Zamknięta w niewiedzy
Z trudem uchyliła ociężałe powieki. Czuła, jakby miała przyczepione do nich małe kotwiczki. Z miejsca oślepił ją jaskrawy blask, przez co zamrugała. Pierwsze, co zobaczyła to biały sufit, a później do jej nozdrzy wdarł się zapach lawendy. Westchnęła, zamykając oczy. Przekręciła się na drugi bok, mrucząc cicho pod nosem.
— Miło, że się już obudziłaś. — Usłyszała.
Automatycznie otworzyła szeroko oczy. Zerwała się gwałtownie, przez co zaplątała się w pościeli. Biały materiał owinął się wokół jej rąk i nóg, przez co zaczęła się szamotać. Nieświadomie zsunęła się na skraj, próbując uwolnić zaplątane nogi i ręce. Spadła z łóżka z wielkim impetem, klnąc przy tym siarczyście.
— Uważaj na słowa, złotko. — Matt powoli wstał z krzesła i z leniwym uśmiechem zmierzył zdezorientowaną Nessę wzrokiem. Dłonie włożył nonszalancko do kieszeni.
Dziewczyna pocierała tył głowy, mamrocząc coś niezidentyfikowanego. W końcu przeniosła wzrok na Matta i zamarła. Miała podkrążone oczy, rozczochrane włosy i rozbiegane spojrzenie. Szybko wygrzebała się z pościeli, stając chwiejnie na nogach.
— Nie wierzę — rzuciła z kpiną, bardziej do siebie niż do niego. Złapała się za głowę, mocno zaciskając powieki. — To znowu ty — wyszeptała z cieniem rezygnacji. — Powiedz mi, czy nade mną ciąży jakieś fatum?
Matt zaśmiał się. Spokojnie, beztrosko. Jakby widok roztrzęsionej dziewczyny, był dla niego codziennością.
— No wiesz, ja ci zazdroszczę. Przystojny chłopak cię ratuje, a później...
Nessa jak na zawołanie otworzyła szeroko oczy, a zdezorientowanie zniknęło z jej twarzy. Rozejrzała się dokoła i zamarła. Pokoik był niewielki, ale przytulny i schludny. Tyle że na pewno nie znajdowali się u niej w domu.
Lawina wspomnień nagle zalała jej umysł. Kłótnia z Mattem. Walka z nieznajomym. Ciemność. Wzdrygnęła się.
— Gdzieś ty mnie zabrał?! — wydarła się, w panice rozglądając po kątach.
— Nawet nie szukaj świecznika. Specjalnie wszystkie wyniosłem do innego pokoju.
Mówił z wyraźnym śladem ironii, uśmiechając się szeroko.
Nessa puściła jego uwagę mimo uszu, gorączkowo myśląc nad swoim położeniem. Poczuła bolesny ucisk w żołądku, bynajmniej nie spowodowany głodem.
— Ile spałam?!
— Osiem godzin. Nie ma potrzeby, żebyś tak krzyczała.
— Ja nie krzyczę! — krzyknęła.
Zalała ją fala paniki, więc cofnęła się o krok. Odrętwienie już zupełnie ją opuściło, ustępując miejsca zdrowemu rozsądkowi.
— Ale jak to osiem godzin? — zapytała w końcu. Jej policzki zrobiły się czerwone od nadmiaru emocji.
Matt westchnął i zgiął nogę w kolanie, opierając ją na oparciu łóżka.
— Jesteś strasznie wylewna, jeśli chodzi o emocje. — Nessa zmierzyła go surowym spojrzeniem. Jej skołtunione włosy sterczały na wszystkie strony, przez co wyglądała, jakby wróciła z wyprawy do dżungli. Albo naprawdę goniło ją stado wampirów z widłami. — Byłaś nieprzytomna, co innego mogłem zrobić?
— Zabrać do szpitala — weszła mu w słowo Nessa. Jej ręce drżały. Wzrokiem już szukała drogi ucieczki.
