Szczypta Prawdy
Stojący przed Nessą mężczyzna sprawiał, że czuła się ona malutka. Mimo że Andrew nie był rosłej budowy, miał w sobie coś potężnego. Kiedy dziewczyna spoglądała na jego młodą twarz, ciarki przechodziły przez jej drobne ciało. Choć brunet wyglądał na najwyżej dwadzieścia pięć lat, Goldville widziała w jego niebieskich oczach wiele przeżytych lat. Czarodzieje byli nieśmiertelni, a lata na ziemi sprawiały, że często tracili rozum.
Może Andrew był taki jak Arthur? Może też zwariował?
Ta myśl sprawiała, że Nessa, mimo wolnie, zamknęła się jeszcze bardziej w sobie.
— Mamy do omówienia pewne kwestie — zaczął Andrew, po czym pstryknął palcami. Nagle koło jego nóg zmaterializowało się krzesło, na które zaraz opadł. Założył nogę na nogę, a chwilę później uniósł w górę jednen palec. — Po pierwsze: powinnaś wiedzieć, że obcym się nie ufa. Łykałaś każde słowo Jamesa i jeszcze chwila, a wyśpiewałabyś mu wszystko o sobie, gdyby tylko poprosił. Po drugie: nie spodobało mi się, że walczyłaś przeciwko mnie.
Nessa miała wrażenie, że się przesłyszała.
— Przepraszam bardzo, ale co miałam zrobić? — zapytała, a jej głos, choć początkowo tego nie planowała, zabrzmiał ironicznie. — Rzucić ci się w ramiona, a później ciosać nożem moich przyjaciół? A może od razu nadstawić głowy? — Nie była do końca pewna, jak udało jej się zapanować nad głosem, jednak w duchu przyznała sobie order.
— Przyjaciół. — Andrew niemal wypluł te słowa, jakby były trucizną. — ,,Przyjaźń" między nami straciła na znaczeniu już wiele lat temu. — Nessa zaczęła zastanawiać się, co znaczyło ,,między nami", jednak zaprzestała, kiedy przypomniała sobie opowieść Jamesa. — Chcesz wiedzieć, kim są ci twoi ,,przyjeciele"? Chcesz posłuchać opowieści o osławionym pokoju?
Goldville chciała wrzasnąć, że nie, że pragnie tylko spokoju, że chce, aby to wszystko okazało się snem, jednak nie poruszyła się ani o milimetr. Od trwania w dziwnej pozycji na boku, bolało ją całe ciało, ale wzrok Andrew skutecznie wbijał dziewczynę w ziemię.
— Wszystko zaczęło się dokładnie sto pięćdziesiąt lat temu, kiedy istniało jeszcze osiem ras. Wampiry, wilkołaki, syreny, czarodzieje, anioły, łowcy, strażnicy i ivill. — Wyliczył, a Nessa miała wrażenie, że gdzieś już słyszała tę nazwę. — Musisz wiedzieć, że kiedyś strażnicy byli nikim. Ich dzisiejsze funkcje pełnili przedstawiciele rodu ivill. Strażnicy byli tylko niepotrzebnym bagażem, wręcz zbędnym. Zawsze pozostawali w cieniu. Aż pewnego dnia, manipulacją i szatańskim spiskiem, zjednali sobie inne rasy — mówił względnie spokojnie, ale z każdym kolejnym słowem jego głos przybierał na sile. — Strażnicy nigdy nie byli tak potężni, jak oni, więc chcieli zgładzić ivill z czystej zazdrości. To była po prostu zazdrość... — urwał, na zmianę zaciskając i prostując palce u prawej dłoni.
Nessa spostrzegła, jak szybko biło jej serce. Spoglądała na zaciemnioną postać czarownika; na jego zwykłe, jasne jeansy, białą koszulkę i zaczesane do tyłu blond włosy, i zastanawiała się, jak dużo ten człowiek miał goryczy w sercu.
— To była rzeź. — Ciągnął po chwili. — Nawet w najgorszych horrorach nie można zobaczyć takich scen. Ich celem było tylko jedno: zabić wszystkich, tak, aby nikt nie przeżył. Aby zapomniano o ivill na zawsze. I wiesz co? Prawie im się udało. Prawie.
Goldville zaniemówiła. W tamtym momencie była na sto procent pewna, że słyszała już tę opowieść. I wtedy do jej głowy napłynęło wspomnienie z treningu z Raphaelem. To wampir jej wszystko opowiedział. Chciała przerwać Andrew, ale nagle przypomniała sobie stanowczy zakaz bruneta, wyraz jego twarzy, kiedy wymógł na niej obietnicę, że nikomu nic nie powie. Dziewczyna zacisnęła usta.
