Różne odcienie czerni
Nessa z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Raphael. Czas jakby zwolnił, kiedy wampir z hukiem je za sobą zamknął. Jej serce biło jak młot pneumatyczny, od zbyt rozbuchanych emocji. Kątem oka widziała, że zgromadzeni w sektorze bezwstydnie się jej przypatrują.
Co tu się właściwie stało?
Nessa odwróciła się na pięcie w stronę Matta, który wpatrywał się w jakiś punkt na suficie, pogwizdując cicho.
— Co go ugryzło? — zapytała, podchodząc bliżej.
— Jego ojciec.
Nessa otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy zrozumiała co chłopak miał na myśli.
Matt niczym się nie przejmując, ruszył do przodu. Dziewczyna ocknęła się, dorównując mu kroku.
— Chodziło mi bardziej o... Ugh, był jakiś nie w humorze.
— On jest zawsze w takim humorze — odparł swobodnie Matt.
— Chyba cię nie lubi.
Matt spojrzał na nią z ukosa i uśmiechnął się z politowaniem.
— On nikogo nie lubi.
Nessa nie zapytała o nic więcej. Zamilkła, czując, że cała jeszcze drży z emocji. Odtwarzała w głowie obraz Raphaela, przypominając sobie każdy szczegół z jego twarzy. Zmarszczone brwi, zaciśnięte usta, zmrużone oczy. Właśnie. Jego oczy. Jak lazurowe jezioro jak błękitne niebo.
Potrząsnęła głową. Znalazła się w środku jakiegoś szaleństwa, a ona rozmyślała o chłopaku, który właściwie nie był zwyczajnym chłopakiem. Chciało jej się krzyczeć, wyładować jakoś emocje, ale nie mogła. Mogła jedynie podążać za Mattem i w końcu porozmawiać z kimś, kto kierował tym całym dziwnym przedsięwzięciem.
W końcu dotarli do mosiężnych drzwi. Gdyby Nessa się odwróciła, zapewne spotkałaby się jeszcze ze wpatrzonymi w nią oczami. Nie miała pojęcia, czym wywołała taką sensację i coś jej podpowiadało, że wcale nie chce wiedzieć.
Do drzwi była przyczepiona złota plakietka. Nessa wytężyła wzrok, ale nie odczytała startego napisu. Na okrągłej gałce osadziła się cienka warstwa pyłków.
— To gabinet Isabelle — powiedział Matt, a Nessie się wydawało, że odrobinę spoważniał. — Może wydawać się odrobinę oziębła, ale życie jej nie szczędziło. — Zamyślił się, a później spojrzał prosto w oczy dziewczyny. — Jej mąż i syn zginęli na jednej z misji.
Nessa skinęła powoli głową. Nagle się zestresowała, choć dopiero pałała determinacją. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na drzwi.
— Wejdziesz tam ze mną?
Matt uśmiechnął się łobuzersko i przeczesał palcami włosy.
— A chcesz tego?
— Chcę.
Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwycił za klamkę i bezceremonialnie lekko popchnął Nessę do środka. Nawet nie zapukał, co dziewczynę trochę zdziwiło, ale nie odezwała się.
Gabinet Isabelle przypominał grobowiec. Było tu ciemno, zimno, a wokół roztaczała się jakby aura żałoby. Depresyjne powietrze buchnęło w twarz Nessy, aż prawie się nim zachłysnęła. Poczuła ucisk w gardle, kiedy kobieta siedząca przy biurku, uniosła na nią spojrzenie. Niewielka lampka świeciła mocnym blaskiem, oświetlając jej twarz. Miała włosy i oczy niemal tak czarne, jak noc za oknem. Okulary w czarnych oprawkach zsunęły się lekko z jej nosa, przez co poprawiła je niemal majestatycznym gestem. Można byłoby rzec, że jest piękna, gdyby nie głębokie bruzdy ciągnące się od kącików jej ust w stronę brody. Musiały być skutkiem wieloletniego smutku i cierpienia.