— I jak im miałem wyjaśnić czerwone ślady na twojej szyi i siniaki na rękach?
— Powiedzieć prawdę! — mruknęła rozwścieczona. Wzrokiem odnalazła już drzwi po przeciwnej stronie pokoju, więc przysunęła się w stronę Matta. — Ktoś mnie zaatakował! Powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności.
Matt pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Ty nadal nic nie rozumiesz. To. Nie. Był. Zwykły. Człowiek.
Nessa zmarszczyła gniewnie czoło.
— Ach, tak?! Ale JA jestem człowiekiem. Zwykłym człowiekiem, który ma rodzinę, przyjaciół i szkołę! Wszyscy na pewno już umierają z niepokoju, więc bądź tak miły i mnie wypuść!
Ruszyła w stronę wyjścia, ale Matt zastąpił jej drogę. Przewróciła z irytacji oczami i fuknęła niezadowolona. Zadarła lekko głowę, siląc się na najbardziej nienawistne spojrzenie.
— Co tym razem?
— Nie możesz sobie tak po prostu wyjść.
Miała ochotę rozszarpać Matta na strzępy.
— A to niby dlaczego? — wycedziła.
— Jesteśmy w Katedrze.
Nessa rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
— Zabrałeś mnie do KOŚCIOŁA?! — zapytała z niedowierzaniem. — Chcesz wmówić moim rodzicom, że zostałam opętana przez szatana i tylko ty możesz mi pomóc?! To jakaś nowa metoda wyłudzania pieniędzy? Na "księdza"?!
Matt pokręcił głową, a na jego twarzy odbił się cień rozbawienia.
— Nie martw się, nie o taką katedrę chodzi. Z szafy nie wyskoczy nagle zakonnica, uprzedzając twoje pytania. Ale ciekawe myśli masz w głowie. — Uśmiechnął się, przeczesując nonszalancko włosy.
— Więc dlaczego nie chcesz mnie wypuścić? — zapytała znacznie ciszej, bo od krzyku zaczęło ją boleć gardło.
— Katedra to siedziba strażników i łowców — odparł, jakby to miało wszystko wyjaśnić. — Znalazłaś się w środku czegoś wielkiego. Pierwszy raz w historii zdarzyła się taka sytuacja. I tak w końcu będziesz musiała stąd wyjść i porozmawiać z Isabelle, ale lepiej dla ciebie, jak z tym chwilę poczekasz.
Nessa nagle poczuła się tym wszystkim zmęczona. Od nadmiaru emocji i niedomówień rozbolała ją głowa. Nie miała już wątpliwości, że Matt jest obłąkany.
— Kim jest Isabelle?
— Kieruje Katedrą.
— Więc strzelam, że ma lepsze zajęcia niż czekanie na jakąś głupią nastolatkę. Chcę z nią porozmawiać. Teraz — powiedziała stanowczo, odpychając Matta.
Wyminęła go, a na jej twarzy widać było determinację. Ruszyła szybkim krokiem do drzwi i chwyciła za klamkę. Zamarła, kiedy znalazła się w... pokoju. Przed jej oczami zmaterializowało się duże pomieszczenie. W rogu stało łóżko, pod przeciwną ścianą zostały umieszczone dwie szafki z książkami, a na obrotowym krześle piętrzył się stos ciuchów. Cały pokój utrzymany był w nieładzie. Oświetlał go jedynie nikły blask nocnej lampki, bo wielkie okno zasłaniała żaluzja.
— Co do...
— To mój pokój — oznajmił Matt za jej uchem, wyraźnie zadowolony. — Ty mieszkasz w mojej garderobie. Jeszcze dzisiaj musiałem wynieść stamtąd wszystkie moje ubrania. To był dla mnie ogromny cios.
Albo się tego nauczył, albo po prostu się z tym urodził, bo jego głos ciągle był przesiąknięty ironią.
— Świetnie — skwitowała Nessa, ukrywając zdezorientowanie.
