O jak przykro #51
Siedziałam na dole i znudzona czekałam na Alice. Nie no ile można ubierać jedną bluzkę, litości. Carlisle rozmawiał o czymś z Esme. Najpewniej wybierał się z nią na polowanie, bo widziałam z daleka jej coraz bardziej czarne oczy. Carlisle wciąż miał lekko złote, ale był lekarzem, więc żywił się dużo częściej.
Usłyszałam szybko kroki na schodach i z nadzieją spojrzałam czy to aby nie moja siostra, jednak do drzwi właśnie pędził nie kto inny jak Ed. Carlisle zatrzymał go nim ten na dobre przekroczył próg domu.
-Edwardzie ty dziś nie idziesz do szkoły, wraz ze mną, Esme i Emmettem pójdziesz na polowanie- odparł. Trochę nie spodobał mi się fakt, że znów nie będzie przy mnie Emmetta, ale mina Edwarda zrekompensowała mi chyba wszystko.
-A Emmett po co?-zapytał zirytowany. Chyba ktoś go zdenerwował. No, a był taki pewny, że z Emciem da sobie bez problemu radę.
-Żeby dać ci trochę braterskiej miłości pochmurniaku-odparł Emmett z całej siły uderzając dłonią w jego ramię. To musiało zaboleć. Ach ten mój mięśniak. Edward wyglądał przy nich jak naburmuszone dziecko. No i nic dziwnego. Nie będzie mógł przecież pójść do tej swojej żywej zabaweczki. Nie żebym była wredna, ale jakoś nie wierzyłam w miłość między tym dwojgiem. Nie ta uroda i nie ta klasa, oczywiście mam na myśli styl. Bella była zbyt prosta. Przecież Ed nigdy nie bawił się w prostotę. Jedyne co może mieć wyjątkowego w sobie ta dziewczyna to talent pakowania się w kłopoty no i fakt, że Ed nie ma dostępu do jej myśli. Swoją drogą, gdybym całe życie znała wszystkie myśli innych to każda istota, która byłaby odizolowana od mojego daru stała by się dla mnie interesująca.
Z rozbawieniem patrzyłam jak Ed skwaszony biegnie za resztą w stronę lasu. Spojrzałam w górę schodów. Mojej siostry jak nie ma tak nie było. Tak samo jak Jaspera.
-Ej kochasie!! Jak chcecie się bzykać to może jednak zrobicie to po szkole. Za minutę widzę was w samochodzie, a jak nie to pójdziecie pieszo!- ostrzegłam i ruszyłam do samochodu Emmetta. Jakoś nigdy wcześniej go nie prowadziłam, więc zdziwiło mnie to, że Em je zostawił. Od tak.
Tuż za mną z domu wybiegł Jasper i jego mała dziewczyna. W pośpiechu wyrwał mi kluczyki z rąk.
-Hej...!!!-warknęłam.
-Przykro mi siostro, ale ja prowadzę, dałem słowo Emmettowi- odparł Jazz najwyraźniej nie bojąc się mojego gniewu.
Obrażona usiadłam na tylnym siedzeniu i uznałam, że teraz jakoś to przełknę, ale przyjdzie czas, że jeszcze mnie popamiętają.
W pewnym momencie żałowałam, że sama nie poszłam polować. Zamiast cudownego biegania po wysokich partiach lasu pozostało mi ślęczenie na biologii i innych głupich lekcjach.
Czy mogło być jeszcze gorzej? Raczej nie.
W tym samym momencie odwróciła się w moją stronę Alice
-Hej Rose, po szkole jedziemy na zakupy do galerii. Kupimy ci jakieś ładne sukienki i buty- odparła z entuzjazmem Al. Zrezygnowana spojrzałam w mijany przez nas szybko krajobraz. Mdły i szary jak zawsze. Myliłam się i to bardzo. Owszem. Może być jeszcze gorzej.
Na wszystkich lekcjach przetrwałam nie zabijając przypadkowo jakichś kretynów chcących skorzystać z okazji, że nie ma ze mną Emmetta. Wiedziałam, że to nie koniec mojej katorgi dzisiejszego dnia.
Kiedy wyszłam po lekcjach przed szkołę zmierzając wrost na parking Alice w najlepsze całowała się z Jasperem.
-Błagam nie róbcie tego na moich oczach, będę miała koszmary. Fuj- odparłam wzdrygając się sztucznie.
Al i Jazz tylko przewrócili oczami i wsiedli do auta. Podążyłam za nimi i po dziesieciu minutach byliśmy w galerii. Zaczął się trudniejszy etap mojego i tak niezbyt ciekawego dnia.
Po czterech godzinach w samochodzie miałam problem, by znaleźć wolny kawałek miejsca. Wszędzie były pakunki z zakupionymi ciuchami. Sukienki, spódniczki, koszule, spodnie, buty. Dla każdego coś innego.
Mimo, iż byłam wampirem poczułam się zmęczona. Zaraz za naszymi plecami zamknięto galerię. Świetnie. Jak zawsze. Nic się nie zmieniło. Siedzieć w galerii, aż do zamknięcia. Normalnie tylko o tym marzyłam. Na szczęście jechaliśmy już do domu.
-Rose, a może jakąś dyskoteka po drodze?-zapytała mnie mała, a ja spojrzałam na nią chyba tak samo jak Jasper.
-Nie przeginaj Al- odparłam ostrzegawczo.
-No dobra już dobra, na dyskotekę pojedziemy jutro- odparła z promiennym uśmiechem na twarzy wcale nie słysząc mojego jęknięcia i jęknięcia Jaspera.
Niech oni już wracają...
#Od Autorki
Kolejny rozdział. Specjalnie dla tych co to wciąż pytali kiedy next.
Myślę, że rozdział jest ok.
Ale wolę wasze opinie.
Tak więc komentarze i gwiazdki uprzejmie proszę pozostawiać tam na dole, o gdzieś tam
⏬⏬
⏬⏬
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top