Nessa poczuła za sobą obecność Matta i zalała ją fala odwagi. Zebrała się w sobie i z determinacją ruszyła do przodu. Isabelle położyła dłonie na blacie i przybrała lekki, zapewne wystudiowany, uśmiech.
— Witaj, Nesso — zaczęła kobieta. Jej głos brzmiał zupełnie normalnie. Bez cienia wyższości, pewności czy zdecydowania. — Nie sądziłam, że zawitasz do mnie o tak późnej porze.
Nessa nie poczuła się speszona. Splotła ręce na piersi, marszcząc brwi.
— Ja nie sądziłam, że zawitam tu kiedykolwiek.
Słowa Nessy wyraźnie zbiły Isabelle z tropu, ale kobieta nie dała po sobie tego poznać i poszerzyła niewyraźny uśmiech.
— Rozumiem twoją frustrację — oznajmiła spokojnie. — Usiądź, a wszystko sobie wyjaśnimy. — Wskazała zachęcająco dłonią na skórzany fotel.
Nessa zdecydowanie pokręciła głową. Pukle brązowych włosów zakryły jej całą twarz, przez co odgarnęła je za uszy.
— Nie chcę siadać, nie chcę nic wyjaśniać. Chcę, żebyście mi dali święty spokój i pozwolili wrócić do domu!
Isabelle przechyliła głowę, spoglądając na Nessę spod przymrużonych oczu. Dziewczyna była zdyszana, zaczerwieniona od złości i wymęczona od nadmiaru wrażeń, a mimo to, na jej twarzy ciągle odbijała się determinacja.
— Obawiam się, że jest to niemożliwe — odparła oschle. Nessie aż krew odpłynęła z twarzy na jej chłodny ton. Wiedziała, że gdzieś za jej plecami stoi Matt i zapewne przygląda się im z tym głupkowatym uśmieszkiem.
Isabelle odsunęła plik papierków, robiąc wolne miejsce na biurku. Splotła ręce na blacie, przybierając władczą pozę. Nessa przyglądała jej się z zaciętą miną, czując, jak szybko galopuje jej serce.
— Wyjaśni mi ktoś w końcu, o co w tym wszystkim chodzi? — zapytała w końcu Nessa z cieniem rezygnacji w głosie.
— Wszystko ci opowiem. Usiądź.
Nessa jeszcze raz energicznie pokręciła głową. Ze swoim uporem mogłaby spokojnie konkurować z osłem. Splotła ręce na piersi, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę.
— Matt ci pewnie już co nieco opowiedział — zaczęła Isabelle. Jej ton głosu zmienił się diametralnie. Mówiła beznamiętnie, zupełnie niewzruszenie. — Musisz wiedzieć jedno — mity są prawdziwe. Wilkołaki, wampiry czy nawet syreny. To wszystko prawda.
Serce Nessy galopowało z zawrotną prędkością. Temperatura w gabinecie jakby się obniżyła. Atmosfera zgęstniała, a noc za oknem stała się bardziej nieprzenikniona.
— Są jeszcze czarodzieje, anioły, łowcy i my, strażnicy — ciągnęła Isabelle. — Czarodziejów nie spotkasz w Katedrze. Urzędują w Marmurowym Podziemiu i badają Ogniste Maski. Albo raczej co z nich zostaje. — Urwała na chwilę, a Nessa czuła, że nogi się pod nią uginają. Za dużo informacji, za dużo niezidentyfikowanych słów, za dużo irracjonalności. — My chronimy nadprzyrodzonych przed dziećmi Neptuna. Paskudne, mściwe stworzenia. To nie jest opowieść na dzisiejszą noc, liczę, że Matt jeszcze wszystko ci wyjaśni. Powinnaś wiedzieć tylko tyle, że nie dzieje się za dobrze. Nadciągnęło ogromne niebezpieczeństwo.
— Co masz na myśli?
Oczywiście Nessa, nie byłaby Nessą, gdyby nie weszła w słowo nawet tak oschłej i przerażającej kobiecie. Spadła na nią kurtyna niedowierzania, szoku i strachu, a jedyne czego teraz chciała to znaleźć się jak najdalej od tego gabinetu.