Przeszła szybko przez pokój, dopadając do klamki. Przekroczyła próg, wpadając na wąski korytarz. Po obu stronach znajdowały się ciemne drzwi, które tworzyły wyraźny kontrast z jasną boazerią. Było już grubo po ósmej w nocy, jednak goła żarówka nadal świeciła, oświetlając pusty korytarz. Poczuła za sobą obecność Matta i przygryzła dolną wargę. Odetchnęła, przymykając na chwilę powieki, po czym z zaciętą miną ruszyła do przodu.
— Nawet nie wiesz, dokąd iść. — Dobiegł do niej głos Matta.
— Poradzę sobie.
Korytarz był naprawdę długi, więc z ulgą przywitała szerokie, drewniane schody. Nie czekając na reakcję chłopaka, zbiegła na dół, przytrzymując się mahoniowej poręczy. Schody zakręciły się i nagle znalazła się na takim samym korytarzu jak przy pokoju Matta. Zatrzymała się zdezorientowana, odgarniając nerwowo pukle włosów z twarzy. W jednej chwili zalała ją fala niepokoju.
— To piętro wilkołaków — wyjaśnił Matt, który znalazł się tuż obok niej. Dziewczyna zmarszczyła brwi, czując, jak krew odpływa jej z twarzy. — Każde wygląda podobnie. Piętro wampirów, syren, łowców, aniołów. Zawsze ten sam schemat — wąski korytarz, mały pokój, beznadziejne wyposażenie. No, chyba że jest się po prostu boski, to dostaje się pokój dla VIP-ów. — Mrugnął do niej zawadiacko.
Nessa nie przypominała sobie, żeby pokój Matta był mały lub beznadziejnie wyposażony. Widocznie chłopak musiał być tym "VIP-em", o którym wspominał. Zignorowała kiełkujący strach i odchrząknęła.
— Imponujące. Naprawę zorganizowana grupa przestępcza. ,,Szaleńcy porwali córkę szanowanego policjanta i ukrywali ją w kościele" — już widzę te nagłówki gazet — sarknęła.
— Nie jesteś w żadnym kościele — przypomniał Matt.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i zrobiła głupią minę. Ruszyła w stronę dalszej części schodów, ale czyjeś palce owinęły się wokół jej nadgarstka. Ze zdziwieniem dostrzegła, że na jej ręce nie ma ani jednego sinika. Przypomniała sobie brutalną walkę z nieznajomym i przechyliła głowę.
— Ja prowadzę — zdecydował Matt, przysuwając się bliżej niej, przez co dziewczyna poczuła jego oddech na policzku.
Odsunął się z gracją, podążając w stronę schodów. Nessa ruszyła za nim, czując, że serce szybko łomocze jej o żebra.
— Dlaczego nie mam żadnych ran? — zapytała, chwytając się poręczy.
— Zaraz po tym, jak zemdlałaś, zaniosłem cię do Annie i Adelaidy.
— Do kogo?
— Są naszymi medyczkami. I jednymi z niewielu czarodziejek, które przebywają obecnie w Katedrze.
Nessa nie zapytała o nic więcej. Miała zupełny mętlik w głowie. Z jednej strony uważała to wszystko za stek bzdur, wymysł Matta, a z drugiej strony... Czuła, że okłamuje samą siebie. Przecież w tych wszystkich mitach o tajemniczych wampirach, niebezpiecznych wilkołakach czy choćby o wrednych syrenach, musiało być ziarno prawdy. Pokręciła głową, karcąc samą siebie za takie myśli. Została porwana, a jej ojciec na pewno poruszy niebo i ziemię, żeby ją odnaleźć.
Minęli następne piętro. Później kolejne i kolejne, aż Nessa straciła wiarę, że te schody kiedykolwiek się skończą.
— Długo jeszcze?
— Uzbrój się w cierpliwość, złotko.
— To tak jakbyś mi powiedział ,,wejdź na Mount Everest w szpilkach".
