Straty w szeregach

Nessa wrzasnęła głośno, a duszący dym sprawił, że zakaszlała. Krzyk w końcu ugrząsł jej w gardle, a dziewczyna miała wrażenie, że świat na chwilę stanął w miejscu. Odgłosy walki nie były już tak wyraźne, a niemal czarny dym zasłpnił jej całą widoczność. Jej serce biło z zawrotną prędkością, a ona sama traciła oddech.

Stojący w osłupieniu Nicholas, Maska z narządem w ręce, Matt leżący koło jej stóp...

Niech to będzie sen. Błagam niech to wszystko okaże się snem!

I w jednej chwili akcja z powrotem nabrała tępa. Nicholas wydał z siebie dziki ryk i odciął Masce głowę długim mieczem. Nessa słyszała, że zaczął coś krzyczeć, ale już nie dbała o to.

Właściwie to nie dbała już o nic.

Poczołgała się w stronę Matta i z wielkim trudem przewróciła go na plecy. Jej ręce drżały, kiedy odgarniała blond włosy z jego twarzy. Starała się nie patrzeć na wielką dziurę, w miejscu, w którym znajdowało się kiedyś serce.

Popatrzyła na jego twarz i łzy mimowolnie zebrały się w jej oczach. Zginął z lekkim, swoim typowym, zuchwałym uśmieszkiem. Nessa ostatni raz popatrzyła w jego otwarte, niebieskie oczy, po czym opadła na jego ciało i zaczęła szlochać. Mimo wszystko zdążyła go polubić. Jego humor, sposób bycia. Polubiła go najbardziej z nich wszystkich, a teraz on leżał martwy.

Była pewna, że słyszała jeszcze krzyk Laury i Raphaela, ale nie uniosła głowy.

Tak jakby na niczym jej już nie zależało.

xxx

Drżącą ręką nacisnęła klamkę. Miało się wrażenie, że dziewczyna nie ma nawet siły, aby pchnąć drzwi. Kiedy jednak przekroczyła próg, znowu w niej coś pękło. Suche policzki zamoczyła na nowo gorzkimi łzami, gdy znalazła się w pokoju Matta. Tym pokoju, który był na wskroś przesiąkniety jego zapachem. Tym, w którym walało się setki jego rzeczy.

Powłóczyla nogami w stronę swojego pokoju, kiedy nagle coś ją tknęło. Ogromne okno, które dawało widok na podwórze Katedry, było po raz pierwszy, odsłonięte. Dziewczyna podciągnęła nosem i niewiele myśląc, usiadła na łóżku Matta, wpatrując się w brukowy podjazd. Łzy łaskotały jej policzki, ale nie otarła ich.

Śmierć Matta naprawdę ją poruszyła. Gdyby nie on, prawdopodobnie uciekłaby z Laveną, co za pewne miałoby fatalne skutki. Strażnik był takim promyczkiem, który rozświetlał jej ponure, pełne niezrozumienia dni.

A teraz on nie żył.

Strach pomyśleć, ale gdyby nie pomoc Isabelle i innej "Brygady Sześciu" ofiar byłoby więcej.

Starała się odganiać od siebie te myśli, ale one za nic jej nie opuszczały. Nie miała pojęcia, jak dalej się to wszystko potoczy.

Nagle coś skrzypnęło i drzwi do pokoju uchyliły się. Ciche kroki rozległy się po pomieszczeniu, aż w końcu ustały gdzieś obok Nessy. Dziewczyna nawet nie uniosła wzroku, kiedy poczuła, że materac ugina się pod ciężarem czyjegoś ciała.
Spojrzała w bok.

Nicholas.

Patrzył na nią pustym wzrokiem, jak na łowce przystało. On zawsze był taki zimny. Bez wyrazu. Jego brązowe włosy tkwiły w nieładzie, a na twarzy miał drobinki jakiejś czarnej mazi, ale poza tym nie miał żadnych obrażeń.

Nessa przełknęła ślinę i przeniosła spojrzenie z powrotem na okno. Zdziwiła się, kiedy Nicholas się do niej podsunął. Objął ją koleżeńsko, a do nozdrzy Goldville wdarł się zapach świerka.

Nie minęło długo, zanim zmęczona Nessa ułożyła głowę na jego ramieniu, cicho pochlipując.

xxx

Kiedy Raphael wpadł do gabinetu Isabelle, był wściekły. Jego czarne włosy trwały w nieładzie, a na policzku widniały ślady krwi, po dawno zregenerowanych ranach. Jego niebieskie oczy błyszczały od gniewu i gdyby wzrokiem można było zabijać, wszystko na drodze wampira byłoby martwe.

Kobieta stała odwrócona tyłem, zaciskając mocno palcami oparcie obrotowego fotela. Nie mogła spojrzeć mu w oczy.

— I po co było to wszystko!? — wydarł się na wstępie. Podszedł do biurka Isabelle, ale kobieta nawet nie drgnęła. — Na czym polegał ten twój durny plan?!

Przywódczyni westchnęła.

— Myślałam, że jeśli Nessa pojawi się na polu walki, to ktoś, kto tworzy Maski, zjawi się osobiście. — Isabelle wydawała się nienaturalnie spokojna, co stanowiło kontrast z wściekłym wampirem.

Raphael prychnął z niedowierzaniem.

— I dla takiego pomysłu poświęciłaś Milsona?

— Myślisz, że to przewidziałam? — Kobieta odwróciła się, zaciskając zęby. — Wiedziałam, że podejmuję ryzyko, ale pomyśl. Gdybyś był na moim miejscu, też próbowałbyś zrobić COKOLWIEK. Jesteśmy w cytuacji patowej. I ty o tym najlepiej wiesz.

Raphael już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się i zasznurował je w wąska linię. Wydawało się, że nawet na nim, śmierć Matta wywarła wrażenie.

— Ostrzegałem — przypomniał tylko chłodno, po czym opuścił z hukiem pomieszczenie.

Kilka papierków leżących na biurku, zleciało na ziemię. Isabelle została sama.

Dręczyły ją wyrzuty sumienia, bo znowu jako przywódczyni, nie stanęła na wysokości zadania i nie zapewniła podopiecznym dobrej opieki.

A fakt, że zginął akurat Matt Milson, dobijał ją doszczętnie.

xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top