Rozdział dziesiąty
Zaparkowałam na podjeździe, zaciągając ręczny. Oparłam tył głowy o zagłówek. Przeniosłam wzrok do boku, śledząc Sadie otwierającą przednie drzwi pasażera. Nie otrzepała butów ze śniegu, stawiając je na i tak mokrej już wycieraczce. Usiadła dokładnie tam, gdzie Caden jakieś dziesięć minut temu. Oderwałam od niej wzrok, wpatrując się w ośnieżony krajobraz odbijający się w lusterku przede mną. Ziewnęła, pocierając oczy.
- Rozmawialiście? - potarła ramiona okryte swetrem do spania.
Przymknęłam oczy, starając się rozluźnić. Usłyszałam szelest obok mnie, następnie kliknięcie odpinanego pasa. Materiał wolno sunął po mnie, podjeżdżając do góry.
- Ruby, ja wiem - zmarszczyłam brwi, mocniej zaciskając powieki. - Nie jestem głupia. Wiem, że coś się wtedy musiało wydarzyć - mówiła zaspanym głosem.
Wyjęłam po omacku kluczyki, wychodząc z samochodu równo z siostrą. Haw zaszczekał, wyglądając zza okienka w przedpokoju. Weszłyśmy do środka. Opadłam na kuchenny stołek, chowając twarz w dłoniach. Sadie przysunęła krzesło do mnie, siadając. Haw położył pysk na moim udzie.
- Nie rozumiem, dlaczego nie możecie normalnie ze sobą... Eh... Przecież byliście przyjaciółmi, od kiedy pamiętam.
Uniosłam podbródek, wciąż zasłaniając oczy dłonią.
- To było tego dnia - zaczęłam.
- Kiedy tłukłaś talerze?
- Tak.
- I kopałaś nasze drzewo, dopóki nie zbiłaś sobie palca u stopy?
- Tak, Sadie. Ustaliłyśmy już, że to było tego dnia, kiedy byłam bardzo, bardzo wkurzona.
Obie milczałyśmy w wyczekiwaniu na to, co powiem. Nerwowo poruszałam piętą. Zmarszczyłam czoło, czując narastającą we mnie frustrację.
- Chodzi o to, że - szepnęłam. - On mnie pocałował.
Słyszałam tylko odgłosy pracującej lodówki.
- Przed wyjazdem on mnie pocałował, a ja powiedziałam, że go kocham - opuściłam dłoń na futro psa. - I wiesz, co Sadie - parsknęłam trochę rozbawiona, trochę rozżalona - kilka sekund później oznajmił, że wyjeżdża.
Wzięłam głęboki wdech.
- Nie odpowiedział nic więcej. Stał tam tak, wpatrując się we mnie, więc w pośpiechu wróciłam do domu. To był ostatni raz, kiedy widziałam go przed opuszczeniem Swanbary. Następnego dnia wyjechał.
Sadie mówiąc cicho: Och... , wstała. Pogładziła moje włosy, a następnie wyszła z kuchni. Przyłożyłam czoło do blatu kuchennego stołu. Nachyliłam się, mocno obejmując Haw. Pies zaszczekał, wciskając nos w moją klatkę. Uśmiechnęłam się do niego lekko, całując pomiędzy oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top