Trening czyni mistrza

— Jak wyglądam? — spytała Nessa, przeglądając się w lustrze i przy okazji przygładzając czarną koszulkę z krótkimi rękawkami. Oprócz tego nałożyła ciemne leginsy, a włosy związała w wysokiego kucyka. Wokół bioder została opasana grubym pasem, zza którego wystawało kilka noży i sztyletów. Matt uparł się, żeby to wszystko ubrała, nazywając ciuchy Misyjnym Strojem.

Blondyn, który stał oparty o framugę, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie, spojrzał na nią leniwie.

— Nadzwyczaj zwyczajnie — skwitował, odsuwając się od framugi. Podszedł do dziewczyny niespiesznym krokiem i stanął tuż za nią. W podłużnym lustrze zamajaczyły ich odbicia. Strażnik ubrany był podobnie do szatynki, jednak zamiast leginsów miał na sobie skórzane spodnie. — O tej godzinie nie powinno w Sali Ćwiczeń być nikogo. Zresztą, wszyscy pracują nad coraz częstszym pojawianiem się Ognistych Masek w okolicach Londynu. Niepokojący zbieg okoliczności — podsumował z tajemniczą miną. Nachylił się w jej stronę, po czym wyszeptał. — Swoją drogą dobrze wyglądasz w kucyku.

Goldville uśmiechnęła się i prawie przewróciła oczami. Matt posłał jej łobuzerski uśmiech, po czym ruszył przodem w kierunku drzwi. Dziewczyna ostatni raz poprawiła włosy, zgarniając każdy kosmyk z twarzy i ruszyła za strażnikiem.

Zaraz po śniadaniu złapała ich Isabelle i oświadczyła z grobową miną, że Nessa powinna już zacząć treningi, bo im wcześniej zacznie, tym więcej się nauczy. Czarodziej, który miał przebadać dziewczynę, czy nie ma czegoś wspólnego z żadną rasą, był już w drodze. Szatynka miała wrażenie, że kobieta, mówiąc to, miała dziwny blask w oczach i usilnie ignorowała spojrzenie Nessy. Dziewczyna wepchnęła to w zakamarki umysłu, przypominając sobie słowa Matta, że Isabelle potrafi być naprawdę oschła.

Minęli pokój Milsona (w którym niezmiennie panował bałagan) i wyszli na wąski korytarz. Szatynka spojrzała na czarne adidasy, podnosząc delikatnie jedną nogę do góry.

— Nie myśleliście czasem, żeby zmienić nazwę na Żałobny Strój?

Matt uśmiechnął się pod nosem.

— Czarny strój jest naprawdę praktyczny. W nocy jesteśmy niemal niewidoczni. Pomyśl, co by to było, gdybyśmy nosili białe koszulki. To byłoby jak strzał w kolano — wyjaśnił, a przed nimi zamajaczyły pamiętne schody. Nessa w duchu podziękowała już za rozgrzewkę. — A poza tym czarny wyszczupla. Nie to, żebym coś sugerował... — powiedział, powstrzymując uśmiech i spojrzał na nią znacząco.

Dziewczyna głośno prychnęła i uderzyła go w ramię, śmiejąc się.

— Uważaj, żeby nie powiedzieć tego w obecności Laury. Chyba nie jest osobą z dużą dozą humoru.

— Ach, no tak. Laura. — Wydawało się, że Matt na chwilę spoważniał. — Nie mam pojęcia, co ją ostatnio ugryzło...

— Może ojciec Raphaela? — podsunęła z rozbawieniem Nessa, nawiązując do ich wczorajszej rozmowy, jednak zachowała pewien dystans. Wciąż nie czuła się tu pewnie i wciąż czuła narastający niepokój. Rozum podpowiadał jej, że powinna uznać całą tą sytuację za nieśmieszny żart, ale serce krzyczało zupełnie coś innego.

Matt popatrzył na nią z chwilowym zaskoczeniem, ale zaraz sam się uśmiechnął.

— Laura to naprawdę równa dziewczyna. Spokoju i opanowania może pozazdrościć jej wielu z nas. Jest niezwykle profesjonalna w tym, co robi, ale od kiedy się tu pojawiłaś, chodzi, jakby była tykającą bombą i jest na wszystkich cięta. Chyba cię nie polubiła.

— Dzięki, uspokoiłeś mnie.

— Zawsze do usług, złotko.