Isabelle posłała jej tak chłodne spojrzenie, że pod dziewczyną prawie ugięły się nogi.
— Właśnie próbuję ci to wytłumaczyć — przypomniała Isabelle. Z tyłu usłyszała ciche parsknięcie. Widać, że Matt również pozostał Mattem. — Problem pojawił się jakieś dwa lata temu. Na początku były to pojedyncze zniknięcia nadnaturalnych. Ot, przypadek i niesamowity pech. Ale sytuacja się nasilała. Z każdym dniem dostawaliśmy coraz więcej zgłoszeń o zaginięciach, a później... Później pojawiły się Ogniste Maski. Wiesz, o czym mówię.
Nessa przypomniała sobie brutalną walkę z postacią w masce lwa i mimowolnie przeszedł ją dreszcz. Czuła, że zamiast krwi, ma w swoich żyłach drobinki lodu. Skinęła niespiesznie głową, walcząc ze wzdrygnięciem.
— Nikt nie wie jak, nikt nie wie skąd. Po prostu się pojawiły. Ot, tak. Z dnia na dzień. Nie mieliśmy pojęcia co robić. Atakowały wszystkich, bez względu na płeć i wiek, a kiedy ktoś miał z nimi do czynienia... nigdy nie wychodził z tego żywy.
— Więc jak — wykrztusiła oniemiała Nessa. — Dlaczego przeżyłam?
Isabelle westchnęła i odchyliła się do tyłu.
— Nie chcieli cię zabić.
Nessa nic nie rozumiała. Więc co od niej chcieli? Miała ochotę w coś uderzyć, zacząć walić głową o ścianę, byleby dać upust emocją.
— Nie mieliśmy pojęcia jak poradzić sobie z nowym problemem. Dlatego zdecydowaliśmy, że podzielimy Katedry na bojowe i obronne. Szeregi Katedry obronnej zasilają łowcy i strażnicy, którzy nadal chronią świat przed dziećmi Neptuna. Bojowe, to my. W nasz skład wchodzą wszyscy nadnaturalni. Walczymy i badamy. Analizujemy i planujemy. Każdy nasz ruch obraca się wokół Ognistych Masek. Cholernie trudne zadanie, zważając na to, że Maski po zabiciu zamieniając się w proch, a później...znikają. Oczywiście, mamy już pewne podejrzenia. Przypuszczamy, że za tym wszystkim stoi tysiącletni wampir, Vincent.
— No dobrze — zaczęła ostrożnie Nessa. — Tylko dlaczego mi to mówisz? Nie musicie mi nic wyjaśniać. Wrócę do domu i o wszystkim zapomnimy.
— No widzisz, tyle że to nie jest takie proste. Vincent zawsze interesował się tylko nadnaturalnymi. Zmieniło się to pewien czas temu, gdy Ogniste Maski zaczęły pojawiać się pod twoim domem. Obserwowały cię. Każdy twój ruch. Kiedy szłaś do szkoły, kiedy rozmawiałaś na tarasie przez telefon, kiedy byłaś z przyjaciółką na zakupach.
Wspomnienie o Rachel podziałało na Nessę jak kubeł zimnej wody. Przyjaciółka na pewno nie uwierzyłaby w "bajeczki" wciskane przez Isabelle. Prychnęłaby tylko i zaczęła używać słów, których Nessa nigdy by nie powtórzyła. Rachel była realistką do bólu. Nessa była głupia, naiwna i nie miała pojęcia co teraz począć.
— Próbowaliśmy ustalić, dlaczego ty. Co w tobie jest takiego, że Vincent wysyła swoich sługusów pod twój dom — mówiła, a jej głos ociekał goryczą. — Wydawałaś się nam tak iście zwyczajna, że byłam skłonna uwierzyć, że to kolejne zagranie Vincenta. — Nagle jej oczy pociemniały, a mina — jeżeli to w ogóle możliwe — stała się bardziej poważna. — Ale w naszych czasach nie można lekceważyć niczego. Musiałam wysłać kilku swoich zaufanych strażników do pilnowania ciebie. Posłuchaj, Nesso. Niewielu to wie, reszta się tylko domyśla, ale jest bardzo źle. Jest nas mało, a ciągle walki sprawiają, że padamy jak muchy. Nie mogłam ryzykować życiem jeszcze większej liczbie strażników, więc do tej misji wyznaczyłam Matta. Nie powiem, źle to wszystko rozegrał. — Popatrzyła ponad ramieniem dziewczyny i zmarszczyła brwi. — Nigdy nie miałaś się tu znaleźć, ale teraz już nie ma innego wyboru.
