Nowy cel
Nessa przyciągnęła się, po czym z ociąganiem ruszyła do łazienki, którą - na swoje nieszczęście - zmuszona była dzielić z Mattem. Uchyliła drzwi do jego pokoju, bo była to jedyna droga prowadząca do łazienki.
W jego pokoju jak zawsze panował bałagan, jednak po blondynie nie było ani śladu.
Szybko doszedł do siebie.
Przeszła przez pomieszczenie, dopadając do klamki. Kiedy przekroczyła próg, w jej twarz buchnęła para, co znaczyło, że Matt niedawno musiał brać prysznic.
Stanęła bosymi stopami na mokrych, białych kafelkach i skrzywiła się nieco. Wytarła ręką lustro, oczyszczając go z pary i spojrzała na swoje odbicie. Ciemne cienie znaczyły się na jej delikatnej skórze pod oczami, a jej blade policzki były zapadnięte. Proste rozczochrane, włosy okalały jej twarz, uzupełniając upiorny wygląd.
Westchnęła, po czym pozbyła się swoich ubrań.
Idąc w kierunku prysznica, musiała przesunąć nogą, leżące na środku łazienki, bokserski Matta. Przewróciła oczami, widząc przedstawionego na nich zawodnika bassebalu, obok którego wiedniał napis ,,Wchodzę bez rozgrzewki".
Związała szybko włosy, po czym odkręciła kurki. Ciepła woda otuliła jej ciało, a dziewczyna przymknęła oczy. Musiała pomyśleć.
Już zaledwie kilka minut później z powrotem stała na mokrych kafelkach, wycierając ciało białym ręcznikiem. Założyła przygotowane wcześniej ubrania, przejechała maskarą po rzęsach, rozpuściła włosy i była gotowa.
Przeszła przez pokój strażnika, wchodząc do wąskiego korytarza. Pokonywała tę drogę już tak często, że mogłaby iść z zamkniętymi oczami.
— Kiepsko wyglądasz — skomentował Theodor, kiedy tylko znalazła się przy ich stałym stoliku na stołówce. Wilkołak przystawił do ust kubek z parującą herbatą, patrząc na nią z łobuzerskim błyskiem w oku.
— Powiedz mi coś, czego nie wiem —mruknęła Nessa, zajmując swoje miejsce. Powiodła wzrokiem po twarzy Theodora, Nicholasa i Ivy, którzy w spokoju jedli śniadanie. — A Matt gdzie?
— Ta tylko o jednym — szepnął z rozbawieniem Theo.
Nessa popatrzyła na niego znacząco, a wspomnienia z wczorajszego wieczoru ogarnęły jej umysł. Z nagłego zażenowania nie poruszyła się nawet o milimetr przez dobre kilka sekund. Jak dobrze, że Raphaela też nie było.
Odchrząknęła, wiedząc, iż dzisiaj na pewno nic nie przełknie.
Theodor widząc dziewczynę w takim stanie, w końcu się nad nią zlitował.
— Jest na nagłym zebraniu. Takim wiesz, dla wybranych — wyjaśnił, zanurzając metalową łyżkę w misce z płatkami. — No, już. Nie martw się tak o niego.
Nicholas uniósł wzrok znad swojego śniadania, a Nessa się lekko speszyła.
— Co? Ja... Nie — plątała się. — A idź do diabła — mruknęła w stronę Theodora, jednak kąciki jej ust drgnęły. Wstała ze swojego miejsca, patrząc na znajomych z góry. — Gdzie jest te spotkanie?
— W Sali Narad — odparł. — Zaraz, gdzie ty się wybierasz?! TOBIE TAM NIEWOLNO!
Ale Nessa już go nie słuchała. Przecięła stołówkę, zgrabnie omijając zgromadzone w niej osoby.
Popędziła korytarzem, układając w głowie plan rozmowy z Isabelle. W nocy coś postanowiła. Jeśli ma tutaj tkiwć, to przynajmniej chce być potrzebna.
Nie dbała o to, jak absurdalny był jej pomysł.
Chciała brać udział w misjach.
Dobiegła do znajomych drzwi i zatrzymała się zaraz przed brązowym drewnem. Wzięła głęboki oddech i już miała naciskać klamkę, kiedy usłyszała głosy.
W jednej chwili zmarła.
Przypomniała sobie, że pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Więc, do cholery, jakim cudem słyszała rozmowy za drzwiami?!
— Kolejne dziesięć napadów. Straty: osiem wilkołaków, trzy wampiry i dwie syreny. — Do jej uszu dobiegł poważny głos Isabelle.
Ktoś głośno wciągnął powietrze.
— Na dodatek doszły mnie słuchy, że wilkołaki planują sporządzić sobie "imprezę" — ciągnęła niemal z kpiną.
— W niedzielę wypada Czarny Księżyc, co uznali za wspaniałą okazję do świętowania. Oni nie zdają sobie zupełnie sprawy z powagi sytuacji!
— Co za ziomki. — Nessa usłyszała głos Matta. Była pewna, że gdy to mówił, na jego twarzy gościł ten typowy uśmiech.
— Banda idiotów — skwitował prawdopodobnie Raphael.
— Takie zgromadzenie — Isabelle niemal prychnęła — może być doskonałą okazją dla Masek...
Nagle drzwi stanęły otworem i zmaterializowala się w nich postać starszego mężczyzny. Jego małe, niebieskie oczy mierzyły ją uważnie.
— Czego tu szukasz? — warknął niemiło.
Nessa, która nadal była zdruzgotana zaistniałą sytuacją, pomrugała kilkakrotnie powiekami.
— Ja...
— Zjeżdżaj stąd dziewczyno, dobrze ci radzę.
Mężczyzna już zamykał drzwi, kiedy Goldville w porę się ogarnęła. Przepchała się obok nieznajomego, słysząc jeszcze jego słowa.
— Nie możesz tu wchodzić!
Ale Nessa nie byłaby sobą, gdyby posłuchała. Z kołaczącym sercem stanęła na środku pomieszczenia, narażając się na kilkanaście spojrzeń. Wszyscy siedzieli wokół okrągłego stołu, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Dziewczyna dostrzegła Matta, Raphaela i nawet Laurę. Kiedy spojrzała na zdziwioną Isabelle, zebrała się w sobie.
— Chcę brać udział w misjach.
xxx
Witam wszystkich (jeśli ktokolwiek tu jeszcze zagląda).
Ja wiem, rozdziału nie było wieki i szczerze mówiąc, myślałam, że tak już pozostanie. Znalazłam się w dołku emocjonalnym, do tego wena mnie opuściła. Już myślałam, że rzucę to wszystko w cholerę. Byłam już w trakcie pisania notki, że robię sobie przerwę, ale komentarze od morelovve tak mnie zmotywowały, że stwierdziłam, iż nie mogę tak tego zostawić. Kochana, dziękuję Ci bardzo, bo nawet nie wiesz, ile dla mnie zrobiłaś! Dziękowałam ci już w komentarzu, ale chcę zrobić to jeszcze raz.
Mam nadzieję, do następnego! xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top