Resztę drogi przebyli w ciszy. Nessa w myślach zastanawiała się nad swoim położeniem. W głębi duszy czuła zagrożenie. To uczucie chodziło za nią już od dzieciństwa. Było to coś, o czym nie potrafiła rozmawiać nawet z Rachel. Nawet w wieku sześciu lat, kiedy bawiła się w piaskownicy, czasami odwracała głowę, spoglądając w kierunku gęstej zieleniny, czując to. Niepokój, dziwne przeświadczenie, że ktoś ją obserwuje. Z czasem stwierdziła, że to tylko przewrażliwienie i wrodzony strach. Nienawidziła wracać wieczorami sama do domu, przed snem sprawdzała kilka razy czy zamknęła okno. Między innymi dlatego uległa prośbom ojca, aby zapisać się na sztuki walki. Była na pozór zwyczajną nastolatką, skrywającą swoje demony. Najdziwniejsze było to, że kiedy obudziła się w Katedrze, uczucie minęło. Strach uleciał jak powietrze z przebitego balona, a powinno być inaczej. Powinna się bać i nadal szukać drogi ucieczki. Tylko dlaczego ona czuła się bezpiecznie, a ich nadnaturalny świat wydawał się czymś... zwyczajnym?

— A oto jesteśmy — oznajmił Matt teatralnym głosem, wskazując otwarte na oścież drzwi.

Dziewczyna wyminęła go i powoli minęła próg, kładąc obie dłonie po dwóch stronach framugi. Omiotła spojrzeniem duże, prostokątne pomieszczenie. Na jednej ścianie, podobnie jak w sektorze wilkołaków i łowców, na małych haczykach była powieszona broń. Czyste klingi lśniły, oświetlane przez promienie słońca, wpadające przez niewielkie okno. Po przeciwnej stronie dostrzegła bieżnię, worek treningowy, ciężarki, a nawet piłki gimnastyczne. W niektórych miejscach stały pachołki, gdzie indziej walały się plastikowe płotki. Jednym słowem — raj. Raj dla Nessy, która kochała sport i wolała biegać przez czterdzieści minut niż choćby spojrzeć na podręcznik do biologii.

— I wy wszyscy się tu naraz zmieścicie? — zapytała nadal lekko zdumiona, odwracając się do Matta.

— Oczywiście, że nie — odparł, wymijając ją w drzwiach i wchodząc w głąb pomieszczenia. Nessa ruszyła za nim, rozglądając się po kątach. — Mamy specjalny grafik. Jesteśmy podzieleni tak, jak na sektory. Gdybyśmy wszyscy zapragnęli poćwiczyć w jednym czasie, nie pomieścilibyśmy się i część z nas wyleciałaby oknem. A uwierz mi, te tutaj jest bardzo małe i nie byłoby to miłe doświadczenie. — Wskazał na naprawdę niewielkie okno. Zdecydowanie zbyt małe, aby oświetlić tak duże pomieszczenie. — Druga po południu jest godziną wolną od ćwiczeń. W tym czasie wykwalifikowany personel sprząta salę i sprawdza dokładnie każdy sprzęt. Dzisiaj na moją prośbę nie przyszli, abyśmy mogli w spokoju poćwiczyć, ale zobowiązałem się posprzątać za nich. — Odwrócił się i mruknął. — Czego i tak nie zrobię. — Odchrząknął i z powrotem zaczął mówić. — Tak więc jesteśmy sami. SKORO JESTEŚMY SAMI TO DLACZEGO JEST TU MOJA SIOSTRA?! — powiedział nagle, a Nessa szybko odwróciła się w jego stronę.

— Ty masz siostrę?!

— Matt?!

Przed nimi zamajaczyła postać drobnej blondynki. Dziewczynka była bardzo chuda, a Misyjny Strój niemal na niej wisiał. Kosmyki jasnych włosów, które wyłamały się z kucyka związanego na karku, przykleiły się jej do czoła. Policzki miała zaróżowione i ciężko oddychała, jednak nadal lekko się uśmiechała. Mogła mieć najwyżej czternaście lat.

— Wyjaśnisz mi, co ty tutaj robisz? — zaczął Matt, splatając ręce na piersi.

Oho. Zaczyna bawić się w dobrego, starszego brata.

— Ćwiczę — odparła ochoczo dziewczynka. — Będę przewodzić misją. Co prawda, jeżeli dojdzie do walki i tak w niej nie wezmę udziału, ale Isabelle pozwoliła mi ułożyć cały plan! To może być...