Nessie zakręciło się w głowie. Isabelle mówiła bez cienia zawahania, płynnie, z przekonaniem. Dziewczyna nie chciała do siebie nawet dopuścić takiej myśli, ale zaczynała w to wszystko wierzyć.
— Jakiego wyboru? — zapytała słabo.
Isabelle przekręciła się na krześle i spojrzała Nessie prosto w oczy.
— Musisz tu zostać.
Nessa rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Nie, to było istne szaleństwo. Ogarnęła ją złość i niewiele myśląc, podeszła bliżej Isabelle.
— Nie. Mówcie. Mi. Co. Mam. Robić. — Z każdym słowem uderzała otwartą dłonią o blat biurka. W jej oczach błyszczała furia. — Macie mnie stąd wyprowadzić. Teraz.
Nessa nienawidziła momentów, kiedy traciła nad sobą kontrolę. Zawsze unosiła się, a później tego żałowała. To było tak, jak z rzuceniem nałogu. Przez pewien czas się kontrolowała, odnosiła swój mały sukces i wystarczył jeden błąd, chwila słabości i wracała do punktu wyjścia.
Isabelle popatrzyła na nią z niesmakiem i pokręciła głową.
— Nie możemy. Jestem pewna, że gdy tylko cię wypuścimy, Vincent nie pozwoli ci wrócić do domu.
Nessę ogarnęła fala przerażenia. Do tej pory wydawało się, że cała ta sytuacja jej nie dotyczy. Owszem, znalazła się w środku jakiegoś bagna, ale była pewna, że wyjdzie z niego niepostrzeżenie, nie odnosząc żadnych szkód. Teraz dowiedziała się, że była obserwowana. Och, jaka ona była nieuważna!
— Posłuchaj, Nesso. Nauczymy cię wszystkiego. Zapewnimy ci ochronę, nauczysz się walczyć, a przy okazji dowiemy się, co planował Vincent. Skoro tak bardzo mu na tobie zależało, może dobrze, że do nas trafiłaś.
Dziewczyna zacisnęła wargi w wąską linię. Nie dość, że znajdowała się w zupełnie obcym miejscu, to jeszcze była jakąś cholerną kartą przetargową!
— Nie możecie — prychnęła. — A co z rodziną, przyjaciółmi, szkołą?! Ja mam normalne życie!
Isabelle nie wydawała się zbita z tropu. Każde jej słowo było powiedziane z mocą prawdziwego przywódcy, a każda wypowiedz dokładnie wyważona.
— Muszę przyznać, że tego nie przemyśleliśmy. Już ci mówiłam, że Matt to źle rozegrał. Wymyślisz coś. Zresztą, szkolenie nie potrwa dłużej niż dwa tygodnie. — Isabelle nachyliła się w jej stronę, a jej oczy błysnęły w świetle lampki. — Każde ludzkie życie jest dla nas ważne, Nesso. Do tego jesteśmy stworzeni. Do ochrony.
— A moja rodzina? — weszła jej w słowo Nessa. — Co z nimi? Zostali sami, bez ochrony. Ich bezpieczeństwo jest najważniejsze!
— Postawiłam przed twoim domem jednego łowcę. Tylko tyle mogę zrobić. Zresztą, Vincentowi nie chodzi o nich, tylko o ciebie.
Mało brakowało, a Nessa jęknęłaby z bezsilności.
— Mam spędzić dwa tygodnie wśród jakichś świrów?! — wykrzyczała z niedowierzaniem. — Nie, nie, nie. Nie ma opcji.
