Syreni głos
Nessa stała przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie z powątpieniem. Tuż za jej plecami znajdowała się Bridget, służąca Andrew, która zaplatała jej pokręcone, brązowe włosy w wymyślne upięcie. Dobiegająca czterdziestki kobieta nuciła coś pod nosem, a Goldville w tym czasie uważnie przyglądała się swojej sukience. Była w kolorze krwistej czerwieni, z rękawami wykonanymi z koronki i okrągłym dekoltem. Mocno opinała ją w pasie i kończyła się jeszcze przed kolanem.
— Myślisz, że ta sukienka to dobry pomysł? — spytała, obracając się w lewo, aby zobaczyć, jak materiał leżał z tyłu.
Bridget, która właśnie skończyła układać jej włosy, spojrzała na swoje dzieło z namaszczeniem.
— Wyglądasz, jak księżniczka — odparła miłym tonem. Jej drobną twarz rozświetlił promienny uśmiech. Nessa czasami rozmyślała, jak bardzo źle musiało potoczyć się życie kobiety, skoro bez zająknięcia wykonywała rozkazy takiego potwora jak Andrew. — Sukienka podkreśla to, co ma podkreślać.
Nessa popatrzyła na swój dekolt.
— Jak ma podkreślać coś, czego nie mam? — Uniosła do góry brew.
Bridget zaśmiała się i odsunęła od dziewczyny.
— Jak będziesz czegoś potrzebowała, nie bój się prosić. Któryś ze strażników powinien mnie zawołać.
Nessa skinęła z wdzięcznością głową, a kobieta opuściła pokój. Goldville wiedziała, że prędzej nauczyłaby kota podawać łapę, niż poprosiła ivill o pomoc, jednak wolała o tym nie wspominać.
Jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie i westchnęła. Na jej twarzy znajdowała się gruba warstwa makijażu, przez co Nessa czuła się nieswojo, gdyż nie używała tych wszystkich kosmetyków od ładnych paru tygodni.
W pierwszej chwili zaprła się rękami i nogami, i oznajmiła, że nie na zamiaru brać udziału w balu. Dopiero pod namową Bridget i ostrzeżeniach Raphaela, przystała na to. A skoro miała już iść, chciała prezentować się nienagannie.
Usłyszała pukanie do drzwi i pociągnęła za klamkę.
— Gotowa?
xxx
Sala balowa oczarowała dziewczynę. Aby przekroczyć próg, trzeba było przejść przez ozdobny łuk, udekorowany żywymi różami w kolorze jasnego różu. Dalej znajdował się krótki,, tunel", na którego końcu stał fotograf. Młody mężczyzna skinął w stronę Nessy i Raphaela, ale wampir odmówił. Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa, ale była zbyt zaaferowana, aby się z nim sprzeczać. Skręcili w lewo, tym samym mijając fotografa, który swoją drogą i tak zrobił im zdjęcie, o czym świadczył błysk flesza na twarzy Nessy.
Sala była dużym pomieszczeniem i składała się z dwóch kondygnacji. Ozdobne, złote wzorki pnęły się po ścianach w górę, znikając wysoko w mroku. Pod sufitem wisiały choinkowe światełka, tworząc osobliwą specyfikę. Pod ścianami ustawione zostały stoły z przekąskami i napojami, natomiast w rogu były stoliki, udekorowane białymi obrusami i żywymi kwiatami. Na środku, na parkiecie, w rytm muzyki kołysało się już kilkadziesiąt osób.
— Cyrk czas zacząć — mruknął jej nad uchem Raphael. Ubrany był w zwykłe czarne spodnie i białą koszulę od garnituru, mimo to wyglądał piekielnie dobrze.
Nessa spojrzała na niego z ukosa.
— Cyrk? Nie wspominałeś, że dzisiaj występujesz.
Raphael spiorunował ją wzrokiem i zaczął prowadzić w stronę jednego z okien. W tym czasie kelner podszedł do nich z tacą, na której umieszczone były kieliszki z szampanem. Nessa chwyciła jeden z wdzięcznością i zamoczyła usta w cieczy.