Twarz strażnika lekko złagodniała, jednak chłopak nadal patrzył surowym wzrokiem na siostrę.

— Dobrze, to świetnie, ale mieliśmy poćwiczyć z Nessą...

— Ale przecież to żaden problem — wtrąciła od razu Goldville, stając obok Matta. Uśmiechnęła się nieznacznie do blondynki, a dziewczynka uderzyła się w czoło.

— No jasne! Przepraszam, to bardzo niekulturalne z mojej strony. — Blondynka pokonała dzielącą ich odległość i z uśmiechem na ustach wyciągnęła dłoń w stronę Nessy. Na jej palcach szatynka dostrzegła rząd pierścieni, taki sam jak u Matta. — Millie Milson, strażniczka.

— Nessa Goldville — odparła szatynka, ściskając dłoń Millie.

— Wiem, wiem — rzuciła entuzjastycznie blondynka. — To niebywałe, że...

— Millie. — Upomniał ją brat.

Dziewczynka popatrzyła w jego stronę i westchnęła. Matt poruszył głową, dając jej do zrozumienia, aby odeszła.

— Miło było cię po... — zaczęła Millie, ale dalszą część jej wypowiedzi zagłuszył kaszel. Blondynka zgięła się w pół, głośno kasłając. W jednym momencie krew puściła się z jej nosa.

Nessa niewiele myśląc, doskoczyła do Millie. Na twarzy szatynki wymalowane było przerażenie i zdezorientowanie. Z szybko bijącym sercem, położyła dłoń na plecach dziewczynki, nachylając się.

— Wszystko w porządku?! — zapytała z lekką paniką. — Matt, no zrób coś!

Chłopak nachylił się w ich stronę, a na jego twarzy malowała się troska.

— N-nic mi nie jest — zapewniła od razu przerywanym głosem Milson i odkaszlnęła ostatni raz. Prawą dłoń przyłożyła do nosa, przez co gęsta cieć zaczęła spływać jej po palcach, brudząc lśniące pierścienie.

— Zaprowadzić cię do Annie i Adelaidy? — zapytał łagodnie Matt, ale Nessa słyszała w jego głosie cień troski. Zdziwiła ją jego spokojna reakcja.

— Nie, ćwiczcie — zaprotestowała Millie, prostując się powoli. Nessa odsunęła się od niej, czując, jak szybko bije jej serce. — I tak zabrałam wam dużo czasu.

— Na pewno? — dopytywała Goldville z troską. Poczuła cień sympatii do tej wesołej blondynki. — To przecież żaden problem.

Millie spojrzała na nią z wdzięcznością, a jej twarz rozjaśnił uśmiech, jednak energicznie pokręciła głową. Krew nadal spływała jej po twarzy, więc dziewczyna pożegnała się i szybko opuściła salę.

Nessa wypuściła powietrze z płuc, odwracając się w stronę blondyna.

— Nigdy nie wspominałeś, że masz siostrę.

— A ty nie wspominałaś, że potrafisz być miła — odpowiedział, jednak widząc krzywą minę szatynki, dodał. — Nie zamartwiaj się. Ona ma tak często.

Dziewczyna uniosła głowę, nadal nieprzekonana.

— Jest na coś chora?

Matt westchnął, zgiął palce i zaczął strzelać kośćmi.

— Na coś na pewno. Lekarze nie wiedzą do końca, co jej dolega, przez to nie może w pełni brać udziału w misjach. Zawsze była chorowita, ale teraz... Dobra, przejdźmy do ćwiczeń. Podstawą dobrych treningów jest...

— Rozgrzewka — dokończyła Nessa z chytrym uśmieszkiem. — No co? Każdy instruktor tak mówi.

Chłopak pokręcił głową, a na jego twarz jak zwykle wpełzł leniwy uśmiech.

— Dobrze, więc najpierw pięć minut biegania, a później... A później coś się wymyśli.

xxx

— Dobrze... Noga wyżej! Tak lepiej... Uważaj, żeby nie upaść.

Nessa okręciła się gwałtownie i złapała Matta za nadgarstek. Zacisnęła wargi w wąską linię, ale Matt okręcił ją tyłem do siebie i przyparł do swojego torsu. Podłożył rękę pod jej szyję, tak że dziewczyna nie mogła się ruszyć. Przez chwilę trwali w bezruchu, a szatynka uspokajała świszczący oddech. Kropelki potu zaczęły spływać po jej skroni, a włosy przykleiły się do czoła. Nie wiedziała, jak długo już trenowali, ale była wykończona.