Matt zaśmiał się, kręcąc głową. Nessa przygryzła wargę, powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.
Pokonywali kolejne schody, a dziewczyna poczuła bolesny ucisk w żołądku. Bała się. Była w zupełnie obcym miejscu, na dodatek z Mattem-Pomyleńcem.
— Sama tego chciałaś. — Matt odwrócił się w jej stronę z zagadkowym uśmiechem. — Witaj w sektorze syren i aniołów.
Pchnął wielkie mosiężne drzwi i im oczom ukazało się okrągłe pomieszczenie.
Zasiane w Nessie ziarenko niepokoju zaczęło kiełkować. Strach chwycił ją za gardło, a serce przyspieszyło. Irytacja zupełnie ją opuściła i dopiero wtenczas zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Nawet nie ukrywała przerażenia, kiedy kilka par oczu smętnie powędrowało w ich stronę.
Matt stał obok Nessy, z uśmiechem obserwując cały sektor. Dłonie miał włożone do kieszeni, a kosmyk jasnych włosów bezkarnie opadł mu na czoło.
— I co teraz? — spytała szeptem Nessa, kiedy coraz więcej osób zaczęło zwracać na nich uwagę. Przełknęła ślinę, omiatając spojrzeniem pomieszczenie.
Matt wzruszył ramionami.
— Idziemy.
— Ale...
Zanim dokończyła, Matt ruszył przed siebie. Przeklęła go w myślach i z zaciśniętymi palcami w piąstki, podreptała za nim.
Mimo woli Goldville pomieszczenie wywarło na niej duże wrażenie. Było niewielkie, ale pięknie oświetlone. Z sufitu zwisał rząd kryształowych żyrandoli, które mieniły się we wzajemnym blasku. Na środku stał prostokątny stół, przy którym siedziało kilka dziewczyn, przeglądając stos papierków. Przerwały swoją pracę, obserwując jak Matt i Nessa bezceremonialnie przechodzą przez pomieszczenie.
Nessa czuła się nieswojo, wiedząc, że wszystkie spojrzenia były skierowane na nich. W pomieszczeniu nie było zbyt wiele osób, być może przez późną już porę, lecz i tak speszona podążała za Mattem, który emanował pewnością siebie. Uśmiechał się słodko do dziewczyn i witał z chłopakami. Dziewczyna pomyślała nawet, że Matt o niej na chwilę zapomniał. Sunęła za nim jak cień, dyskretnie przyglądając się zgromadzonym. Wszyscy wyglądali zupełnie normalnie. Rzuciła jej się w oczy wysoka, rudowłosa dziewczyna, która długim pisakiem wskazywała coś na białej tablicy.
Anioły, wilkołaki i inne wariactwa to tylko wymysły. Tylko wymysły, tylko...
— Sektor wilkołaków i łowców — powiedział Matt, otwierając kolejne drzwi.
Nessa poczuła, że jej serce się zatrzymuje. Straciła całą odwagę, chciała, żeby to się skończyło.
— Matt...
— Uprzedzałem. Sama chciałaś.
Nessa przełknęła głośno ślinę i zebrała się w sobie. Z wielką ulgą przywitała to, że prostokątne pomieszczenie było zupełnie puste. W przeciwieństwie do sektora aniołów i syren tutaj zamiast jednego, dużego stołu, ciągnął się rząd ławek, przywodząc na myśl szkolną klasę. W jednym rogu stała półka z książkami opasanymi w grube okładki. Kurz zebrał się na ich grzbietach, przez co było jasne, że dawno nikt ich nie używał. To, co zobaczyła Nessa na przeciwległej ścianie, sprawiło, że się zatrzymała. Na małych haczykach była zawieszona najróżniejsza broń. Od małych scyzoryków do pistoletów i sztyletów. Broń była zupełnie niezabezpieczona i aż się prosiło, żeby po nią sięgnąć.
