Człowiek w naszym domu #63

Kiedy wróciłam wraz z Emmettem z nad rzeki zobaczyłam rozanieloną Alice i całkiem wesołych rodziców.

-Co jest grane?-zapytałam widząc jak Al biega i zmienia kwiaty w wazonach, a także tam gdzie trzeba wyciera kurze.

-Bella przyjdzie dzisiaj do nas- odparła z uśmiechem na ustach.

-Co?!-krzyknęliśmy jednocześnie z Emmettem.

-No o co wam chodzi, przecież wiecie, że Ed z nią jest. Chce, by nas osobiście poznała- wyjaśniła od tak Al nie myśląc o zagrożeniu jakim jest wpuszczenie tu człowieka.

-Ja się na to nie piszę- odparłam poważnie.

-Rose znowu zaczynasz?-zapytała Alice, a ku mojemu zaskoczeniu odezwał się także Emmett.

-Wybacz Al, ale w tym przypadku muszę się zgodzić z Rose. To szaleństwo i nieodpowiedzialność ze strony Edwarda, by prowadzić ludzką dziewczynę do domu pełnego wampirów. Nie rozumiem jak tak stary facet jak on może postępować tak nierozsądnie, a raczej głupio- odparł.

-Dokładnie, Al pomyśl. Jak coś jej się tutaj stanie kogo pierwszego obwiniać zaczną ludzie? Mało mamy kłopotów z wilkami? -zapytałam patrząc na nią rozgniewana i jednocześnie zaniepokojona.

-No proszę, a ja byłam pewna, że posiadanie wizji należy wyłącznie do mnie, a tu proszę, taka niespodzianka- odparła Alice widocznie zdenerwowana.

-Wiesz co siostro, róbcie co chcecie, ale jeszcze przypomnę ci moje słowa, kiedy ona zginie- odparłam i łapiąc Emmetta za rękę ruszyłam do wyjścia. Czując jak on ściska moją dłoń czułam się bardziej pewna siebie. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz delikatnie wyjrzało słońce. Spojrzałam na Emmetta i przez chwilę podziwiałam jak pięknie iskrzy się jego skóra. Niczym kryształki i diamenty. Musnęłam palcami jego policzek, a on obdarzył mnie w nagrodę promiennym uśmiechem.

-Napisałem do Edka smsa, ale chyba mu się nie spodoba- odparł nagle, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

- Co napisałeś?-zapytałam zaciekawiona.

-To co myślę, czyli to, że jest idiotą i naraża tą biedną i nieświadomą niczego dziewczynę na niebezpieczeństwo jakie wiąże się z nami i nie patrz tak na mnie, jakbym mówił w innym języku- zwrócił mi uwagę, a ja uśmiechnęłam się do niego słodko- Tak właśnie uważam. Możesz nie lubić tej Belli, ale ja nic do niej nie mam, za to Edward mając tyle lat, powinnien być dużo bardziej ostrożny. To przecież tylko nastolatka, a my jesteśmy starzy. Powinniśmy kategorycznie wybić mu to wszystko z głowy zanim będzie za późno- odparł zbulwersowany.

-Zgadzam się z Tobą całkowicie. Jednak nic nie możemy już zrobić. Jedyne co przychodzi mi do głowy to spędzenie tego dnia we dwoje w wysokich partiach lasu leżąc wśród mchu i wysłuchując się w śpiew ptaków, co ty na to?-zapytałam, a on posłał mi swój uwodzicielski uśmiech.

-Dodałbym trochę pikanterii, ale skoro chcesz trochę romantyzmu, proszę bardzo- odparł i jednym ruchem poderwał mnie z ziemi ruszając biegiem wgłąb lasu. Mijaliśmy wszystko w takim tempie, że w pewnej chwili mimo ostrego wzroku traciłam rezon. Emmett trzymał mnie naprawdę mocno. Kiedy znaleźliśmy się na naszej ulubionej polanie słońce znów wyjrzało zza chmur. Emmett wyjął z kieszeni telefon i po kilku kliknięciach ciszę przerwał dźwięk muzyki. Tango. Dobrze znałam ten utwór. Ikuko Kawai- El Choclo.

-Co ty robisz?-zapytałam, a on uśmiechnął się zadziornie.

-Pamiętasz jak tańczyliśmy często do tej melodii?-zapytał z lekką nostalgią.

-Nie była tak nowoczesna jak teraz, ale wciąż jest piękna- stwierdziłam, a on położył telefon na pniu i skłonił się niczym książę.

-Mogę panią prosić do tańca?-zapytał, a ja zaśmiałam się i po chwili wirowaliśmy na łące niczym profesjonalni tancerze, którymi spokojnie mogliśmy zostać po tylu latach.

-Potrafisz poprawić humor kobiecie- odparłam wtulając się w jego ramiona.

-Tylko tej jedynej, ma petite- odparł, a ja przypomniałam sobie jak on pięknie mówi po francusku. Dawniej, gdy jeszcze nie byliśmy małżeństwem często słyszałam od niego komplementy w języku francuskim.

Westchnęłam i wykonałam kolejny krok w tangu opierając moje kolano na wysokości jego uda. On chwycił moją nogę właśnie w udzie i pociągnął nas w tył jak przystało na partnera w erotycznym tańcu miłości jakim było dla nas tango.

-Pamiętasz jak tańczyliśmy razem na balu maskowym? Wszyscy podziwiali twoje nogi- odparł, a ja się zaśmiałam.