— To nie jest dobra pora na żarty, Goldville.
— Zawsze jest dobra pora na żarty, Creswell.
Ledwie przystanęli pod oknem, muzyka zaczęła cichnąć. Zdezorientowany tłum spojrzał w stronę mównicy, do której zmierzał Andrew. Zebrani zaczęli rozpraszać się po kątach, tworząc półkole.
— Jak myślisz — zaczęła Nessa, patrząc wyzywająco na roześmianego Andrew, który dumnie krocząc, raz po raz z kimś się witał — co by było, gdyby nagle wywrócił się na twarz?
Raphael prychnął, ale odpowiedział zupełnie poważnie.
— Nic nie próbuj. Miałabyś przejebane.
Dziewczyna zaśmiała się i uniosła ręce w obronnym geście. Dopiła szampana i niewiele myśląc, wyrzuciła szklane naczynie przez otwarte okno.
Raphael spiorunował ją wzrokiem, ale kiedy oboje usłyszeli głośne ,,ała! ", dobiegające z ogrodu, kącik jego ust uniósł się ku górze. Mimo to rzucił ostro.
— Czy ty do reszty zwariowałaś?! — Oglądnął się po sali, ale nikt nie zwracał na nich uwagi, gdyż Andrew rozpoczął już przemowę. Nessa śmiała się do rozpuku, zasłaniając usta dłonią. — Cholera, jesteś pijana? W tym szampanie na bank coś było.
— Nie jestem pijana — zaprotestowała szybko Nessa. W każdym razie nie czuła się taka. Szampan ją lekko rozluźnił, ale nic poza tym. Zakodowała sobie w głowie, aby już nic więcej nie brać od ivill.
Spojrzała w błękitne oczy Raphaela, które błyszczały w świetle setek światłek.
— Nadszedł czas, kiedy możemy położyć kres swawolnej dominacji strażników. — Głos Andrew odbijał się od ścian, dosięgnając uszu Nessy. Mimo to, dla dziewczyny wszystkie dźwięki były dziwnie stłumione.
Dziewczyna przejechała wzrokiem po twarzy wampira. Zwróciła uwagę na mocno zarysowane kości policzkowe, które nadawały jego twarzy osobliwy wyraz.
— Koniec pomiatania nami, koniec z brutalnym traktowaniem i zasłanianiem się pokojem. Koniec z niesprawiedliwymi rządami!
Spojrzała na jego usta. Malinowe, pełne, symetryczne. Zastanawiała się, jakie byłyby w dotyku...
— Musimy się zjednoczyć. Na tyle, na ile będziemy zjednani, na tyle będziemy silni.
Przysunęła się do niego. Wampir nawet nie drgnął. Serce biło jej jak oszalałe, kiedy dostrzegła, że oczy bruneta pociemniały.
— Razem jesteśmy niezwyciężeni. Razem staniemu u władzy!
Klaskanie i wiwaty wybudziły Nessę z letargu. Dziewczyna podskoczyła, odsuwając się od wampira na bezpieczną odległość. Zażenowana spuściła wzrok, słysząc, jak Creswell cicho klnie.
Andrew skinął ręką na zgromadzonych i zszedł z mównicy. Muzyka na powrót zaczęła rozbrzmiewać, zachęcając tłum do zabawy.
— Nesso. — Dziewczyna prawie podskoczyła, gdy usłyszała łagodny, wyraźny głos, który rozbrzmiał w jej głowie.
Przełknęła ślinę i spojrzała w bok, napotykając fiołkowe oczy Kathleen. Kobieta szła w jej stronę z kieliszkiem szampana w ręku, a jej ładną twarz rozświetlał uśmiech. Miała na sobie długą, fioletową suknię, a na jej szyi spoczywał srebrny łańcuszek.
— Kathleen — odparła na głos Nessa. Jej ton zdradzał wahanie.
Kobieta przystanęła obok niej. Goldville w osłupieniu mierzyła wzrokiem jej twarz. Te niezwykłe fiołkowe oczy, które posiadał każdy przedstawiciel ivill, lekko zadarty nosek, niewielkie usta. Czuła, jak ogarnia ją uczucie błogości, które towarzyszyło jej zawsze, gdy była w pobliżu kogoś z ich rasy. Zastanawiała się, czy ona też ma w sobie choć cząstkę tego uroku ivill.
— Nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać — zagadnęła. Im dłużej Nessa się jej przyglądała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Kathleen była dokładnie taka sama, jak większość ivill. Wiecznie młoda, piękna i wolna. Nieśmiertelna. — Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy — mówiła z dziwnym, obcym akcentem. Dopiero po czasie Goldville zorientowała się, że właśnie tak mówiono dawniej. — Andrew mówił mi, że zaprzyjaźniłaś się ze strażnikami. Nie będę mieć ci za złe, jeśli nie będziesz nam do końca przychylna, lecz wiedz, że strażnicy mają nie jedno za uszami.
Nessa skinęła głową. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej ręce zaczęły drżeć.
— Nie mam ci nic za złe. To nie twoja wina — odparła lekko nerwowym głosem.
Kathleen uśmiechnęła się.
— Ja widzę przyszłość, Nesso — powiedziała, sciszając głos. Dziewczyna przełknęła ślinę, kiedy jej nozdrza wypełnił słodki zapach perfum szatynki, która pochyliła się w jej stronę. Goldville kątem oka spojrzała w bok, gdzie jeszcze niedawno stał Raphael, ale po wampirze nie było już ani śladu. — Widziałam cię. Musisz obrać swoją stronę. I wybrać mądrze, bo skutki będą katastrofalne.
I nic więcej nie mówiąc, odwróciła się, i weszła w tłum. Nessa patrzyła za nią, czując, jak szybko bije jej serce.
xxx
Tańczyła już od dobrych kilku godzin. Nogi paliły ją żywym ogniem, a wyschnięte gardło domagało się choć kropli wody. Wbrew własnemu zakazowi skusiła się jeszcze na kilka kieliszków szampana, co pozwoliło jej się rozluźnić do granic możliwości.
Mimo to, myślami była wciąż przy rozmowie z Kathleen. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie przeraziły ją jej słowa. Do tej pory Nessa była niemal pewna, iż ciągle tkwiła po stronie strażników, ale w tamtym momencie zupełnie się pogubiła.
W tej wojnie nikt nie był dobry, ani zły. Nie było jasnej granicy. Każdy walczył o swoje, według swoich ideałów i wbrew wszelkim zasadom.
— Odbijamy! — Usłyszała nagle i silne ręce ivill, z którym tańczyła, przestały oplatać jej dłonie.
Okręciła się i wylądowała w ramionach Raphaela, którego skrzętnie unikała przez cały wieczór. Spojrzała w jego oczy. Wyraźnie widziała intensywność koloru jego tęczówek, choć w głowie jej huczało, a otoczenie zdawało się wirować.
Nagle muzyka zaczęła cichnąć, zastąpiona wolniejszą melodią. Nessa widziała, jak dotychczasowa kapela schodziła ze sceny, a do mikrofonu podeszła rudowłosa kobieta.
— Nadszedł gwóźdź programu — powiedział jej nad uchem Raphael.
Dziewczyna zbliżyła się do niego na niebezpieczną odległość i zaczęli poruszać się w rytmie spokojnej melodii. Czuła chłód bijący od jego ciała, na co przeszły ją ciarki.
— Co masz na myśli?
— To królowa syren. Specjalnie przybyła, aby zaśpiewać.
Tłum kołysał się powoli, choć niektórzy przystanęli, chcąc jedynie posłuchać głosu pięknej kobiety.
Dziewczyna uniosła brew.
— Królowa syren? Tutaj? To oznacza, że...
— Tak. Przeszła na stronę Andrew. Tak. Zdradziła pokój.
Nessa odruchowo ścisnęła mocniej ramię Creswella. Czyli wszystko się waliło. Isabelle i reszta strażników tracili sojuszników, i być może, nawet o tym nie wiedzieli. A ona nie mogła ich ostrzec.
