wylądowały na parkiecie. Nagie torsy mężczyzn były jak wykute z żelaza. Jeden z tańczących uklęknął przy mnie i spojrzał w oczy. Miał krótkie blond włosy i błękitne oczy. Wiele pań szeptało do siebie, że jest boski, ja jednak miałam inny gust. Mój Em był dla mnie ideałem. Mężczyzna ruchem ręki zaprosił mnie na parkiet. Zaśmiałam się i spojrzałam na Alice i Esme.
Skinęły głowami z uśmiechem, a ja podając rękę tancerzowi weszłam na parkiet. Mężczyzna objął mnie w pasie i przyciągnął mocno do siebie, a potem zaczął się tak poruszać, że gdybym nie była wampirem to teraz czerwieniłabym się jak burak. Żeby nie stać jak kołek zaczęłam tańczyć tak jak on. Kobiety piszczały, a tancerze krążyli wokół mnie jak sępy. - Jestem Nathan - szepnął mi do ucha blondyn.- Rosalie - odparłam próbując przekrzyczeć muzykę
- Może umówimy się jutro mała? - zapytał, a ja zaśmiałam się - Przykro mi, ale jutro biorę ślub - odparłam szczerze co ewidentnie go zatkało. Potem odsunęłam się od niego i zeszłam z gracją ze sceny. - Zadowolona?! - zapytała Alice, a ja śmiejąc się skinęłam głową. - Cieszę się, wracamy? Esme chyba przesadziła z alko - odparła Alice, a ja skinęłam głową i biorąc wraz z Al mamę pod ramię wyszłyśmy z klubu. Nawet nie wiem kiedy zleciało nam do trzeciej nad ranem. Esme nieco wytrzeźwiała, ale nie na tyle, by Carlisle tego nie zauważył. Kiedy weszłyśmy do domu ojczulek czytał książkę. Chłopaków jeszcze nie było. - Skarbie... Nie uwierzysz jakie cudowne miejsce znalazłam- wybełkotała Esme i już leciała z nóg, ale Carlisle od razu był przy niej i trzymał ją mocno patrząc na nią z rozbawieniem. Ona dotknęła jego policzka i westchnęła - Ale takiego pięknego egzemplarza nie widziałam, mógłbyś tak tańczyć bez koszuli i na pewno wyglądałbyś sto razy lepiej - odparła, a ja z zażenowaniem położyłam dłoń na czole i spuściłam nieco głowę. - Nie pytaj - odparłam tylko, a Carlisle zaśmiał się i biorąc Esme na ręce ruszył w stronę sypialni. Stałam tak chwilę patrząc na nich, a potem uśmiechnęłam się i ruszyłam do swojego pokoju. To się nazywa wieczorek panieński, nie ma co.
# Od Autorki
Sorry, że tak długo to trwało, ale po prostu rozdział jest jak na mnie na maksa długi no i nie mogłam go skończyć
Jak się podoba?
Dacie gwiazdkę i komentarz?
Pozdrawiam serdecznie
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top