Szatynka fuknęła pod nosem z frustracji. Znowu jej nie wyszło.

— Lepiej, ale to jeszcze nie to — szepnął Matt, po czym wypuścił ją z uścisku. Dziewczyna odetchnęła i wsparła ręce na biodrach, przymykając na chwilę oczy. Jej klatka piersiowa gwałtownie się unosiła i opadała.

Sprawa wydawała się dość prosta. Nessa miała unieruchomić nadgarstek strażnika, kopnąć stopą okolicę szyi, szybko się odchylić, po czym okręcić i spróbować wszystko powtórzyć. Okazało się, że było to szalenie trudne zadanie, bo Matt był niewiarygodnie szybki i wiedział, co robi. Kiedy tylko w końcu dziewczynie udało się złapać go za nadgarstek, nawet nie zdążyła unieść nogi, gdyż chłopak już przypierał ją do siebie.

— To. Było — zaczęła między oddechami. — Cholernie. Męczące.

Matt odchylił głowę i przeczesał włosy. Nie wydawał się tak zmęczony, jak Nessa, ale jego normalnie blade policzki były zaczerwienione.

— Jeśli chcesz wrócić do domu, musisz nauczyć się bronić. Z tego, co wiemy, nie jesteś istotą magiczną, więc nie możesz zostać w Katedrze. Nie wiemy, co jeszcze strzeli Vincentowi do głowy. Musisz być przygotowana na wszystko — odsapnął, po czym przerwał na chwilę. — Zresztą, myślałem, że pójdzie ci gorzej — przyznał.

— To dlatego, że już wcześniej ćwiczyłam. Co prawda od roku jedynym sportem, jaki uprawiam, jest szaleńczy bieg do lodówki, ale jeszcze co nieco pamiętam.

Matt spojrzał na nią i się uśmiechnął. Dziewczyna nadal miała przymknięte powieki i starała się oddychać przez nos.

— To co, gotowa na wiedzę teoretyczną?

Nessa gwałtownie otworzyła oczy, marszcząc brwi.

— Nienawidzę wiedzy teoretycznej.

— Zrobimy wiedzę teoretyczną ,,po Mattowemu", więc uwierz mi, takiej nie będziesz wstanie znienawidzić. — Puścił jej oczko i ruszył w kierunku marmurowych schodków, prowadzących na trybuny. Nessa pokręciła głową i zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła, podążając za nim.

Matt opadł na stopnie, uprzednio chwytając dwie butelki wody ze stolika. Nessa usadowiła się obok niego, rozprostowując nogi i zajmując przy tym trzy schodki. Chłopak wręczył jej wodę, a dziewczyna od razu zaczęła pić.

— Więc jak będzie wyglądała ta lekcja, panie profesorze? — zapytała teatralnie, uśmiechając się lekko na sam koniec wypowiedzi. Wytarła usta dłonią i odłożyła pustą butelkę na bok.

— Pytasz, o co chcesz, ja odpowiadam. Myślę, że taki układ jest w porządku. Ja nie będę przynudzać i mówić o rzeczach mało ważnych, a ty nie będziesz się nudzić.

— Stoi — odparła, zamyślając się na chwilę. — Więc... Kim są Dzieci Neptuna?

Matt przetarł ręką czoło i wypuścił powietrze z ust.

— Widzę, że masz ochotę na długą opowieść. Więc to zaczęło się tysiące lat temu, kiedy świat pustoszył Neptun. Mówi się, że był pierwszą istotą nadnaturalną, powstałą zapewne przez jakieś nieudane doświadczenie. Mógł wydłużać swoje ręce i nogi, jakby były z plasteliny, potrafił wdzierać się do umysłów ludzi i manipulować nimi, osiągał niewyobrażalną prędkość i był niesamowicie silny. Czegoś takiego jeszcze nikt nie widział. Po dwudziestu latach ziemia była przez niego tak zniszczona, że pewna grupa postanowiła mu się sprzeciwić. I tutaj film się urywa. W tym miejscu historia została zatarta. Nikt nie wie jak i kiedy, ale owa grupa pokonała Neptuna. W następnych stuleciach wykształciła się społeczność strażników i łowców. Mówi się, że właśnie oni byli zabójcami Neptuna. Oczywiście, on nie był głupi. Przygotował się na swoją śmierć i stworzył otchłań, z której nieskończenie wyłaniają się dusze w różnych postaciach. Czasami wyglądają jak ludzie, czasami jak zwierzęta, a czasami zupełnie jak demony. Mogą przybierać różne ciała i kształty. Niekiedy żyją wśród nas, a mają jeden cel — zabijać nadnaturalnych i pomścić Neptuna. Jesteśmy stworzeni do walki z nimi, a dzięki pokojowi bronimy nie tylko siebie, ale wszystkie rasy. Te paskudne stworzenia coraz częściej atakują ludzi, więc łowcy chronią zwykłych śmiertelników, broniąc nasz świat przed zdemaskowaniem.