— Miała na imię Kathleen. — Na jego usta wdarł się uśmiech, a twarz wykrzywiła się w tęsknocie. Nessa miała wrażenie, że dłużej tego nie wytrzyma. — Jak tak na ciebie patrzę, jesteś bardzo do niej podobna. Zakochaliśmy się. Ona była... Niezwykła. Przewidywała przyszłość, choć społeczeństwo miało ją za wariatkę. Nikt nie brał jej słów na poważnie. Nikt, oprócz mnie. Przewidziała zdradę strażników i innych ras, dzięki czemu przygotowaliśmy się na to. Dała mi swoją krew, abym kiedyś z kimś, w kogo żyłach płynie jej krew, mógł ją wskrzesić. Przez lata szukałem odpowiedniego kandydata. Wszyscy byli za słabi, umierali, kiedy tylko rzucałem czar. Ale ty — powiedział to takim głosem, jakby był dumny — byłaś inna. Nie mogłem wymieszać krwi ,,czystego" wilkołaka z ivill, jednak ty teoretycznie nie jesteś wilkołaczycą. Wywodzisz się za to z najpotężniejszego rodu likantropów, co czyni cię silniejszą.
— Jednego nie rozumiem — wtrąciła Nessa zachrypniętym głosem. Odkaszlnęła szybko. — Jak udało ci się dostarczyć mi krwi?
Andrew wyglądał, jakby ucieszył się z tego pytania.
— To bardzo proste — odparł, a jego głos brzmiał dziwnie miękko. — Jestem czarownikiem. W jednej chwili mogłem być kelnerem, który doda krwi do kieliszka z winem twojej mamy. W drugiej mógłbym być twoim ojcem i postąpić tak samo. Sposobów było wiele.
— Cholera — syknęła Nessa. To było proste.
Podniosła się do siadu i oparła o ścianę za nią. Ugięła kolana i umieściła na nich związane ręce.
— Kiedy już wymordowali wszystkich, podpisali pokój i stworzyli Radę. Kazali mi rzucić czar. — Odezwał się ponownie po chwili ciszy. — Nie mogłem odmówić. Osoby, które współpracowały z ivill, były od razu zabijane. Kazano mi rzucić zaklęcie, które sprawiało, że ktokolwiek będzie mówił o ivill, miał umrzeć.
— I zrobiłeś to?
Andrew powoli skinął głową.
— Więc dlaczego o nich mówisz, a wciąż siedzisz przede mną? Żywy?
Czarownik odchylił się na krześle, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, który wcale nie należał do tych przyjemnych.
— Sam rzuciłem ten czar. Potrafię go obejść.
Nessa pomyślała o Raphaelu. On też mówił o ivill. Wampiry już są teoretycznie martwe, ale obawiała się, że czar działał również na nie. Przypomniała sobie chłopaka, który krzyczał, że ktoś ich zdradził. Co jeżeli to Raphael współpracował z Andrew i czarownik pomógł mu obejść czar? Ta myśl ją przeraziła.
Nagle blondyn pochylił się w jej stronę, a jego oczy dziwnie zabłyszczały.
— To jest ten moment, kiedy musisz podjąć decyzję, Nesso — powiedział głosem wypranym z emocji. — Strażnicy naopowiadali ci dużo, ale to my jesteśmy tymi dobrymi bohaterami. Jeżeli się dobrowolnie do mnie przyłączysz, dam ci wszystko. Sławę, bogactwo, władzę. Jesteśmy na wygranej pozycji. Mamy przewagę liczebną. — Przerwał na chwilę i ułożył dłonie w wieżyczkę. — Jeśli zaś odmówisz i tak wskrzeszę Kathleen, jednak będę zmuszony cię ukarać. Do końca swoich lat będziesz siedzieć w tej piwnicy. A musisz wiedzieć, że ivill byli nieśmiertelni, a ich krew jest zawsze silniejsza, przez co ty również jesteś nieśmiertelna.
Serce Nessy zabiło szybciej. Zaszumiało jej w uszach i poczuła, jak pocą się jej ręce. Ona nieśmiertelna? To było jak zły sen.
— Więc, jaka jest twoja decyzja?
Goldville zmrużyła oczy. Czuła ból w związanych nadgarstkach, kiedy nimi poruszyła, podczas pochylania się.
— Pieprz się — syknęła i oparła głowę o ścianę.
Andrew przypatrywał się jej przez parę sekund, jakby niedowierzał, po czym wstał. Nessa uważnie obserwowała, jak podchodził do krat.
— Posiedzisz tu chwilę. Może zmienisz zdanie.
Przekręcił klucz w zamku, po czym ruszył korytarzem. Odgłosy jego kroków odbijały się jeszcze przez jakiś czas od pustych ścian.
W celi zapadła cisza. Głowa dziewczyny pękała, ale w ostatnich dniach działo się to tak często, że niemal do tego przywykła. Wciąż nie mogła przetrawić informacji, które przekazał jej Andrew. Miała jeszcze tak wiele pytań, których nie miała komu zadać.
— I tak zrobisz wszystko, o co cię poprosi. — Usłyszała nagle głos Jamesa.
Nie odpowiedziała na to. Nie miała siły. Po kilkudziesięciu minutach, które dłużyły się niemiłosiernie, poczuła, jak znużenie bierze nad nią górę. Przez jakiś czas dzielnie walczyła z sennością, a kiedy miała się już poddać, usłyszała głos.
— Nessa?
Serce dziewczyny stanęło już któryś raz podczas tego dnia.
xxx
Hej, hej! Przybywam z kolejnym rozdziałem i standardowo przepraszam, że nie było mnie tak długo :(
Jak myślicie, kto odwiedził naszą Nessę? ;D
Dziękuję za cierpliwość i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top