— Pomyśl o swoim bezpieczeństwie, Nesso. Pomyśl o bezpieczeństwie rodziny, bo kiedy ciebie nie ma, Vincent nie ma powodu, aby się do nich zbliżać.
Nessa nerwowo odgarnęła włosy za uszy. To wszystko ją przerastało. W obecnej sytuacji jej protesty nie zdałyby się na nic. Isabelle była nieugięta.
— Tylko dwa tygodnie? — zapytała słabo Nessa.
Isabelle na chwilę się zawahała.
— Tak jak mówiłam, Nesso. Dwa tygodnie. Później wszystko wróci do normy.
Słowa kobiety jej nie pocieszyły. Czuła się rozdarta. Jakby ktoś ogromnymi szponami rozszarpał jej umysł i serce. Była bezsilna, tak cholernie bezsilna, że mogła tylko stać i wpatrywać się beznamiętnie w Isabelle.
— Matt? — kobieta odezwała się po dłuższej chwili milczenia. Skinęła głową i ostatni raz popatrzyła w oczy Nessy. — Poradzisz sobie. Wszystko skończy się dobrze.
Dziewczyna poczuła na swoim karku czyjś oddech, a później rozległ się znajomy głos.
— Chodźmy.
Matt chwycił ją delikatnie za ramię i obrócił w swoją stronę. Nessa jak szmaciana lalka podążała za nim w kierunku drzwi. Otępienie ogarnęło jej umysł. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. A może nie było to otępienie, tylko zwykły, ludzki strach? Oczywiście, że się bała. Ktoś, kto terroryzował świat nadnaturalnych, interesował się właśnie NIĄ. Już nawet nie odganiała od siebie tych myśli — uwierzyła Isabelle.
Ruszyli przez sektor wampirów i strażników, ale był zupełnie pusty. Nessa przywitała to z ulgą, bo na pewno nie zniosłaby tych zaciekawionych spojrzeń. Matt szedł przed nią zupełnie spokojny. Jakby całe to bagno w ogóle go nie dotyczyło.
Szli w milczeniu, bo nawet Nessa nie wiedziała co w tej sytuacji powiedzieć. Miała zapytać Matta o jakieś rady? Przecież to idiotyczne! Z tego powodu szli w zabójczej ciszy. Kolejne sektory również były puste. Musieli spędzić u Isabelle więcej czasu, niż Nessa przepuszczała. Przed nimi zamajaczyły schody i dziewczyna aż jęknęła na myśl o wszystkich stopniach.
— Mam cię zanieść? — zapytał ironicznie Matt.
Nessa łypnęła na niego groźnie.
— Daruj sobie.
Już zaczęli się wspinać po schodach, kiedy Matt ponownie odwrócił się w jej stronę.
— Jak się czujesz?
Nessa nie od razu odpowiedziała. Wpatrywała się w swoje starte białe adidasy, które teraz miały raczej szary kolor.
— Niezłe bagno — powiedziała tylko.
Matt uśmiechnął się i przyspieszył kroku. Nessa czuła się jak po biegu przełajowym, kiedy w końcu stanęli pod drzwiami do pokoju Matta. Ogarnęło ją zmęczenie, niedowierzanie, panika. Od emocji, których doświadczyła dzisiejszego dnia rozbolała ją głowa.
— Tam jest łazienka. — Matt wskazał ręką na brązowe drzwi. — Tak, ja też się cieszę, że będziemy ją dzielić. — Mrugnął do niej zaczepnie.
Nessa przewróciła oczami. Była tak wymęczona, że odpuściła sobie wieczorny prysznic. Powłóczyła nogami w stronę "jej" pokoju. To nie było tak, że pogodziła się z nową sytuacją. Nie należała do dziewczyn, które tak szybko się poddają. W myślach już obmyślała plan ucieczki, jednak jej mózg odmawiał posłuszeństwa.
Otworzyła drzwi na oścież i runęła na łóżko. Podwinęła nogi pod brodę i objęła je rękami. Chwilę później usłyszała cichy szum wody.
Już nawet los z niej kpił.
xxx
Co sądzicie o nowej okładce?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top