Nessa pokiwała w zamyśleniu głową, oswajając się z tą informacją. Teraz kiedy znała całą historię, wszystko było jej dużo łatwiej zrozumieć. Nie mogła pojąć, jak zdołała przeżyć ponad siedemnaście lat, nie widząc, co się dzieje obok. Ludzie naprawdę niczego nie widzą czy po prostu udają ślepych?

— Dobrze... drugie pytanie. — Nessa podciągnęła nogi pod brodę i splotła wokół nich ręce. Zastanowiła się przez dłuższą chwilę, ale w końcu przypomniała sobie o pytaniu, które nurtowało ją całą noc. — Gdzie byłeś, kiedy zostałam zaatakowana przez Ognistą Maskę?

To pytanie wyraźnie zbiło Matta z tropu. Popatrzył na nią z ukosa, ale Nessa wlepiła wzrok w swoje splecione dłonie.

— Jak głupio to nie zabrzmi, walczyłem właśnie z Dzieckiem Neptuna. Miał kształt słodziutkiego kotka, ale jak widać, pozory bardzo mylą. Oczywiście, nie miał ze mną szans. — Uśmiechnął się łobuzersko, a szatynka powstrzymała się przed przewróceniem oczami. — Ale zajął mnie na jakiś czas, a kiedy cię znalazłem już z nimi walczyłaś. Dobrze, że nic ci się nie stało na mojej zmianie, bo wtedy Isabelle nigdy nie wypuściłaby mnie z Katedry...

Nagle coś zadudniło. Nessa szybko uniosła głowę, marszcząc brwi. W końcu do Sali Ćwiczeń zaczęła się wlewać cała masa osób. Jeden po drugim zaczęli się między sobą przeciskać i w jednej chwili rozpraszać po całym pomieszczeniu. Dziewczyna w tłumie dostrzegła Millie, która już zupełnie czysta z nowymi pokładami energii zabrała się za podnoszenie ciężarków. Szatynka nie zdziwiłaby się, gdyby ciężarek, z którym blondynka się właśnie zmagała, był cięższy od niej.

— Jak bardzo źle ci poszło? — Nagle nad nimi rozległ się głos, w którym można było doszukać się nutki złośliwości, ale zdecydowanie przeważało znudzenie. Raphael stał nad nimi, ze splecionymi rękami. Krótkie rękawki odsłaniały jego umięśnione ciało. — Cud, że jesteś w jednym kawałku. Pewnie Milson kazał ci zrobić przysiad i dwa fikołki.

— Raphael, mój stary przyjacielu, jak miło cię znowu widzieć! — krzyknął Matt, odrobinę zbyt entuzjastycznie by można to uznać za szczere. Wstał i poklepał bruneta po ramieniu, a Raphael popatrzył na niego z obrzydzeniem. — Poćwiczymy razem? Bardzo mi tego brakuje.

— Już wolałbym ćwiczyć z twoją wątłą siostrzyczką niż z tobą — odparł i ponownie zmierzył Matta zniesmaczonym spojrzeniem, po czym odwrócił się i odszedł. W sali zapanował gwar i powoli zaczął się unosić zapach potu.

— No i poszedł — skwitował Matt z krzywym uśmieszkiem, wsadzając ręce do kieszeni.

No, tak. Znowu się odwrócił i poszedł.

xxx

Od spadku weny po nagłą passę pisarską! Kiedy usiadłam do komputera, nie mogłam przestać pisać, czego owocem jest ten rozdział. Był raczej luźny i wiele się nie zdarzyło, ale już niedługo się to zmieni. Nie mogę się doczekać, kiedy podzielę się z wami moimi wszystkimi pomysłami♥

Ps. Życzę wam udanego roku szkolnego ;D

Do następnego! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top