Wtedy do głowy Nessy przyszedł nieco szalony pomysł. Matt szedł z przodu, pogwizdując cicho, więc z chytrym uśmiechem popatrzyła jeszcze raz na broń. Niewiele myśląc, podeszła w tamtą stronę. Zmierzyła szybko wzrokiem każdą z broni, aż w końcu przejechała opuszkiem palca po zdobionym metalu. Przypominał nowoczesny miecz. Chwyciła za złotą rękojeść. W metalu odbiły się niewyraźne kontury jej sylwetki. Czuła, że miecz jest bardzo ciężki, ale zanim zdążyła go podnieść, ktoś chwycił ją za nadgarstek.
— Chciałaś mnie zabić? — zapytał Matt z rozbawieniem.
Nessę zalała fala gorąca, jednak odchrząknęła i posłała mu wyzywające spojrzenie.
— Chciałam pooglądać.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu kąciki ust Matta drgnęły. Nessa odwróciła spojrzenie i przewróciła oczami.
— Ty na moim miejscu też próbowałbyś coś zrobić.
Zdjęła dłoń z miecza, krzyżując ręce na piersi.
— Z pewnością. Tylko że ja jestem od ciebie dwadzieścia razy silniejszy, dziesięć razy sprytniejszy i pięć razy bardziej doświadczony.
Nessa westchnęła.
— No dobrze. Możemy to już skończyć?
— Dobry pomysł — odrzekł Matt i nachylił się w stronę Nessy z łobuzerskim uśmiechem. — Ale idziesz obok mnie.
Dziewczyna z trudem powstrzymała przewrócenie oczami i skinęła niechętnie głową. Szybko przemierzyli pomieszczenie, dochodząc do drzwi, które — jak się dowiedziała — łączyły sektor wilkołaków i łowców z sektorem strażników i wampirów. Miała nadzieję, że kolejne pomieszczenie również okaże się puste, jednak się myliła.
Ten sektor był największy i zarazem najciekawszy. Znajdował się tu jeden duży stół, choć nie zabrakło również osobnych ławek. Ściany były pomalowane na kolor bladoniebieski, a z sufitów zwisały kryształowe żyrandole. Najciekawszym ośrodkiem w tym pomieszczeniu były jednak ogromne ekrany. Widać było na nich puste ulice, ruchliwe autostrady lub nawet imprezę w klubie. Oni stąd podglądali ludzi. Na jednym ekranie Nessa zauważyła mapę Londynu, a na niej, w niektórych miejscach, małe niebieskie kropeczki.
Serce podeszło jej do gardła. Po raz enty tego dnia poczuła bolesny ucisk w żołądku. Poczłapała za Mattem, pocieszając się, że to już ostatni sektor.
— Nasze społeczeństwo to taka dobrze prosperująca machina — zaczął Matt, kiedy coraz więcej osób odwracało wzrok od ekranów, kierując go na nich. — Syreny dbają o finanse, anioły mają wtyki wśród niebios, wilkołaki przynoszą nam wieści od świata śmiertelników, czarodzieje chronią nasze istnienie czarami, łowcy bronią ludzi, my, strażnicy, bronimy Świat Iluzji przed niezbyt ugodowymi Dziećmi Neptuna. Każdy ma swoją rolę. Każdy jest do czegoś potrzebny. No, może z wyjątkiem wampirów — zakończył ze złośliwym uśmiechem, puszczając Nessie oczko.
Wtedy ktoś głośno prychnął i przed nimi wyrosła postać chłopaka. Był jeszcze wyższy niż Matt i jeszcze bardziej umięśniony. Miał czarne włosy, schludnie zaczesane do tyłu i tak błękitne oczy, że na ich widok zrobiło się Nessie gorąco. Jeden guzik czarnej koszuli miał rozpięty pod szyją, a rękawy nonszalancko podwinięte do łokci. Splótł ręce na piersi, a na jego bladej twarzy malowała się pogarda.