-Chyba raczej twoje muskuły, przecież tanczyłeś bez koszulki- odparłam, a on doskoczył do mnie w kolejnym tanecznym kroku i objął dłońmi w pasie, a ja uwiesiłam mu się na szyi.

-Kocham Cię jak wariat- odparł, a ja przybliżyłam się jeszcze bardziej.

-Może potrzebna ci terapia?-zapytałam drocząc się trochę.

-Myślę, że mogę żyć z tą chorobą. Może kiedyś napiszę książkę?-mruknął, a ja zachichotałam.

-Kocham Cię ty mój szaleńcu- odparłam i musnęłam ustami jego usta.

-Jestem uzależniony od dotyku twoich ust aniele- szepnął dotykając delikatnie margami mojego ucha. Zadrżałam z podniecenia.

-Więc muszę zostać twoim dilerem. Dawka musi być odpowiednia do ciała- stwierdziłam z uśmiechem i zaczęłam całować go po szyi, policzkach, aż znów spotkałam na swojej drodze jego spragnione pocałunku usta.

-A co z Bellą?-zapytałam cicho, gdy leżąc z nim na mchu całował mnie wzdłuż linii dekoltu.

-Pal licho, niech ją nawet zagryzą. Nic mnie już nie ruszy, nawet człowiek w naszym domu -odparł i znów zaczęliśmy się bawić w najlepsze.

-Hmm...-Mruknęłam, gdy dochodził z pocałunkami coraz niżej drażniąc najczulsze punkty na moim ciele- Może i masz rację...skoro heh...to ja mam i tak być ta hmmm...zła- odparłam nie mogąc się skupić na myśleniu. W końcu Emmett przyłożył palec do moich ust.

-Rozluźnij się i przestań przez chwilę myśleć o czymś innym. Skup się na nas aniele- szepnął i zatopił kły w mojej szyi. Rozległ się odgłos niczym pękanie marmuru, a potem poczułam niezwykłą rozkosz. Wiedziałam, że Emmett ogląda właśnie moje wspomnienia i zapragnęłam tego samego, ale było mi tak dobrze, że nie chciałam się nawet poruszyć. Dopiero, gdy odsunął usta od mojej szyi skorzystałam z tego i wbiłam moje zęby w jego ramię. Poczułam delikatny smak krwi. Niczym namiastkę prawdziwej jej esencji, a potem zalały mnie obrazy jego wspomnień związanych ze mną.

Westchnęłam pozwalając sobie na szybką retrospekcję. Obrazy szybko się rozmyły, a ja odsunęłam się od niego z uśmiechem. Gdybyśmy pili ludzką krew doznania byłyby znacznie lepsze. Obrazy przedstawiające wspomnienia były widoczne dla zwykłych wampirów, ale od Alice wiedziałam, że w jej przypadku i Jaspera obrazy nawet się nie pojawiają. Dar zajmuje zbyt wiele z magicznych komórek ich krwi i nie ma już miejsca na projekcję wspomnień.

Dzięki temu czułam, że jesteśmy w pełnym sensie wyróżnieni mogąc czasem odczuwać tak silne i cudowne impulsy. Dzięki nim nie musieliśmy zbyt wiele mówić. Rozmowa nigdy nie była potrzebna. Rozumieliśmy się od razu, gdy spotykały się nasze spojrzenia.

-Jesteś moim szczęściem, Rosalie- odparł nagle odgarniając włosy z mojej twarzy.- Gdyby nie ty już dawno nie byłoby mnie tutaj- odparł, a ja spojrzałam na niego czule pamiętając jaki był bezbronny, gdy go ujrzałam wtedy w lesie. Mimo, że jego krew tak pięknie pachniała. Jego oczy były tak bardzo przestraszone i jednocześnie znajome. Nie mogłam go zostawić. -Zawsze będziesz moim aniołem, zawsze-Wyszeptał wtulając twarz w moje włosy.

-A ty zawsze będziesz moim małym misiem- szepnęłam wdychając zapach jego wody kolońskiej i szamponu z intensywną kombinacją miodu i mięty.

-Jest jednak coś co przydałoby się zrobić- odparł, a ja spojrzałam na niego skołowana.

-To znaczy?

-Kiedy skończy się szkoła wyjedziemy na trochę. Odwiedzimy Afrykę. Zwiedzimy trochę miejsc, a co najlepsze będziemy tam tylko ty i ja. Zero Edwarda i jego ludzkiej dziewczyny. Zero rodziców, a także Al, która wchodzi bez pukania, co ty na to skarbie?-zapytał, a ja uśmiechnęłam się promiennie. -Tak!! Tak!!! To cudowny pomysł. Normalnie nie wierzę, że to zaproponowałeś. Świetnie!!-zaśmiałam się i od tak znów go pocałowałam.

-To postanowione, po zakończeniu roku wyjeżdżamy na dłużej- odparł i położył się na mchu patrząc w jasne niebo nad nami. Zrobiłam to samo pozwalając, by nasze dłonie wciąż się stykały. Czułam się po prostu cudownie.

____________________________________________________

Kolejny rozdział. Jak tam wam mija dzień?

Poprawiłam komuś humor dodając nowy rozdział?

Mam nadzieję tylko, że nie jesteście źli, że tak późno się pojawił następny. Po prostu jakoś mam mało weny ostatnio i chyba dostaję depresji od tej szarej pogody.

Mam też dla was krótką informację, w kolejnym rozdziale trochę erotyzmu, tak więc kto będzie czytał lepiej nie robić tego w towarzystwie rodziców. Kiedyś ktoś mi pisał, że miał taką właśnie sytuację, więc postanowiłam uprzedzić.

Dawajcie komentarze i gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top