— Nie tylko jej nie podobało się nadużywanie władzy przez strażników — ciągnął Raphael. — Nie zdziwię się, jeśli w niedługim czasie Isabelle zostanie sama.
Oczy Nessy zabłyszczały.
— Dlatego musimy zniszczyć Księgę...
Przerwała, gdy syrena otworzyła usta, a sale wypełnił głos niemalże anielski. Był jak nie z tej planety. Odległy i tak bliski zarazem. Potężny i łagodny. Przyjemny i przerażający.
— You konow when you give your love away — zaśpiewała tak nieralnyn głosem, iż Nessa zastanawiała się, czy aby na pewno znajdują się wciąż na ziemi, gdzieś w głębi Anglii, a nie lewitują wśród chóru stworzonego z aniołów.
— It opens your heart, everything is new
Dźwięk skrzypiec wypełniał pomieszczenie. Ich melodia mamiła zebranych, zagarniając prosto w swoje sidła.
— ...you know love is everything you say. A whisper, a word, promisses you give...
Nessa miała wrażenie, że zaczyna jej brakować powietrza. Odruchowo jeszcze mocniej przywarła do Raphaela, otwierając szeroko oczy.
— Amarantine
Dziewczynie zdawało się, że wampir spytał ją czy się trzyma, ale było to tak odległe, że zaledwie parę sekund później, nie była pewna czy faktycznie ktoś coś mówił, czy to tylko wytwór jej wyobraźni. Czuła, jak jej policzki przybierają szkarłatny kolor, a oddech momentalnie przyspiesza.
— Amarantine — ciągnęła syrena, a Nessa miała wrażenie, że zaraz się udusi.
Spojrzała w górę na Raphaela, który przyglądał się jej z uniesionymi brwiami.
— Amarantine
Goldville się poddała. Była na to stanowczo za słaba. Jej nieodporny umysł nie udzwigał amielskiego głosu królowej. Dziewczyna odskoczyła od Creswella i nie zważając na jego nawoływania, zaczęła przeciskać się przez oczarowany tłum. Jej serce waliło tak mocno, że szatynka skupiła się na jego biciu, zamiast na głosie syreny.
Nie chciała już nigdy więcej go słyszeć, nie chciała już się tak czuć.
— Love is always love.
Wybiegła z sali. Normalnie pewnie zastanowiłby ją fakt, że nie natknęła się na żadnego ze strażników ivill, ale w tamtym momencie była zbyt oszołomiona. Biegła długim korytarzem, a stukot jej obcasów odbijał się od ścian.
Potrzebowała świeżego powietrza, potrzebowała się nim zachłysnąć.
Nawet nie wiedziała kiedy, dobiegła do drzwi wyjściowych. Niewiele myśląc, pociagnęła za klamkę i, o dziwo, drewno ustąpiło.
Zaczęła nerwowo pozyskiwać powietrze do płuc, jakby walczyła o każdy oddech. Mimo woli, jej nogi same powłóczyły na przód. Szła korytarzem, stworzonym z brukowej kostki, a z dwóch stron rosły rzędy róż.
Była jak w transie. W głowie jej wirowało, a kontrolę nad swoim ciałem straciła już dawno. Jakaś nieznana siła ciągnęła ją do przodu, wprost na czarną furtkę. Kiedy była zaledwie kilka metrów od niej, światło padło na jej twarz.
Nessa gwałtownie zahamowała, zasłaniając się dłonią. Otworzyła powoli oczy, a widok jaki zastała, sprawił, iż zmroziło jej krew w żyłach.
Przed nią stał Andrew w asyście kilku ivill.
Wszyscy byli tacy piękni. Piękni i przerażający. Młodzi i bezwzględni.
— Wybierasz się gdzieś, moja droga?
xxx
Cześć wam! Ostatnio zauważyłam, że minął już (wow!) ponad rok, odkąd opublikowałam to opowiadanie. Z tej okazji chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować za wszytskie głosy i komamtarze, które zostawiacie, to jest bardzo miłe, serio!
A ci, którzy są ze mną od początku, mogą sobie pogratulować, że tak długo se mną wytrzymali, hah.
Do następnego x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top