Matt zatrzymał się, ale z jego twarzy ani na chwilę nie zniknął leniwy uśmiech. Przechylił głowę i zmrużył oczy, jakby coś rozważał.
Nessa przyglądała się im z ukosa. Na chwilę zapomniała, gdzie jest i w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. Obcy chłopak zrobił na niej naprawdę duże wrażenie. Gdyby nie jego krzywa mina, mogłaby rzec, że jest bardzo przystojny.
— Cześć, Raphael — zaczął Matt zupełnie swobodnym tonem. — Napiłeś się wody święconej, że masz taką krzywą minę?
Jeśli to w ogóle możliwe Raphael wydawał się jeszcze bardziej wściekły. Zmarszczył brwi, patrząc przenikliwie na Matta.
— Zapomniałeś dodać — kiedy się odezwał, w jego głosie słychać było wyraźny francuski akcent. Nessie zrobiło się gorąco i poczuła, że jej policzki zachodzą czerwienią. — Że gdyby nie wampiry pokój nie przetrwałby nawet kilku miesięcy. Wasza polityka to jakiś żart, a spojrzenie na świat tak ograniczone, jak twoja wiedza na temat spraw łóżkowych.
Mimo sytuacji Nessa parsknęła śmiechem. Zakryła dłonią usta, lecz Raphael zdążył przenieść już na nią spojrzenie. Na jego twarzy malowała się pogarda, zmieszana z kpiną.
Matt zdawał się w ogóle nie przejmować uwagą chłopaka. Poszerzył swój głupkowaty uśmiech i również leniwie spojrzał na Nessę.
— Słynna Nessa Goldville — rzucił Raphael, mierząc dziewczynę krytycznym spojrzeniem. — Nie jest tak ładna, jak opowiadałeś.
Brunetka pomyślała o swoich skołtunionych włosach i zapewne rozmazanym makijażu. Zalała ją fala wstydu i wściekłości. Zaplotła ręce na piersi, przybierając najbardziej wyzywającą pozę, na jaką ją było stać. Oczywiście czuła ogarniający ją strach, ale zawsze jak to w takich sytuacjach bywało, jej wojownicza natura brała nad nią górę.
— A ty niby kim takim jesteś, żeby mnie oceniać?!
Cały urok Raphaela prysnął jak bańka mydlana. Dziewczyna kątem oka widziała, jak reszta zgromadzonych co chwilę rzuca im ciekawskie spojrzenia.
— Nie powiedziałeś jej o mnie? — brunet zignorował Nessę i zwrócił się do Matta. — Oczywiście, bohaterów przedstawia się jako ostatnich.
Nawet jego urzekający francuski akcent nie spowodował, że Nessa się, choć lekko uspokoiła. Kipiała ze złości, zmęczenia i wstydu.
— To jest Raphael Creswell, wampir. I egoistyczny psychopata. — Przedstawił go Matt.
Nessa zbladła. Od ucieczki powstrzymywała już ją tylko niemożliwa złość.
Raphael prychnął i pokręcił głową.
— Gdyby nie ja, obydwoje wąchalibyście już kwiatki od spodu.
— O czym on mówi? — zapytała Nessa przez zęby.
— A o tym — odpowiedział Raphael, odwzajemniając jej nienawistne spojrzenie — że uratowałem was przed Ognistymi Maskami. Myślisz, że ta niedorajda sam poradziłaby sobie z trzema? — zapytał z kpiną, obrzucając spojrzeniem Matta.
— Hola, hola, hola. — Matt uniósł przed siebie ręce, ale nie wydawał się zagniewany słowami wampira. Nadal się lekko uśmiechał. — Nie zapędzaj się tak, kolego.
Raphael otworzył usta, ale ostatecznie zrezygnował z dalszej konwersacji. Wyprostował się i obrzucił ich pogardliwym wzrokiem. Wyminął ich i z gracją ruszył do przodu, zostawiając Nessę z Mattem i rozbujanymi myślami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top